🥀~Rozdział 18~🥀
🥀~Napad~🥀
Perspektywa Brym
Czasami się zastanawiam nad tym, że jakbym wybrała inne wybory, czy nie byłabym szczęśliwsza. Niekiedy pod chwilą emocji niekiedy robimy różne rzeczy. Niekiedy są one trawie i słuszne, a niekiedy trzeba się zastanowić i popełniamy błędy. Zawsze jednak możemy je spróbować poprawić. Nawet jeśli sądzimy, że już wszystko przepadło. Jednak prawda jest tak, że każdy z nas ma taki rok, dzień, czy tydzień co mu nic nie wychodzi I ciągle płyną po twarzy łzy. Trzeba pamiętać, że nie zawsze tak będzie. To tak, jak w burzy, ona nie jest cały dzień tylko przychodzi na chwile, po czym odchodzi. Jednak, gdy człowiek jest w dołku, nie zawsze widzi pozytywne cechy, chociaż niekiedy są na wyciągnięciu ręki...
— Wasz szef się nad wami znęca? Czyli to co się działo w parku, to on wam ro wszystko kazał zrobić. Chciał się was pozbyć? A nie powinien walczyć o wasze bezpieczeństwo? W końcu jesteście mu potrzebni — zagadnęłam jeszcze, a on pokręcił głową.
— My nie jesteśmy tacy, jak wy wszyscy. Każdy powie, że jesteśmy brudni, marginesem. Ten kto nami rządzi, jest jednym z najgorszych czarnych charakterów. Ale po co ci to mówię, nie zrozumiesz tego, nikt tego nie rozumie. Uważacie nas za przestępców, ale nic nie robicie z tym, że na ulicach chodzi wiele bezdomnych, dzieci, które nie mają na chleb. To jest jedyną drogą, żeby żyć! — wrzasnął, a ja się skrzywiłam. — Nic więcej nie powiem, idź do swoich kochanych koleżków. Jednak każdego z nas są policzone godziny.
Spojrzałam ostatni raz na niego, po czym wyszłam z pokoju. Trochę mu współczułam. Problem biedy, ciągle był, nawet jeśli władze próbowały coś zrobić to ciągle było za mało.
— Idź do domu, musisz jeszcze odpocząć. Widzę, jak jesteś zmęczona. Poczekamy i zadzwonimy do ciebie, gdy czegoś się jeszcze dowiemy. Ale sądzisz, że jesteśmy blisko tej sprawy? — zapytał mój przyjaciel, a ja się uśmiechnęłam.
— Sądzę, że tak — wyszeptałam, po czym się przytulałam do niego na pożegnanie.
Po tym, ruszyłam do samochodu. Kiedy zaparkowałam dopiero zrozumiałam, że naprawdę byłam zmęczona. Weszłam do bloku, po czym otworzyłam szeroko oczy, widząc, że drzwi do mojego mieszkania są otwarte. Spojrzałam na swoją broń, dobrze, że zawsze ja miałam przy sobie. Złapałam za pistolet, po czym ostrożnie weszłam do środka. Kiery zobaczyłam wszystko powywracane oraz meble zniszczone. Przełknęłam ślinę, ktoś czegoś tutaj szukał, ale czego? Jednak nie miałam już czasu na myślenie, bo ktoś złapał mnie za ramiona. Zaczęłam się wytrwać i szarpać i udało mi się to na chwilke, ale gdy tylko się odwróciłam dostałam czymś twardym w głowę. Upadłam na ziemię, po czym resztkami świadomości widziałam, jak ktoś nade mną się nachyla i wstrzykuje mi coś.
Wtedy nie wiedziałam, że lepiej było dla mnie umrzeć w tym momencie. To co miało nadejść mogło mnie złamać w każdej chwili...
********************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie I dawanie gwiazdeczek. Wiele to dla mnie znaczy. Dziękuję ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top