➪𝐏𝐚𝐫𝐤
pisze sluchajac experience, swoja droga w cholere polecam ten utwor do relaksu, snu lub pisania, bardzo komfortowy. To polaczenie pianina, skrzypiec i chyba w malej czesci bebnow. Pewnie kiedys go slyszeliscie <3
Wróciłem do domu w bardzo dobrym humorze. Położyłem się na łóżku uśmiechając się od ucha do ucha. Postanowiliśmy, że spotkamy się jutro o osiemnastej koło galerii, a gdzie pójdziemy zdecydujemy po drodze.
Ten dzień mógł pójść lepiej, bo mogłem powiedzieć mu czego naprawdę chce, ale byłem zadowolony i nie narzekałem z pretekstu kolejnych spotkań.
Włączyłem telefon i kliknąłem w ikonkę discorda. Zaraz po tym wszedłem w czat grupowy z Alexem oraz Willem i zadzwoniłem na kamerki.
Postawiłem telefon na szafce nocnej, a sam usiadłem na łóżku. Po chwili na ekranie pokazał się Alex, w nietypowej pozycji, bo siedział na biurku, z nogami opartymi o ścianę, a jego głowa zwisała.
- Mogę się dowiedzieć co robisz? - Zapytałem rozśmieszony.
Wtedy do rozmowy dołączył Wilbur, jak zawsze wyglądając jak księżniczka.
- Co tu sie.. - Również zapytał Will.
- Czekam aż krew dopłynie mi do mózgu. - Wytłumaczył się Alex.
- Wiesz, że wtedy możesz umrzeć? - Powiedziałem.
- #sad, #wap, #depresja. - Zaczął wymieniać Will, ale Quackity przerwał mu wybuchem śmiechu. - Lepiej opowiadaj jak poszła randka.
- Nie randka, bo razem nie jesteśmy. No, niestety razem nie jesteśmy. - Zacząłem. - Ale jestem zadowolony, bo się przyjaźnimy i umówiliśmy się jutro na spotkanie.
- Randka! - Krzyknął Alex.
- Alex.. - Westchnął Wilbur. - Nie rozumiesz spraw dorosłych.. Anyway, jakieś całuski były?
- Skoro nie jesteśmy razem to raczej jasne, że nie. - Powiedziałem wywracając oczami. - Ale przytuliliśmy się i złapał mnie za rękę.
- Aww! - Odpowiedzieli jednocześnie, a ja znów się zaśmiałem.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, ale w końcu trzeba było iść się ogarnąć. Pożegnaliśmy się ze sobą i każdy się rozłączył. Odłożyłem telefon na biurko i poszedłem się wykąpać. Wziąłem prysznic, umyłem zęby, ogarnąłem włosy itp. Po wyjściu z łazienki poszedłem zjeść kolacje. Zwykła wieczorna rutyna, po której poszedłem spać.
Rano obudziłem się w bardzo dobrym humorze. Zegar w moim telefonie ukazywał dwunastą trzydzieści. Wstałem z łóżka pięć minut po przebudzeniu i od razu poszedłem do łazienki trochę się ogarnąć.
Po każdemu znanej porannej rutynie stwierdziłem, że przejdę się na miasto, zobaczyć przy okazji jak się ubrać by nie było mi za gorąco, ani za zimno. Ubrałem na siebie pierwszą lepszą bluzę i szare dresy, po czym bez niczego oprócz kluczy wyszedłem z domu. Jak na lato pogoda nie była zbyt fajna. (pani od polskiego by mnie zabila jakby sie dowiedziala, ze napisalam fajna w opowiadaniu) Gdy tylko wyszedłem poczułem zimny wiatr uderzający w moją twarz. Założyłem na głowę kaptur i ruszyłem w stronę pobliskiego parku. Włożyłem ręce do kieszeni i spuściłem wzrok na chodnik. Nie chciałem zwracać na siebie uwagi, potrzebowałem chwili spokoju by pomyśleć. Musiałem ogarnąć sobie w głowie aktualną sytuację.
Skręciłem w uliczkę parku rozglądając się po okolicy. Kiedy widziałem, że nie ma tu nikogo znajomego, udałem się w stronę płaczącej wierzby, stojącej na granicy parku. Podszedłem do drzewa i usiadłem opierając się o pień. Oparłem głowę i zamknąłem oczy.
Czy naprawdę tak trudno jest mi zrozumieć, że ktoś mnie nie nienawidzi?
Nie ktoś, on.
On mnie nie nienawidzi.
Po tym wszystkim co mu zrobiłem, jemu wciąż na mnie zależy.
Chyba mu na mnie zależy..
***
Wszedłem do mieszkania ściągając z głowy niepotrzebny mi już kaptur. Ściągnąłem z siebie buty, bluzę oraz dresy i poszedłem do pokoju, rzucając ciuchy po drodze do kosza na pranie. Otworzyłem szafę i jak zwykle od razu wiedziałem co ubiorę. Była to biała koszula, na którą po chwili założyłem granatowy sweter. Spodnie były jeansowe, również w kolorze granatowym.
Wziąłem z szafki nocnej telefon, który po włączeniu pokazał godzinę siedemnastą dwadzieścia.
Idealnie.
Wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę galerii. Była ona dosyć daleko od mojego domu, ale jako że dobrze byłoby poprawić lekko formę po kilku miesiącach w domu - pomijając to, że byłem boleśnie chudy przez nie jedzenie - postanowiłem iść na nogach.
Już po dwudziestu minutach mogłem wyczuć ból, spowodowany zmęczeniem. Szedłem jednak bez przerwy, chcąc jak najszybciej zobaczyć się z młodszym szatynem.
Po męczących dziesięciu minutach dotarłem na miejsce. Jak się okazało, Nick już tam był i uśmiechał się w moją stronę.
✯✯✯✯✯✯✯✯✯✯✯✯✯
mam dosc swojego srodowiska #sad #wap #placze
XDD
co tam u was?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top