𝐋𝐈𝐒𝐓𝐄𝐍 𝐂𝐀𝐑𝐄𝐅𝐔𝐋𝐋𝐘...

mam kwarantannę więc przez najbliższe dwa tygodnie będzie częściej dodawać rozdziały, chyba że będę robić arkusze egzaminacyjne ✌️

Święta minęły Marlene wyjątkowo szybko. Z drugiej strony bawiła się cudownie. Spędziła ten magiczny czas razem ze swoim chłopakiem i przyjaciółmi. Miała wrażenie, że wszyscy znów się do siebie zbliżyli. No, nie licząc Amy i Syriusza, którzy mieli kilka kolejnych efektownych kłótni. I nawet nowa partnerka Blacka, Danielle, wydawała się być nimi zmęczona.

W zamku panowała ogólna ekscytacja, spowodowana zbliżającym się balem. Większość uczniów miała już naszykowane suknie lub szaty wyjściowe i tylko czekali, aż przyjdzie ta tak niezwykle długo oczekiwana noc. Marlene również nie mogła się doczekać — zapowiadał się naprawdę wyjątkowy wieczór.

Gryfonka uwielbiała przesiadywać razem z Andy'm w Pokoju Wspólnym Krukonów. Chłodne kolory ją uspokajały, a cisza i spokój, jakie miały tam miejsce, były zupełnie inne od ciągłego gwaru oraz hałasu, jaki panował Pokoju Wspólnym jej domu. Oczywiście, kochała miejsce, w którym wszyscy Gryfoni spędzali swój wolny czas, ale taka przerwa była dla niej niezwykle wyciszająca.

— Będziemy się widywać, jak już skończysz szkołę? — zapytała Marlene.

Miała głowę na ramieniu chłopaka. On kończył pisać swój esej na eliksiry. Odłożył pióro i spojrzał na McKinnon, zastanawiając się przez chwilę.

— No, chyba tak. Znaczy, na pewno nie codziennie, ale obiecuję, ze postaram się przyjeżdżać do Hogsmeade na każde wyjście, jakie będziesz mieć — pocałował ją w głowę, na co ona szeroko się uśmiechnęła.

— I będziesz dużo do mnie pisać, okej?

— Obiecuję. Ale wiesz, mamy jeszcze ponad pół roku razem. Potem będziemy się martwić, a póki możemy, spędzimy razem cudowny bal — posłał Gryfonce szeroki uśmiech.

— Masz rację — szepnęła, podnosząc głowę i delikatnie całując swojego chłopaka.

—————

Remus spacerował w towarzystwie Leili po błoniach. Dookoła było niezwykle biało, ale poza ogromnym zimnem, dawało to także przyjemny klimat. Lupin naprawdę polubił dziewczynę i dzięki niej przekonał się, że zawsze istnieją wyjątki. Nawet wśród Ślizgonów. Ona z pewnością takim była.

— No więc mam taki problem, trochę miłosny — powiedział zmieszany, kiedy Ślizgonka zaczęła dopytywać o to, czy coś go trapi.

— Ooch - nastolatka uśmiechnęła się. — Mów! Może ci pomogę. Na trzecim roku miałam chłopaka... — przerwała na chwilę, myśląc nad czymś intensywnie. — Nie, to nie był akurat dobry przykład. Nie ważne, opowiadaj!

Remus odetchnął.

— Chodzi o Marlene.

— Czekaj, tą blondynkę? — upewniła się dziewczyna, unosząc brwi. Kiedy Remus przytaknął, ramiona jej opadły. — A ona nie jest z tym Andy'm z Ravenclaw?

— No właśnie w tym problem... — zakłopotał się Lunatyk.

— Och — zmieszana Leila spojrzała pod stopy. — Rozumiem...

Zapadła między nimi cisza. Trochę niezręczna.

— Zamierzasz coś z tym...?

— Nie — Gryfon szybko pokręcił głową. — Ona ma chłopaka, z którym jest szczęśliwa. Nie chcę jej tego niszczyć...

— Więc zamierzasz sam cierpieć? — zmartwiła się McDaily.

— A mam inne wyjście? — chłopak westchnął, wkładając ręce do kieszeni kurtki. — Kiedyś w końcu zapomnę. Może znajdę kogoś innego... — mimo, że na nikogo nie zasługuję, dodał w myślach.

Ślizgonka spojrzała na przyjaciela z niepokojem. Mimo, że była od niego znacznie niższa, to rozłożyła ramiona, podchodząc bliżej niego. On, nawet nie pytając, przytulił się do niej. Schował twarz w zagłębieniu jej szyi, lekko drżąc.

— Wiesz, czasem okazywanie słabości wcale nie jest złe. Ani nie czyni cię słabym. Czyni cię człowiekiem, każdy z nas nim jest — objęła go mocno. — Mam wrażenie, że ty po prostu trzymasz to wszystko w sobie. Nikomu nic nie mówisz, bo nie chcesz, żeby zawracali sobie tobą głowę.

— Tobie też niepotrzebnie... — już chciał się od niej odsunąć, ale ona go przytrzymała.

— Remus, do cholery, zrozum, że nie jesteś sam — Leila złapała go za ramiona, odsuwając od siebie lekko, na tyle, by móc mu spojrzeć w oczy. — Przyjaźnimy się, nie?

— No tak...

— A przyjaciele są od tego, by sobie pomagać. Więc proszę cię, nie udawaj przy mnie, że wcale nie potrzebujesz przytulasa, okej? Po prostu mów.

— Cholera, jakim cudem ty jesteś w Slytherinie? — Remus zaśmiał się przez łzy, które napłynęły mu do oczu; nie przez złamane serce, a przez to niezwykle uczucie, jakie go ogarnęło po słowach McDaily.

Leila również się zaśmiała, ale nie odpowiedziała. Znów się przytulili. I trwali tak przez jakiś czas, dopóki Lupin nie odsunął się od przyjaciółki.

— Tak w sumie to w końcu idziemy razem na ten bal, czy nie?

—————

Snape został zaproszony na spotkanie Śmierciożerców, na którym, oczywiście, zdecydował się pojawić. Podobno mieli omówić jakiś plan, ale Severus nie miał bladego pojęcia, o co miało chodzić. Teoretycznie należał już do Śmierciożerców, ale nadal nie miał Mrocznego Znaku — dlatego też wtajemniczany był dopiero wtedy, kiedy Lord Voldemort nakazał.

Spotkanie odbyło się w nocy, musiał wykraść się z zamku. Właściwie poszło mu lepiej, niż myślał. Nie natknął się na żadnego nauczyciela — na Filcha, dzięki Merlinowi, też nie.

Na skraju Zakazanego Lasu już czekało kilka osób. Stanął z boku i po prostu czekał. Rozejrzał się. Oczywiście wśród zebranych było wiele Ślizgonów, jak Crabbe, Zabini, Goyle. Znalazło się też kilka Krukonów i Puchonów — jeżeli chodziło o Gryfonów, to Snape nie spodziewał się zobaczyć żadnego z nich.

Jakież więc było jego zdziwienie, kiedy pośród wszystkich tych niewątpliwie nieprzyjemnych osób, zobaczył nie byle kogo; nie dość, że wychowanka Gryffindoru, to na dodatek Huncwota. Brwi Severusa znalazły się niemalże przy samych włosach na widok Petera Pettigrew. Był niezwykle zdezorientowany i nie miał pojęcia, czy powinien z tym faktem coś zrobić.

Nie miał jednak czasu na dłuższe przemyślenia, ponieważ dołączył do nich Regulus Black i zaczęli iść w głąb Zakazanego Lasu. Dopiero po chwili Snape zorientował się, że nie wiadomo skąd, na czele zgromadzenia szedł Malfoy. Mężczyzna skończył Hogwart już dawno temu i był aktywnym Śmierciożercą.

Stanęli. Lucjusz rozejrzał się po młodych poplecznikach Czarnego Pana.

— Jestem pewien, że wiecie, z jakiego powodu się tu znajdujemy — zaczął. — Dlatego też przejdę od razu do konkretów. Nie chcę, żeby trwało to dłużej, niż to potrzebne — widać było, że wolałby inaczej spędzić ten wieczór. — Czarny Pan zaplanował akcję, dzięki której możecie pokazać, czy jesteście warci Mrocznego Znaku. Jeśli wam się powiedzie, oficjalnie zostaniecie jednymi z nas. Zrozumiano?

Po zebranych przeszedł pomruk.

— Dobrze. Szczegóły akcji musicie sami zaplanować, ale przede wszystkim, nie możecie dać się złapać. Macie wykonać zadanie pierwszego stycznia, kiedy będzie miał miejsce ten cały bal. Wszyscy będą nim zaaferowani, więc będziecie mieli pole do manewru. Dlatego też słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzał drugi raz...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top