𝐈𝐓'𝐒 𝐅𝐀𝐊𝐄 𝐋𝐎𝐕𝐄
Kiedy wieść o najdziwniejszej parze w Hogwarcie rozeszła się po całym zamku, Severus nie był skłonny w nią uwierzyć. Nie uważał za możliwe, by Regulus mógł rzeczywiście zacząć chodzić z Gryfonką. Wiedział, że Amy przyjaźniła się z Lily. Kiedyś czasem nawet zamienili kilka słów. Pamiętał, że była osobą bardzo oczytaną i sprawiającą wrażenie opanowanej. Dopóki, oczywiście, jej się nie zdenerwowała. Wtedy wybuchała, widocznie nie kontrolowała swoich emocji.
Charaktery młodszego Blacka i Carver były zbyt sprzeczne. Regulus był zimy, nie okazywał żadnych uczuć, nie był lojalny ani sprawiedliwy. Manipulował, kim chciał. Dlatego Snape uznał to za niedorzeczne.
Do czasu, kiedy rzeczywiście nie zobaczył razem Amy i Regulusa. Siedzieli na błoniach, pod jednym z drzew i śmiali się z czegoś. Sam widok rozbawionego młodszego kolegi był wstrząsający. Już chciał iść do Skrzydła, by dowiedzieć się, czy wszystko z nim w porządku, kiedy przypomniał sobie, jak Black pytał o Carver na początku roku i wspominał coś o zemście na Syriuszu. Wtedy wszystko zaczęło mieć sens.
Dręczyła go tylko jedna myśl. Dlaczego Amy miałaby zdecydować się na taki układ? Doskonale znał dumę i upór Gryfonów. Młodszy Black musiał użyć naprawdę dobrego szantażu, skoro Carver była w stanie udawać nawet śmiech przy Ślizgonie.
Szok po chwili zmienił się w zazdrość. Regulus potrafił tak łatwo manipulować ludźmi. Szantaż też szedł mu jak po maśle... Był bardzo ciekawy, jakich argumentów użył, by przekonać Amy. Postanowił, że go o to zapyta przy najbliższej okazji.
Postanowił pójść na obiad. Było już całkiem późno i prawdopodobnie zostało mniej osób, ale to Snape'owi zdecydowanie nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Tłumy ludzi, jakie zwykle były w Wielkiej Sali, potrafiły przytłoczyć.
Niedługo potem znalazł się w drzwiach ogromnego pomieszczenia. Ruszył w stronę stołu Ślizgonów, przy którym siedziały tylko cztery osoby; dwóch pierwszaków, jeden zaczytany szóstoklasista i dziewczyna, z którą ostatnio Severus zawarł umowę. Postanowił się do niej dosiąść i zapytać, jak idzie jej spełnianie swojej obietnicy.
Usiadł obok nastolatki i nałożył sobie na talerz kawałek mięsa wraz z małą ilością sałatki. Nie był zbytnio głodny, ale na widok jedzenia mimo wszystko ślinka mu pociekła. Zaczął wolno jeść, zastanawiając się, jak zacząć rozmowę. Jak się okazało, nie musiał, ponieważ Ślizgonka zrobiła to pierwsza.
— Kiedy zrobisz coś z moją reputacją? — zapytała, smętnie grzebiąc w swoim spaghetti.
— Najpierw ty zrób, co do ciebie należy — ochrząknął, nalewając sobie trochę soku dyniowego. — Wtedy ja dotrzymam słowa.
Tak naprawdę nie zamierzał nic robić. Nawet gdyby chciał, niewiele by zdziałał. Wbrew temu, co myślała Leila, sam nie był lubiany w Slytherinie. Zadawanie się z Lily sprawiło, że Ślizgoni patrzyli na niego pogardliwie. Uratowało go zainteresowanie czarną magią i Voldemortem, ale prawdopodobnie gdyby nie to, skończyłby podobnie do McDaily. Chciał ją tylko wykorzystać, by Evans mu wybaczyła. Wiedział, że jeśli tak się nie uda, to będzie musiał się poddać.
— Ale skąd mogę być pewna, że mnie nie oszukasz? — zapytała blondynka, patrząc na niego przenikliwie. Po chwili wróciła do swojego jedzenia.
— Spokojnie — Severus przewrócił lekko oczami. — Masz moje słowo. To ci nie wystarcza?
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. A nie powinno, pomyślał Snape. Widocznie Leila była jedną z tych nielicznych osób, którymi nawet on umiał manipulować.
Między Ślizgonami zapadła cisza, przerywana tylko szczękaniem sztućców o talerze.
—————
— Jeszcze raz — Lily ziewnęła.
Wpatrywała się ze znużeniem w Jamesa, który próbował właśnie przetransmutować książkę w pudło. Do tego momentu zmienił tylko okładkę książki, która zmieniła się w grubszą tekturę.
— To nie ma sensu — mruknął zrezygnowany chłopak, rzucając ze zdenerwowaniem różdżką.
Evans przewróciła oczami. Miała serdecznie dość humorków Pottera. Zmieniały się dosłownie z sekundy na sekundę.
W tamtej chwili przeklinała McGonagall. I Pottera. Wszystko przez to, że na lekcji nie uważał. Minerwa kazała jej udzielać chłopakowi korepetycji, za które podobno miała dostać dodatkowe punkty dla Gryffindoru. Gdyby tylko miała wybór, z pewnością powiedziałaby 'nie'.
— Tak samo jak twoja egzystencja. Skup się, Potter. Wysil mózg, o ile jakiś jeszcze ci został. Choć obstawiam, że cały już ci wypłynął uszami.
— Jesteś niemiła, Liluś — jego nastrój znów się zmienił, tym razem na wesoły. Na jego twarzy nie było śladu dawnego rozdrażnienia; widniało jedyne rozbawienie i szeroki uśmiech.
— A ty zmienny bardziej od Amy podczas okresu. Merlinie, daj mi siłę. Słuchaj, Potter, marnujesz mój cenny czas.
— Ach tak? Więc co takiego masz ważniejszego ro roboty — zapytał z łobuzierskim uśmiechem, kładąc nogi na stole.
— Przede wszystkim, Potter, to biblioteka — syknęła. — Zabieraj nogi! A odpowiadając na twoje pytanie, jest milion innych rzeczy, które najchętniej bym teraz robiła. Czytanie, pisanie eseju na zaklęcia, pisanie listu do rodziców, uczenie się...
— Wszystko to nudne — stwierdził chłopak, nawet nie drgając. Wyszczerzył zęby, widząc zdegustowany wyraz twarzy rudowłosej.
— Nie wytrzymam — mruknęła Evans.
Dziewczyna zerwała się ze swojego krzesła i zaczęła pakować wszystkie należące do niej książki. James nadal się nie ruszył, jednak jego uśmiech zniknął. Zamiast tego skrzywił się lekko.
— Evaaans. Nie obrażaj się! Nie bądź sztyywniaarą — specjalnie przeciągał samogłoski.
— Odwal się, Potter, pogadamy o jakichkolwiek korepetycjach kiedy dorośniesz. W tym czasie możesz iść do Amy, choć jej pewnie cierpliwość do ciebie zniknie szybciej niż mi.
— Zapewne — zamyślił się. — Chociaż właściwie nie wiem, czy miałaby dla mnie czas — mruknął niechętnie. — Przecież ma teraz swojego chłopaka, z którym spędza większość czasu.
Lily rzuciła mu pełne dezaprobaty spojrzenie, zarzucając jednocześnie na ramię czarną torbę, pełną książek.
— Niech się spotyka z kim chce, dajcie jej spokój. Będzie co będzie — mruknęła, po czym ruszyła do wyjścia.
— Lilyy — James szybko pobiegł za nią. — Widzimy się jutro, nie?
Evans spojrzała na niego krzywo i westchnęła.
— Masz się nauczyć tego zaklęcia na jutro. Inaczej nie licz na żadne korepetycje — powiedziała ostro. Odwróciła wzrok i poszła dalej.
— Evans! Jeszcze jedno — Potter nadal za nią podążał. — Pójdziesz ze mną na bal?
Lily spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi. Do tej pory nie miała partnera, a Rogacz zadawał jej to pytanie częściej niż go widywała. Miała dość sytuacji, w których nagle podchodziły do niej pierwszaki i pytały w imieniu Gryfona, czy pójdzie z nim na bal; ciągłe kartki z tym samym pytaniem również ją irytowały. Regularnie je paliła, ale kupka popiołu i ciągły smród spalenizny wyraźnie doskwierały jej współlokatorkom.
— Zobaczymy — przewróciła oczami i wyszła z biblioteki.
James już chciał pobiec do Syriusza, by pochwalić się, że prawdopodobnie wreszcie udało mu się przekonać do siebie Evans, ale przypomniał sobie, że przecież zostawił w bibliotece różdżkę. Zaklął i zawrócił.
Tymczasem Lily ruszyła w stronę Wieży Gryffindoru, chcąc odrobić prace domowe na następny dzień. Wyjątkowo szybko udało jej się dotrzeć do obrazu Grubej Damy. Namalowana kobieta akurat rozmawiała z czarownicą z obrazu obok, dlatego Gryfonka ochrząknęła głośno.
— Prawość — rudowłosa podała hasło, ściskając z niecierpliwością ramię torby. Chciała już znaleźć się przy ciepłym kominku.
Gruba Dama spojrzała na nią spod byka, widocznie niezadowolona, że przerywa jej się plotkowanie z koleżanką, jednak otworzyła przejście bez zbędnego gadania. Lily przecisnęła się do Pokoju Wspólnego, wdychając znajomy, przyjemny zapach palonego drewna.
Na szczęście nie było zbyt wielu osób. Było późne popołudnie, więc większość osób była na obiedzie albo na błoniach, przez ciepłą pogodę.
Przy kominku Evans zauważyła czytającą Amy. Uśmiechnęła się lekko pod nosem i usiadła obok przyjaciółki. Z początku Gryfonka nie zwróciła na nią uwagi. Natomiast kiedy zaczęła wyjmować z torby potrzebne do prac domowych książki, od razu zwróciła na siebie uwagę Carver.
Dziewczyna spojrzała na nią, przecierając oczy. Wsunęła na nos leżące obok okulary i uśmiechnęła się do rudowłosej lekko.
— Jak korepetycje z naszym przygłupem?
— Beznadziejnie — Lily westchnęła, wyjmując czysty pergamin i pióro. — Kiedy tylko coś mu nie wychodzi, od razu się denerwuje. Zero cierpliwości i chęci.
— Współczuję — Amy się roześmiała, ale od razu potem jej mina stężała.
Lily zmarszczyła brwi.
— Co się stało?
— Co? — Carver spojrzała na przyjaciółkę z niezrozumieniem.
— Coś z Regulusem? Co on ci zrobił? — Evans wyprostowała się, wymyślając już sposoby na zemstę na Ślizgonie.
— Co? Nie! Z Blackiem... Znaczy Regulusem wszystko w porządku — Gryfonka uśmiechnęła się sztucznie.
— Kłamiesz — stwierdziła Lily. — Mów! Co się dzieje?
Amy westchnęła, patrząc na Lily niechętnie. Widocznie się wahała. Kilka razy otwierała i zamykała usta, w końcu jednak się odezwała.
— Obiecaj, że nikomu nie powiesz, dobra?
Rudowłosa się zawahała, jednak po chwili zgodnie z prośbą przyjaciółki, przyrzekła. Carver odetchnęła głęboko, upewniając się, że dookoła nie ma nikogo, kto mógłby podsłuchać. Zamknęła książkę i wyprostowała się.
— No dobra. Miałam nikomu, ale to nikomu nie mówić, ale... Ufam ci — spojrzała na dziewczynę uważnie. — Nie jestem naprawdę z Bl... Regulusem. Znaczy, wiesz, jak z Jamesem. Tyle że Regulus... No, szantażował mnie.
— Co?! — Lily zerwała się do góry. — Czym?! Merlinie, dlaczego nic nie powiedziałaś?!
— Może głośniej, co? — prychnęła Amy. — Siadaj, Evans.
— Ale dlaczego się zgodziłaś? — Lily niechętnie usiadła.
— No mówię ci — Carver przewróciła oczami. — Szantażował mnie. Nie miałam wyjścia. No ale... Polubiłam go nawet — Amy myślała, że tymi słowami jakoś załagodzi sytuację, ale jak się okazało, tylko pogorszyła sprawę. Speszyła się lekko.
— Jak mogłaś polubić kogoś, kto tak obrzydliwie cię szantażował?! — Lily była zdziwiona i oburzona jednocześnie.
— Nie wiem, okej?! Nie kontroluję tego przecież! Uspokój się. I ciszej.
— Ale czym cię szantażował?
— Nie ważne — Amy odwróciła niechętnie wzrok. — Proszę, nie pytaj. Nie chcę o tym mówić.
— Musimy powiedzieć reszcie — stwierdziła Evans po chwili ciszy, podnosząc się. Przez przypadek wylała atrament na pergamin. — Cholera! — szybko rzuciła się na papier, jednak nie udało jej się nic uratować.
Amy ze spokojem wpatrywała się w nieodwracalnie ubrudzony atramentem pergamin.
— Obiecałaś.
Lily na chwilę przerwała wycieranie atramentu ze stolika znalezionymi w torbie chusteczkami, tylko po to, by spojrzeć na Amy. Westchnęła i opadła na kanapę, kończąc wycieranie atramentu.
— Dobrze — odezwała się w końcu, patrząc na przyjaciółkę z dezaprobatą. — Ale nie pochwalam tego. On cię zrani, Amy.
Ale Gryfonka tylko wzruszyła ramionami i wróciła do lektury.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top