𝐈 𝐀𝐆𝐑𝐄𝐄

Peter bardzo cenił sobie przyjaźń z Huncwotami. Dzięki nim coś osiągnął. Uważał ich w pewnym sensie za rodzinę, ale... niestety, nigdy go nie nauczono wartości rodziny.

Także Pettigrew nie do końca potrafił być całkowicie lojalny. Chciał zostać u boku przyjaciół, ale zbyt się bał. Widział przecież, dokąd świat zmierza. Wiedział, że to Voldemort rozdaje karty. To Śmierciożercy mieli więcej szans na wygranie wojny, która zbliżała się ogromnymi krokami. Wszyscy starali się o tym nie mówić, przez co była cisza. Ale w tej ciszy coraz uporczywiej rozbrzmiewało echo wojny.

Młody Gryfon postanowił zagadać do Ślizgonów. Przyjaciele nie zauważyli tego, że zniknął, co z jednej strony zabolało, a z drugiej było mu na rękę. Z pewnością łatwiej będzie bez wścibskich Huncwotów zaglądających mu na ręce.

Jak Peter myślał, z początku nie chcieli mu uwierzyć, kiedy mówił, że pragnie dołączyć do Voldemorta. Po kilku dniach jednak udało mu się ich przekonać, że byłby przydatnym źródłem informacji — w końcu któż mógłby znać więcej świeżych newsów od jednego z Huncwotów, którzy z pewnością będą pierwsi na drodze do Dumbledore'a i jego Zakonu?

A jednak okazało się, że dołączenie do Śmierciożerców nie jest tak proste. Voldemort póki co nie przyjmował byle kogo, a do tej kategorii Peter został z początku zaliczony. Musiał znaleźć coś, jakąś informację, która pozwoliłaby mu wkraść się w szeregi Czarnego Pana.

Można było przypuszczać, z pewnością coś znał. A jednak okazało się, że nic takiego przydatnego jednak nie wiedział. Do czasu, kiedy nie podsłuchał, że Amy i Lily dołączyły do Zakonu Feniksa. Z jednej strony był lekko zszokowany, że nic nie powiedziały Huncwotom, a z drugiej się cieszył — dzięki temu mógł zdobyć jakieś informacje. Jak na przykład listę członków Zakonu Feniksa. Nikt dokładnie jej nie znał, więc gdyby tylko któraś z Gryfonek taką miała...

Okazało się, że nie miały czegoś takiego. Przynajmniej tyle wynikało z jego nieumiejętnie przeprowadzonego "śledztwa"; musiał więc przeszukać dormitorium dziewczyn, by znaleźć cokolwiek, co zapewniłoby mu miejsce wśród Śmierciożerców.

Dlatego też zagadał Lily. Powiedział jej coś o Jamesie, który robi cyrk. Nie musiał nawet precyzować, o co chodzi — Evans od razu pobiegła w stronę, którą wskazał jej Pettigrew. Łatwo poszło, pomyślał z satysfakcją Gryfon.

Korzystając z tego, że mało osób było w Wieży Gryffindoru, wspiął się po poręczy do dormitorium dziewczyn. Stara sztuczka, którą opracowali Huncwoci.

W dormitorium na szczęście nikogo nie było. Wszedł ostrożnie, dziwiąc się, że dziewczyny mają taki porządek. Przeszukał rzeczy Amy, a potem te Lily, ale nic nie znalazł. Dopiero kiedy już usłyszał na korytarzu kroki, dostrzegł kartkę z czymś, co istotnie mogło być kluczowe.

Złapał kartkę, złożył ją i wsunął do kieszeni. Przemienił się w szczura akurat w momencie, kiedy Marlene wmaszerowała do dormitorium.

Wymknął się do swojego pokoju, myśląc tylko o tym, że wśród Śmierciożerców jest zdrajca.

—————

Amy naprawdę miała ochotę i nadzieję na spokojny wieczór. Dlatego właśnie poszła do biblioteki, razem ze swoimi książkami z listy 'do przeczytania'.

Dwa dni temu miał miejsce wypadek z Victorem Claytonem, chłopakiem, który im się postawił. Nie chciał, by Gryffindor stracił kolejne punkty. Och, dlaczego nie powstrzymała Syriusza od rzucenia tego głupiego Petryficusa? Przecież doskonale widziała, jak sięga po różdżkę. Nie umiała sobie tego wybaczyć.

Ale tak na prawdę z drugiej strony nie mogła też pozwolić, by wywalono Syriusza ze szkoły. To nie była jego wina, że stało się to coś. Musiała skłamać, by nie dopuścić do tego, by jej przyjaciele wylądowali na ulicy. Przecież Black nie mógł wrócić do rodziny, więc...

Właśnie dlatego Carver chciała chwili spokoju. Z początku miała problem ze skupieniem się, ale w końcu zdania i litery zaczęły tworzyć coś zrozumiałego, a fabuła docierała do jej zmęczonego mózgu. Wolno, bo wolno, ale była w stanie choć na moment oderwać się od własnych problemów i skupić się na fikcyjnych bohaterach.

Niestety, jak się okazało, nie było jej dane długo odpoczywać. Zdążyła przerzucić stronę i przeczytać pierwsze zdanie, kiedy usłyszała ten zimny, arystokratyczny i kpiący głos, którego nie chciała słyszeć już nigdy więcej.

— Carver — naprzeciwko niej usiadł Regulus Black, jednocześnie zabierając jej książkę.

Dziewczyna aż zachłysnęła się, kiedy jej skarb znalazł się w rękach wroga. Gdyby nie to, że byli w bibliotece, rzuciłaby się na niego i wydłubałaby mu oczy.

— Oddaj to, Black — warknęła, zaciskając zęby i wyciągając w jego stronę dłoń na znak, że oczekuje swojej własności.

— Nie. Najpierw mnie wysłuchasz, wtedy oddam ci twoją książeczkę — mruknął ironicznie, wymawiając każde słowo wyraźnie, jakby do dziecka. To dodatkowo rozjuszyło Carver. Przecież była od niego starsza.

— Słuchaj no, gówniarzu — kiedy niemal wypluła ostatnie słowo, zauważyła, jak oczy Blacka ciemnieją ze złości. Więc trafiła w punkt. — Oddawaj to natychmiast. Wtedy cię wysłucham. Jak nie, to nie obchodzi mnie, co masz mi do powiedzenia — powiedziała wolno, zaciskając pięści.

Jeśli ktoś miał tu dawać warunki, to na pewno nie ten dzieciak.

— W porządku — nagle oczy Regulusa przybrały z powrotem obojętną maskę, podobnie jak jego twarz. Oddał Gryfonce jej książkę, którą ta zabrała, jednocześnie krzywiąc się, jakby zrobił krzywdę jej dziecku.

— Mów, ale streszczaj się. Próbowałam czytać, dopóki ktoś mi nie przerwał — rzuciła z urazą, rozsiadając się wygodniej na krześle.

— Poprzednio odrzuciłaś moją propozycję — zaczął Regulus, splatając dłonie razem. Amy przewróciła oczami. — Więc teraz bardziej się postarałem. Wiem, że Lupin to wilkołak, oraz że rany tego Gryfona w Skrzydle to wina mojego brata — rzucił prosto z mostu.

Wyraz twarzy Amy stopniowo zmieniał się z sekundy na sekundę. Niedowierzanie, strach, złość... w końcu jednak się opanowała i została przy udawaniu, że nie wie o co chodzi. Roześmiała się sucho.

— Słucham?

— To lepiej słuchaj uważniej — warknął Regulus, pokazując swoją niecierpliwość. — Albo zgodzisz się na układ, albo cała szkoła dowie się, że twój przyjaciel to potwór, oraz że twój drugi przyjaciel to morderca. Prawdopodobnie obaj wylecą — młodszy Black wzruszył ramionami, w głębi duszy ciesząc się jak dziecko, że jego plan wypalił. Miał bardzo wysokie szanse.

— Skąd ty to wszystko w ogóle wiesz? — zapytała Gryfonka, nieumiejętnie maskując zdruzgotanie. Oboje wiedzieli, że tylko odwleka swoją decyzję.

— Nie twój interes — warknął Ślizgon, poprawiając swój krawat.

— No a co z twoją dumą? Nie zostanie urażona przez to, że będziesz 'chodzić' ze zdrajczynią krwi? — zapytała sarkastycznie, teraz rozdrażniona.

— Nie martw się o to. Naprawdę udawanie, że ze mną chodzisz, jest takie ciężkie? Zdaje się, że już to robiłaś z Potterem — zadrwił.

— Właśnie! Z przyjacielem! Teraz chcesz, żebym robiła to samo z wrogiem — Carver skrzywiła się.

— Nie obchodzi mnie to. I uprzedzając twoje kolejne pytanie, nie powiem ci, po co konkretnie mi to wszystko. — zrobił pauzę. — Więc jak będzie? Poświęcisz się dla przyjaciół? — zapytał z drwiną.

— Nienawidzę cię — Amy ukryła twarz w dłoniach. Westchnęła. — Wiesz, że nie dajesz mi wyjścia? Zgadzam się. Ale spróbuj chociaż pomyśleć o niedotrzymaniu umowy, to przysięgam ci, że każda twoja kość zostanie w tajemniczych okolicznościach złamana.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top