𝐅𝐔𝐋𝐋 𝐌𝐎𝐎𝐍

Kolejna pełnia przyszła bardzo szybko i bardzo niespodziewanie. I, oczywiście, bardzo boleśnie.

Remus miał dość. Miał dość tych głupich pełni, dość cierpienia za każdym razem kiedy księżyc ukazywał się w całej swojej postaci. Cieszył się, że miał ze sobą przyjaciół, którzy go wspierali, ale z drugiej strony... Martwił się o nich, bał się, że pewnego dnia im coś zrobi. Że któregoś z nich ugryzie; nie mógłby żyć z tak wielkim poczuciem winy. Nie utrzymałby ciężaru świadomości, że popsuł czyjeś życie. Uważał, że nikt nie zasługiwał na takie cierpienie.

Nigdy nie dostał Crucio ani inną klątwą niewybaczalną, ale uważał, że wilkołactwo jest gorsze od jakiegokolwiek czarnomagicznego uroku. Nawet Avada Kedavra zdawała się być przyjemniejsza niż to życie. Chociaż, właściwie, co to za życie?

Spędzał dużo czasu nad książkami, ponieważ nie chciał zawieść Dumbledore'a, który pozwolił mu się uczyć. Nie potrafił wyrazić swojej wdzięczności do dyrektora, ale z drugiej strony bał się, że pewnego dnia jego sekret rozejdzie się po szkole. Wtedy z pewnością byłby dręczony przez uczniów, a potem, ze względu na życzenie rozjuszonych rodziców, zostałby wydalony z Hogwartu.

A do tego dopuścić się nie mógł.

Dlatego czuł przerażenie, kiedy Amy odkryła jego sekret. Ufał jej, nawet bardzo, ale bał się, że ktoś jeszcze mógł to odkryć. Nie chciał się z nikim spotykać — również ze względu na swoją przypadłość. Bał się angażować, bo: 1) co jeśli kiedyś, w przyszłości, miałby dziecko, które odziedziczyłoby po kim chorobę? 2) nie chciał zdradzać kolejnej osobie swojego sekretu, bo tym większa szansa, że ktoś niepożądany się o nim dowie.

Tak więc Remus Lupin stronił od dziewczyn i randek. Do czasu, kiedy nie poczuł czegoś do Marlene McKinnon.

Ale wtedy ona zaczęła umawiać się z innym. Nie powiedziała tego przyjaciołom oficjalnie, a oni o tym nie rozmawiali ze względu na niego. Ale wszyscy w ciszy się zgodzili ze sobą. Wszyscy wiedzieli, że tak na prawdę to kwestia czasu, kiedy Marlene powie im, że zaczęła chodzić z niebieskookim Krukonem.

I wtedy obiecał sobie, że już nigdy więcej nie pozwoli sobie chociażby na zauroczenie. Był to, jak sobie wmawiał, pierwszy i jedyny taki błąd. Bo komu mógłby się podobać taki potwór jak on? Dla wilkołaków nie powinno być i nie było miejsca na tym świecie.

Nie mówił już o tym przyjaciołom, wiedząc, co by na to odpowiedzieli. Kiedy był odprowadzany do Bijącej Wierzby przez panią Pomfrey, myślał o reszcie Huncwotów i nie mógł opanować uśmiechu. Byli dla niego jak bracia.

Wszedł do Wrzeszczącej Chaty. Spojrzał przez okno i poczuł skurcz w okolicach żołądka kiedy zobaczył, że zza chmur wychodzi księżyc. Przez głowę zdążyła mu przebiec tylko jedna myśl — oby Amy dotrzymała słowa i nie próbowała swoim kosztem pomóc — i wtedy poczuł tak ogromny ból, że nie potrafił powstrzymać się od krzyku. Kroki. Szybkie, ktoś biegł. Wiedział, że to jego przyjaciele, ale bestia, w którą właśnie się przemieniał, nie miała o tym pojęcia.

Po kilku sekundach pełnych wrzasków wypełnionych bólem, na miejscu Remusa stała wysoka postać, wyglądająca jak skrzyżowanie wilka z człowiekiem. Do Chaty wbiegł jeleń, czarny pies i szczur.

Z początku zdawało się, że wszystko przebiegnie łatwo i spokojnie. Do czasu, kiedy wilkołakowi nie zachciało się wyjść na zewnątrz. Ruszył w stronę wyjścia, oganiając się od przyjaciół. Pies skoczył na niego, usiłując go ugryźć albo podrapać. Wściekły wilkołak zawył, zrzucając z siebie czarnego zwierzaka. Nim ktokolwiek zareagował, rzucił się do wyjścia i pognał tunelem. Jeleń szybko ruszył za nim, podobnie jak szczur. Łapa przez chwilę leżał, w końcu jednak podniósł się chwiejnie i pobiegł w ślady reszty.

—————

Amy z niepokojem wpatrywała się w okno. Siedziała samotnie na parapecie w Pokoju Wspólnym Gryfonów, ściskając w ręce pelerynę niewidkę Jamesa, która leżała obok niej. Miała ją na wszelki wypadek, gdyby musiała pójść do przyjaciół w czymś pomóc. Wiedziała, jak absurdalnie to brzmi — co ona, niedoświadczona nastolatka, która ledwo ma Zadowalający z Zaklęć, mogłaby zrobić? Mimo to była gotowa. Obiecała sobie, że tej nocy nie zaśnie. Chciała okazać wsparcie przyjaciołom, nawet jeśli miała męczyć się przez tych kilka godzin.

Na jej kolanach spoczywała książka, otwarta mniej więcej w połowie, jednak Carver nie była w stanie dalej czytać. Litery powoli rozmazywały jej się przed oczami, tworząc morze niezrozumiałych znaków. Ziewnęła jeszcze raz, opierając czoło o chłodną szybę. To lekko dodało jej energii, ale nadal przysypiała na siedząco. Ścisnęła mocniej pelerynę, jakby bojąc się, że ta gdzieś jej ucieknie.

— Amy? — dziewczyna wzdrygnęła się, słysząc czyjś głos. — Czemu nie śpisz?

W drzwiach dormitorium stała Lily, przecierając zaczerwienione oczy. Widocznie płakała. Amy zrobiło jej się żal przyjaciółki. Ostatnio mniej rozmawiały, a widocznie Evans przechodziła jakiś gorszy okres. Carver poczuła wyrzuty sumienia. Zaniedbała zarówno przyjaźń z Lily, jak i tą z Marlene. Obiecała sobie w duchu, że po pełni zabierze je do Hogsmeade jak w starych czasach i spróbuje to wszystko naprawić.

— Czytam — odparła Carver, wskazując na książkę na jej kolanach. — Muszę to przeczytać.

— Czemu? — rudowłosa pochyliła się lekko, chcąc odczytać tytuł, jednak książka była za daleko.

— Ciekawość — mruknęła trochę za szybko Amy. — Po prostu mnie zainteresowało. To mugolska książka — dodała po chwili, tłumiąc ziewnięcie.

— Powinnaś się położyć. Wyglądasz słabo — stwierdziła Lily, pochodząc bliżej przyjaciółki. Spojrzała na pelerynę obok Carver i zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała.

— Tak, dzięki — Amy roześmiała się niemrawo, dyskretnie odwracając wzrok od przyjaciółki i wbijając go z powrotem w okno. — Ty też nie wyglądasz najlepiej. Coś się stało?

Zapadła cisza. Carver znów spojrzała na rudowłosą z niepokojem.

— To... To nic. Petunia nie chce, żebym przyjechała do domu na święta. Nic nowego — Evans zaśmiała się gorzko, przecierając dłonią twarz.

Amy zamknęła książkę, nie zawracając sobie głowy zaznaczaniem strony, odsunęła pelerynę na bok i zsunęła się z parapetu. Podeszła do przyjaciółki i zgarnęła ją do uścisku. Położyła brodę na ramieniu Lily, przymykając oczy i lekko głaszcząc ją po plecach, kiedy Evans pozwoliła sobie na wypłakanie się w koszulę nocną Carver.

Nie trwały długo w uścisku, bo w pewnym momencie Amy zauważyła, jak z Bijącej Wierzby wybiega wilkołak, a zaraz za nim jeleń. Dopiero po dłuższej chwili pognał za nimi pies. Zamarła chwilowo, decydując, że musi do nich pójść. Odsunęła się od Lily, wytarła jej łzy i powiedziała, żeby się tym nie przejmowała. Poradziła jej iść spać, złapała za pelerynę, przeprosiła głośno i wybiegła, czując jeszcze większe wyrzuty sumienia. Wiedziała, że będzie musiała się mocno tłumaczyć, ale w tamtej chwili nie miało to aż takiego znaczenia.

Wybiegła z zamku akurat w chwili, kiedy wilkołak, popędzany przez jelenia, wbiegł do Zakazanego Lasu. Amy nie była pewna co do tego, gdzie jest Peter, ale widok Syriusza leżącego na ziemi w postaci psa, z całym krwawiącym bokiem sprawił, że całkowicie o tym zapomniała. Zrzuciła z siebie niewidkę i uklękła obok przyjaciela, który zdążył zmienić się w człowieka. Był przytomny, ale bardzo blady; do tego rana na brzuchu wyglądała tak źle, że Gryfonka mimowolnie się skrzywiła.

— Nie powinnaś wychodzić — stwierdził słabo, próbując udźwignąć się na nogi.

— I pozwolić ci tu umrzeć? Chyba cię pogrzało — syknęła, po czym spróbowała pomóc mu wstać. Nie udało się. — Słuchaj, musimy jakoś dostać się do Skrzydła. Dasz radę wstać?

— Ja miałbym nie dać rady? — zaśmiał się cicho. Tym razem, z dużą pomocą Amy, udało mu się dźwignąć do pionu.

— James sobie poradzi, nie?

— Raczej tak — Black zachwiał się, a Carver mocniej go ścisnęła.

— Cholera, nie wzięłam różdżki. Strasznie ciężki jesteś — Carver skrzywiła się mocno. — No cóż, musimy iść — spojrzała na przyjaciela zaniepokojona. — Tylko mi nie zemdlej po drodze, okej?

— Jasne — powiedział, po czym, blednąc jeszcze bardziej, zemdlał.

— Cudownie.

Nie wiedzieli jednak, że z bezpiecznej odległości ktoś obserwował każdy ich ruch i ze zwycięskim uśmiechem wpatrywał się w Amy ciągnącą Syriusza do Skrzydła Szpitalnego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top