𝐅𝐈𝐆𝐇𝐓

Severus siedział w swoim dormitorium i pustym wzrokiem wpatrywał się w pogniecioną kartkę z krzywymi, dużymi literami "Nic z tego". Charakter pisma był mu tak znajomy... Bez wątpienia napisała to Lily. Jakakolwiek nadzieja uleciała z Snape'a raz na zawsze.

Nie był pewny, co lepsze — ogromny ból, ale pewność, że nie ma szans na wybaczenie Evans, czy jednak wieczna niepewność i jedynie posiadanie błędnej nadziei, że kiedyś będzie tak, jak kiedyś.

Ale kogo on chciał oszukać? Przecież doskonale wiedział, że nie ma szans, by choćby przez moment kiedykolwiek było tak, jak kiedyś. Jak wtedy, zanim nazwał Lily szlamą. Ile razy już się o to przeklinał? Żałował. Tak bardzo żałował... Gdyby tylko mógł cofnąć się w czasie...

Ale ona nie umiała mu wybaczyć. Zwięźle mu to wyjaśniła w trzech, niewyobrażalnie bolesnych słowach.

Chciałby zacząć zadawać to jedno, najważniejsze pytanie. Dlaczego? Dlaczego nie potrafiła mu wybaczyć?

Ale przecież doskonale wiedział, dlaczego. Była Gryfonką. Gryfoni nie umieją wybaczać.

Mimo to, wciąż ją kochał. Nie miał co do tego złudzeń — już do końca życia będzie ją kochać. Widocznie jednak bez wzajemności.

Jednak nie umiał powstrzymać się od chęci rozmowy z Evans. Zerwał się z łóżka, wytarł mokre od łez policzki i upuścił kartkę, która powoli, gładko wylądowała na ziemi. Nie dbał, co się z nią stanie. W tamtej chwili nawet o tym nie pomyślał. Po prostu pod wpływem emocji i impulsu wybiegł z lochów, kierując się w stronę Wieży Gryffindoru.

Kiedy był pod portretem Grubej Damy, z Pokoju Wspólnego Gryfonów wyszła para, która w ostatnim czasie pojawiała się na ustach niemal każdego ucznia w Hogwarcie — James Potter i Amy Carver. Nie miał nic do Amy, uważał, że dziewczyna jest w porządku. Co prawda od kiedy nazwał Lily szlamą przestała mu kiwać głową na przywitanie gdy mijali się na korytarzach szkoły, ale Severus to rozumiał.

Natomiast Pottera Snape nienawidził z całego serca i nie potrafił pojąć, dlaczego taka Carver z nim chodzi.

Kiedy tylko James zobaczył Ślizgona, spiął się i przerwał w połowie zdania, urywając żywą dyskusję ze swoją dziewczyną na temat nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.

— Co tu robisz, Snape? — zapytał zimno, nagle poważniejąc.

— To też moja szkoła, mogę chodzić gdzie chcę, Potter — warknął nastolatek.

— James, spokojnie — Amy złapała Gryfona za rękę, chcąc go uspokoić. — Nie warto — spojrzała na Severusa w taki sposób, że chłopak znów poczuł ogromne wyrzuty sumienia.

— Spierdalaj stąd, Smarkeusie, bo inaczej... — okularnik zacisnął ze złości pięści, ignorując Carver.

— Bo co? Rzucisz na mnie jedno z tych żałosnych zaklęć? Chcę pogadać z Lily — przyznał niechętnie. — Daj mi przejść.

— Chyba śnisz! — prychnął chłopak. — Nigdzie nie idziesz! Wracaj do Ślizgonów, Wycierusie, bo w innym wypadku inaczej pogadamy.

Wokół trójki nastolatków zdążył zebrać się już spory tłumek chciwych sensacji hien, zwanych również uczniami Hogwartu.

Severus czuł się przytłoczony tą nagłą ilością uczniów na korytarzu. Pewnie większość z nich, jak nie wszyscy, odpowiedzieliby się po stronie Jamesa. Dlaczego ci ludzie tak bardzo go uwielbiali? To tak ludzie stają się popularni — przez głupotę?

— Zejdź mi z drogi! — rozkazał, stawiając krok do przodu.

Był to błąd.

Od razu kiedy to zrobił, Potter rzucił się na niego z pięściami. Snape nie spodziewał się tego i nie zdążył się zasłonić. Zanim się zorientował, już miał podbite oko i opuchniętą wargę. Obudził się z chwilowego odrętwienia i zaczął oddawać ciosy, choć mniej umiejętnie od Gryfona.

Gdzieś w oddali krzyczała na nich Carver, próbując wepchnąć się między nich i od rozdzielić. W końcu jednak, kiedy została odpechnięta na barierki od schodów (Severus nie do końca wiedział, czy to przez Jamesa czy niego samego). Wtedy podniosła się i pobiegła.

W czasie, kiedy jej nie było, Potter zarobił kilka siniaków na policzku i rozcięcie na czole, a Ślizgon stracił ze dwa zęby i swoją godność. Widocznie przegrywał i teraz już bardziej się bronił niż atakował.

Już myślał, że nie da rady i zaraz całkowicie opadnie z sił, kiedy przybiegła Carver wraz z Lupinem, który natychmiast rozdzielił walczących. Gdzieś przez głowę Severusa przemknęła myśl, że jest wyjątkowo silny jak na swoją posturę.

Wychowanek Slytherinu zatoczył się do tyłu. Upadłby, gdyby Remus go nie podtrzymał. Naprzeciwko Amy darła się na Jamesa, jednocześnie dźgając go przy każdym słowie pod żebra albo uderzając w głowę czy ramię, ewentualnie w brzuch. Zdawała się nie zwracać uwagi na jego rany, krótkich, swoją drogą, w porównaniu do Snape'a nie miał zbyt wiele.

Kiedy Carver akurat kończyła swoją tyradę, tłum zaczął się przerzedzać. Już po chwili Severus zrozumiał, dlaczego. Ku nim, szybkim krokiem zmierzała McGonagall.

Spojrzała na nich, a z jej twarzy odpłynęła krew. Snape pomyślał, że wygląda trochę jak wściekły wampir, ale zanim się choćby zaśmiał z własnego porównania, zaczął kaszleć, plując krwią.

— Potter, Snape, Lupin, Carver... — jej głos teoretycznie był spokojny, ale Ślizgon słyszał te drżące z emocji nuty. — Dopiero co dałam wam szlabany za kawał — zwróciła się do Gryfonów, zaciskając pięści. — DO DYREKTORA! NATYCHMIAST! CAŁA CZWÓRKA!

—————

Regulus doskonale widział całą bójkę Severusa i Jamesa. Akurat chciał znaleźć Carver. Niestety, poszła razem z tymi przygłupami do dyrektora. Nie miał możliwości więc zamienić z nią nawet słowa.

Wiele osób zapewne zapytałoby, dlaczego nie pomógł Severusowi, skoro sam prosił go o pomoc. Ale Ślizgon nawet o tym nie pomyślał. Po co miał tylko niepotrzebnie się okaleczać, skoro i tak nie miało to sensu? Nie przyjaźnił się ze Snape'm, a nawet gdyby, to raczej nie ryzykowałby aż tak bardzo.

Chłopak więc musiał znów odłożyć rozmowę z Amy na później. Opracował już nawet plan. Zamierzał najpierw zaproponować jej układ, w którym obie strony miałby jakieś korzyści z udawania związku z tym drugim. Miał też plan B, w razie, gdyby się nie zgodziła.

Nie miał oporów, by wcielić go w życie. Nie raz już używał szantażu, więc czym ten miałby się różnić od innych?

Black poszedł do biblioteki. Zagłębiał się w działy z książkami od Obrony Przed Czarną Magią, szukając czegoś bezpośrednio o Czarnej Magii, ale, jak można było się domyślić, niczego takiego nie znalazł.

Zamiast tego podsłuchał bardzo ciekawą rozmowę.

— Glizdogooniee — tak, zdecydowanie był to głos Syriusza. — Nie rozumiesz? Amy i James wcale nie są razem. Udają tylko — Regulusowi aż oczy się zaświeciły. Czyli będzie łatwiej niż myślał.

— Ale po co? — zdziwił się Pettigrew. Regulus nie przepadał za nim; był dwulicowy. Niby trzymał z Huncwotami, ale od jakiegoś czasu przychodził na spotkania ze Śmierciożercami. Black nie lubił takich osób.

— Żeby się dowiedzieć, czy Evans podoba się James — jęknął żałośnie Syriusz, na co jego brat skrzywił się zniesmaczony.

— Ale dlaczego ona się zgodziła? — znów zapytał że zdziwieniem Peter.

— Bo chciała mieć spokój od jakiegoś chłopaka który ją prześladował — westchnął starszy Black, a Regulus zanotował w myślach kolejną rzecz, którą mógł użyć przy przekonywaniu Carver do swojego planu.

— No dobrze... Ale dlaczego mi o tym mówisz?

— Bo miałeś kiedyś dziewczynę. Co powinienem zrobić?

Dalej Regulus nie słuchał. Oddalił się, miał już wystarczająco cennych informacji. Zabawne, że dostał je akurat od osoby, na której chce się zemścić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top