𝐁𝐋𝐀𝐂𝐊 𝐁𝐑𝐎𝐓𝐇𝐄𝐑𝐒
Syriusz nienawidził leżeć w bezruchu i nic nie robić. Zwłaszcza z raną na brzuchu i tymi pustymi (choć ładnymi...) dziewczynami, które były w nim zauroczone. Przychodziły co pięć minut. Właściwie miał spokój tylko kiedy spał; a kiedy się budził, znajdował mnóstwo kwiatów, słodyczy, wierszy, opowiadań obsesyjnych nastolatek nim i jakiejś dziewczynie... jedno było tak obrzydliwe, że spalił je po przeczytaniu pierwszego zdania. Pani Pomfrey nawrzeszczała na niego, bo przy okazji podpalił zasłony.
Często siedziała z nim Amy, ale zostawiała go, kiedy przychodziły jego 'fanki'. Miał wrażenie, że widział na jej twarzy kpiący uśmiech za każdym razem, gdy opuszczała go. Oboje jednak wiedzieli, że Blackowi owe dziewczyny bardzo schlebiają.
Remus i James także dużo spędzali z nim czasu. Peter trochę mniej, ale jak na niego i tak długo. Nie potrafił wysiedzieć w Skrzydle i wiele razy przepraszał za to Syriusza, ale on rozumiał. I mówił, że przyjaciel nie ma obowiązku się męczyć.
Lupin czuł się winny, ale Syriusz nie chował urazy. Doskonale wiedział, że Remus nie panował nad sobą. Do tego wcale nie bolało. No, przynajmniej nie tak bardzo.
Przebywanie w Skrzydle Szpitalnym stało się jeszcze bardziej uciążliwe, kiedy obok niego położono Alana Tylera. Chłopak mocno oberwał i jęczał z bólu tak często, że Syriusz był pewny, że nie wytrzyma i w końcu wybuchnie. Jak się okazało, jednak miał dużo większą cierpliwość niż myślał.
I w końcu przyszedł początek listopada. Rana na jego brzuchu całkowicie zniknęła i czuł się świetnie. Miał więcej siły, ochoty do życia i był tak podekscytowany wyjściem ze Szpitala, że nie umiał usiedzieć na miejscu. Ciągle się wiercił, a kiedy przyszli przyjaciele, niemal wybiegł stamtąd, ignorując krzyki pani Pomfrey.
Była to sobota, więc poszli na błonia. Usiedli pod ich drzewem, na którym rok temu wyryli swoje imiona, i zrobili sobie piknik. Mimo tego, że był listopad, na zewnątrz było tak ciepło, jak w lato. Dlatego też w pewnym momencie postanowili się pokąpać — James, Remus, Marlene, Lily, Peter i Syriusz szybko wbiegli do jeziora, ochlapując przy okazji siebie nawzajem. Tylko Amy została przy drzewie, krzywiąc się.
Wszyscy doskonale wiedzieli, dlaczego; Carver nie umiała pływać. Syriusz uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie ten dzień, rok temu, kiedy wrzucił dziewczynę do jeziora. Nie odzywała się potem do niego przez następne dwa tygodnie.
Tym razem postanowił podejść ją trochę inaczej.
— Amyy — wyszedł z wody, plując wodą i wyciskając mokre ubrania i włosy. — Chodź do nas!
— Nie — Carver pokręciła głową, poprawiając okulary i kurczowo ściskając książkę. — Dobrze wiesz, że nie umiem pływać. I nie lubię wody.
— No weź, nauczę cię — zaproponował, siadając obok niej. Rzucił jej spojrzenie pełne nadziei. Wiedział, że wszyscy przyjaciele patrzą na nich, prawdopodobnie zastanawiając się, co zrobi Carver. Bo wszyscy wiedzieli, że się nie zgodzi.
— Nie, Syriusz — Amy westchnęła, przysuwając kolana pod brodę. — Nie chcę. Idź.
Black w końcu, po kilkuminutowej sprzeczce, poddał się i wrócił do wody, wskakując do niej z rozpędu. Jak się okazało, ochlapał nie tylko przyjaciół w jeziorze, ale też Amy. I, co gorsza, jej książkę.
Carver tak się zdenerwowała, że wróciła do zamku, warcząc pod nosem coś o głupich Pchlarzach.
— Nie umiesz się bawić, Carver! — krzyknął za nią James, przy okazji ochlapując Marlene, która tylko się roześmiała.
— Pieprz się, Potter! — odkrzyknęła wściekle, po czym zniknęła za murami szkoły.
Przyjaciele jeszcze przez chwilę posiedzieli, ale w końcu zaczęło robić się późno. Lily stwierdziła, że musi się uczyć, Marlene ulotniła się niedługo po Amy, niewiadomo gdzie, Peter uciekł do kuchni kiedy jedzenie się skończyło, a reszta Huncwotów miała plany na wieczór. Tak więc posprzątali, żeby nie dokładać pracy skrzatom, po czym wrócili do Wieży Gryffindoru.
Było tam jeszcze dużo osób, więc musieli rozmawiać przyciszonymi głosami, żeby nikt nie usłyszał ich planów. Przygotowywali kolejny epicki żart — tym razem chcieli porwać kotkę Filcha, po czym oddać ją jej właścicielowi dopiero kilka godzin później, w nieco innej wersji.
Peter miał dołączyć dopiero przy etapie farbowania futra kocicy, więc postanowili zgarnąć Amy (właściwie to Syriusz to zaproponował). Oczywiście kiedy tylko przedstawili dziewczynie plan, ta się zgodziła.
Zostało im tylko czekać, aż wszyscy ulotnią się z Pokoju Wspólnego.
—————
Regulus Black może i nie był wielkim geniuszem, ale wiedział jedno; jeśli jego brat wraca do codzienności po jakimś wypadku, to robi coś, by wszyscy o tym wiedzieli.
A jemu akurat brakowało jednej, malutkiej rzeczy, która mogłaby przeważyć na szali przy decyzji Carver. A wszyscy powinni wiedzieć, że on mógł zaakceptować tylko jedną odpowiedź.
Dlatego też zapukał do dormitorium Snape'a, przybierając maskę obojętności. Miał już ułożony idealny plan, a jego kluczem był Severus. Miał nadzieję, że chłopak się zgodzi. Było to prawdopodobne, zważywszy, jak bardzo nienawidził Huncwotów.
Snape otworzył. Młodszy Black wolno opowiedział mu cały plan, dokładnie, szczegół po szczególe, punkt po punkcie. A przynajmniej tak myślał Severus. Nie musiał być świadomy tego, że to tylko manipulacja. Musiał tylko wykonać zadanie, które dla niego zaplanował. Nic więcej.
Po chwili ciszy Severus zgodził się. Regulus powstrzymał jakiekolwiek oznaki radości, choć wewnątrz czuł się, jakby wygrał na loterii. Teraz wszystko mogło iść tylko jak po maśle.
Zaczekali ze Snape'm do późna, do północy, aż wszyscy poszli spać. Gryfoni prawdopodobnie szli do łóżek o podobnej godzinie, a więc i mieli większe szanse na to, by plan wypalił. Wyślizgnęli się z lochów, przemierzając korytarze Hogwartu niemal bezproblemowo. Co prawda, dwa razy prawie ich złapano, ale zdążyli się ukryć.
Dotarli do Wieży Gryffindoru akurat o czasie. Czwórka Gryfonów szła korytarzem z jakąś peleryną i kawałkiem pergaminu w rękach.
Zanim jednak zdążyli się oddalić, obraz Grubej Damy odsunął się, a zza niego wyszła szczupła i wysoka postać. Zdezorientowani Ślizgoni schowali się za najbliższą ścianą, obserwując wszystko. Być może ten ktoś mógł popsuć ich plany.
Był to Gryfon, widocznie niezadowolony z tego, że jego dom miał stracić kolejne punkty przez żart Huncwotów. Zaczął się z nimi wykłócać. Stanęli tak, że nieznany Regulusowi chłopak w każdej chwili mógł ich zauważyć — reszta wychowanków domu lwa stała do niego plecami. Szybko w myślach opracował nowy plan. Uśmiechnął się szeroko, kiedy Syriusz ścisnął za plecami różdżkę. A więc jego brat postanowił nieświadomie mu pomóc. Wybornie.
Młodszy Black szturchnął Snape'a na znak, by ten przyszykował się do zaklęcia. Severus wychylił się lekko z ich bezpiecznej kryjówki. Na szczęście, póki co, chłopak z Gryffindoru był zbyt zaaferowany kłótnią z Huncwotami, by zwrócić na nich uwagę.
W tym samym czasie, kiedy Syriusz rzucił Petryfikusa na Gryfona, Snape rzucił swoje własne czarnomagiczne zaklęcie na Jamesa. Tak przynajmniej myślał, dopóki Regulus specjalnie go nie popchnął. Zaklęcie trafiło w tajemniczego chłopaka dwie sekundy później niż Petryfikus i nikt nic nie zauważył.
Poza owym Gryfonem, który chwilę przed oberwaniem obydwoma zaklęciami spojrzał prosto w oczy Regulusa.
Na efekty czaru autorstwa Snape'a nie trzeba było długo czekać. Na ciele chłopaka zaczęły pojawiać się ogromne rany cięte. Regulus wepchnął Snape'a z powrotem do ich kryjówki, mając nadzieję, że i tym razem Gryfoni zachowają się lojalnie.
Oczywiście, poszło gładko. Pobiegli po McGonagall. Amy wymyśliła jakąś bajeczkę o tym, że go tak znaleźli, a wszyscy, poza Syriuszem, potwierdzili. Głupi, myśleli, że to przez nich.
Gryfona przeniesiono do Skrzydła. Chyba go uleczyli, ale zapadł w śpiączkę. Regulus nie słuchał, powiedział Snape'owi, że się potknął. On to łyknął. Doprawdy, jacy ludzie byli łatwowierni. Teraz już tylko zostało z górki. Młody Black już czuł smak zemsty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top