Rozdział 9
Minęła ćwierć księżyca. W Klanie Ciszy zaszło parę zmian w organizacji. Patrole wyruszały w dziwacznych porach, chyba po to, żeby nie spotykać się z patrolami Klanu Wilka. Obozu chroniły już dwa koty, a nie jeden. Magazynek z ziołami był szczególnie zakryty, żłobek i legowisko starszych przyblokowano ciernistymi gałązkami i kilkoma kamieniami. Orzechowa Gwiazda, Jarzębinowy Mróz i Klonowa Noc często razem coś ustalali i rysowali pazurami w ziemi. To nie była odpowiednia pora na bitwę. Deszcz padał coraz częściej, kolorowe liście opadały z drzew. Pora opadłych liści szła pełną parą. Ostrokrzewiasta Paproć i jej kocięta spędzały więcej czasu w żłobku. Karmicielka starała się nie zwracać uwagi na ich protesty, które nasilały się z każdym dniem. Czasem Żukowy Pazur jej pomagał, jako ojciec kociaków. Rozpoczął się sezon bólu stawów u starszych. Suchego mchu prawie nie dało się zebrać. Uczniowie dbali o Obłoczne Futro i Niedźwiedziego Wąsa jak tylko mogli. Nie tylko o nich - Cichy Zmierzch i Łaciate Światło również wycofali się w szeregi starszyzny. Teraz mogli cały czas przebywać z matką. Nie mogli już zbytnio się przemęczać z powodu wieku. Inni wojownicy jednak nadal byli w silni i zdolni do walki. Starsi i doświadczeni jak Zimna Rzeka, ci w sile wieku jak Brunatny Cień, czy dopiero wkraczający w dorosłość, tacy jak Sójcze Skrzydło. Pomimo tylu niebezpieczeństw i problemów, kochała swój klan i swoje życie.
Jagodowa Łapa naskoczyła na kryjącą się w krzakach mysz. Złapała ją z ukrycia. Chwyciła zdobycz w zęby i uniosła głowę, prezentując swoją ofiarę innym wojownikom na patrolu.
— Brawo, Jagodowa Łapo! Piękna zdobycz! — pogratulowała koteczce Sójcze Skrzydło. Błękitnoszara kotka zamruczała i machnęła ogonem.
— Przyda się klanowi. Bardzo ładnie — pochwaliła uczennicę Szepcząca Pieśń. Kotka pękała z dumy. Zdążyli upolować razem z Bluszczową Łodygą i Żukowym Pazurem dwa wróble i parę nornic.
Nagle w pobliskim krzewie leszczyny rozległ się szelest. Żukowy Pazur obrócił głowę. Zbladł, gdy zobaczył dwie, niewinne kuleczki patrzące na niego wielkimi oczami.
— Tu jesteś, tato! — pisnęła Króliczka, skacząc na łapę ojca.
— Szukaliśmy cię! — miauknął Rudasek podbiegając do siostry. Wszystkie koty patrzyły na bezradnego kocura i jego kocięta w kompletnym szoku. Oni zaszli aż tak daleko? Gdzie tu obóz, gdzie matka?
— Jazda do obozu, wy małe futrzaki! — syknął Bluszczowa Łodyga, wykonując groźny ruch łapą nad główkami kociaków.
— Nie wolno wam! — krzyknął Żukowy Pazur — wiecie, jakie jest niebezpieczeństwo! O krok od bitwy! A wy gonicie sami po lesie! Nie znacie nawet granic! A co, jakby was porwał wojownik Klanu Wilka? A co, jakby pożarł was lis? Chcecie tego? — kocur kontynuował ostry wykład.
— To był jej pomysł! — Rudasek wskazał łapką siostrę.
— A właśnie, że jego! — zapłakała koteczka, warcząc na brata.
— Nie chcę słyszeć, czyj to był pomysł! Odprowadzam was do domu — wrzasnął ojciec kociąt. Króliczka i Rudasek skulili się, kładąc uszy po sobie. Kocur popchnął ich delikatnie pyskiem do przodu. Kociaki wstały i zaczęły powoli człapać za wojownikiem. Jagodowa Łapa westchnęła. Czemu oni muszą być wszędzie, dokuczyć każdemu i wcisnąć łapy we wszystko? Miała nadzieję, że wykład Żukowego Pazura dotarł do nich. Wiedziała jednak, że nie potrafił się długo gniewać, tym bardziej na swoje dzieci. Według niej, był bardzo opiekuńczym i sprawiedliwym ojcem. Czasami odnosiła wrażenie, że kocięta słuchały się go bardziej niż matki. Czy to na pewno było dobre?
***
Szepcząca Pieśń podbiegła do swojej uczennicy wracającej z patrolu.
— Pospiesz się! — zawołała — Idziemy na trening walki!
— Trening walki? — powtórzyła Jagodowa Łapa — Chyba nie idziemy na bitwę?
— Ćwiczymy na wszelki wypadek. Ostrokrzewiasta Paproć udzieliła nam rad i pójdzie z nami. Kociaki zostaną w obozie pod opieką Polnego Rozkwitu — wytłumaczyła wojowniczka.
— Ona chyba nie ma kociąt, nie jest karmicielką — zdziwiła się kotka.
— Tak, ale ma do nich naturalną smykałkę. Ma swoje lata, nigdy nie doczekała się własnych kociąt, więc w razie potrzeby niańczy cudze i wszystkim wychodzi to na dobre — opowiedziała córka przywódcy — Chodź.
Obie kotki udały się w stronę polany treningowej. Tam czekali już na nich wszyscy pozostali uczniowie z mentorami. Blada Łapa z Jastrzębią Blizną, Bagienna Łapa ze Skalistym Futrem, Oszroniona Łapa z Pylistą Zamiecią i Liściasta Łapa z Oblodzoną Jagodą, a także Ostrokrzewiasta Paproć bez ucznia.
— Witam wszystkich — rozpoczął uroczyście Jastrzębia Blizna — Dzisiaj będziemy trenować do ewentualnych potyczek z Klanem Wilka. Ostrokrzewiasta Paproć przedstawi nam podstawowe techniki — To mówiąc, zwrócił się w stronę czarnej karmicielki.
— A więc — zaczęła Ostrokrzewiasta Paproć z dozą niepewności — Każdy przed walką dobierze sobie partnera. Dwaj uczniowie nie mogą być w parze. Zawsze z mentorem. Wyruszymy o świcie, wtedy, kiedy wyjdzie patrol graniczny Klanu Wilka, a w obozie będzie więcej prawie nieszkolonych w walce łowców. Będziemy mieli wtedy większe szanse. I pamiętajcie, nigdy nie walczcie sami z większym od siebie. Koty Klanu Wilka są dosyć duże, za duże dla was. Lecz w tym klanie są także młodzi uczniowie. Na poprzednim zgromadzeniu mówili, że kocięta jednej z karmicielek zostały uczniami. Mamy silnych wojowników i pilnych uczniów, więc jest spora szansa, że wygramy. To co? Kto chce pierwszy spróbować?
Jagodowa Łapa przełknęła ślinę. Chciała mieć już tę walkę za sobą.
— Ja mogę — powiedziała w końcu.
Szepcząca Pieśń instynktownie stanęła u jej boku.
— Ja też chcę — zgłosił się Liściasta Łapa. Oblodzona Jagoda przybliżyła się do ucznia — I chcemy być z Oblodzoną Jagodą kotami Klanu Wilka.
— Koty Klanu Ciszy, do ataku! — zawyła Ostrokrzewiasta Paproć.
Szepcząca Pieśń skoczyła na Oblodzoną Jagodę. Wkrótce obie kotki zaczęły wyglądać jak biało-cynamonowy kłąb sierści. Jagodowa Łapa rzuciła się na szyję Liściastej Łapy. Kocur upadł na ziemię i wystrzelił tylnymi łapami w brzuch przyjaciółki. Kotka przełożyła prędko do przodu tylne nogi i zaczęła orać brzuch kolegi ze schowanymi pazurami. Kocur wycelował łapą w jej pysk. Ta, chwyciła go za kark i przycisnęła do ziemi. Nie zauważyła, jak rzuca się na nią Oblodzona Jagoda. Pisnęła pod wpływem nagłego, ciężkiego uderzenia. Maksymalnie skuliła się pod nią. Kotka nie mogła zadać jej ciosów łapami. Szepcząca Pieśń naskoczyła na wojowniczkę od boku. Jagodowa Łapa wyślizgnęła się spod brzucha matki, by wskoczyć jej na grzbiet.
— Stop! — zarządziła Ostrokrzewiasta Paproć — Bardzo dobrze. Teraz może... Bagienna Łapa z Oszronioną Łapą, a później Blada Łapa z Liściastą Łapą.
Jagodowa Łapa przez dalsze chwile obserwowała walki przyjaciół. Na sam koniec czarna kocica obwieściła z uśmiechem:
— Blada Łapo, Bagienna Łapo, ustaliłam z Orzechową Gwiazdą. Jeśli odbędzie się bitwa, pójdziecie na nią. A po bitwie zostaniecie wojownikami!
Oba kocury spojrzały się na siebie z uśmiechem. Pod futrem ukrywały niezwykłe podekscytowanie.
— Dociera? - zaśmiała się rozbawiona Oblodzona Jagoda. Obaj uczniowie pokiwali głowami. Tak naprawdę chyba jednak nie zwracali uwagi na to, co się do nich mówi. Byli zbyt pochłonięci nowiną. Oszroniona Łapa i Liściasta Łapa chyba skrywali zazdrość. Oczy mieli wpatrzone w starszych kolegów. Ona też chciała zostać wojowniczką. Ale jeszcze nie teraz. Na razie była młoda i niedoświadczona.
— Mam też złą wiadomość — ogłosiła karmicielka — Za dwa wschody słońca idziemy na bitwę.
Co? Jagodowej Łapie serce podeszło do gardła. Nie, na pewno nie! Ja się nie wybieram na żadną bitwę!
— Podwójna zła wiadomość, idą wszyscy uczniowie.
Teraz uczennica była bliska płaczu. Nie chcę ginąć! Nie chcę przelewać krwi. Oszroniona Łapa i Liściasta Łapa patrzyli na siebie z niedowierzaniem, z rozdziawionymi mordkami i wielkimi oczami. A co jeśli przyjdzie im walczyć z większymi kotami? To miało być pierwsze większe wyzwanie Jagodowej Łapy. I nie mogła zawieść pobratymców.
***
Kotka weszła niepewnym krokiem do obozu. Kiedy tylko czwórka kociąt bawiąca się w wyścigi z puszystą, szylkretową kocicą zobaczyła idącą za nią Ostrokrzewiastą Paproć, zerwały się z miejsca.
— Mama! — krzyknęły wszystkie jednocześnie, obskakując swoją matkę. Czarna kotka przytuliła kociaki do siebie. Króliczka zamruczała głośno, tuląc się do łapy mamy, Kopeć próbował jej doskoczyć do pyska. Rudasek i Błysk biegali koło tylnych nóg karmicielki. Polny Rozkwit zadowolona podeszła do młodszej koleżanki.
— I jak było? — dziwnym trafem zadały sobie to samo pytanie w jednym momencie. Kiedy zdały sobie z tego sprawę, obie parsknęły śmiechem. Jagodowa Łapa dołączyła się.
— Bardzo dobrze, młodzi wyszkoleni, dzieci Szepczącej Pieśni niedługo zostaną wojownikami — zdała krótko relację Ostrokrzewiasta Paproć.
— Z małymi dobrze. Bawili się w wyścigi i w chowanego. Błysk — imię adekwatne do charakteru — zamruczała ze śmiechem Polny Rozkwit.
— Mają tyle energii... — westchnęła Ostrokrzewiasta Paproć — Czułam już, gdy byłam w ciąży.
Obie kotki znowu się roześmiały.
— Dla mnie to przyjemność opiekować się nimi — przyznała szylkretowa kocica — Zawsze chciałam mieć takie piękne małe — wojowniczka utkwiła wzrok w pustce — Ja i Cedrowy Kieł zaczynamy się poddawać. To już chyba niemożliwe, żebyśmy mieli własne kocięta. A jak już to... Nie mój wiek. Powinnam już dawno przesiadywać wśród starszyzny.
— Nie mów tak! Może jeszcze się uda! Póki jesteś na tym świecie, wszystko jest możliwe. Nie możesz się poddać — Ostrokrzewiasta Paproć dotknęła nosem policzka Polnego Rozkwitu. Jagodowa Łapa współczuła starszej kotce. Miała wielkie marzenie. Ale możliwe, że nigdy nie uda jej się go spełnić.
— Póki co mogę opiekować się twoimi, gdy cię nie będzie. Są przeurocze! — zaoferowała się starsza wojowniczka.
— Byłaby to dla mnie duża ulga. Opieka nad małymi bywa wyczerpująca — przyznała karmicielka.
Jagodowa Łapa pozwoliła kotkom dyskutować. Sama popędziła do stosu zwierzyny i wyciągnęła chudą nornicę. Zdobycz tą porą miała suchy i dziwny smak. Nawet nie zauważyła, gdy położył się obok niej Blada Łapa.
— Cześć! — miauknął przyjaźnie, machając ogonem — Jak życie?
— Nie chcę na bitwę. Nie chcę umierać — westchnęła uczennica chowając głowę między łapami.
— Nie umrzesz! — kocur objął przyjaciółkę łapą — Ja też się troszkę w głębi duszy boję. Bagienna Łapa też się ekscytuje, ale boi jednocześnie.
— Będę nad tobą czuwać w Klanie Gwiazdy. Żebyś już więcej nie pakował się w kłopoty — zamruczała.
— Ciekawe, co Klan Gwiazdy o nas myśli — zadumał się Blada Łapa — Czy widzi naszą przyszłość?
— Na pewno — odparła Jagodowa Łapa patrząc w niebo — Zastanawiam się cały czas.
— Jagodowa Łapo, jesteś wspaniała — rzekł uczeń. Serce koteczki zaczęło bić szybciej. Co on właśnie powiedział? Czy ją kocha? A może tylko bardzo lubi.
— Mogę na ciebie liczyć — uśmiechnęła się kotka.
Obaj byli nierozłączni. Na zawsze. I nic już nie mogło tego zmienić. Nawet wojna za progiem, nawet przelewana krew, nawet okrucieństwo Klanu Wilka. Nic.
***
Jagodowa Łapa zmierzała do legowiska uczniów. Miała ochotę spać cały księżyc. Deszcz siępił na zewnątrz. Mokre bursztynowo-rude liście pokrywały legowiska. Zaczęła ugniatać swoje posłanie z mchu i piór. Przydałoby się je zmienić. Robiło się już płaskie i niewygodne, a samo pokrywało się różnymi zapachami. Przez wejście weszły wtedy dwa koty.
— Cześć, córeczko — miauknął jeden z nich. Była to Oblodzona Jagoda. Jastrzębia Blizna stał obok niej.
— Chcieliśmy z tobą porozmawiać — dodał Jastrzębia Blizna — I nie zrobiłaś nic złego.
Koteczka odwróciła się i wyszła. Razem z rodzicami siadła przed krzakiem leszczyny.
— Wiemy, że się boisz — zaczął kocur, kładąc łapę na barku córki — Pamiętam moją pierwszą bitwę. Pies wdarł się do obozu, goniąc patrol. Byłem wprost na jego drodze, nie miałem jak uciec. Gdy chwycił mnie w zęby, świat oszalał. Drapałem go na oślep, chociaż w brzuchu czułem tak piorunujący ból, że czułem, że zaraz zemdleję. Gdy w końcu mnie wypuścił, starałem się stawić mu czoła. Klonowa Noc odciągnęła mnie siłą, a inni wojownicy go przegonili. Było to pół księżyca przed moją ceremonią wojownika. Też byłem uczniem.
Opowieść Jastrzębiej Blizny wywołała dreszcze u Jagodowej Łapy. On też walczył za czasów ucznia. I walczył ze stworzeniem nieokrzesanym, dużo większym, na początku sam.
— Widzisz tę bliznę? — wojownik wskazał ogonem na wielką szramę na brzuchu — to wtedy ją otrzymałem. I od tego wzięło się moje imię. Twoja mama była pod takim wrażeniem, że... — tutaj urwał, a jego czuły wzrok powędrował na uśmiechniętą Oblodzoną Jagodę — Poczuliśmy do siebie coś, czego nigdy wcześniej nie czuliśmy. Orzechowa Gwiazda powiedział, że jak tylko dojdę do siebie, mianuje mnie wojownikiem. I dotrzymał słowa. Wszyscy byli ze mnie dumni. Bitwa nie zawsze jest powodem do strachu. To wyzwanie od losu, czasami powód do dumy z udziału, a czasami początek czegoś nowego — zakończył.
— Kochamy cię, córeczko. I nie bój się — Oblodzona Jagoda otarła łeb o głowę córki — Jesteś wspaniała. Od zawsze to wiedzieliśmy.
— Dziękuję wam — głos uczennicy drżał — I kocham was. Jesteście najlepsi — wyznała wtulając się w rodziców. Cała trójka zamruczała.
Byli szczęśliwą rodziną zdolną przetrwać najcięższe czasy. Jej bicie serca się uspokajało. Będzie dobrze. Musimy wygrać. A nawet jeśli przegramy, nadal mam wsparcie. Kochanych rodziców, najlepszą przyjaciółkę, oddanego przyjaciela i wspaniałą mentorkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top