Rozdział 26


Śnieg ostatnio nie prószył. Świeciło słońce. Żeby tylko teraz nie zaczęło to wszystko topnieć. Wtedy to będzie istna pogodowa tragedia. Błoto. Błoto wszędzie. Mokra trawa. Brudne placki zmrożonego śniegu. Wszystko mokre i wilgotne, aż żal zbierać nowy mech, już lepszy ten stary niż taki przesiąknięty wodą. Brrr. Jagodowa Łapa nie wyobrażała sobie leżeć na takim czymś.

Całe szczęście, że teraz wylegiwała się na swoim miękkim, w miarę ciepłym posłaniu. Krople wody kapały często ze stropu leszczynowego legowiska uczniom na nosy, jednocześnie budząc ich ze snu. Jagodowa Łapa przekręciła się na grzbiet i rozciągnęła swoje przednie łapy. Była koszmarnie zmęczona i chętnie jeszcze by trochę pospała. Jednak więcej miłego snu było aktualnie niemożliwe, gdyż uczennica rozpoznała kroki Szepczącej Pieśni. Zawsze szła lekko, dostojnie i z gracją. Jej miły zapach aż bił od wejścia.

- Jagodowa Łapo, wstajemy! Tylko raz-raz, masz dzisiaj bojowe zadanie - zawołała, zaglądając do środka. Kotka aż czuła na sobie jej ciepły wzrok. Mruknęła pod nosem cicho, po czym leniwie obróciła się i wstała. Liściasta Łapa jak zwykle się mył, zaś Oszroniona Łapa spała w przedziwnej pozycji, rozciągnięta do maksimum, z pazurami przednich łap zahaczonymi o ścianę legowiska.

Jagodowa Łapa otrzepała się. Nie czuła, że się budzi. Czuła się, jakby odzyskiwała przytomność. Wyszła wolno z ośnieżonej nory, idąc od razu do stosu zwierzyny. Dokładnie wtedy zauważyła, jak martwy wróbel upada u jej łap. Gdy zdziwiona spojrzała w stronę, z której nadleciała zdobycz, zobaczyła znajomą pręgowaną sylwetkę. Blada Pręga uśmiechał się do niej radośnie, kiwając końcówką ogona. Wręcz czuła, jak się rumieni.

- Co? Zdziwiona? Jeszcze nigdy zwierzyna sama nie wleciała ci do łap? - kocur puścił do niej oko.

- Dz-dziękuję, Blada Pręgo - wydusiła z siebie w końcu, lekko onieśmielona tym gestem. Przyjaciel usiadł obok niej.

- Myślałem, że coś dla ciebie upoluję. Te wróble cały czas się tu kręcą, a już widziałem, jak Szepcząca Pieśń idzie do ciebie. Więc złapałem jednego - miauknął kremowy kocur, obrzucając kotkę lśniącym spojrzeniem. Wgryzła się w mięso. Wróbel był kościsty i mały, prawdopodobnie jeszcze młody, jednak smakowało dość dobrze. Z samych chudych wróbelków i nędznych myszek klan nie mógł wyżyć.

- Dobre - rzekła, przeżuwając mięso - Muszę szybko jeść, podobno Szepcząca Pieśń ma dla mnie bojowe zadanie.

- Pewnie coś związanego z kociętami. Króliczka czuje się już dużo lepiej. Biega po obozie jak szalona, sama zobacz.

Jagodowa Łapa odwróciła się. Kremowo-biała koteczka biegała po polanie z braćmi. Kopeć gonił ją, prawie depcząc jej po tylnych łapach, zaś Rudasek uciekał razem z nią. Śmiała się głośno, jej końcówka ogona lekko podrygiwała. Aż niemożliwe, że tak szybko wróciła do formy. Cała trójka już tak urosła... Niedługo będą uczniami. A wtedy zacznie się dla nich zupełnie nowe życie. Ostrokrzewiasta Paproć wciąż leczyła się po stracie Błyska. To było tak dawno, a ona nadal nie mogła się podnieść... Było z nią źle, ale musiała to przetrwać. Często rozmawiała z Polnym Rozkwitem, szylkretka chyba pomagała jej radzić sobie z życiem.

- Bardzo szybko wróciła do siebie. Niby wciąż ma ten opatrunek, lecz trzeba będzie go w końcu zdjąć. Ale i tak jestem pod wrażeniem. W dniu wypadku była zupełnie inną kotką, nie do życia. Bałam się, że stracimy ją tak jak Błyska. Ostrokrzewiasta Paproć by nie dała rady. Czas bardzo szybko ją leczy - zauważyła. W tej chwili dobiegło ją wołanie:

- Jagodowa Łapo! Chodź tu! Zadanie jest gotowe!

- Muszę iść.

- Dobrze. Najważniejsze, że dojadłaś tego wróbla.

Uczennica podążyła do mentorki. Szepcząca Pieśń siedziała koło legowiska medyczki.

- Obłoczne Futro jest słaba i chora. Ma biały kaszel, Niedźwiedzi Wąs, Cichy Zmierzch i Łaciate Światło są trochę od niej odizolowani. Na dodatek bardzo bolą ją stawy. Chciałaby z kimś porozmawiać, potrzebuje towarzystwa, które ją pocieszy i pomoże jej wrócić do zdrowia. Wierzę, że to zrobisz. Jest w legowisku medyczki. Spotkasz też tam Polny Rozkwit - wojowniczka wytłumaczyła wszystko. Zadanie jednak nie było trudne. Lecz Jagodowa Łapa zmartwiła się o Obłoczne Futro. Starsza kotka była cudowną osobą, a teraz chorowała i cierpiała. Ten biały kaszel łapie każdego po trochu. Żeby tylko nie przerodził się w zielony.

- Pewnie. Zrobię to.

Jagodowa Łapa weszła ostrożnie do środka. Obłoczne Futro odpoczywała bliżej wejścia, wyglądała na słabą. Oddech miała świszczący, oczy zmętniałe. Dalej, w głąb legowiska Polny Rozkwit leżała na grzbiecie na mchowym posłaniu, odsłaniając lekko zaokrąglony brzuch. Klonowa Noc badała ją akurat, obmacując jej brzuch łapami.

- Dzień dobry!

Wszystkie trzy kotki w środku spojrzały na nią. Obłoczne Futro od razu się rozpromieniła, jakby zobaczyła cały Klan Gwiazdy w cudownym śnie. Polny Rozkwita odwzajemniła przywitanie, zaś Klonowa Noc patrzyła tylko chłodno, coś mamrocząc pod nosem.

- Jagodowa Łapo! Kochanie! Tak się cieszę, że cię widzę! - wyszczebiotała słabo biała, puszysta kocica, wyciągając się do młodej kotki.

- Ja też się cieszę - miauknęła - Jak się czujesz?

- A nawet się nie pytaj, Jagodowa Łapo. Kaszlę, słabo mi, ledwo mogę wstać - starsza zwiesiła głowę - To już nie te lata. Ale Polny Rozkwit czuje się bardzo dobrze, aż jestem zdziwiona, myślałam, że w jej wieku będzie dużo gorzej!

Jagodowa Łapa odwróciła się. Polny Rozkwit wyglądała na podekscytowaną. Klonowa Noc dotknęła jej brzucha łapą. Uśmiechnęła się.

- Ruszają się - oznajmiła medyczka - Czujesz je?

- Tak! - karmicielka była wniebowzięta - Wiercą się! Och, nie mogę się doczekać, aż się narodzą! Ile ich jest?

- Nie mogę powiedzieć, nie mam pojęcia - czarno-biała kocica wzruszyła ramionami - Zwykle takich rzeczy karmicielki dowiadują się podczas porodu. Ale nie sądzę, żeby to było jedno. Będą co najmniej dwa, a może i nawet więcej. Najczęściej rodzi się albo dwójka, albo trójka kociąt. Jedynaki są rzadkie.

Mówiąc to, Klonowa Noc aż się wzdrygnęła. Zaakcentowała ostatnie trzy słowa, patrząc złośliwie. na Jagodową Łapę. Uczennica z trudem powstrzymywała stroszenie sierści na grzbiecie. Niech jeszcze raz wspomni o jedynakach z taką pogardą w gestach, to będzie z nią źle.

- Kociaki na pewno będą piękne! - Jagodowa Łapa starała się wrócić do normalnej rozmowy z Obłocznym Futrem - Przynieść ci coś do jedzenia? Powinno jeszcze coś zostać, przed chwilą tam byłam.

- Jakoś nie mam ochoty na jedzenie, ale Klonowa Noc mi powiedziała, że muszę jeść, by mieć siły do walki z chorobą - westchnęła starsza kotka.

- W takim razie przyniosę ci coś.
Uczennica znalazła na stosie ostatnią mysz. Była mała, lecz to była jedyna zdobycz, którą tam znalazła. Nieważne jaka chuda i koścista była, nie mogła się zmarnować, szczególnie jeśli chodziło o starszą. Plamista kotka upuściła zwierzynę przed Obłocznym Futrem. Ona przyciągnęła do siebie zwierzątko łapą, podziękowała cicho i zaczęła je jeść. Jadła powoli i z manierami, dokładnie wylizując ostatnie kostki.

- Było pyszne. Trochę kościste, ale nadal smaczne.

- To dobrze.

- Gdzie są Cichy Zmierzch i Łaciate Światło? - spytała biała kocica.

- Wydaje mi się, że w legowisku starszych - odparła Jagodowa Łapa - Chciałabyś się z nimi zobaczyć?

- Może później - odmówiła Obłoczne Futro - To moje dzieci, ale nie będą przerywać nam spotkania i rozmowy.

- W ogóle, co tam ostatnio u ciebie? Jak ci mija czas? - zapytała uprzejmie uczennica, kiwając głową.

- Nawet dobrze, oprócz tej paskudnej choroby - odpowiedziała krótko starsza - W legowisku starszych czuję się o wiele lepiej, odkąd są tam ze mną Cichy Zmierzch i Łaciate Światło. Niedźwiedzi Wąs już czasami tak mnie denerwuje, że mam ochotę zedrzeć mu futro i odciąć uszy pazurami. Nie można mu nic powiedzieć, bo ma na wszystko swoje zdanie. Moi rodzice w podeszłym wieku byli podobnym typem starszyzny. Wiecznie marudzili, byli zrzędliwi, nic im się nie podobało. Gdy kocię przychodziło z prośbą o historię, zaganiali je do stosu zwierzyny. Nieważne, ile zjedli wcześniej, musieli otrzymać coś w zamian. Czasami jeśli nie było zwierzyny albo już naprawdę nie byli głodni, prosili takie małe kocięta o czyszczenie posłań i wyrywanie pcheł oraz kleszczy. Wyobrażasz sobie to? Uczniowie za ich czasów przy starszyźnie mieli długi odpoczynek i mnóstwo czasu wolnego. Mentorzy aż byli zdziwieni.

Jagodowa Łapa zamruczała z rozbawieniem. Z jednej strony chciałaby tak, a drugiej, wydawało jej się niewłaściwe takie traktowanie kociąt.

- Kocham czas wolny, ale sądzę, że kociaki nie powinny wykonywać zadań uczniów. Szczególnie, jeśli chodzi o te żmudne, czyli na przykład wyciąganie kleszczy - stwierdziła kotka - Nienawidzę mysiej żółci.

- Ja też tego nienawidziłam - przyznała Obłoczne Futro - Gdy byłam uczennicą, klan dopiero się rodził i nie było starszyzny. Tylko starsi wojownicy. Żeby mieć jakieś zajęcie, zmieniałam ich posłania i zajmowałam się nimi oraz karmicielkami. Mój mentor, Myszołowie Serce czasami dawał mi nieprzyjemne zadania, takie jak usuwanie brudów ze śmietniska. Nienawidziłam tego jeszcze bardziej, gdyż miałam i wciąż mam długie, białe futro, do którego wszystko mi się kleiło. Ciesz się więc, że nie masz takich zadań od swojej mentorki. Szepcząca Pieśń jest kochana, często opowiadałam jej historie, gdy była mała. Nigdy nie dałaby takiego przykrego zadania swojej uczennicy, za dobrze ją znam.

Jagodowa Łapa była w szoku. Czyszczenie śmietniska?! Fuj! Prędzej już wyciąganie kleszczy! Aż robiło jej się niedobrze, gdy wyobrażała sobie taką robotę. Myszołowie Serce musiał być surowym mentorem.

- Ohyda! Całe szczęście, że mam Szepczącą Pieśń - wzdrygnęła się uczennica - Nie wyobrażam sobie takich zadań. Lubiłaś Myszołowie Serce?

- Był surowy - oceniła Obłoczne Futro - Ale jednak go lubiłam. Interesował się moimi problemami, chwalił mnie za moje postępy. Fakt, dużo ode mnie wymagał i małe zwycięstwo mu nie wystarczyło, ale obudził we mnie ambicje na bycie jak najlepszą i jak najbardziej oddaną klanowi wojowniczką. Gdy zginął podczas bitwy, byłam już dorosła. Opłakiwałam go i strasznie za nim tęskniłam. Kiedyś zobaczyłam go we śnie. I zrozumiałam, że nauczył mnie wszystkiego, czego potrzebuję teraz w życiu. U jego boku złapałam pierwszą mysz, u jego boku stoczyłam pierwszą walkę. Mentorzy są jak rodzina, jeśli potrafisz ich posłuchać.

- Chciałabym szkolić jedno z kociąt Polnego Rozkwitu - pomyślała głośno Jagodowa Łapa - Przecież, gdy skończą sześć księżyców, będę już wojowniczką!

- Nie miałabym nic przeciwko! - odezwała się Polny Rozkwit - I wiedziałabym, że moje dziecko jest pod dobrą opieką.

Uczennica czuła się tak dobrze, słysząc te słowa, pomimo tego, że słyszała je już tak wiele razy. Nie była jednak przekonana, czy dałaby radę. W każdym razie nie teraz. Zdobędzie doświadczenie i być może będzie zdolna poprowadzić nowego kota ścieżką wojownika, tak jak to robi Szepcząca Pieśń. Dla niej nie było lepszego mentora. Ciekawe, co teraz robi pręgowana kotka.

Obłoczne Futro w międzyczasie zakaszlała ostro, zwieszając głowę i krztusząc się powietrzem. Jagodowa Łapa przestraszona, dotknęła jej łapy. Kotka miała gorączkę. Klonowa Noc wychyliła się z magazynka z ziołami.

- Obłoczne Futro, wszystko dobrze? - zawołała.

- Tak, tylko kolejny napad kaszlu - odparła biała kotka.

- Co? - medyczka najwyraźniej nie usłyszała.

- Dobrze, tylko mam kolejny napad kaszlu! - powtórzyła głośniej i wyraźniej starsza.

- Ech, gdyby tylko była tu Waleczna Łapa i nie pałętałaby się tyle po patrolach zielarskich z kolegami, tylko zrobiłaby to szybko i porządnie, i przyniosłaby mi wreszcie ten wrotycz... - westchnęła z irytacją Klonowa Noc.

Jagodowa Łapa teraz przypomniała sobie o przyjaciółce. A więc wyszła na patrol zielarski prawdopodobnie z rodzeństwem bądź młodymi wojownikami. Czyżby medyczka była zdenerwowana także i swoją uczennicą? Czyżby była aż tak niesympatyczna?

- Nie martw się, nie lubi większości pozostałych kotów. Woli swoje towarzystwo, zawsze tak było. Łatwo się irytuje, nawet tymi drobiazgami. Bardzo chciała uczennicę, więc niech teraz nie marudzi. I nie zdziw się, jak będzie dostrzegać we wszystkim i we wszystkich problem. Znam ją od zawsze, była taka od maleńkiego kocięcia, po śmierci siostry stała się jeszcze gorsza - powiedziała cicho uczennicy Obłoczne Futro. Całe szczęście, że Klonowa Noc była przygłucha i nie mogła ich dosłyszeć.

- Wiem - pokiwała głową uczennica - Ona już taka jest. Taki wrzód na ogonie.

- Zgadzam się. Czasami się zastanawiam, dlaczego wzięła się za robotę medyka, skoro tu trzeba umiejętności rozmowy z kotami. Ale nie rozmawiajmy już o niej, bo przecież nie jest całkiem głucha - starsza zakończyła temat - Zgromadzenie jest niedługo. Chciałabyś pójść?

Co?! Zgromadzenie?! Jagodowa Łapa prawie zupełnie zapomniała.

- Tak - odparła - Z chęcią. Chcę zobaczyć, jak zachowa się Lisia Gwiazda i uczniaki z Klanu Wilka. Mam nadzieję, że nie będzie bójek. Mam już ich dość.

- Klan Wilka trochę ucichł, ale obawiam się, że robi to po to, by uderzyć ponownie. Nie należy im ufać. To szaleńcy wyjęci spod kodeksu wojownika - stwierdziła Obłoczne Futro - Lisia Gwiazda czasami zachowuje się jak opętany. Tak bardzo bym chciała, żeby wreszcie zapanował spokój...

- Ja też. Na razie jest dobrze i tego się trzymajmy - uczennica starała się utrzymać starszą na duchu. Ona tylko pokiwała głową.

- Dziękuję, że przyszłaś, żeby ze mną porozmawiać - zamruczała kocica - To niby tak mało, a tak wiele dla starej, dobrej, schorowanej kocicy... - to mówiąc, oparła łeb o głowę Jagodowej Łapy. Kotka uśmiechnęła się w odpowiedzi.

***

Szepcząca Pieśń biegła truchtem z Jagodową Łapą u boku. Uczennica ledwo nadążała za mentorką. Patrol graniczny przy granicy z Klanem Wilka był niebezpieczny. Koty pod przywództwem Lisiej Gwiazdy mogły dopuścić się do wszystkiego. Poza tym na ścieżce można było spotkać Dwunożnych i ich psy, które bywały groźniejsze niż niejeden kot, nawet cały klan. Bluszczowa Łodyga prowadził patrol. Był z nimi także Jastrzębia Blizna i Sójcze Skrzydło. Zawsze wysyłano w te okolice trochę więcej kotów, w razie ewentualnej potyczki.

Kotka dała susa przez mały krzak jeżyn, podążając za pręgowaną sylwetką. Bluszczowa Łodyga już węszył w poszukiwaniu niepożądanych zapachów. Cały patrol zbliżał się powoli do granicy. Jagodowa Łapa najbardziej bała się tego obszaru. Ona też zaczęła penetrować teren. Nie wyczuwała nic poza zwietrzałą wonią nornicy, starych śladów kilku członków jej klanu oraz drzew.

- Czysto - zakomenderował Bluszczowa Łodyga - Chyba że dalej jeszcze coś znajdziemy.

- Jeśli czysto, to możemy iść dalej - odparł Jastrzębia Blizna i ruszył naprzód. Uczennica pomknęła w ślad za ojcem, przeskakując kolejny krzak jeżyny. Łapy zapadały jej się w mokry śnieg, więc starała się podążać szlakiem kotów przed nią. Pozostali członkowie patrolu sadzili jednak tak wielkie susy, że nie dawała rady wskakiwać idealnie w ślady łap. Pomimo tego pędziła jak najszybciej, usiłując nadążyć za resztą. W końcu drzewa zaczęły się przerzedzać. Przed oczami kotki ukazała się wydeptana, ubita niezliczonymi śladami wielkich łap, ścieżka Dwunożnych. Wokół nie można było wyczuć żadnego psa ani jego właściciela. Lecz coś tu było nie tak. Charakterystyczny, błotny, leśny odór gryzł Jagodową Łapę w nozdrza. O nie. Klan Wilka. Woń z dzisiejszego ranka, może nawet z wczoraj.

- Wy też to czujecie? - zapytała zaniepokojona Szepcząca Pieśń.

- Odór tych lisich łajn? Nawet mi nie mówcie - prychnął i splunął Bluszczowa Łodyga.

- Nie wierzę, że wdarli się na nasze terytorium - zawarczał Jastrzębia Blizna - Oby Lisia Gwiazda i jego wojownicy dostali od nas nauczkę na następnym zgromadzeniu.

- Coś musieli tutaj robić. Nie wierzę, że tak po prostu przyszli - pokręciła głową Sójcze Skrzydło.

- Czuję krew!

Wszyscy spojrzeli na Jagodową Łapę. Uczennica wyczuła stęchłą, metaliczną woń.

- Skąd, córeczko? - szylkretowy kocur od razu podszedł do córki, patrząc głęboko w jej oczy.

- Czuję, że... - jęknęła - To jest na północ... Nie do końca świeży zapach.

- Jeśli kogoś skrzywdzili, to ja im tego nie daruję! - zagrzmiała Szepcząca Pieśń - Też to czuję.

- Idziemy tam z tobą, Jagodowa Łapo. Wierzę w twój zmysł - zadecydowała Sójcze Skrzydło.

- Jeszcze tego nie było, żeby uczennica kierowała całym patrolem - prychnął Bluszczowa Łodyga.

- Nie odzywaj się, Bluszczowa Łodygo. To moja córka. Wiem, że gdziekolwiek nas poprowadzi, będzie dobrze - warknął Jastrzębia Blizna.

Słowa szaro-białego kocura zabolały Jagodową Łapę. Jednak wiedza o wsparciu ojca podtrzymywała ją na duchu. Prowadziła patrol z szalenie bijącym sercem, ciężko i szybko oddychając. Musiała przewodzić. I musiała dać radę. Wreszcie po stronie Klanu Ciszy natknęła się na trop. Zapach Klanu Wilka.

- Tu był Klan Wilka! - zawołała prędko Szepcząca Pieśń. Wszyscy pobiegli za nią, łącznie z uczennicą, która co kilka kroków potykała się i upadała. Nagle patrol zastał straszny widok. Na ziemi leżały dokładnie oblizane, królicze kości. Było ich kilka, bardzo niewiele. Obok znajdowała się plama krwi, a w zasadzie kilka bryzgów oraz strzępy brązowego futra. Kotka była zszokowana. Klan Wilka kradł zwierzynę!

- Klan Wilka kradnie nam zwierzynę! - wrzasnęła Szepcząca Pieśń. Powąchała ostrożnie resztki - Ukradli nam królika!

- Och, jak miło będzie powiedzieć wszystko na zgromadzeniu - rzekła bojowo Sójcze Skrzydło - Wiedziałam, że prędzej czy później wykręcą nam jakiś numer. Ciekawe, co powie na to Orzechowa Gwiazda. Nie mogę się doczekać, by poznać winowajców z tego gangu lisich łajn. Jak już polują, to u siebie i na swoją zwierzynę, a nie na naszą.

- Wracamy do obozu - westchnęła Szepcząca Pieśń - Ale najpierw musimy zabrać tego królika do obozu, a raczej to, co z niego zostało.

Pręgowana wojowniczka złapała w zęby kilka kostek, a Jagodowa Łapa wzięła kępki futerka i skóry. Teraz Klan Wilka pozwalał sobie na zbyt wiele. I ona już to wiedziała. Czy te strzępki i kości splamione krwią miały być prowokacją do walki? Czy Lisia Gwiazda naprawdę był tak żądny bitwy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top