07 | interest
A/n: Wiele osób nie zauważyło tego w ostatnim rozdziale, myślałam że jest to raczej oczywiste, ale widać nie było, stąd tłumaczę: Izaya i Reader-chan stali obok siebie, Reader stała się celem "przez przypadek" ^^"
♠
Od początku wydawało się to dziwne. Nienaturalne. Niewytłumaczalne. Ale tak samo było z Nim. Też był... niewytłumaczalny. Nie potrafiłam Go zrozumieć. A w głębi serca, jak bardzo nie chciałabym się tego wyprzeć... chciałam Go zrozumieć. Chciałam Go poznać. Choć czułam się z tym źle. Strach nie minął, ale pojawiło się... coś nowego. I to coś, jak ogień w kuchence, zdawało się być przez niego cały czas podkręcane. Począwszy od małego płomyczka.
"Chodź do mnie, ptaszyno. Czekam na Ciebie. Chodź... pokażę Ci nowy świat, świat, którego jeszcze nie poznałaś."
| you should not |
Siedziała w autobusie, cudem powstrzymując się od nerwowego rozglądania na boki. Na siedzeniach za nią jacyś podpici mężczyźni rozmawiali. Zdecydowanie za głośno, zdecydowanie za wulgarnie i zdecydowanie wolałaby, żeby w ogóle ich tu nie było. Obawa była naturalną reakcją, która udzieliła się chyba wszystkim pozostałym pasażerom.
Obawa związana była jednak z jeszcze jednym faktem. A mianowicie takim, że od trzech dni była całkowicie sama. Nikt za nią nie chodził, nikt nie czaił się w ciemnych uliczkach. Sama musiała przyznać, że przez ostatnie dni znacznie wzrosło jej zaufanie do osoby... która przecież nie wyrządziła jej żadnej krzywdy. Ale jej obecność jakimś magicznym sposobem sprawiała, że dziewczyna czuła się nieco bezpieczniej. Gdy jej zabrakło, czuła się, jakby straciła dosłownie anioła stróża.
Czy coś mu się stało...?
Zastanawiała się, czy nie byłoby w porządku go odwiedzić. Lub chociaż przejść się po okolicy, sprawdzić, czy wszystko u niego w porządku. Może nawet tak, by tego nie zauważył. Gdyby widziała go przez okno, albo gdyby nie było wokół żadnych niepokojących znaków czy ogłoszeń, na pewno czułaby się znacznie pewniej.
Nie było trudno znaleźć jego adres. Znała jego nazwisko, adres znalazła w internecie.
"Izaya Orihara
usługi infobrokerskie"
Że też wcześniej nie wpadła na to, by zrobić o nim research... Nic nie mówiły o nim czołowe media, ale na forach niejedną informację można było znaleźć. I z reguły nie były to pozytywne opinie.
Manipulator, potwór bawiący się ludzkim kosztem. Bez serca.
To nieprawda, pomyślała bezwiednie, marszcząc brwi z lekką irytacją. Wy przecież nic o nim nie wiecie...
Uratował mnie! Uratował mnie własnym kosztem...
Potrząsnęła głową, zadziwiona własnymi myślami. Taka była jednak prawda. Nikt nie miał prawa go oceniać. Nikt nie poznał go... w ten sposób co ona.
Ktoś taki nie może być zły... Nic o nim nie wiecie!
Z irytacją wyłączyła przeglądarkę w telefonie i wrzuciła urządzenie do torby. Zacisnęła dłonie na brzegu płaszcza, powstrzymując się od wybuchu. Mężczyźni za nią byli jeszcze głośniejsi. Modliła się, by jak najszybciej dojechać do celu.
Wysiadła dwa przystanki wcześniej, na spowity w mroku chodnik ciągnący się wzdłuż równie ciemnej ulicy. Była sama. Zza jej pleców dochodziły dziwne szmery, ruszyła więc, jakby nie chcąc, by i źródła owych szmerów usłyszały ją.
Było jej zimno, prawie biegła.
Była sama i przerażona.
Wbiegła do domu, zatrzaskując za sobą drzwi i opadła na posadzkę, dysząc ze zmęczenia.
Oparła głowę o ścianę, nie będąc w stanie już myśleć o niczym. Jej własne przeczucia wyczerpały jej siły.
Zanim zasnęła, na wpół przytomna wyszeptała dwa słowa. Słowa, które nigdy miały nie dotrzeć do ich adresata, ale które na dobre zakorzeniły się w jej podświadomości.
- Izaya... Wróć...
| you should have not |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top