🥀~Rozdział 48~🥀
🥀~Masz...~🥀
Perspektywa Sarah
Kupiłam pierwszy lepszy posiłek, dla tej dziewczynki, po czym zaczęłam wracać do naszej kryjówki.
Może źle robię, ale zrobię wszystko, żeby odzyskać Williama. Nie po to odganiałam wszystkie kobiety od niego, żeby teraz patrząc jak zakłada swoją rodzinkę z tą całą Carmen.
Nie zrobiła mi nic złego, ale nie ma prawa dotykać mojego Wilisia. On jest mój i tylko mój.
Wsiadłam do samochodu i ostrożnie zaczęłam się kierować do celu podróży.
Ta mała nie jest nawet taka zła. Może tak reaguję, bo jestem kobietą i mam większy instynkt macierzyński? Nie mam pojęcia, ale nie chcę, żeby Viktor zaczął ją bić.
Viktora poznałam przypadkowo w barze, kiedy zaczął coś mówić o zemście i pieniądzach. W dzisiejszym świecie trzeba mieć pieniądze, a ja chcę mieć ich najwięcej. Nie będę żebrać na ulicy, to jest nie godne.
Z takimi myślami przejechałam przez furtkę i od razu wysiadłam.
Weszłam do środka i udałam się do pokoju tej dziewczynki. Ostrożnie otworzyłam drzwi, jednak nic się nie stało.
W końcu to dziecko, wszystko może wykombinować.
Spojrzałam na Emy, czy jak jej tam i dostrzegłam, że siedzi w tym samym miejscu co ją zostawiłam.
- Masz. - rzuciłam w nią jedzeniem.
- D-dziekuje. - szepnęła.
Lekko się uśmiechnęłam, po czym zamknęłam drzwi.
Perspektywa Carmen
Tak strasznie bałam się o moją malutką córeczkę, cały czas patrzyłam na mężczyznę i może to dziwne, ale naprawdę mu wierzyłam.
Współczułam mu z powodu jego dziecka, wiem co musi odczuwać. Pewnie ja sama zrobiłabym wszystko, żeby je uratować.
- Jak możesz nam pomóc? - zapytałam, mając nadzieję, że nam pomorze.
- Wiem gdzie jest, znam wejścia. - zaczął z determinacją. - Naprawdę mówię prawdę.
- Na pewno możemy Ci zaufać? - zapytał Edmunt.
- Tak, błagam. Możecie nawet powiedzieć o tym policji. - wyznał.
Spojrzałam na Williama, a ten lekko się do mnie uśmiechnął.
- Dobrze, skontaktuję się z policją, ale i tak nie jest powiedziane, że ci ufamy w stu procentach. Musisz nas zrozumieć. Pobiłeś Carmen i z nim współpracowałeś...- zaczął William.
- Wiem rozumiem, ale mam naprawdę czyste intencję. - nadal mówił. - Kiedy powiedziałem mu co zrobiłem, to on uznał, że nie wykonałem zadania i mierzył do mnie z pistoletu. Myślałem, że mnie zabije, nigdy nie czułem czegoś takiego. Wiem, że źle postąpiłem i za to naprawdę was przepraszam...
- To w stylu Viktora, pozbyć się nie wygodnych osób. - szepnęłam.
- Nie bój się kochanie. Znajdziemy i uratujemy, Emy. - szepnął William i pocałował mnie w skroń.
Czułam, że jesteśmy coraz bliżej odzyskania mojej kochanej córeczki...
******
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top