🥀~Rozdział 37~🥀

🥀~ Gdybyś go przytrzymała dłużej... ~🥀

Perspektywa Williama

Wziąłem Emy na ręce i wspólnie udaliśmy się do szpitala.
Uspakajałem malutką, gladząć jej główkę i plecy. Po kilku minutach przestała płakać, jednak jeszcze trochę się trzęsła.

— Nie bój się, słoneczko. — wyszeptałem, kiedy już byliśmy przed salą i od razu w oczy tzucił się mój brat. — Co z Carmen?

Edmunt podniósł głowę i lekko się uśmiechnął. Miałem nadzieję, że wszystko jest dobrze.

— Już skończyła się operacja, lekarze mówią, że musi odpocząć, ale już nic nie zagraża jej zdrowiu. — wyznał, a mi kamień spadł z serca.

— Możemy wejść do mamusiu? — zapytała cicho dziewczynka.

— Smuku, dopoero jutro możemy odwiedzić Twoją mamusie. — odparł mój brat.

Malutka pokiwała swoją główką, po czym mocniej się we mnie wtuliła.

Usiedliśmy na krzesłach, przed salą Carmen i wspólnie czuwaliśmy.

Inns część miasta...

— Obiecałś mi te pieniądze! — wrzasnął mężczyzna, który prawie zabił Carmen.

— Miałeś ją tak pobić, żeby juz nie otworzyła oczu! — krzyknął jego szef.

— To nie moja wina, ze jakis facet do nas podbiegł. — próbował wyjaśnić.

— To nie moja sprawa, powieżyłem Ci jedno zadanie i ty go zepsuleś, nie będziesz mi już potrzebny. — wyznał.

— Co- co madz na myśli...— zaczął się jakąć mężczyzna, a kiedy jego szef wyciągnął pistolet zamarł.

— Game over, to było twoje pierwsze i ostatnie zlecenie. — wyznał i przeładował pistolet.

Mężczyzna jeszcze bardziej poblad i zaczął się wycofywać.

Zaczął uciekać, a jego szef tylko się szaleńczo uśmiechnął.

No minęła chwila, a pistolet wystrzelił, pozostawiając po sobie dźwięk wystrzału.

Viktor nie przejmował się czy trafił mężczyznę, czy nie. Dla niego liczyło się samo zastraszanie. Nie był normalnym człowiekiem...

— I co twój plan znowu zawiódł. — odparła kobieta, wchodząc do środka.

— Gdybyś dłużej przytrzymała Williama, to by się wszystko udało. — wysyczał wściekły.

— Przecież ona się przyzwyczaił do tej brzydoty i tak długo idało mi się go przytrzymać. — fuknęła.

— Musimy coś lepszego wymyślić. — zaczął.

— Lepszy plan..., teraz będzie trudniej, bo będzie jej pilnować i tego smarkacza. — kobieta wywróciła oczami.

— Nie mów tak o mojej córce. — syknął. — Kiedy ją zdobędziemy, będziesz mieć tyle pieniędzy, że możemy w nich pływać.

— Może masz racje. — skrzywiła się.

Razem w swoim miejscu zaczęli obmyślać nowy plan, kiedy skończyli z dumą spojrzeli na nowy zaplanowaną akcję. Teraz był jeszcze lepszy i okrutniejszy.

Przed kryjówką Viktora i Sarah...

Mężczyzna ledwo wstał na nogi. Wszystko go bolało po tym, jak spadł ze schodów.
Był wściekły, nie miał obiecanych pieniędzy, a na dodatek jego szef, chciał go zabić.

W tym momencie przysiągł sobie, że zemścić się na nim i pomoże biednej kobiecie...

******
Witajcie kochani
Kolejna część dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top