🥀~Rozdział 31~🥀

🥀~Żadnych ale...~🥀

Perspektywa Edmunta

Kiedy się obudziłem od razu, dostałem wiadomość. Byłem trochę zły, bo kto już od rana wypisuje.
Jednak to też moja wina, mogłem wyłączyć telefon.

Westchnąłem cicho, po czym podniosłem telefon i zacząłem czytać.

Witaj brat
Mam prośbę, mógłbyś zająć się Emy? Przedszkole, do którego chodziła ma remont.

Usmiechnąłem się lekko na tą wiadomość. Fajnie byłoby po opiekować się małą, jednak bałem się trochę.

—Dam radę? — zapytałem, a na odpowiedź nie musiałem długo czekać.

Na pewno dasz, jesteś Parker. Poza tym zawsze możesz do nas dzwonić.

— Dzięki, brat.

Wygrzebałem się z łóżka, po czum szybko wziąłem prysznic, żeby się odświerzyć.

Musiałem przypomnieć zabawy z dzieciństwa. Z tą myślą ubrałem się i szybko wyszedłem przed dom.

Od razu zauważyłem malutką, mojego brata i może moją nową bratową, kto wie.

— Witaj,Carmen i hej smyku. — zawołałem radośnie.

— Wujek Edmunt. — zawołała i się wtuliła we mnie.

Od razu odwzajemniłm uścisk. Czułem, że dzisiejszy dzień będzie ciekawy.

Pożegnałem się z Carmen i razem z Williamem i malutką poszliśmy do domu.

— Malutka, zostawisz nas na chwilę samych. — odparł William.

— Dobrze. — odparła i poszła najprawdopodobniej do salonu.

— O co chodzi, brat? — zapytałem.

— Dziękuje, że możesz zaopiekować się, Emy. Jakby coś się działo masz mój numer i Carmen. — lekko się uśmiechnął.

— Tak wiem, pamiętam. — odparłem. — Dam radę.

William już nic nie dadał tylko pobiegł na górę, żeby zapewne się przebrać.

Ja w tym czasie poszedłem do małej, która tak jak przypuszczałem siedziała w salonie.

— Więc dzisiaj jesteśmy razem, smyku. — poaiedziałem i się lekko uśmiechnąłem.

— Tak, będzie fajnie. — odparła radośnie.

— Dobra, to ja już się zbieram. Dobrej zabawy. — powiedział mój brat.

— Pa! — zawołałem razem z córeczką Carmen.

— To co, malutka. Zaczynamy zabawę? — zaśmiałm się. 

Emy pokiwała swoją główką na potwierdzenie słów.
Poszliśmy do mojego pokoju, w którym znalazłem planszówkę. Jak na początek była dobra, później postanowiłem pozbawić się z nią w ogrodzie oraz musiałem zrobić obiad. Miałem nadzieję, że mi wyjdzie.

Jeszcze nie wiedziałem, jak ten dzień się skończy...

Inna część miasta

— Ile jeszcze musiałem czekać, jak odbierzesz ten głupi telefon? — warknął, zniecierpliwiony mężczyzna.

— Przepraszam szefie, ale...

— Żadnych ale. — syknął. — Nie mam czasu na Twoje "ale". Oni już pojechali do pracy, a Ty wiesz co masz robić. — powiedział.

— Tak wiem, szefie, jednak czy to aby na pewno konieczne? — zapytał mężczyzna po drugiej stronie. Nie podobało mu się zbytnio to co musiał zrobić.

— Jeśli mnie nie wysłuchasz, zobaczysz czym to się skończy. — syknąłem.

— Rozumiem, już ruszam. — wyjąkał.

— Dobrze, takiej odpowiedzi się spodziewałem.

******
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top