🥀~Rozdział 17~🥀
🥀~ Fajny jest, Pan...~🥀
Perspektywa Williama
Nie mam pojęcia, jak się dałem namówić tej małej kruszynce, ale od godziny bawię się z nią dwoma pluszakami. Trochę mnie zdziwiło, że ma tylko dwie zabawki, no może trzy nie licząc dwóch pluszaków.
Nie powiem nie przeszkadza mi zabawa z malutką. Pamiętam jak z bratem bawiłem się samochodami... Tak to były naprawdę szalone czasy.
Tylko jedna rzecz cały czas mnie interesowała...,gdzie jest ojciec dziewczynki? Nie powinienem się tym ciekawić, ale nie mogłem nic na to poradzić.
Na każdym rysunkach była dziewczynka i jej mama, albo moi przyjaciele, zwierzątka, czy różne księżniczki.
Miałem nadzieję, że nic jej nie zrobił. Każde dziecko zasługuje na radość i szczęśliwą rodzinę. Bez krzyku i cierpienia.
— Fajny jest Pan. — odparła po chwili.
— Dzięki. — zaśmiałem się.
— Podobny jest Pan do wujka Tomego. — mówiła dalej. — Szkoda, że Pan nie przychodzi częściej do nas..
— Wiesz teraz będziemy się częściej widzieć.
— Naprawdę? — spytała z szokiem w oczach.
— Tak będziecie moimi sąsiadkami.— wyjaśniłem.
— Ale fajnie! — zawołała radośnie.
Naprawdę zacząłem podziwiać tą dziewczynkę. Jest zawsze taka radosna i pełną energii...
Z moich rozmyśleń wyrwało mnie ciche ziewnięcie.
Spojrzałem na malutką i dostrzegłem, że zamykają jej się oczka.
— To co, malutka? Idziemy spać? — zapytałem dziewczynki.
— Ale...mi się jeszcze nie chce spać... — jednak jej wypowiedź co chwila przerywało ziewnięcie.
— Skarbie, widzę, jak Ci się oczka zamykają i ziewasz. — odparłem.
Emy spojrzała na mnie ze smutną, ale posłuchała mnie i poszła do łóżka biorąc dwa pluszaczki.
Uśmiechnąłem się, że wzięła ode mnie pieska. Przykryłem dziewczynkę szczelnie, żeby nie zmarzła, po czym odwróciłem się,żeby wyjść.
— Do widzenia...— wyszeptała w moją stronę.
— Pa, malutka. Dobranoc. — odparłem i zamknąłem drzwi.
Zszedłem na dół i od razu usiadłem obok Carmen.
— Czemu tak długo Cię nie było? — zapytała z troską.
— Bawiłem się trochę z Emy.— wyjaśniłem.
— Dziękuje. —odparła z uśmiechem. — Powinnam pójść do Emy.
— Nie musisz. Właśnie teraz usunęła. — powiedziałem od razu, żeby się nie martwiła.
— Położyłeś ją spać? — spytała z niedowierzaniem.
— Tak..., czy coś się stało? — spytałem z troską.
— Nie wszystko dobrze, jednak jeszcze nigdy nie usnęła...Kiedy została z Tomem w ogóle nie mógł jej położyć...— wyjaśniła, a mi się zrobiło miło.
— A właśnie, jeśli mowa o naszych przyjaciołach, to gdzie są? — spytałem, kiedy nie mogłem dostrzec nigdzie Toma, ani Elizabet.
— Tom zawiózł Elizabet do pracy. — wyjaśniła.
— Rozumiem...,wiesz fajnie, że będziecie moimi sąsiadkami.
— Też się cieszę.
Chwilę jeszcze tak posiedzieliśmy, aż nawet nie wiem, w którym momencie usnęliśmy.
Było naprawdę fajnie, chciałbym to jeszcze powtórzyć...
*******
Witajcie kochani
Kolejna część dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top