🥀~Rozdział 11~🥀
🥀~ Pa, malutka..~🥀
Perspektywa Williama
Kiedy zobaczyłem Carmen,wtedy pod tym klubem i tego bydlaka. Myślałem, że go zabije.
Naprawdę polubiłem ją. Wygląda na miłą i ciepłą osobę.
Rozmawialiśmy razem w kuchni, kiedy usłyszeliśmy odgłos małych stópek na schodach. Nie wiedziałem, dlaczego Carmen, tak dziwne zareagowała.
- Hej, kochanie. - zwróciła się do naszego przybysza, dlatego odwróciłem się w ttm samym momencie w stronę wejścia do kuchni i zobaczyłem małą dziewczynkę, tą samą z parku.
- Hej mamusiu, dzień dobry. - powiedziała, ściskając swojego misia, który był trochę większy od niej.
- Hej malutka, dobrze Cię znowu widzieć. - odpowiedziałem.
- Pan z parku! - pisnęła radośnie.
Nie powiem, zacząłem się cicho śmiać.
- Emy. - skarciła ją mama, odwracając się, aby przygotować pewnie jedzenie.
- Przepraszam. - szepnęła, spuszczając wzrok na podłogę, ale nie minęła minuta, a już była uśmiechnięta. - To jest mój ulubiony miś. - podała mi go.
- Bardzo ładny. - odparłem. Był trochę poprzecierany miejscami, ale jednak był mięciutki. - Jak ma na imię?
- Po prostu miś. - oddałem pluszaka, dziewczynce, a ta od razu go przytuliła.
- Córcia, przebierz się i choć na płatki. - powiedziała Carmen. Na co dziewczynka pokiwała głową i z powrotem pobiegła na górę.
- Słodka jest. - powiedziałem po chwili. Wiem, że jestem gburem, ale lubię te małe istotki.
- Wiem, jest kochana. - odparła wlewając gorące mleko do płatków.
Po chwili dołączyła do nas dziewczynka. Widziałem, że ma problem z wejściem na krzesło, dlatego jej pomogłem, na co ta odpowiedziała ciche " dziękuje" i zaczęła jeść.
- Lubi się Pan bawić? - spytała Emy.
- Lubię. - odparłem i zaśmiałem się na surowy wzrok jej mamy.
- A ty? - spytałem.
- Też! - pisnęła szczęśliwa. - Jak mamusia ma wolne bawimy się w księżniczki, albo w chowanego i chodzimy na plac zabaw! - zaczęła, ale później posmutniała, nie wiedziałem o co chodzi, dlatego postanowiłem jakoś ją rozweselić.
- A wiesz, że u mnie jest plac zabaw?
- Naprawdę- od razu podziało, bo odzyskała swoją radość.
- Kiedyś, jeśli Twoja mama się zgodzi to Ci pokaże. - puściłem do niej oczko.
- Mamusiu, pójdziemy do Pana, plose...- zaczęła, robiąc maślane oczy.
- Zobaczy, malutka, poza tym Pan ma dużo pracy, więc..
- To żaden problem. - powiedziałem od razu.
Carmen westchnęła, jednak się zgodziła, a dziewczynka była prze szczęśliwa.
Kiedy dołączyli do nas Elizabet i Tom, zaczęliśmy trochę rozmawiać na temat wczorajszej sytuacji. Jednak dużo nie mogliśmy mówić, bo była z nami Emy, która rysowała.
Po paru minutach Carmen powiedziała, żeby na chwilę poszła do pokoju, bo musimy coś przemyśleć. Byłem podważeniem, że się zgodziła bez protestów.
- Teraz możemy spokojnie przemyśleć to, znając Emy będzie w pokoju do póki jej nie zawołamy. - powiedział Tom.
Byłem ciekawy skąd to wie...
- Uważam, że Carmen powinnaś uważać na siebie. Znasz go. Jest nieprzewidywalny...- zaczęła jej przyjaciółka.
- Wiem...- brunetka zakryła się rękami, ciężko zdychając.
- Postaram się jakoś pomóc... - zacząłem.
- Nie chcę narażać, kolejnej osoby, jak tylko będę mieć więcej pieniędzy, to od was się wyprowadzimy...
- Już o tym mówiliśmy. - zaczął Tom z Elizabet. - Jesteś naszą przyjaciółką..
- Dzięki, ale nie chcę, żeby wam coś się stało. - po tych słowach wstała i poszła najprawdopodobniej do pokoju Emy.
- Pójdę do nich. - oznajmiła Elizabet.
- Będę już się zbierał...
- Nie chcesz jeszcze zostać? - spytał.
- Brat na mnie czeka...
- Jasne, pa stary.
Pokiwałem głową i poszedłem do przedpokoju.
Kiedy nakładałem już kurtkę usłyszałem jak ktoś zbiega z schodów, a po tym jak przytula się do mojej nogi.
Spojrzałem w dół i zobaczyłam smutną dziewczynkę.
- Hej, malutka, co się stało? - kucnąłem przed nią.
- Przyjdziesz jeszcze? - powiedziała smutnym głosikiem.
- Pewnie. Pa malutka. - pogłaskałem ją po główce po czym wyszedłem z domu moich przyjaciół.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do domu.
**********
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top