#41 Toni Mahfud

Środek białej pory roku - zimy. Śnieg leżał już wszędzie, ale i tak nie przestawał padać na ziemię. Przy śniadaniu mężczyzna spojrzał na ciebie, po czym delikatnie uśmiechnął się.

Ty: A skąd taki nagły uśmiech? Coś kombinujesz?
On: A mam już coś kombinować?
Ty: U ciebie to nigdy nie wiadomo co wymyślisz *zaśmiałaś się, wypijając łyk ciepłej herbaty*
On: Bardziej moja droga mam plan.
Ty: Mam plan... Wykonam go sam... *zaczęłaś nucić, śmiejąc się na koniec*
On: Ty też masz plan?
Ty: Nie, nie. Śmieje się z jednej reklamy
On: No dobrze *przeczesał włosy dłonią* Dałabyś się namówić na poranny spacer w śniegu?
Ty: No dobrze dobrze, niech będzie, proszę pana *posłałaś mu szczery uśmiech*
On: Dziękuję pani bardzo *prychnął, po czym wstał i pochylając się w twoim kierunku, złożył na twoich ustach czuły pocałunek, na co ty mruknęłaś zadowolona*

Po posiłku, ciepło ubierając się wyszliście w stronę waszej "miejscówki", która mieściła się w pięknym i romantycznym parku. Idąc, spojrzałaś na niego opiekuńczym wzrokiem, ciesząc się, że za jakiś czas będziesz nosić jego nazwisko...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top