Rozdział 1.
Dzień zaczął się jak zwykle. Budzik obudził mnie o 6:00. Przyznaję - ledwo otworzyłam oczy. Przez okno do mojego pokoju przedarły się promyki jesiennego słońca. W kuchni czekała na mnie moja współlokatorka Julia. Blondynka z niebieskimi oczami, trochę wyższa ode mnie, stała przy blacie kuchennym, dociskając opiekacz, aby tosty szybciej się upiekły.
Z Julią znam się od dziecka. Jest moją przyjaciółką, a zarazem partnerką w pracy. Wspólnie studiowałyśmy kryminologię. Od dziecka wszystko robimy razem.
Ospała, idąc żywcem jak zombie z horroru, dotarłam do kuchni, gdzie od razu porwałam kubek z gorącą kawą. Oczywiście z zimnym mlekiem i dwiema łyżeczkami cukru.
- Masz tu kawę, a tosty się już grzeją. - powiedziała z uśmiechem na twarzy moja przyjaciółka, wyciągając dwa talerze z szafki.
- Co ty dziasiaj taka szczęśliwa?- mruknęłam przymykając oczy, zerkając w jej stronę.- Awans dostałaś czy co?- zapytałam zaciekawiona, siadając na wysokim krześle przy ladzie kuchennej.
- Oj no nie przesadzaj.- zaśmiała się cicho.- Po prostu jest piękna pogoda, co pobudza mój organizm do działania.- mówi podając mi śniadanie z szerokim i szczerym uśmiechem na twarzy.
- Jak ja bym chciała mieć taki zapał do działania jak ty...- przewróciłam oczami, biorąc do dłoni kanapkę, z której wycieka gorący ser.
- Nie marudź, tylko jedz bo się spóźnimy, a nie chcesz dostać opieprzu z rana?
- No nie, nie...- przewróciłam oczami i w ciszy kontynuowałam posiłek.
Jedyny fakt, jaki mnie pocieszał jest taki, że w pracy spotkam Gutka i będę mogła topić swoje myśli w jego czekoladowych oczach i topiącym moje serce uśmiechu. Jego cudownych włosach... W nim. Po prostu w nim.
Skończyłam jeść posiłek, a następnie wróciłam do mojej sypialni, gdzie przygotowywałam się do pracy. Po 20 minutach pindrzenia się przed lustrem, byłam gotowa. Ubrałam czarne rurki i luźną białą koszulę, a do tego białe trampki. Dojazd do pracy zajął nam 15 minut z hakiem.
Na samym wejściu wpadłam na policjanta, mojego kolegę, który niósł gorącą kawę w papierowym kubku. Cała zawartość wylądowała na mojej koszuli, robiąc na niej jedyny i niepowtarzalny brązowy wzór. Wkurzyłam się, ale nie pokazałam tego po sobie, bo nie tylko ja oberwałam w tym spotkaniu. I tak z poplamioną koszulą weszłam do środka.
- Dziecko, kto ci to zrobił?- zapytała moja koleżanka z pracy, Marta Grabska.- Chodź do łazienki, zapierzesz sobie plamę...- zaproponowała.
- To nic takiego...- zaśmiałam się cicho, pomimo, że nie było mi tak szczerze do śmiechu.
W tym momencie wszedł mój kolega młodszy aspirant Gustaw Bielski. Jeszcze jego tu brakowało. Już widzę to, co on sobie o mnie myśli...
- Hej.- przywitał się ze wszystkimi. Wbiegł do biura jak poparzony, chociaż czego ja się mogłam po nim spodziewać.- O! A cóż to się stało?- spojrzał na moją koszulę, po czym jego wzrok utkwił na moich oczach.- Może chcesz moją bluzę? Miałem iść dzisiaj na trening po pracy, no ale...
- A od kiedy ty ćwiczysz?- zapytałyśmy z Martą.
- Od dzisiaj.- uśmiechnął się szczerze.- No ale w takim wypadku wręcz muszę sobie odpuścić.- powiedział ze złośliwym uśmieszkiem i puścił mi oczko.
- Żarciki mógłbyś sobie darować, ale bluzę chętnie pożyczę.- odpowiedziałam z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Proszę bardzo.- posłał mi, tym razem miły, uśmiech, jednocześnie wyciągając bluzę z torby.
Przebrałam się w pożyczoną bluzę. I co mogę powiedzieć... ona tak pięknie pachniała perfumami Bielskiego. Chciałabym ją sobie zatrzymać, ale pewnie jutro będę musiała mu ją zwrócić.
Dzień w pracy był wyjątkowo przyjemny i spokojny. Po raz pierwszy od dwóch tygodni nie było żadnego morderstwa ani porwania. Jedynie jakieś małe kradzieże, które szybko rozwiązaliśmy. I oczywiście papierologia, która dla mnie dłużyła się w nieskończoność, przez ważniejsze czynności.
Pod koniec dnia w pracy podszedł do mnie Gutek i usiadł na moim biurku. Uśmiechał się w moją stronę, jak głupi. Siedział tak przez dłuższą chwilę, nic nie mówiąc. W końcu nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem, na co biedak się obudził, a za razem przestraszył.
- Co robisz dziś wieczorem?- zapytał uśmiechnięty, lekko przechylając głowę.
- Nie mam chyba konkretnych planów.- powiedziałam roześmiana, na co on posłał mi radosne spojrzenie. Już miał się odezwać, gdy ja mu przerwałam.- A nie! Przepraszam!- przerwałam, aktorsko zakrywając usta. Z jego twarzy spłynęły wszystkie kolory. Zostało czekać, aż padnie biedak na zawał.- Dzisiaj muszę zrobić pranie, żeby na jutro przynieść ci bluzę.- uśmiechnęłam się głupkowato, a on odetchnął z ulgą.
- Jest twoja. Nie musisz mi jej oddawać, na tobie leży sto razy lepiej, niż na mnie.- przyznał, zerkając na mnie nieco zawstydzonym wzrokiem.
- Dziękuję...- wymamrotałam, zgryzając wargę, co ewidentnie wpadło mu w oko. Od razu przywdział zwycięski uśmiech, a ja czułam, jak motyle zaczynają latać po moim brzuchu.- A tak w ogóle, to jestem ci wdzięczna za pomoc.- posłałam mu niewinny uśmiech, a on spojrzał na mnie z niezrozumieniem.- No wiesz, gdyby nie ty, dostałabym ochrzan, że się spóźniłam...
- Nie ma za co.- prychnął.- Od czego masz mnie.- powiedział rozweselony, z podkreśleniem mnie.
- Ach... cały Gustaw.- zaśmiałam się pod nosem.
- No nie przesadzaj.- mruknął zły, marszcząc nos.
- Co? Ależ skądże?- roześmiałam się, a on tylko cicho zachichotał.
- Wracając do tematu.- bąknął, a ja oparłam brodę na dłoni i słuchałam go z zaciekawieniem.- Chcesz może do mnie wpaść? Zrobimy sobie maraton filmowy?- powiedział z niewinnym uśmiechem. Szybko spojrzałam na jego dłonie, które trzęsły się ze stresu, jak galaretka.
- Będzie pizza?- zapytałam zaciekawiona propozycją. Starałam się w pewien sposób rozładować atmosferę.
- Będzie wszystko, co tylko zechcesz.- powiedział rozbawiony i odetchnął z ulgą.
- To co ty tu jeszcze robisz?!- zaśmiałam się, a on wybuchł śmiechem. Podniosłam się z krzesła, zabrałam swoje rzeczy i poszłam w kierunku wyjścia.- Zbieraj się.- odwróciłam się w stronę stojącego jak słup soli Gustawa, który patrzył na mnie z niedowierzaniem.- No ruchy!- zaśmiałam się, po czym zaczęłam grzebać w plecaku, z którego wyciągnęłam klucze do samochodu.- Jula, przyjadę później, masz tu klucze do auta.- zostawiłam klucze na jej stanowisku pracy.
- Wrócisz na kolację?- zapytała, podnosząc na chwilę wzrok znad kartek.
- Postaram się, ale nie obiecuję.- puściłam jej oczko, po czym ponownie zerknęłam na Bielskiego, który dopiero zakładał katanę.- Ruszasz się, jak mucha w smole...- mruknęłam zła, patrząc mu w oczy, na co on się uśmiechnął i podążył w moim kierunku.
- Już, już.- powiedział rozbawiony i stojąc już koło mnie delikatnie objął mnie ramieniem.
Przed drzwiami od samochodu, Gustaw, jak na dżentelmena przystało, wpuścił mnie do środka, otwierając drzwi do miejsca pasażera. Niedługo potem sam zajął miejsce kierowcy. Wówczas odpalił samochód i ruszył w kierunku swojego domu.
- Wiesz, że nigdy nie byłam u ciebie w domu?- zapytałam cicho. Cisza która panowała między nami zaczęła mnie przytłaczać.
Nigdy wcześniej nie byliśmy sam na sam po pracy. Tylko raz udało mu się wyciągnąć mnie na kawę, jednak nie zdążyliśmy nawet zająć stolika, gdy zadzwonił szef z kolejnym morderstwem. Gutek później kilka razy proponował mi spotkanie, jednak ja nie byłam do tego przekonana. Za wszystko należy dziękować Markowi. Nie miałam do niego takiego zaufania, jak teraz. Teraz to coś całkiem innego...
- Zdaję sobie z tego sprawę.- westchnął lekko zestresowany, mocniej zaciskając ręce na kierownicy.- Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
- Z pewnością.- uśmiechnęłam się pokrzepiająco, co odwzajemnił.
Dotarliśmy na 3 piętro i weszliśmy do mieszkania. Lokum Gutka urządzone jest bardzo przytulnie. Na ścianach gościły ciepłe beże, wszystkie meble były drewniane, przyozdobione paroma roślinami.
Po przekroczeniu przez nas progu drzwi wejściowych, zdjęliśmy nasze kurtki, które Gutek odwiesił do szafy.
- Jak tu ślicznie...- szepnęłam, rozglądając się po pomieszczeniu.
Nie spodziewałam się po samotnie mieszkającym mężczyźnie tak schludnego mieszkania. Nie będę ukrywać, że gotowa byłam na porozwalane po całym mieszkaniu puszki po piwie, o brudnych ciuchach nie wspominając.
- Podoba ci się?- zapytał, nie wierząc w moje słowa, a ja cicho się zaśmiałam.
- Pewnie!- potwierdziłam, patrząc mu w oczy z uśmiechem, który ochoczo odwzajemnił.
Gutek oprowadził mnie po wszystkich pokojach. Ze wszystkich pomieszczeń najbardziej spodobała mi się sypialnia. Przytulna, na swój sposób urocza.
Po małej wycieczce zatrzymaliśmy się w kuchni. Gutek z szafki wyciągnął dwie szklanki, do których nalał wody. Podszedł do mnie i podał mi jedną z nich.
- To co? Ja zamawiam pizzę, a ty możesz ogarnąć jakiś film.- powiedział uśmiechnięty, wybierając numer do pobliskiej pizzerii.
- Tak, jasne.- odpowiedziałam na odwal, będąc zapatrzona w meble i cały asortyment w jego mieszkaniu.
Byłam tak zachwycona jego mieszkaniem, że nie potrafiłam skupić myśli. Każdy przedmiot w tym domu miał swoje miejsce. Nic nie mogło leżeć nie na swoim miejscu. Ach ten mój Gucio perfekcjonista...
Po chwili podszedł do mnie od tyłu. Wyczułam go po zapachu jego perfum. Tych pięknych, delikatnie drażniących moje zmysły perfum...
- To... co oglądamy?- zapytał uśmiechnięty.
- Może jakiś horror?- zasugerowałam, próbując zagrać osobę w pełni świadomą tego, co mówi.
Pomińmy fakt tego, że panicznie boję się takich filmów i ich absolutnie nie znoszę. W życiu obejrzałam tylko jeden horror. Nie spałam po nim przez dwie noce.
- A co konkretnie?- ciągnął temat, a ja czułam, że nie ma już odwrotu.
- Może "To"?- zaproponowałam jeden z bardziej popularnych horrorów z nadzieją, że przystanie na moją propozycję. To jest ten jeden horror, jaki w swoim życiu obejrzałam.
- Czyli co?- zapytał zdziwiony.
- No "To"...- odpowiedziałam lekko poirytowana tym pytaniem. Nie wierzę, że on tego nie oglądał.
- No ale podaj tytuł.- zaśmiał się, a ja jedynie wywróciłam oczami.
Nerwy mi puściły. On doskonale wie o czym ja mówię. Droczy się ze mną. Cwaniak...
- "To", kochany jest horror o clownie, który zabija ludzi napotkanych przed sobą. Zbytnio ci nie będę opowiadać, skoro nie oglądałeś.- powiedziałam aktorsko uśmiechnięta.
- A od kiedy my jesteśmy parą?- zapytał ni stąd, ni zowąd wyciągając bardzo pochopne wnioski.
- Słucham?!- popatrzyłam na niego ze złością, a jego wyraz twarzy zmienił się w zakłopotanie.- Jak mogłeś coś takiego wywnioskować?
- Wiesz, że żartuję.- uśmiechnął się niewinnie.- Ale w sumie...- przerwał mu dzwonek do drzwi.
Po chwili Gutek wrócił z białym, kartonowym pudełkiem pizzy. Z niego ulatniał się cudowny zapach tego włoskiego dania. Miałam nadzieję, że to zmieni bieg tej rozmowy.
- Jaką zamówiłeś?- zapytałam z myślą, że uda mi się zmienić temat.
- Margherite.- odparł poważnie.- A wracając do tamtego...
Dzięki Bogu zadzwoniła do mnie moja koleżanka Daria. Poznałam ją podczas mojego krótkiego epizodu z branżą muzyczną. Wiedziałam, że skoro do mnie dzwoni, musi mieć konkretny powód.
- Poczekaj chwilkę.- machnęłam do Gutka i poszłam na stronę.- Cześć, kopę lat.- zaśmiałam się nerwowo. Zerknęłam w stronę Gutka. On patrzył na mnie z rozczarowaniem wymalowanym na twarzy.
- Hej, no wiem, miałam nadzieję, że nie urwie nam się kontakt.- westchnęła ze smutkiem.
- Ja też, ale wiesz, jak bywa.
- Wiem, wiem.- mruknęła.- Słuchaj, masz czas w tę sobotę?- zapytała trochę bardziej wesoła.
- Raczej tak, a co?- zdziwiłam się na jej pytanie.- Dokładnie ci nie powiem, bo mamy poniedziałek.- zaśmiałam się.
- Jasne, rozumiem. Mam trasę, a akurat w sobotę gram w Łodzi.
- Super! Myślę, że dam radę się wyrwać.- gdy wypowiedziałam te słowa, Gutek odwrócił się w moją stronę. Jego oczy były przepełnione smutkiem.
- Jeżeli chcesz, zaproponuj Julii, możesz też wziąć ze sobą kogoś jeszcze.
- Spoko, ale ja nie mam biletów...
- Tym się nie przejmuj. Wyślę Ci wejściówki. Naprawdę się stęskniłam. Fajnie by było powspominać stare czasy.
- Racja... Dzięki za te bilety.- powiedziałam szczęśliwa.
- To do soboty.- zaśmiała się moja znajoma.
- Do zobaczenia- rozłączyłam się i wróciłam do Gutka.
Ten siedział przy stole. Głowę miał opartą o dłoń. Naprzeciw niego leżał zamknięty karton z pizzą w środku i butelka czerwonego wina z dwoma kieliszkami. Po jego minie mogę stwierdzić, że nie był zadowolony. Nad czymś myślał, co mnie bardzo zmartwiło.
- Coś się stało?- zapytałam cicho, podchodząc bliżej.
- Z kim tak długo rozmawiałaś?- zapytał totalnie olewając moje pytanie.
- Z chłopakiem.- odpowiedziałam głupio, a on wytrzeszczył oczy. Po chwili uniósł brwi z wrażenia i jakby posmutniał.
- Nie zrobi ci problemów o to, że jesteś u mnie?- spytał, popatrując na mnie niepewnie. Ja jedynie się uśmiechnęłam, starając się powstrzymać rozbawienie. Mój uśmiech wywołał u niego lekkie zmieszanie.- Wkręcasz mnie?- zapytał rozbawiony, przez co też nie powstrzymywałam śmiechu.
- Troszeczkę.- podeszłam bliżej i chwyciłam za butelkę z winem.- Skąd wiesz, jakie lubię?- zapytałam, patrząc mu w oczy.
- A kto powiedział, że to nie jest też moje ulubione?- powiedział z przekorą i uroczo zmarszczył nos.- To jeśli mogę wiedzieć...
- Z koleżanką.- odpowiedziałam wymijająco.- Mam 3 wejściówki na koncert Darii Zawiałow w tę sobotę. Chciałbyś pójść ze mną i Julą?
- Ty znasz się z Darią?- zdziwił się.
- Znam.- puściłam mu oczko, a on spojrzał na mnie z jeszcze większym zaskoczeniem na twarzy.
- Ale wiesz, że komendant nas w trójkę nie puści? Lepiej mu nawet o tym nie wspominać...
- Koncert jest na 20. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli, to na spokojnie się wyrobimy.- uśmiechnęłam się pocieszająco, co odwzajemnił.- To jak?
- Jestem chętny.- odparł, patrząc na mnie uroczym spojrzeniem.
Przenieśliśmy pizzę i wino do salonu i zaczęliśmy nasz "maraton", który zakończył się po pierwszym filmie. Na początku dziwnie się czułam, kiedy siedziałam koło Gutka. Byłam zestresowana, że zrobię coś źle. Źle się odezwę, albo zachowam, przez co straciłabym w jego oczach, o ile coś w ogóle we mnie widzi...
Na szczęście po stosunkowo krótkiej chwili atmosfera się rozluźniła. Gutek objął mnie swoim ramieniem, a ja postanowiłam wykorzystać tę sytuację. Przełożyłam rękę przez jego brzuch i lekko wtuliłam się w jego ciało.
- Mogę umierać...- stwierdził głosik w mojej głowie.
Mimo, że dzień w pracy był dzisiaj wyjątkowo spokojny, ja byłam dosyć senna. Podczas seansu moje powieki kleiły się do siebie. W końcu zakleiły się na amen. Nawet nie pomyślałam, że zasnęłam wtulona w Bielskiego. Jak on musiał się czuć? No idiotka...
Następnego dnia, a bardziej tego samego dnia rano, przebudziłam się, kiedy niewielki promyk słońca świecił idealnie w moje oczy. Obróciłam się w drugą stronę i wtuliłam się w poduszkę. Nagle do mojej świadomości doszedł impuls: nie ma przy mnie Gutka, a ja nie jestem w salonie. No to świetnie.
Usłyszałam, że ktoś idzie w stronę sypialni. Postanowiłam wykorzystać sztuczkę z dzieciństwa i po prostu udałam, że śpię.
- Pobudka, królewno. Jest siódma...- obudził mnie Gutek, siadając koło mnie z gotowym śniadaniem.
- Dzień dobry.- wymamrotałam, udając senną.- Ojoj, nie trzeba było.- zaśmiałam się na widok śniadania. Usiadłam obok mojego przyjaciela przejmując z jego rąk talerz z kanapkami oraz kubek gorącej kawy.
- Żaden problem.- uśmiechnął się niewinnie.
- Dzięki.- powiedziałam cicho, popijając kawę.
Po zjedzonym posiłku ogarnęłam się i pojechaliśmy do pracy. Między nami panowała tak niekomfortowa cisza, że w pewnym momencie miałam ochotę wyskoczyć z tego samochodu. Po drodze podskoczyliśmy po kawę. W połowie drogi Gutek wyjął ze schowka jakąś tajemniczą płytę. Z radia zaczął lecieć przyjemny jazz.
- Czyje to?- zapytałam z ciekawości. Starałam się jakoś zagaić rozmowę.
- Moje.- odparł i znowu mocniej zacisnął ręce na kierownicy.
To jest chyba jego tik nerwowy...
- Wiem, że to twoja płyta, ale pytam o wykonawcę.- odpowiedziałam rozbawiona.
- Ja jestem wykonawcą.- powiedział mrożącym krew w żyłach głosem i spojrzał mi prosto w oczy.
- Wow.- oczy prawie wyskoczyły mi na przednią szybę.- To jest naprawdę świetne!- powiedziałam zachwycona talentem mojego przyjaciela.- Od kiedy grasz na... czymkolwiek?- zaśmiałam się.
- Dzięki...- powiedział rozweselony, luzując dłonie na czarnej, skórzanej kierownicy.- Gram od dziecka. Mam swój zespół, z którym grywam koncerty oraz niedawno nagrałem płytę. Teraz tylko czekamy na premierę.- opowiedział o swoim hobby.
- Super. Pamiętaj, że chcę pierwszy egzemplarz z autografem.- posłałam mu uśmiech.
- Masz to jak w banku.- odwzajemnił, po czym ze zwycięskim uśmiechem, jechał skupiony na drodze.- Słodko wyglądasz, jak śpisz.- powiedział, zadzierając kącik ust do góry, a mnie wryło w fotel.- Uroczo mamroczesz pod nosem, gdy się obracasz.
Czyli był przy mnie całą noc...
Nie odezwałam się słowem. Nic nie przychodziło mi do głowy. Gutek po chwili spojrzał na mnie, a widząc, że moje policzki płoną żywym ogniem, roześmiał się cicho i złapał mnie za dłoń.
Reszta drogi minęła bardzo przyjemnie. Dotarliśmy na komendę jeszcze przed czasem. Nawet nie zdążyliśmy się ze wszystkimi przywitać, bo już mieliśmy wezwanie. Zrobiliśmy w tył zwrot i wróciliśmy do samochodu. Po niecałym kwadransie byliśmy na miejscu zdarzenia.
- No to niezły początek dnia.- zaśmiał się ironicznie komisarz Piotr Górski.
Piotrek jest naszym szefem. Jest zdecydowanie wyższy ode mnie. Ma rzadkie, blond włosy, a na twarzy lekki zarost. Potrafi być bardzo uszczypliwy, jednak kiedy trzeba, stanąłby w obronie każdego. Przy nim zawsze jest jego wierny przyjaciel, Alex. Owczarek niemiecki, który również jest komisarzem...
- Lepiej być nie mogło.- dodała nasza koleżanka, podkomisarz Lucyna Szmidt, wywracając błękitnymi oczami.
I oto kolejna policjantka. Nasza zespołowa "wiewióra". Jak można się domyślić, Lucyna, jest rudą, niewiele wyższą ode mnie kobietą. Jej twarz zdobią piegi oraz, niekiedy, szczery uśmiech.
Chodzą słuchy na komisariacie, że ta dwójka ze sobą kręci. Jedni mówią, że widzieli ich, gdy się całują, inni natomiast, że widzieli ich, jak wspólnie spacerują po parku, trzymając się za ręce. Najśmieszniejsze jest to, że my, ludzie z nimi pracujący to znaczy ja, Julia, Gutek, Marta... my nic nie widzieliśmy! Nigdy.
***
Zgłoszenie dotyczyło morderstwa młodej kobiety, znalezionej w kontenerze na odpady. Wszyscy razem podeszliśmy do Leona, który próbował na oko stwierdzić, co stało się denatce.
- Hej. Co mamy?- zapytał Piotr, spoglądając na ciało. Wyraz jego twarzy był nieodgadniony. Twarz miał jak z kamienia, jednak w oczach można było dostrzec żal i smutek.
- Cześć.- odpowiedział patolog.- Ta staruszka znalazła martwą kobietę w kontenerze na odpady.- powiedział to wskazując na roztrzęsioną panią stojącą koło klatki.- Najprawdopodobniej zginęła od ciosu nożem w kark, a następnie wypadła z okna. Zmarła około 10 godzin temu.
- Nieciekawie.- powiedział Gutek, ze skwaszoną miną drapiąc się nerwowo po karku.
- To może ja do niej podejdę, spróbuję dowiedzieć się czegoś ciekawego.- zaproponowałam, wskazując głową na panią stojącą w klatce i poszłam w jej stronę, gdy otrzymałam zgodę komisarza.
Staruszka wyglądała na zdenerwowaną i przestraszoną. Cała się trzęsła. Łzy ciekły jej po policzkach.
- W-wie Pani c-co , tamtą p-panią?- powiedziała zdenerwowana staruszka, drżącą, pomarszczoną dłonią wskazując na denatkę w czarnym worku.
- Dzień dobry, sierżant sztabowy Wyszyńska.- wylegitymowałam się, pokazując odznakę policyjną.- Niestety, tamta pani nie żyje. Została zamordowana.- odparłam poważnie.
- Rany Boskie!- złożyła dłonie w geście modlitwy.- I pomyśleć, ż-że ja mogłam b-być na jej miejscu.- staruszka zaczęła histeryzować.
- Proszę pani... Niech się pani uspokoi...- po kilkukrotnym uspokajaniu, kobieta się uciszyła.- Mogłabym poprosić o pani dowód tożsamości?
- Oczywiście.- z portfela wyciągnęła i podała mi swój dowód osobisty.
Spisałam jej dane. Staruszka nazywa się Jadwiga Maj. Miała 70 lat.
- Kiedy znalazła pani tę kobietę?- zapytałam kontynuując rozmowę.
- Jakąś godzinę temu. Szłam wyrzucić śmieci.- odpowiedziała spokojniejsza, a ja wszystko notowałam w notatniku.
- A znała pani tę kobietę?- zaciekawiłam się.
- Tak, to Ania. Uczyła mojego wnuka w podstawówce.- staruszka posmutniała.
- Rozumiem, że jest to dla pani przykre, ale potrzebujemy jak najwięcej informacji potrzebnych nam do śledztwa.- wyjaśniłam spokojnym tonem, spoglądając na miejsce odnalezienia ciała.
- Dobrze. Postaram się wam powiedzieć wszystko co wiem.- odpowiedziała smutna.
- Świetnie. W takim razie co robiła pani wczoraj około 22?- zaczęłam zadawać jej rutynowe pytania.
- Spałam. Mój mąż może to potwierdzić.- pewna siebie odpowiedziała na moje pytania.
- Oczywiście sprawdzimy to.- wszystko zapisałam w notesie.- Może pani powiedzieć mi coś więcej na temat sąsiadki? Miała jakiś wrogów?
- Skądże. Taż to była kobieta anioł! Zawsze pomogła, gdy była taka potrzeba... Gdy wnuk miał problemy z zadaniem domowym, przychodziła do nas i pomagała. Albo jak mąż miał problem z komputerem... my to ludzie starej daty, nie rozumiemy tych Internetów, smartfonów i tych wszystkich udziwnień... No to Ania przychodziła do nas i pomagała.
- Rozumiem... A miała jakiegoś partnera?- spojrzałam na kobietę spode łba.
- Tak. Miała narzeczonego. A na imię miał... Niech no ja pomyślę... Jerzy. Tak, on miał na imię Jerzy Dudek.- upewniła się w swoich słowach, a ja jak na grzeczną policjantkę przystało, wszystko zanotowałam
- Wie pani może, gdzie on mieszka?
- W rynku koło papierniczego.- ochoczo odpowiedziała, po czym podała mi dokładny numer mieszkania narzeczonego denatki.
- Dziękuję. Jeżeli pani się coś jeszcze przypomni, proszę dzwonić pod ten numer.- podałam staruszce moją wizytówkę.
Starsza pani wróciła do mieszkania. Ja miałam wracać na poprzednie miejsce, gdzie powinien stać Górski. Chciałam mu o wszystkim powiedzieć i przekazać najważniejsze informacje. Zostałam jednak zatrzymana przez mojego serdecznego przyjaciela, który omal nie doprowadził mnie do zawału.
- I jak?- spytał Bielski, zachodząc mnie od tyłu. Nie spodziewając się go, wzdrygałam się, upuszczając wszystkie przedmioty, które trzymałam w dłoni.
- Jezu...- odetchnęłam z ulgą, widząc, kto odwalił mi ten kawał. W tym czasie Gutek zdążył podnieść mój notes w raz z długopisem z ziemi.- Dziękuję.- mruknęłam zła, zabierając od niego moje rzeczy. W podziękowaniu posłałam mu rozłoszczone spojrzenie.- Kobieta była nauczycielką w pobliskiej podstawówce. Miała narzeczonego, ale pani Jadwiga twierdzi, że rzadko się kłócili. Mówiła też, że takiej dobrej kobiety jak denatka to ze świecą szukać.- zaśmiałam się pod nosem.
- Nieprawda. Jedna taka stoi koło mnie.- spojrzał na mnie z szczerym uśmiechem na twarzy. Stojąc, przechylał się z pięt na palce. Czyli mogę zapisać sobie kolejny tik nerwowy Bielskiego do kolekcji...
- Chodzi Ci o Julę? Przyznaję, to miła i bardzo dobra dziewczyna.- mówiąc to Jula posłała mi groźne spojrzenie, a Gutek dosłownie zabił mnie wzrokiem.
- Czy ty zawsze musisz psuć ten romantyczny nastrój? Ja tu się staram, żeby było miło i przyjemnie, a ty tu takie teksty...- popatrzył na mnie smutnym wzrokiem, po czym wzrok spuścił na ziemię.
- No weź się nie fochaj. Wiesz, że Cię lubię.- zrobiłam krok w jego stronę i stojąc na palcach ucałowałam jego policzek.
- A myślałem, że kochasz...- mruknął zły, marszcząc nos.
Na moich policzkach w jednej chwili pojawiły się rumieńce, które potwornie piekły moją twarz. Za to Gutek na ten widok przywdział swój przepiękny, jednak lekko nieśmiały uśmiech. Wzrok miał niepewny, ale za razem przeuroczy!
- Czy ty myślisz, że po jednym wspólnym oglądaniu filmów będziemy razem?- zapytałam zawstydzona, Kątem oka widziałam, jak Julka się oddala w stronę wejścia do klatki schodowej w kamienicy.
- No nie... Ale znamy się prawie rok...- odparł smutny.
- Rozumiem, jednak potrzebuję jeszcze chwili. Dobrze?- złapałam go za dłonie, a na jego twarzy natychmiast wrócił uśmiech.- Pochodźmy razem jeszcze trochę.- zaproponowałam uśmiechnięta.
- To dzisiaj po pracy zapraszam Cię na długi spacer i kolację. Co ty na to?- zapytał z radością w głosie.
- O nie nie nie.- odmówiłam, a w jego oczach widniał strach i przerażenie zmieszane z zawodem.- Dzisiaj to ty idziesz do mnie.- uśmiechnęłam się, a on zaczął suszyć swoje śnieżnobiałe zęby.
- Ok. Jak najbardziej.- troszkę mocniej złapał mnie za dłonie, co spowodowało uwolnienie się w moim organizmie przemiłego ciepła. Miałam wrażenie, że za moment uniosę się nad ziemię... Jednak Piotrek skutecznie przywrócił mnie do trzeźwego myślenia.
- No gołąbeczki, nie czas na pogaduszki. Robota czeka.- mówił, klepiąc nas po ramionach.
Ja chciałam puścić już dłonie Bielskiego, żeby Górski sobie za wiele nie myślał. Jednak Gutek był zawzięty; cały czas trzymał moje dłonie, lekko gładząc je kciukami. Wściekła spojrzałam na niego, na co on posłał mi ciepły uśmiech i spokojne spojrzenie, przez które moja złość jakby wyparowała...
- Tak jest szefie.- powiedział Gutek, patrząc na mnie maślanymi oczami.
Motyle stadem latały w moim brzuchu... Moje sny się spełniają. Życie zaczyna mi się układać! Chociaż nie powinnam chwalić dnia przez zachodem słońca, to i tak cieszę się chwilą.
Poszliśmy do mieszkania starszej pani spisać zeznania od niej i jej męża. Jego zeznania potwierdziły alibi staruszki. Teraz naszym celem było odnalezienie narzeczonego denatki. Komisarz przydzielił tę sprawę mi i Bielskiemu. Spod kamienicy ruszyliśmy samochodem Bielskiego w stronę rynku. Mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze.
- Dzień dobry...- wybełkotał pan Jerzy, otwierając drewniane drzwi. Mężczyzna był półnagi. Jego pas okrywało białe prześcieradło, nic więcej.
- Dzień dobry. Sierżant sztabowy Wyszyńska, młodszy aspirant Bielski.- wylegitymowałam nas.
- Ojoj.- powiedział zaspany i ewidentnie pijany facet.
- Pan Jerzy Dudek?- zapytał Gutek.
- Tak, a państwo w jakiej sprawie?- zapytał ledwo trzymając się na nogach.
- Musimy zadać panu kilka pytań w związku z morderstwem pańskiej narzeczonej, Anny.- odpowiedział Bielski
- Słucham?! Anka nie żyje?- zapytał zaskoczony.
- Niestety, bardzo nam przykro. Czy możemy wejść i porozmawiać?- spytałam niezadowolona.
Mężczyzna wpuścił nas do mieszkania i szybko się ogarnął. Zaprosił nas do kuchni, gdzie zaczął się tłumaczyć.
- Ja jej nie zabiłem!- powiedział, zaraz po wejściu do kuchni.
- Nikt nawet pana o to nie podejrzewa. Chyba, że ma pan coś z tym wspólnego?- odparł Gustaw swoim oficjalnym tonem.
- Moja kochanka może to potwierdzić.- mruknął zawstydzony.- Była ze mną cały wczorajszy wieczór.
Kochanka?! No to nieźle... takiego to bym od razu za drzwi wyrzuciła i porządnie w dupsko kopnęła na do widzenia...
- Dobrze, da nam Pan namiary do pańskiej kochanki.- powiedziałam poważnie.
- Nie muszę. Sama potwierdzi, że jej nie zabiłem, bo nie miałem jak!- powtórzył, po czym poszedł do przedpokoju.- Alka, chodź tu!
Podeszła do nas czarnowłosa kobieta owinięta kołdrą. Bielski zmierzył ją wzrokiem wzdłuż i wszerz, a ja myślałam, że mu przywalę. Nie dość, że jesteśmy na służbie, to jeszcze chwilę temu miał do mnie pretensje, że powiedziałam, że go TYLKO lubię. A on co robi?!
- Witam, a państwo w jakiej sprawie?- zapytała zdezorientowana kobieta.
- Widzisz Ala, ci ludzie oskarżają mnie o morderstwo Anki.- powiedział ze złością.
- Tej twojej narzeczonej?- zapytała rozbawiona, a jej arogancja powodowała u mnie białą gorączkę. No i jeszcze ten przygłup zapatrzony na tę lalę...
- No tak. Powiedz im, jak było.- powiedział rozdrażniony Jerzy.
- Widzą państwo... Wczoraj z misiem spędziliśmy cudowny wieczór w ekskluzywnej restauracji. Potem przyszliśmy do Jerzego... no i jak sami państwo widzicie...- powiedziała bardzo spokojnym tonem kochanka podejrzanego, podciągając opadającą pościel.
- Tak, niestety widzimy.- chrząknęłam, kątem oka popatrując na Gustawa.- W takim razie jest Pan wolny. Proszę jednak nie wyjeżdżać poza Łódź, do rozwiązania sprawy.- skończyłam przesłuchanie, bo nie miałam ochoty oglądać Gutka zapatrzonego w roznegliżowaną kobietę, okrytą jedynie kołdrą.
Wyszliśmy z mieszkania. Nie odezwałam się do Gutka słowem. On próbował do mnie zagadywać, coś żartować, ale chwilowo miałam wszystkiego po kokardki. A w szczególności jego. Doszliśmy do samochodu, którego drzwi otworzył mi Gustaw. Sam usiadł na miejscu kierowcy i w ciszy ruszył w sobie znanym kierunku. Czyli najprawdopodobniej na komisariat.
Między nami ponownie panowała okropna cisza, która przeszywała mnie na wskroś. Ja nie miałam zamiaru się odzywać. Jedyne co chciałam, to się popłakać. Siedziałam zapatrzona w budynki, które mijaliśmy, myśląc w czym jestem gorsza od tamtej dziewczyny.
Może w tym, że nie mam tak długich nóg, jak modelka? Czy może dlatego, że nie mam takiej talii, jak ta lampucera? A może powinnam sobie wstrzyknąć w usta litr botoksu, jak ona? Wtedy może będę dla niego atrakcyjna?
- Ty myślisz, że mi się tamta kobieta podobała?- zapytał poważnie, zjeżdżając na pobocze. Zatrzymał samochód, zaciągnął ręczny i spojrzał mi w oczy, jednak ja natychmiast odwróciłam wzrok.- Odpowiedz mi.- dodał, chwytając mnie za rękę.
- Odpowiedz sobie sam.- warknęłam, wyrywając się z wściekłością.- Przypomnij sobie, jak pożerałeś ją wzrokiem. Jak w wyobraźni ją rozbierałeś, jak...
Miałam dokończyć. Miałam zacząć na niego wrzeszczeć. Miałam zwyzywać go od dupków, chamów, hipokrytów. Miałam to zrobić, ale on skutecznie mi to uniemożliwił... pocałunkiem. Gorącym, pełnym uczuć pocałunkiem. Dłonie delikatnie ułożył na moich policzkach. Czułam, jak rozpływam się pod jego dotykiem.
- Jedyną kobietą, jaką pożeram wzrokiem i jaką rozbieram w mojej wyobraźni, jesteś ty.- szepnął chwilę po pocałunku.
Spojrzałam na niego lekko zawstydzonym wzrokiem, na co on ujął moje dłonie. Złożył na nich czuły pocałunek. Chociaż w sumie nie był to tylko jeden pocałunek... Całował moje dłonie, jednocześnie przepraszając za to, że przez niego poczułam się gorzej.
- Przepraszam.- powtórzył, składając kolejny pocałunek na moich dłoniach.- Przepraszam, że pozwoliłem na to, byś choć przez chwilę pomyślała, że podoba mi się inna.- mówił ze skruchą.
Ja zabrałam swoje ręce, którymi objęłam twarz Bielskiego. Niewiele myśląc złożyłam krótki pocałunek na jego ustach. On spojrzał na mnie oszołomiony, a na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech.
- Wybaczam ci.- zaśmiałam się cicho i odwzajemniłam uśmiech.
Dojechaliśmy na komendę. Teraz, podczas drogi, razem rozmawialiśmy i śmialiśmy się do utraty tchu. W naszym biurze dowiedzieliśmy się, że narzeczony Anny kłamał, nie był z kochanką w żadnej restauracji. O godzinie 21:30 wszedł do klatki schodowej, w której mieszkała zamordowana. Denatka została zamordowana około 22. Jerzy wyszedł z klatki dopiero po 22:30. Wszystko wskazywało na to, że to on zamordował.
Technicy przekazali nam informację, że na pobitym skrawku szkła, znalezionym na podłodze w mieszkaniu ofiary jest fragment gumowej rękawiczki i ślad krwi. Jednakże to nie była krew zamordowanej kobiety. Dostaliśmy od komendanta nakaz aresztowania podejrzanego i jego kochanki.
- Alex, do mnie!- zawołał Gutek.
- A gdzie wy się wybieracie?- zapytał Piotr, wchodząc do biura.
- Jedziemy zgarnąć Jerzego i jego kochankę.- powiedziałam, zabierając bluzę z krzesła obrotowego.
- Dobra, jesteśmy w kontakcie...- odpowiedział komisarz, a my wyszliśmy z pomieszczenia, udając się w stronę wyjścia z komendy.
Jak już mówiłam los lubi płatać figle. Po drodze do wyjścia natknęliśmy się na parę podejrzanych, prowadzonych przez naszych znajomych. Okazało się, że próbowali uciec z Polski. Niestety, ich paszporty nie były ważne. Po prawdziwych wyjaśnieniach zostali przekazani w ręce prokuratury.
My za to mieliśmy wolny wieczór. Wczoraj uzupełniliśmy całą papierologię, dzięki czemu mogliśmy pójść prosto do domów. Postanowiliśmy z Gutkiem, że spotkamy się dopiero w parku. Jak na razie jedziemy do naszych mieszkań, gdzie mamy naszykować się na umówione spotkanie.
///\\\///\\\///\\\
Hej, Misiule moje!
Wybaczcie mi tę zwłokę, jednak samopoczucie (niestety to złe) popsuło mi moje plany dotyczące publikacji tego rozdziału 🥺
Ale w ramach przeprosin już jutro wleci tu kolejny rozdział, który, mam nadzieje, wynagrodzi Wam tę zwłokę 🤭❤️
A w kwestii wplątania tu postaci Darii Zawiałow- nie mogłam się oprzeć, a z drugiej strony jest to tylko fan fiction, więc hulaj dusza! 👀🫶🏼
Do zobaczenia niebawem!!!
Bielska 🩷
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top