꒰ veinte cuatro ꒱

KONTYNUOWACJA POPRZEDNIEGO ROZDZIAŁU

OPIS SYTUACJI: Kiedy tylko dotarli do miasta, brunet zaparkował niedaleko morza. Szybko wysiedli z samochodu i pobiegli, gdzie nie zabrakło wzajemnych ochlapywań nóg słoną wodą. Potem trochę zmęczeni, udali się na promenadę, by po niedługim spacerze zjeść pyszne lody, pochłaniając niebiański widok plaży i fal odbijających się o piasek przy brzegu.

Callie: Jak tu jest pięknie... Kocham to miejsce *wzdycha i wsuwa kawałek loda z plastikowej łyżeczki do ust*

Álvaro: Zgadzam się. Ale i tak takie widoki mają jakąś wartość tylko wtedy, kiedy jesteś przy mnie *spogląda na nią, uśmiechając się nieśmiało*

Callie: *oddaje jego spojrzenie, rumieniąc się* Mój ty słodki romantyku *uśmiecha się* Po lodach odwiedziny port? Dawno tam nie byłam...

Álvaro: Jasne! Miałem właśnie proponować, kochanie *ponownie łączy ich spojrzenia, a po chwili wyciąga jej dłoń na stolik i obejmuje w swoją, delikatnie głaszcząc kciukiem*

Callie: Te quiero mucho, Alvi. Nie myślałam, że dostąpię takiego zaszczytu takiej chwili...

Álvaro: Yo también te quiero mucho, Cal. Ja sam nie myślałem, że przeżyje tak cudowne chwilę właśnie z moją fanką... Znaczy tobą *parska śmiechem*

Callie: Gdybym nie była twoją fanką to nie zaśpiewałabym teraz tej piosenki *uśmiecha się chytrze i zaczyna śpiewać*

Te quiero lento
Para saborear mejor cada momento
Para escuchar lo que se esconde en el silencio
Ya sé por qué

Álvaro: *wzrusza się i śpiewa drugą część refrenu*

Te quiero lento
Cuando te veo de mal humor por la mañana
Cuando se escapa una sonrisa en tu mirada
Así, así, te quiero lento

Callie & Álvaro: *spoglądają na siebie jakby nikt poza nimi nie istniał*

Álvaro: *wstaje, chcąc wyrzucić kubeczki po lodach, ale gdy wraca zatrzymuje się przy niej, przyciąga do siebie i całuje namiętnie w usta*

Callie: *przechodzą ją ciarki na ramionach, oddając go natychmiast*

Álvaro: *urywa go, po czym chwyta ją za rękę*

Starsza kobieta: Młodzi, jak wy pięknie razem wyglądacie!

Callie: Dziękujemy bardzo! *uśmiecha się nieśmiało*

Starszy mężczyzna: Zazdrościsz, żono?

Starsza kobieta: Jedynie tej młodości, bo nie powiem, przydałoby się mieć mniej zmarszczek na twarzy *zaśmiała się*

Callie: Oj tam! I tak pani ślicznie wygląda!

Starsza kobieta: Dziękuję ci, kochanieńka. Ale wysok i i przystojny mężczyzna dla pięknej kobiety to spełnienie marzeń...

Starszy mężczyzna: Tak daleko nie galopuj, moja droga! Chodźmy, bo wnuczka się niecierpliwi!

Álvaro: *starając się mówić po polsku* Nie wie pewnie pani, ale my już jesteśmy po ślubie *pokazuje kobiecie obrączkę, a potem blondynka*

Starszy mężczyzna: Ha! Mówiłem! Chodź, kochanie i nie zaczepiaj młodych. Niech się cieszą życiem!

Starsza kobieta: No dobrze, skarbie! Już idę! A my nie mamy się cieszyć? W przyszłym tygodniu jedziemy do Chorwacji! To będzie przygoda życia!

Starszy mężczyzna: Jedziemy? Prawie zapomniałem! *uśmiecha się i puszcza do ich oczko* Miłego dnia wam!

Callie & Álvaro: Dziękujemy bardzo! Wam również!

Callie: I udanego wyjazdu do Chorwacji! *śmieje się z całej sytuacji* Ohh! Uwielbiam takich ludzi! Tylko szkoda, że jest ich tak mało...

Álvaro: To przykra prawda... Ale nie ma co się teraz smucić z tego powodu, bo! To jak? Idziemy do portu?

Callie: Oczywiście! ¡Vamos! *chichocze*

Kiedy pojawiają się w porcie, podziwiają piękne statki. Okazuje się, że ten, który im się najbardziej spodobał za kwadrans wypływa na wycieczkowy rejs. Brunet wpada na pomysł, by skorzystać z okazji. Płaci za nich, a blondynka zaskoczona jego pomysłem po chwili znajduje się na dość dużym statku.

Callie: *uderzę go lekko pięścią w klatkę piersiową* Wariat!

Álvaro: Ale twój!

Callie: Ano mój, mój *śmieje się, po czym go przytula* Co ja bym bez ciebie zrobiła...

Álvaro: Pewnie zanudziła na śmierć *wybucha śmiechem, a ona również zaraz do niego dołącza*

Statek wypływa, a dziewczyna wtulona plecami w tors mężczyzny napawa się pięknymi widokami. Rejs mija im bardzo szybko w cudownej atmosferze, mimo że trwał godzinę. Po nim udają się do jej ulubionej smażalni ryb, w której jest zawsze z rodzicami lub dziadkami i to niemalże od urodzenia.

Po pysznym posiłku decydują się na powolny powrót do samochodu. W między czasie odwiedzają sprzedażowe namioty.

Callie: Alvarito! Co ty na to? Dla nas? *pokazuje mu dwie bransoletki z muszelek*

Álvaro: Śliczne są. Ale ja biorę z czarnym rzemykiem *chichocze, po czym całuje ją w policzek*

Callie: Ja z kremowym. Cudo! *uśmiecha, płaci sprzedawcy i zakłada swoją* Bierz swoją i zakładaj!

Álvaro: *czyni to, po czym splątuje ich palce przy złączonych dłoniach* Śliczna pamiętka z pięknego miejsca z bycia tam z najpiękniejszą kobietą.

Callie: Oj już starczy słodzenia, bo mnie policzki będą boleć od uśmiechania i rumieńców *chichocze*

Álvaro: Przesłodko wyglądasz, gdy się uśmiechasz...

Callie: Alvarito!

Álvaro: No co? *oboje wybuchają śmiechem*

Docierają do samochodu. Mężczyzna siada za kółkiem, a dziewczyna obok niego na miejscu pasażera. Wyjeżdżają z miasta, gdzie po niedlugim czasie oboje łapią wspaniały vibe do śpiewania jego piosenek. Podczas drogi na krótkim odcinku autostrady śpiewają ile tchu, a blondynka wychyla ręce przez otwarte okno, uśmiechając się szeroko z radości.

Callie: *po fali energii partnerka Hiszpana robi się śpiąca, aż w końcu zasypia, opierając głowę w rogu szyby, przy zetknięciu z drzwiami*

Alvaro: *po kilku minutach robi krótki postój na parkingu leśnym i przygląda się jej* Zasnęła... *szepcze, po czym zgarnia swoją bluzę z tylniego siedzenia i ją przykrywa*

Wraca do samochodu i ruszają w dalsza drogę. W trakcie stara się nie przeklinać głosno, by jej nie obudzić, co jakiś czas spoglądając na nią.

Callie: *budzi się i do jej nozdrzy dociera zapach jego perfum; zerka na skupionego na drodze mężczyznę, po czym przelatuje jej myśl przez głowę*  To jego bluza. Boże, jak ja go kocham...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top