꒰ catorce ꒱
OPIS SYTUACJI: Niedzielny poranek całkowicie inny od innych niedzielnych poranków. Blondynka zajmuje łazienkę, podmalowując się, a szatyn stoi przed lustrem i ubiera białą koszulę, zapinając guziki.
Callie: *umalowana przybiega do niego, by spojrzeć jak wygląda jej ukochany* Dzięki Bogu, że prasowałam tą koszulę wczoraj... *chichocze*
Álvaro: Bardzo dziękuję za to *uśmiecha się* Mogłabyś mi zapiąć mankiety?
Callie: Jasne *podchodzi do niego i zapina* Gotowe.
Álvaro: *cmoka ją krótko w usta w ramach podziękowania* Kochanie, pięknie wyglądasz *mierzy ją pożądliwym wzrokiem*
Callie: Wiem co sobie myślisz, cwaniaku ty mój *kładzie dłoń na jego policzku, spoglądając mu w oczy* Ale dobrze wiesz, że na takie rzeczy musisz sobie zasłużyć *śmieje się, wychodząc z pokoju*
Álvaro: Ja cały czas powinienem otrzymywać nagrody. Bo ja cały czas zasługuje! *wychyla się przez drzwi do jej pokoju, gdzie ona poprawia włosy*
Callie: Ach tak? W jaki sposób to się objawia? *uśmiecha się pod nosem zadziornie, spoglądając na jego odbicie w lustrze*
Álvaro: *powoli zbliża się do niej* W taki sposób, że jestem najlepszym i najprzystojniejszym mężem na świecie *uśmiecha się łobuzersko, po czym stając za nią odgarnia jej włosy z pleców na ramię i zostawia soczystą malinkę na jej szyi*
Callie: Álvaro... Proszę cię... Musimy jechać do kościoła... *rumieni się, odsuwając się od niego i próbując zamaskować różowy ślad, a później chowając go pod włosami*
Álvaro: No dobrze, dobrze... Zapraszam do samochodu *otwiera główne drzwi od mieszkania, zwracając rękę ku wyjściu*
Callie: Mieliśmy farta, że Twoi rodzice i rodzeństwo zanocowali w hotelu. Mieszkanie jest całkiem spore, ale nie pomieści tyle osób *chichocze, schodząc po schodach na dół*
Álvaro: *zamyka drzwi i klucz chowa do kieszeni spodni, po czym idzie za nią na dół* A to dało nam więcej prywatności w nocy...
Callie: ÁLVARO! JAK CIĘ TRZEPNĘ ZA TE TWOJE BRUDNE MYŚLI...!
Álvaro: Oj przepraszam! *śmieje się i otwiera samochód*
*skip time*
Callie & Álvaro: *wychodzą z kościoła trzymając się za ręce*
Jej mama: Jak wy słodko razem wyglądacie *składa dłonie jak do modlitwy*
Jego mama: Tak, zgadzam się z tobą. Pasują do siebie idealnie *uśmiecha się szeroko*
Paula: Totalnie tak! *przytula zakochańców naraz od tyłu*
Callie: Dziękujemy... *drugą ręką chwyta szatyna za jego, prawie uwieszając się na niej, ale nie sprawiając mu ciężaru*
Álvaro: Moje słońce *spogląda na nią, rumieniąc się*
Greg: OMG! ÁLVARO SIĘ RUMIENI! CUDA SIĘ DZIEJĄ!
Jej babcia: Miłość działa cuda *łezka kręci się jej wokół oka*
Jej dziadek: Tak, dokładnie *uśmiecha się, puszczając do państwa Soler oczko*
Callie & Álvaro: *śmieją się*
Jej babcia: No to zapraszamy na śniadanie wielkanocne!
Greg: JEDZENIE! W KOŃCU!
Paula: Zgłodniałeś?
Greg: TAK! ŻEBYŚ WIEDZIAŁA!
Paula: Największa twoja miłość to ta do jedzenia *wybucha śmiechem, a za nią cała Callie i Álvaro rodzina*
Greg: Paula! Musiałaś? Jesteśmy w gościach! *również się śmieje, trzymając się za brzuch*
Callie: Wariaci... *chichocze* Zjemy, pogadamy, a potem wracamy do mnie i zapraszam wszystkich na spacer po mieście w tak piękną pogodę!
Jej mama: Raczej tylko wy wyjdziecie, bo my starsi dorośli musimy ważne rzeczy obgadać.
Greg: To jeszcze lepiej!
Paula: Może trochę skromności przy gościach? *patrzy na niego porozumiewawczo*
Greg: Oj przepraszam...
Wszyscy inni: *śmieją się, wchodząc do domu jej dziadków*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top