𝐯𝐢𝐢𝐢. coś z nim nie gra
────────────
24 lutego 2025 roku
Próbowałem o tym nie myśleć. Naprawdę próbowałem.
Wmawiałem sobie, że te siniaki, które widziałem, były przypadkiem. Że to nic poważnego. Ale z każdym kolejnym dniem coraz trudniej było mi w to wierzyć.
Changbin się zmieniał.
Pamiętam, jak jeszcze niedawno przychodził do szkoły zawsze schludnie ubrany, z idealnie ułożonymi włosami i tą charakterystyczną pewnością siebie. Każdy jego ruch był energiczny, silny, jakby miał w sobie niewyczerpane pokłady siły. Po lekcjach niemal zawsze zostawał na siłowni albo grał w kosza, spędzał godziny na aktywności fizycznej, jakby było to dla niego tak naturalne jak oddychanie.
A teraz?
Teraz to nie był ten sam Changbin.
Jego ubrania stały się… niedbałe. Czasami nosił te same rzeczy dwa, trzy dni z rzędu, co wcześniej nigdy mu się nie zdarzało. Włosy, kiedyś zawsze ułożone, teraz często były w nieładzie, jakby w ogóle o nie nie dbał. Pod jego oczami pojawiły się ciemne wory, głębokie i wyraźne, świadczące o chronicznym braku snu.
Ale najgorsze było to, że przestał być obecny.
Już nie śmiał się tak często. Już nie zaczepiał ludzi na korytarzu, nie żartował z Seungminem w ten swój beztroski, głośny sposób. A Seungmin… Seungmin też to zauważył. Z czasem przestali rozmawiać tak często, jak kiedyś. Może to przez Changbina, może to Seungmin dał mu przestrzeń – nie wiem. Ale coś było nie tak.
Coś było bardzo nie tak.
I im dłużej na niego patrzyłem, tym bardziej byłem pewien, że te siniaki, te zadrapania… to nie był zwykły upadek.
A ja… Ja nie wiedziałem, co mam z tym zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top