❅ xiv ❅
❁ ════ ❅• 𝑫𝑨𝒀 𝟏𝟒 •❅ ════ ❁
❅❅❅
┏━━━━•❅•°•❈•°•❅•━━━━┓
𝑰𝑹𝑶𝑵𝑯𝑨𝑾𝑲
┗━━━━•❅•°•❈•°•❅•━━━━┛
❅❅❅
𝑨𝒏𝒕𝒉𝒐𝒏𝒚 𝑺𝒕𝒂𝒓𝒌 𝒙 𝑪𝒍𝒊𝒏𝒕 𝑩𝒂𝒓𝒕𝒐𝒏
Zima, jedna z piękniejszych pór roku, a grudzień był chyba jednym z najbardziej klimatycznych miesięcy. Stark Tower było ozdobione lampkami świątecznymi, które wesoło zmieniały swoją barwę. Jednak poza wyróżniającym się wyglądem zewnętrznym budynek Anthony'ego w środku zmienił się diametralnie.
Już od progu wszystkich witał zapach świerku, który jak uparł się Clinton musiał być na każdym piętrze. Nie musiał być wielki, wystarczy malutki w rogu pomieszczenia, bo prawdziwa, ogromna i najlepiej przyozdobiona choina znajdowała się w salonie. Może i do jej dekoracji wybrano najbardziej oklepane kolory jakimi były złoty i czerwony, jednak miała się podobać wszystkim, a te barwy wydawał się dość uniwersalne.
Barton uwijał się jak w ukopie by zdążyć ozdobić malutkie drzewka przed przyjazdem wszystkich członków drużyny, a czasu wiele nie zostało. Każda malutka choinka miała swoim wyglądem jak najlepiej odzwierciedlać charakter jego przyjaciół... Albo jeszcze lepiej, jego rodziny. Bo tym właśnie byli mściciele jedną wielką, może odrobinę dysfunkcyjną rodziną. Tak, nie zgadzali się ze sobą w wielu sprawach, ale święta były czasem, kiedy wreszcie mogli się spokojnie spotkać, nie wisiało nad nimi żadne niebezpieczeństwo. Był to czas odpoczynku, relaksu, wspólnego śpiewania świątecznych piosenek, które Hawkeye uważał za cudowne, a człowiek z żelaza, za okropnie oklepane.
Jednak wróćmy na chwilę do ozdabianych przez łucznika drzewek, w pokoju Natashy pojawiło się jedno z czerwonymi i czarnymi ozdobami, Steve będzie mógł zobaczyć roślinkę ozdobioną barwami flagi amerykańskiej, Thora powitają złote i niebieskie ozdoby, a Anthony'ego taka sama jak w salonie. Dla siebie zostawił srebrne i fioletowe bombki. Mimo to najdłużej chyba ozdabiał choineczkę Starka, która nie wiedzieć czemu stała się dla niego najważniejsza.
Ozdabianie drzewek było tylko częścią wykonanych już przez Clinta rzeczy z jego dość długiej listy. Zostało jeszcze pakowanie prezentów, upieczenie pierniczków, rozwieszenie jemioły, która miała być pułapką dla nieuważnych ludzi. Można będzie przynajmniej robić zakłady jaka dwójka pod nią stanie. Czy było to odrobinę dziecinne? Jak najbardziej, jednak święta są tylko raz w roku, dlatego trzeba je spędzić najlepiej jak się da.
Z pieczeniem raczej poczeka na Natashę, która ma większy talent kulinarny niż łucznik, który potrafi wstawić pusty czajnik na gaz i zastanawiać się czemu woda nie chce się zagotować. Ale pozwólcie, że przemilczymy ten temat.
Następnym krokiem Clinta w przygotowaniu całego budynku i wprowadzenie go w świąteczny klimat było powieszenie jemioły. Jedna znalazła się nad wejściem do warsztatu, jedna w kuchni, kolejna ukryła się w salonie, a jeszcze jedna na tarasie Stark Tower. Szkoda tylko, że łucznik nie wiedział w jakiej sytuacji się przez nią znajdzie.
Anthony Stark większość dnia spędzał w swoim warsztacie, w drobnym przeciwieństwie do Clinta, on wolał by wystrój jego budynku ograniczył się do jednej choinki i lampek. Ale czego mógł się spodziewać dając mu swoją kartę kredytową, kiedy łucznik szedł na świąteczne zakupy. Nie mogło się to skończyć inaczej. Jednak nie był to główny powód, dla którego Tony spędzał dzień w warsztacie.
Jeśli ktoś wejdzie w pole widzenia Bartona już tak szybko nie wróci do wcześniejszych zajęć. Wystarczyło, że kilka dni temu spotkał swojego przyjaciela przy rozplątywaniu lampek. Skończyło się to godzinnymi próbami rozwiązania problemu, a ostatecznie zdecydowali kupić nowe. To nie tak, że Tony żałował czasu spędzonego z łucznikiem, wręcz przeciwnie. Dawno się tak dobrze nie bawił mimo początkowej irytacji. Nic nie było w stanie zabrać mu zabawy oraz chwil jakie razem przeżyli wygłupiając się w galerii handlowej przy poszukiwaniu nowych światełek dla ich drzewka lub kiedy Clint uparł się na zakup nowego swetra świątecznego.
Może i święta jakie spędzał z rodzicami nie kojarzył mu się najlepiej, jednak może to właśnie niepozorny łucznik będzie w stanie przerwać złą passę. Może to jemu uda się sprawić, że pierwszy raz od dawna włączy się w większym stopniu w świąteczną tradycję. Jakby nie wystarczyło, że cholerne „All I Want For Christmas Is You" nie zamierzało zejść z ust mężczyzny. To chyba był znak, że Clint zdecydowanie za często słucha tego utworu lub świąteczny nastrój dopadł i jego.
Nic nie zapowiadało, że Tony będzie musiał opuścić swój warsztat, który w czasie pójścia po kawę został ozdobiony przez Bartona toną lampek i małą choinką. To chyba właśnie ona wywołała na twarzy geniusza największy uśmiech, ale wracając.
Dzień mijał bardzo spokojnie, do czasu, gdy Clint wpadł spanikowany do jaskini Tony'ego z brokatem we włosach.
- Tony! Tony, musisz mi pomóc! - krzyknął od progu jednak zamarł na chwilę słysząc ciche „And I don't care about the presents under the Christmas tree" opuszczające usta osoby, po której najmniej się tego spodziewał. - Nie wiedziałem, że tak ładnie śpiewasz... - odezwał się, kiedy pierwszy szok minął.
Stark zamilknął momentalnie i obrócił się w stronę drzwi.
- Po pierwsze, jak długo tu stoisz, a po drugie czemu tak krzyczysz? - zapytał posyłając mu z początku lekko zirytowane, a po chwili łagodne i rozbawione spojrzenie. Nawet Tony nie był w stanie gniewać się na Clinta z brokatem we włosach, ubranego w świąteczny sweterek.
Barton zmieszał się delikatnie czując na sobie spojrzenie bruneta oraz jak jego policzki niekontrolowanie pokrywają się rumieńcem. Tłumaczył sobie, że to wszystko ze stresu, chociaż sam był świadom, że przyczyna różu na jego twarzy jest zupełnie inna... A raczej stoi przed nim.
- Ogarnij się Clint - mruknął do siebie pod nosem zawstydzony. Jakim cudem musiał rumienić się przy Starku! To zdecydowanie nie powinno mieć miejsca, a co dopiero przed świętami.
- Co tam mamroczesz? - zapytał Stark ze śmiechem obserwując zachowanie swojego przyjaciela. Wiedział, że to nie ładnie się z kogoś śmiać, tyle, że nie mógł się powstrzymać. - Dobra, a teraz poważnie, podejdź tu na chwilę - odezwał się starając brzmieć chociaż odrobinę normalnie.
Łucznik był już praktycznie czerwony na twarzy, jednak zebrał się w sobie przybliżając się do człowieka z żelaza poprawiając po drodze swój sweterek z reniferkiem. Może i trochę przeciągał podejście do filantropa, ale chciał dać sobie czas na uspokojenie.
Kiedy był już o krok od bruneta zauważył jak ten delikatnie pochyla się w jego stronę. Clint przymknął oczy lekko rozmarzony, ale jedyne co poczuł to dłoń Starka we włosach. Śmiech mężczyzny wyrwał go z krainy zamyślenia, a Barton sam po chwili zachichotał cicho. Tony natomiast uparcie próbował wytrzepać brokat z jego włosów, z który zdecydował się towarzyszyć mężczyźnie w czasie odwiedzin jego warsztatu.
- To chyba wszystko --odezwał się po chwili z uśmiechem na twarzy patrząc na roześmianego przyjaciela. Jednak tym razem coś towarzyszyło mu coś jeszcze... Dziwne ciepło rozlewające się w środku, którego Stark nie umiał zdefiniować. Kiedyś się tym zajmie, kiedyś. - Więc... O co chciałeś poprosić?
Clint spojrzał na niego przypominając sobie po co właściwie tu przyszedł.
- A tak... Skończył mi się papier do pakowania prezentów i pianki do gorącej czekolady - powiedział patrząc na właściciela budynku z nadzieją w oczach, jakby miał wyczarować za chwilę potrzebne mu rzeczy.
- Masz szczęście, że część pianek udało mi się przed Tobą ukryć, a co do papieru myślę, że mogę się dla Ciebie poświęcić i pójść do sklepu - zaproponował. - Ale nie ma nic za darmo, kubek gorącej czekolady wystarczy jako zapłata - zaśmiał się i wyminął stojącego jak kołek Clinta. Brunet wyszedł z warsztatu łapiąc po drodze swój czarny płaszcz, powoli krokiem opuszczając budynek.
Zimą ulice Nowego Jorku wyglądały pięknie, kolorowe lampki, mnóstwo świątecznych ozdób, a dodatkowo wszędzie roiło się od uśmiechniętych rodzin z dziećmi. Tony przez chwilę zaczął się zastanawiać, czemu nie zabrał swojego przyjaciela ze sobą. Nie miał ochoty iść samemu wśród radosnych ludzi, jednak gdyby Clint tu był z pewnością kupno papieru ozdobnego zajęłoby chyba dwie godziny.
Stark chyba nigdy nie spodziewał się, że wybranie odpowiedniego koloru i wzoru będzie takie trudne. Mógł zapytać przyjaciela, czy ma co do niego jakieś specjalne wymagania. Nie pomyślał o tym, dlatego teraz na jego barkach spoczywała trudna decyzja.
Musiało upłynąć kilka dobrych minut zanim Tony zdecydował się na zwykły brązowy papier, ale za to kupił jeszcze kolorowe wstążki, by pakunki nie wyglądały na nudne.
W czasie, gdy Tony podejmował trudne decyzje zakupowe Clint zapakował prezent dla geniusza. Ozdobił go złotą kokardką i odłożył na stolik, który wyglądał jak pole bitwy. Wszędzie walały się wstążki, brokat, taśma klejąca, czy kubki po czekoladzie...
- Właśnie! Czekolada! - krzyknął Barton i zerwał się z miejsca biegnąc prosto do kuchni. Szybko wyciągnął mleko z lodówki, ostrożnie przelewają je do garnuszka. Kiedy tylko zaczął je podgrzewać wyciągnął z szafki dwa kubki świąteczne. Jeden z bałwankiem, a drugi z choinką. Teraz wystarczyło znaleźć pianki, o których mówił mu brunet zanim wyszedł. Szafka na górze, nie to nie to, może gdzieś za garnkami...
- Pudło - usłyszał po chwili, podskakując w miejscu i obracają się szybko w stronę źródła głosu.
- Jeśli tak bardzo chcesz pianki wystarczy, że ładnie poprosisz - powiedział Tony, odkładając papier i wstążki na stoliku, na którym brakowało już miejsca. - Są w szafce na prawo od lodówki - dodał, szybko wchodząc do kuchni. Clint pokiwał głową i wyjął z szafki swoje ukochane pianki.
- Dziękuję, że poszedłeś po papier, Tony - odezwał się po chwili milczenia nalewając ciepłe mleko do kubków. - Nie wiem co bym zrobił gdyby nie Ty - spojrzał na Starka z lekkim uśmiechem na twarzy. Ostrożnie nasypał czekolady do kubków mieszając powoli. - Z piankami, czy bez? - zapytał samemu dorzucając sobie kilka na wierzch.
Tony spokojnie obserwował poczynania przyjaciela w kuchni. Przy okazji mógł się rozejrzeć i poszukać pułapek w postaci jemioły rozwieszonych przez łucznika. Przecież nie ma najmniejszej ochoty całować się przykładowo ze Stevem... Ale z Clintem... „Nie! Tony, nie!" - skarcił się w myślach. Przecież Barton to jego przyjaciel, rumieniący się w warsztacie przyjaciel.
Z rozmyślań na temat ich relacji wyrwał go nie kto inny jak mężczyzna w sweterku z reniferkiem.
- Może być bez - odpowiedział szybko przeczesując włosy ręką, a po chwili odbierając kubek od towarzysza. - Zapłata przyjęta - zaśmiał się, upijając łyk ciepłej czekolady. Jedno Tony musiał przyznać. Barton robił najlepszą na świecie gorącą czekoladę, do której Stark zaczynał mieć coraz większą słabość.
Stali tak przez chwilę w ciszy spokojnie delektując się napojem, kiedy Clint nagle ostawił kubek i podbiegł do okna.
- Śnieg! - krzyknął ciesząc się jak dziecko i biegnąc już nawet nie do windy, a na schody. Przecież na windę trzeba czekać, a schody zawsze są na miejscu. Pokonując susami wszystkie stopnie Barton wybiegł na taras czują powiew chłodnego wiatru na twarzy. Uśmiechnął się i spróbował złapać płatki świeżego śniegu na język. Tak, tak, zabawa dla dzieci, ale czy ktoś mówił, że Clint jest w stu procentach dojrzały?
Tony nawet nie zdążył otworzyć ust by coś powiedzieć, a jego przyjaciela już nie było. Pokręcił jedynie głową i trzymając kubek z czekoladą załapał jeszcze ciepły kocyk, który przewiesił sobie przez ramię. Po drodze złapał jeszcze napój Bartona i ruszył do drzwi windy, na którą, i tak musiał chwilę poczekać. Nie trwało to strasznie długo. Może odrobinę dłużej niż bieg po schodach, ale Stark nie miał ochoty na wspinaczkę.
Kiedy tylko znalazł się na tarasie, pokręcił głową widząc przyjaciela próbującego złapać wirujące płatki białego puchu. Stark usiadł w drzwiach prowadzących do środka i owinął się kocykiem.
- Jak Ci się znudzi to możesz do mnie dołączyć - zaproponował z lekkim uśmiechem na twarzy. Może to jednak będą najlepsze święta jakie przyjdzie mu spędzić z nową rodziną.
Nie minęło więcej niż pięć minut, a odrobinę zmarznięty Clint usiadł obok swojego przyjaciela z wdzięcznością chowając się pod kocykiem oraz odbierając kubek już lekko wystudzonego napoju. Łucznik sam nie wiedział, kiedy jego głowa wylądowała na ramieniu mężczyzny. Jednak Tony się nie odsunął, wręcz przeciwnie. Objął Bartona i przyciągnął go bliżej.
Siedzieli tak przez chwilę obserwując tańczące w powietrzu płatki śniegu. Cisza, która była między nimi, nie była niezręczna. Pasowała do tej chwili, którą Stark obawiał się zniszczyć za chwilę.
- Clint... Mam wrażenie, że o czymś zapomniałeś... - odezwał się spoglądając w górę. Wzrok zdziwionego łucznika powędrował trochę wyżej, a jego policzki ponownie pokryły się rumieńcem.
To już musiało być zrządzenie losu! Żeby zapomnieć, gdzie powiesiło się jemiołę, wylądować pod nią z Tonym Starkiem. Życie musiało go nienawidzić lub chociaż raz zdecydowało się mu pomóc. Hawkeye cicho liczył na to drugie, przenosząc wzrok na swojego przyjaciela.
- To nie miało tak wyjść. Możemy udawać, że nic się nie sta... - spanikowany Clint zaczął się tłumaczyć, jednak nie dane było mu skończyć. Jego chłodne wargi spotkały ciepłe usta Starka, które smakowały jak najlepsze na świecie czekoladki.
W tym momencie dla tej dwójki zatrzymał się czas. Żadna siła nie była w stanie przerwać tego delikatnego a zarazem czułego pocałunku. Dłonie Clinta powędrowały na kark Starka, który przyciągnął łucznika jeszcze bliżej, delikatnie pogłębiając pocałunek. Pewnie trwaliby tak jeszcze dłużej, gdyby nie powietrze, które im się skończyło.
Tony oparł swoje czoło o czoło łucznika.
- All I want for Christmas is You - szepnął cicho Iron Man, obserwując rumieniec pojawiający się na twarzy przyjaciela, a może i przyszłego chłopaka.
A/N
Dzień dobry wieczór, z tej strony WindgelNightever
Mam nadzieję, że opowiadanie przypadało komuś do gustu.
Święta już za chwilę, więc pijcie dużo gorącej czekolady i uważajcie na jemioły!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top