❅ xii ❅
❁ ════ ❅• 𝑫𝑨𝒀 𝟏𝟐 •❅ ════ ❁
❅❅❅
┏━━━━•❅•°•❈•°•❅•━━━━┓
𝑺𝑷𝑰𝑫𝑬𝒀𝑷𝑶𝑶𝑳
┗━━━━•❅•°•❈•°•❅•━━━━┛
❅❅❅
𝑷𝒆𝒕𝒆𝒓 𝑷𝒂𝒓𝒌𝒆𝒓 𝒙 𝑾𝒂𝒅𝒆 𝑾𝒊𝒍𝒔𝒐𝒏
Delikatne płatki śniegu wirowały wszędzie dookoła, osadzając się na ulicach, dachach i wszelkich innych, mniej lub bardziej płaskich powierzchniach. Nie było ich jednak na tyle wiele, aby zdołały przysłonić widok pięknego, świątecznie ozdobionego miasta, którego światła nigdy nie gasły. I ten fakt bardzo cieszył młodego Petera, który uwielbiał siedzieć na dachach wieżowców i obserwować nocne życie Nowego Jorku, tak, jak to robił tej nocy. Przebrany w swój obcisły, superbohaterski strój siedział na dachu jednego z wyższych budynków z nogami zwieszonymi za krawędź. Delektował się pięknym widokiem i przyjemną atmosferą bijącą od przygotowanego na święta miasta.
— Yo, pajączku! — błogi spokój chłopaka został przerwany przez bardzo dobrze znany mu głos. Wydał z siebie cichy jęk niezadowolenia, mimo iż na jego twarzy pojawił się wesoły uśmiech. Tak było za każdym razem, gdy się spotykali. Deadpool nie musiał jednak tego wiedzieć.
— Cześć — odpowiedział, odchylając się lekko i podpierając się dłońmi z tyłu. Od razu poczuł lekki dyskomfort spowodowany zimnym śniegiem pod palcami. Jego strój był na tyle cienki, że czuł się tak, jakby nagą skórą dotykał tej zmrożonej wody. Przekręcił głowę, aby móc spojrzeć na mężczyznę w czerwono-czarnym stroju, który już po krótkiej chwili usiadł obok niego. Peter mógłby się założyć, że pod jego maską widnieje głupi uśmiech albo coś w tym stylu. Co prawda nie wiedział, jak może on wyglądać, ale znał go na tyle, że wiedział, że jego twarz nie może być w tym momencie obojętna.
Za to Deadpool, który właśnie zwiesił nogi z dachu i usiadł w taki sam sposób jak jego pajęczy przyjaciel. Był pewien, że na jego twarzy nie widnieje niechęć, którą usłyszał w jego głosie. Może i Spider-Man na początku nie był do niego zbyt przyjaźnie nastawiony, jednak to się zmieniło. I oboje aż za dobrze zdawali sobie z tego sprawę.
— Cóż ty tutaj robisz, sam, o tej godzinie? Nie powinieneś siedzieć z rodzinką i cieszyć się klimatem świąt? — starszy mężczyzna zaczął rozmowę, jak zwykle używając tego nie do końca poważnego, irytującego tonu głosu.
— Mógłbym zadać ci to samo pytanie — odpowiedział mu wyraźnie młody, ale już nie chłopiecy głos.
Niespodziewanie owiał ich wiatr, który adekwatnie do pory roku był strasznie zimny. Płatki śniegu zawirowały dookoła, a młody superbohater delikatnie zadrżał z zimna, zdejmując dłonie ze śniegu i siadając prosto . W myślach zadał sobie pytanie “dlaczego zimą musi być tak zimno?”. Niestety, nie dane było mu zastanowić się nad odpowiedzią. Poczuł czyjeś silne ramię, które nagle go objęło i przyciągnęło do, o dziwo, ciepłego ciała. Jak dobrze, że twarz młodego Parkera była ukryta za maską. Młodzieniec zdecydowanie sobie nie życzył, aby ktokolwiek widział jego zaczerwienioną twarz. I to zaczerwienioną nie od zimna.
— Deadpool...— zaczął, jednak nim zdążył powiedzieć coś więcej, usłyszał słowa, które wprowadziły go w niemałe osłupienie.
— Wade. Nazywam się Wade, pajączku — kiedy głos starszego mężczyzny ucichł, zapadła cisza. A przynajmniej między nimi, ponieważ dookoła od czasu do czasu szumiał wiatr, auta na ulicach bez przerwy hałasowały, odgłosy nocnego miasta zbierały się w jeden wielki, ale o dziwo całkiem przyjemny dla ucha szum, a gdzieś w oddali było nawet słychać jedną z wielu świątecznych piosenek.
— Nie powinieneś... Nie powinieneś mi tego mówić — Spider-Man był zbyt zdziwiony, aby się zezłościć czy chociażby odsunąć. Właściwie to nawet gdyby nie był aż tak zdziwiony tym nagłym wyznaniem, nie chciałby się odsuwać. Teraz było mu całkiem ciepło i nawet przyjemnie. Ta bliskość była czymś, czego w głębi duszy potrzebował. Nie potrafił tego uzasadnić, ale tak po prostu było.
— Aj tam, nie powinienem był jeść tej przeterminowanej mrożonki. A od zdradzenia swojego imienia jeszcze nikt nie umarł — odparł Wade na swoją obronę, chociaż wcale nie poczuł się zaatakowany przez słowa osoby, którą właśnie lekko do siebie tulił. Jak tylko zobaczył, że ten drży z zimna, poczuł zadziwiającą potrzebę zapewnienia mu ciepła. A z racji, że nie nosił przy sobie przenośnego kaloryfera, postanowił go po prostu przytulić. I bardzo podobał mu się fakt, że bohater się temu nie sprzeciwia.
— Jezu... Ty naprawdę jesteś idiotą, wiesz, Wade? — mruknął młody dorosły, sam już nie wiedząc czy powinien się gniewać, czy może raczej cieszyć. Nie do końca mu się to spodobało, ale wypowiedzenie imienia mężczyzny z którym teraz przebywał przyniosło mu swego rodzaju satysfakcję.
— Wiem, wiem. Nie musisz mi powtarzać tego przy każdym naszym spotkaniu, mały.
— Mały? — zgromił wzrokiem starszego, co niestety nie było widoczne przez maskę. — A myślałem, że chcesz się dowiedzieć, jak ja się nazywam — odparł, oznajmiając tym samym, że teraz pewnie już nie zdradzi swojego imienia. Nie, że miał taki plan, ale tak teraz pomyślał, że co mu szkodzi? W końcu to tylko imię, a Wade był osobą, której ufał.
— Och, oczywiście, że chcę! Bardzo chcę poznać imię mojego pajączka — entuzjazm w jego głosie tylko to potwierdzał. Jedyną rzeczą, która w tej wypowiedzi nie spodobała się Parkerowi, to nazwanie go swoim przez Wade'a. O nie, nie był jego. Nie miał jednak siły się o to wykłócać, ponieważ doskonale wiedział, jak to by się skończyło.
— Więc.. Nazywam się Peter — wyznał po krótkiej chwili wahania. Z jednej strony wiedział, że robi źle wyjawiając swoje imię, ale nie liczyło się to dla niego teraz
— Peter? Peter. Pete. Ależ uroczo! — zaśmiał się radośnie Wade, przytulając pajączka do siebie mocniej. W odpowiedzi dostał zduszone "och, zamknij się" co wywołało głośniejszy śmiech.
Kto by pomyślał, że znajomość która zaczęła się od kłótni i jednostronnej nienawiści, skończy się na wspólnym przesiadywaniu na dachu, tuleniu się do siebie w celu ocieplenia ciał i długich rozmowach, które przepełnione były śmiechem, głupimi żartami i nadużywaniem ich własnych imion.
Czas mijał im w bardzo przyjemnej atmosferze. Nie zauważyli nawet, kiedy zaczęło robić się coraz później i później, a śnieg zaczął padać intensywniej. Mimo to tematów im nie brakowało, a im dłużej rozmawiali schodzili na coraz bardziej prywatne tematy. Żaden z nich jednak nie myślał teraz o tym, że powinni się ograniczać. Liczyło się tylko to, że mogli szczerze porozmawiać nie martwiąc się, że powiedzą coś nieodpowiedniego.
— Pete, a ty w ogóle lubisz święta?
— Uwielbiam. A czemu pytasz?
— Tak po prostu. Ciekawy jestem — odparł i zamilkł na krótką chwilę. — A co lubisz w nich najbardziej?
— Hm... Chyba tą cudowną rodzinną atmosferę. I te wszystkie, pyszne potrawy. No i piosenki. Uwielbiam świąteczne piosenki. A ty? - zwrócił swoją twarz w jego stronę, nieświadomie sprawiając, że odległość między nimi stała się zdecydowanie zbyt mała, aby mówić o przestrzeni osobistej.
— Ja? Prezenty, oczywiście! — Te słowa wywołały rozbawiony śmiech u pajęczego bohatera.
— Prezenty? A co chciałbyś dostać?
— Ciebie — to jedno, krótkie słowo wprawiło Spider-Mana w niemałe osłupienie. Jego policzki zaczerwieniły się po raz kolejny a przez głowę przeszedł natłok myśli. Nie wiedział jak zareagować. Odskoczyć od niego czy może raczej mocniej się w niego wtulić? Oh, to było tak skomplikowane.
— Wiesz... Zgaduję, że na wigilię się nie spotkamy, więc... — zmarznięte palce chłopaka sięgnęły do miejsca, gdzie maska łączyła się z resztą jego stroju, powoli wsuwając się pod materiał, aby po chwili niepewnie go unieść. Zawahał się, kiedy dotarł do ust. — Dam ci twój prezent już teraz — nie czekając aż mężczyzna zdąży zareagować, ściągnął swoją maskę, szybko spuszczając wzrok. Bał się spojrzeć za zamaskowaną twarz przyjaciela, czy kimkolwiek on dla niego był.
Cisza która zapadła między nimi była dla Peter zdecydowanie zbyt krępująca. Trwała ona zaledwie kilka sekund, przez które kilka płatków śniegu zdążyło osadzić się na jego brązowych włosach, jednak chłopak miał wrażenie, że minęło co najmniej kilka strasznie długich minut. Zaczął żałować swojego czynu, bojąc się, że mógł tym wszystko zepsuć.
Jednak ku jego zdziwieniu, Wade zamiast powiedzieć cokolwiek, dosyć szybkim ruchem ręki ściągnął swoją własną maskę. W pierwszym momencie Peter chciał na niego spojrzeć, ale wciąż nie potrafiąc zebrać wystarczająco wiele odwagi, wbił wzrok w odległe światła miasta.
— Tylko się nie przestrasz — ostrzegł Deadpool, delikatnie chwytając młodszego za podbródek i lekko unosząc jego zaczerwienioną twarzyczkę do góry, aby na niego spojrzał. Dostrzegł strach w jego oczach, mimo to sam się uśmiechał. Widział, że ten już otwiera usta aby się odezwać, lecz nim to się stało, sam wypowiedział parę słów.
— Jesteś najlepszym prezentem jaki mógłbym dostać —mruknął i nie czekając, aż Peter zdąży przetrawić to co właśnie się dzieje i zareaguje, złączył ich usta w delikatnym pocałunku. Czas dookoła nich zdawał się stanąć w miejscu, płatki śniegu zwolniły, hałas miasta ucichł... Jedynym co towarzyszyło im w tym cudownym momencie, była jedna z ulubionych świątecznych piosenek Petera.
A/N
Wesołych świąt każdemu czytelnikowi życzy autorka one shota — spider_boy_ !♡
(wybaczcie nam opóźnienia, ale tutaj tadek i jestem odpowiedzialna za naprawianie tych poślizgów)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top