❅ vi ❅
❁ ════ ❅• 𝑫𝑨𝒀 𝟔 •❅ ════ ❁
❅❅❅
┏━━━━•❅•°•❈•°•❅•━━━━┓
𝑾𝑰𝑵𝑻𝑬𝑹𝑺𝑷𝑰𝑫𝑬𝑹
┗━━━━•❅•°•❈•°•❅•━━━━┛
❅❅❅
𝑩𝒖𝒄𝒌𝒚 𝑩𝒂𝒓𝒏𝒆𝒔 𝒙 𝑷𝒆𝒕𝒆𝒓 𝑷𝒂𝒓𝒌𝒆𝒓
❅❅❅
— Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną pójść na te zakupy — powiedział z uśmiechem Peter, chowając się w szaliku, który niemal całkowicie zakrywał jego buzię.
— Nie ma za co. Wszystko dla słodkiego chłopaka mojego przyjaciela — oznajmiła z uśmiechem Natasha, trącając lekko łokciem nastolatka.
Wyglądał jak przedszkolak, naciągając grubą czapkę na uszy. Cholernie uroczy, doskonale zdawał sobie z tego sprawę, przywdziewając komplet pasujących rękawiczek, szalika i czapki, z drobnym wzorem reniferków. To chyba było jego rytuałem – ubieranie co roku takich rzeczy, by obwieścić wszem i wobec, że nadchodzą święta, a on jest na nie gotowy już od dłuższego czasu.
— Nadal się zastanawiam, jakim cudem ten brzydal zawładnął twoim uroczym serduszkiem. — Natasha zaśmiała się krótko, kładąc ręce po bokach głowy Petera. Chłopak zachichotał.
— On nie jest brzydki! — zaprzeczył zaraz, wciskając rękę do kieszeni grubej kurtki. — A ty powinnaś nosić rękawiczki, bo masz lodowate palce — dodał, wyciągając parę zwykłych, czarnych rękawiczek.
— Te nie pasują do twojej cukierkowej duszy — zauważyła, odbierając mimowoli materiał i naciągając na wychłodzone palce. Znowu zapomniała swoje wziąć z domu.
— Mówienie takich rzeczy jest do ciebie niepodobne — stwierdził, marszcząc lekko brwi.
— Wiem, masz na mnie niesamowicie zły wpływ.
Śnieg opadający leniwie na ich kurtki i w przypadku Natashy włosy, zaczął przybierać na sile akurat, gdy udało im się wejść do galerii. Rudowłosa patrzyła przez chwilę, jak śnieżynki rozpuszczają się na kosmykach, po czym zdjęła czapkę. Rozsunęła również kurtkę, z rozbawieniem patrząc na zszokowane oblicze Petera, który najprawdopodobniej wciąż zamarzał.
— Gorące kakao, a potem do sklepów? — zapytała więc, poprawiając ociężałe włosy.
— Zdecydowanie — odpowiedział chłopak i rozluźnił nieco materiał szalika.
— Jak noga? W porządku? — Natasha całkowicie zsunęła kurtkę z ramion, wiedząc, że za kilka kroków będzie się w niej zwyczajnie dusić.
— Jak na razie tak. W ogóle to dostałem nową protezę! Jest o wiele lepsza, niż tamta i bardziej… ludzka? No wiesz, o co mi chodzi. — Uśmiechnął się wesoło, zerkając krótko na Natashę.
— Wow, to super! Czego teraz ci nie wolno? — zagaiła, prowadząc nastolatka w stronę ruchomych schodów, którymi mieli zamiar dostać się do ich ulubionego stoiska.
— Właściwie to mogę wszystko. Ale trochę się boję… robić wszystko — wyjaśnił, wzruszając ramionami. — James powiedział, że jestem trzęsidupa.
— Przypomnij mu, że bał się wsiąść do samochodu, którym kierowałam, to mu przejdzie. — Puściła mu oczko, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który wręcz pchał się na jej usta.
— Tak zrobię.
Zamówienie i wypicie gorącego kakao zajęło im około godzinę. Odejmując rozmowę, zostawało jakieś… trzydzieści minut, ale nie mogli odmówić sobie tej przyjemności. Rzadko kiedy zostawali sam na sam, a gdy już tak się działo, nie mogli powstrzymać się od drążenia każdego z tematów.
— Myślałeś już o czymś konkretnym? — zagaiła Natasha, wyrzucając puste opakowania z napojów do kosza na śmieci. Wtedy też odebrała od młodszego swoją kurtkę.
— Chciałem mu kupić świąteczny sweter — zachichotał krótko, wyobrażając sobie w takim Jamesa. — Ale poza tym, to nie myślałem o tym. Dlatego poprosiłem ciebie o pomoc.
— Aż dziwne, że znam tego śmiecia dłużej — stwierdziła. — Dobra, to… ma być słodko i zabawnie, słodko i romantycznie czy to prezent w stylu „patrz mój zjebany chłopaku, kupiłam ci penisowe klapki”?
— Mogę założyć się o dziesięć dolców, że kupiłaś takie Clintowi — powiedział bez najmniejszego wahania Parker, nie mogąc powstrzymać krótkiego chichotu.
— Tym razem wygrałbyś. Ale na swoją obronę powiem, że on wciąż w nich chodzi — rzuciła ruda, również śmiejąc się na wspomnienie tak durnego prezentu. — Więc?
— Chyba słodko i zabawnie — odpowiedział, nabierając tych swoich charakterystycznych rumieńców.
— Tak myślałam — oznajmiła, wbijając wzrok w przestrzeń, by zastanowić się bardziej. — To chodźmy najpierw tutaj. — Popchnęła delikatnie szatyna w stronę jednego ze sklepów, dobrze wiedząc, że Peterowi chwilę zajmie wybranie jednej rzeczy.
— Woli większe wzory czy mniejsze? — zapytał Peter, z wahaniem przeglądając czerwone swetry.
— Chodzi i z takimi i z takimi, więc pewnie jest mu to obojętne. — Wzruszyła ramionami, łapiąc jeden z pierwszych wieszaków. Przyglądnęła się krótko ubraniu, zanim odwróciła go w stronę młodszego.
Wybieranie odpowiedniego swetra okazało się być nie aż tak bardzo trudne, zważywszy na to, że przeszli tylko dwa sklepy, w których Natasha znalazła fioletowe bokserki dla swojego chłopaka i koszulkę z kolejnym durnym nadrukiem (i to w tym samym kolorze, co przyszłe majtki Clinta!). Peter ostatecznie również zdecydował się na sweter, który jego zdaniem był idealny; cokolwiek to miało znaczyć.
Tymczasem, po drugiej stronie galerii, toczył się o wiele żywszy bój o świąteczny sweter.
— Ten albo nie nazywasz się chłopakiem Parkera — oznajmiła Michelle, przystawiając materiał praktycznie do twarzy osiemnastolatka. Z jego ust uciekło zirytowane warknięcie.
— W życiu, on jest zbyt niewinny na takie zbereźne rzeczy — powiedział James, z obrzydzeniem taskując wzrokiem nadruk. — Ale poleciłbym go Natashy, na pewno kupiłaby taki Clintowi.
— Żal — bąknęła, odkładając materiał na swoje miejsce. — Jesteś jednym z tych gości, którzy włączyliby na pierwszy raz „Perfect” Sheerana?
— Michelle, co jest z tobą nie tak? — parsknął, bo cholera, to akurat było dobre. — Skupmy się może na prezencie dla Petera, dobrze?
— Dlaczego właściwie chcesz mu kupić sweter? — zapytała, omijając już te z dziwnymi napisami i nadrukami, by nie irytować bardziej Barnesa. Chociaż, nie zdawał się być zirytowany jej gówniarskim zachowaniem. — Ma już trzy takie.
— Ale nie ma żadnego ode mnie. Lubię, kiedy nosi rzeczy, które mu dałem. — Wzruszył ramionami, wzdychając, gdy nie znalazł żadnego odpowiedniego ubrania.
— Ten jest spoko — stwierdziła, pokazując Jamesowi ponad wieszakami trzymany przedmiot.
— Jest idealny — mruknął z uśmiechem, odbierając sweter od brunetki. — Peter wciąż lubi „Perfect”, prawda?
— Lubi? Gościu, on jest w stanie słuchać tego w zapętleniu — zaśmiała się krótko, oczami wyobraźni widząc Petera, nucącego po raz kolejny tę samą piosenkę. — Dlaczego pytasz?
— Zaraz ci pokażę.
James szybko skierował się do kasy, po drodze sprawdzając, czy rozmiar swetra jest dobry. Mógł być oczywiście za duży na Petera, ale nigdy nie za mały. Pewnie wolałby przespacerować się po rozgrzanych węglach, aniżeli ubrać coś, co idealnie opina jego ciało. Barnes miał to w głowie podczas płacenia i nawet wtedy zerknął raz jeszcze na metkę, bojąc się, że wziął zły rozmiar.
— No i? Pokażesz mi? — zapytała zniecierpliwiona, gdy wyszli już ze sklepu.
— Tak, już — odpowiedział, wyciągając telefon z kieszeni. Szybko go odblokował (wcale nie dlatego, że hasło było najprostszą kombinacją, jaką udało mu się wymyślić) i odnalazł odpowiednie nagranie.
— Okej, to jest cholernie urocze — stwierdziła bez wahania, słysząc tak znajomą dla nich melodię. — James, ty bestio, nie znałam ciebie od tej strony.
— Widzisz, ja nie wiedziałem, że jestem takim perwertem. Codziennie uczymy się nowych rzeczy! — zaśmiał się, chowając z powrotem komórkę do kieszeni. — Szukasz coś jeszcze dla kuzyna?
— Nie, mam wszystko. A ty? — odbiła pytanie, poprawiając ramiona plecaka.
— Ja też. — Uśmiechnął się, bardzo zadowolony z tego, iż udało mu się ogarnąć wszystko. — Odwiozę cię do domu.
— Jezu, miałam nadzieję, że to zaproponujesz.
❅❅❅
— Peter! To chyba do ciebie! — zawołała z kuchni Marry, gdy tylko w domu rozległ się dźwięk dzwonka.
— Już idę! — odkrzyknął więc, odkładając wszystkie rzeczy na bok.
Wstał szybko z kanapy, zbierając zaniepokojony wzrok ojca, który siedział w swoim ulubionym fotelu, czytając jakąś gazetę. Peter nie zwrócił na to uwagi, ruszając, jak na niego, szybkim krokiem w stronę drzwi frontowych. Wiedział, że za nimi stoi James, ale i tak zerknął przez wizjer, chichocząc, gdy nie zobaczył nic oprócz błękitnego oka swojego chłopaka. Nie chcąc, by niepotrzebnie czekał na zewnątrz, otworzył szybko drzwi, odchodząc dwa kroki do tyłu.
— Pięknie wyglądasz ze śnieżynkami we włosach, ale jeszcze raz zobaczę ciebie bez czapki, to… — zaczął, jednak James szybko pochylił się nad nim, składając krótki pocałunek na ustach swojego chłopaka.
— Tak, tak, zabijesz mnie. Wiem — zaśmiał się, strzepując śnieg z butów, by wejść do środka bez niego.
— A potem wskrzeszę — przypomniał, patrząc jak James odkłada plecak w to samo miejsce co zwykle, zamykając przy tym drzwi.
— A potem wskrzesisz — potwierdził Barnes, uśmiechając się, gdy zrzucił z siebie wszystkie niepotrzebne rzeczy. — Cześć Pete — wymruczał, przytulając się do młodszego.
— Cześć Jimmie.
W dość szybkim tempie znaleźli się na piętrze w pokoju Petera (o ile półgodzinną rozmowę z państwem Parker można tak nazwać), śmiejąc się krótko i dogadując, jak mieli w zwyczaju. Zawsze tak robili i dzisiejszy dzień, choć był wyjątkowy i inny, niż reszta, wcale nie odstawał od normy. No, może poza zabawnie niezręcznym momentem wymienienia się pudełkami, będącymi niepokojąco podobnymi do siebie. Zaśmiali się nawet krótko, odkrywając, że właściwie są tego samego rozmiaru.
— Na trzy otwieramy je — oznajmił Peter, kiedy usiedli już na łóżku, trzymając przed sobą pudełka. James po raz kolejny zaśmiał się, ale skinął głową, zgadzając się na ten pomysł. — Okej, trzy!
— Frajer — mruknął Bucky, otwierając pojemnik z opóźnieniem. — Boże, my naprawdę myślimy tak samo — powiedział, wyciągając ze środka świąteczny sweter.
— Jesteśmy bratnimi duszami, po prostu.
Przebrali się więc w te swetry, odcinając sobie nawzajem metki pozbawione cen, i dalej bawili się w odkrywanie, co druga połówka schowała w środku czerwonego pudełka. Śmiechom i docinkom nie było końca. Nie obyło się też bez zaczepienia magnesu o kształcie renifera na protezie nogi Petera, którego nie pozwolił sobie zdjąć nawet, gdy Barnes po niego sięgał. W końcu jednak nadszedł najważniejszy dla Jamesa moment – Parker wyciągnął ze środka czarne, niewielkie pudełko.
— Co to jest? — zapytał, marszcząc w niezrozumieniu brwi. Nie było na nim żadnego napisu, więc nie był w stanie stwierdzić, co to dokładnie jest.
— No otwórz po prostu, nie pytaj — zarządził, uważnie przyglądając się palcom siedemnastolatka.
— Nie wybuchnie mi to w twarz, ani nic? — Uniósł lewą brew, parskają przy tym krótkim śmiechem, zanim pociągnął za niewielki, czarny sznurek, uformowany w pętelkę.
— Nie baranie, to nie wybucha — zaprzeczył, przewracając oczami.
Peter wypuścił powietrze z płuc, wysuwając w końcu białą część pudełeczka. Zmarszczył bardziej brwi, wyciągając czarną gąbeczkę i w końcu wydobywając ze środka niewielką skrzyneczkę, która mogła zmieścić się na jego dłoni. Zwykły, drewniany przedmiot z niewielką korbą, którą zaraz zaczął kręcić. Ze środka wydobył się pierwszy dźwięk, który zmusił go do zerknięcia kontrolnie na bruneta. James ruchem głowy zachęcił go do kontynuowania, więc Peter ponownie zaczął nią kręcić, by dosłownie po pięciu sekundach rozpoznać melodię. W jego oczach momentalnie stanęły łzy, którym nie pozwolił wypłynąć aż do momentu, w którym ciepłe dźwięki zatoczyły koło.
— Wiesz, co to jest za piosenka? — zapytał James, ocierając łzę z policzka szatyna.
— „Perfect” Sheerana — odpowiedział zaraz i wtulił się policzkiem w dłoń starszego chłopaka.
— Nie lubiłeś tej piosenki, pamiętasz? — zaczął, odsuwając wszystkie rzeczy, które dzieliły go od Petera, i przysuwając się bliżej niego. — Nienawidziłeś jej. Ktoś ją puścił na domówce, na której byliśmy.
— Pamiętam, przewróciłeś się dokładnie pod koniec piosenki tuż pod moje nogi. — Uśmiechnął się uroczo, kładąc drobną dłoń na dłoni Jamesa, która wciąż spoczywała na jego policzku. — I magicznie ta piosenka nagle stała się moją ulubioną.
— Nie będę komentować tego, jak bardzo niskie masz standardy, jeśli chodzi o związki, ale tak, tak było.
— Jaki ty jesteś głupi — powiedział Peter, przewracając oczami. — Chciałem powiedzieć…
— Memento Mori? — wtrącił, zaraz po tym śmiejąc się i dając sobie odsunąć dłoń od policzka Parkera.
— Zamknij się, James, staram się być romantyczny — warknął, ale i tak zachichotał. — Chciałem powiedzieć, że to był pierwszy raz od wypadku, kiedy poczułem się jak normalny nastolatek — dokończył, spuszczając wzrok na pozytywkę.
— Jesteś normalnym nastolatkiem, Peter — powiedział zaraz, umiejscawiając zgięty palec wskazujący pod brodą siedemnastolatka, by zmusić go do podniesienia głowy i spojrzenia na niego. — Kocham cię i nigdy nie przestanę. Z nogą czy bez, nadal będziesz moim małym Bambi.
— Ja ciebie też kocham.
Nie zakochali się w mikołajki, ale tradycją zostało, że rocznicę obchodzili właśnie w ten dzień.
❅❅❅
henlo!! wesołych mikołajek urwiski hihi stay safe and cool!! - -holleman
❅❅❅
witajcie!
tutaj omdlenie i możecie mnie kojarzyć jak zioma od korekty z zeszłego roku. z racji tego, że mam bardzo miłe wspomnienia z zeszłorocznym konkursem, postanowiłam zorganizować go w tym roku na własną rękę. nosi on nazwę karotka is over party i jest on bardzo podobny do poprzedniego!
regulamin;
— prace należy opublikować do dnia 24 grudnia 2020r. na waszym koncie na wattpadzie
— prace, które są plagiatem nie będą brane pod uwagę
— prosimy o brak hejtu i nienawiści w stronę innych prac / uczestników
— wyniki zostaną ogłoszone do końca 2020 roku
— one-shot ma się rozgrywać w uniwersum marvela, ale nie ma potrzeby ograniczania się do mcu!
— one shot musi dziać się w święta / sylwestra,
— prosimy o ograniczenie scen 18+
— istnieje opcja odmowy napisania shota, jeżeli wybrany ship będzie w jakiś sposób niestosowny itp.
po napisaniu, dodaj tag #karotkaisoverparty oraz oznacz omdlenie ; -thecutestwitch ; -hotchilli ; lenkusubitvh ; -holleman
nagrody;
pierwsze miejsce — one shot o wybranym przez zwycięzcę shipie + promo na dwóch tablicach
drugie miejsce — drubble o wybranym przez zwycięzcę shipie + promo na dwóch tablicach
trzecie miejsce — drabble o wybranym przez zwycięzcę shipie + promo na dwóch tablicach
mamy nadzieję, że kogoś zainteresuje nasz konkurs, a w koszyczku możecie zadawać pytania! ——> \__/
❅❅❅
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top