》2《
Po moich słowach Piotr bez słowa wyszedł z sypialni. Nie wiem, co go uraziło...
Po dłuższej chwili udało mi się wykaraskać z łóżka. Na jednej nodze podskoczyłam do kuchni, w której znalazłam Piotra. Siedział wpatrzony w ekran telefonu.
- Kawy?- zapytałam cicho.
- Poproszę.- nawet się nie poruszył.
Doskoczyłam do ekspresu.
- Jaką?- zapytałam jeszcze ciszej.
- Latte.- mruknął nadal się nie odwracając.
W ciszy przygotowałam kawę, którą z trudem podałam Piotrkowi.
- Dzięki.- uśmiechnął się słabo.
- Nie ma za co.- usiadłam naprzeciw niego.- To ja powinnam podziękować.- westchnęłam ciężko.
- Drobiazg.- zaśmiał się cicho i spojrzał mi w oczy.- To co ciekawego się działo u Ciebie przez te dwa lata?- zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Nic. Skończyłam studia. Napisałam scenariusz do filmu, który został nominowany do Orłów.
- Ekstra!- szczęście go rozpierało.
- Dzięki.- zawstydziłam się, jak to ja.- A u Ciebie? Jak firma?- odchrząknęłam na słowo "firma".
- Dobrze. Rozwijamy się.- zaśmiał się.- Powoli do przodu.
- I oby tak dalej...- powiedziałam uśmiechnięta, patrząc mu w oczy.
Gawędziliśmy sobie przez długi, długi czas. Wbrew pozorom, całkiem fajnie spotkać go po latach.
- Przepraszam...- dostał wiadomość, a po przeczytaniu jej, mina mu zrzędła.- Muszę już iść.- powiedział smutny.
- Ktoś z firmy?- zapytałam opryskliwie.
- Dzięki za kawę. Mam nadzieję, że to jeszcze powtórzymy.- nie zwrócił uwagi na moje słowa. W ciszy poszedł do drzwi, przez które wyszedł.
- A ja wręcz przeciwnie.- warknęłam na koniec i zamknęłam drzwi na klucz.
Czoło oparłam o drzwi...
- Czemu ja mam ciągle takiego pecha?- powiedziałam cicho, sama do siebie.
Zdjęłam buty i w skarpetkach podskoczyłam do sypialni. Tam wybrałam świeże ubrania i poszłam do łazienki. Nalałam gorącej wody do wanny. Weszłam do wody, która otuliła mnie swoim ciepłem. Jak zawsze włączyłam sobie muzykę. Po moim prywatnym koncercie wyszłam z trudem i bólem z wanny. Osuszyłam moje ciało, na które ubrałam ciepłe dresy. Włosy splotłam w dwa dobierane warkocze. W szafie odnalazłam skarpetę uciskową, którą nałożyłam na obolałą kostkę. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. Nic mi się nie chciało. Miałam sprawdzić maila, ale mi się nie chce. Miałam iść do skrzynki, ale tym bardziej mi się nie chce. Skończyło się na spaniu. Ciężkim spaniu. Nie mogłam wymazać z mojej pamięci twarzy Piotra. Po głowie mieszały mi się sytuacje. Walentynkowe spotkanie i dzisiejszy wypadek... wszędzie była jego twarz. Ja tak nie chcę!
Rano obudził mnie telefon. Dzwonił mój znajomy reżyser.
- Słucham Cię Janeczku mój kochany.- powiedziałam sarkastycznie. Nienawidzę, kiedy telefon mnie budzi.
- Co robisz dzisiaj o 13?- zapytał pełen nadziei.
- W sumie nic szczególnego. Chcesz umówić jakieś szczegóły filmu? Masz jakiś pomysł?- zaśmiałam się podnosząc się z łóżka.
- Nie. Dzisiaj prywatnie chciałbym się spotkać.
- Okej...- powiedziałam cicho.
- To co? Na 13?- zaśmiał się wesoło.
- Możemy.- powiedziałam cicho.
- W takim razie w Starbucks. Do zobaczenia!- wesoły zakończył rozmowę.
Trzeba się zbierać, jest 11. Poszłam do łazienki, w której wykonałam poranną rutynę. Po krótkiej wizycie w łazience poszłam do kuchni naszykować śniadanie. Zdecydowałam się na tosty z serem i ketchupem. Do tego naszykowałam herbatę. Najedzona zaczęłam szykować się na spotkanie z Jankiem. Ubrałam ciepły, szary sweter, białe rurki, miodowe trapery i skórzaną pilotkę z kożuchem. Do tego beżowy szal i w sumie byłam gotowa. Włosy spięłam w wysokiego kitka, założyłam złote kolczyki i zegarek. Z sypialni zabrałam torebkę i kluczyki do samochodu. Wyszłam z mieszkania, zamknęłam drzwi na klucz i zjechałam windą na parter. W umówionym miejscu byłam 10 minut przed czasem. Zajęłam stolik przy oknie i czekałam na Janka. Pogoda była paskudna, ale moja ulubiona. Deszcz, plucha... no ideał!
- Hej!- wpadł niespodziewanie do kawiarni.
- Cześć.- kulejąco podeszłam do przyjaciela.
- A tobie co?- zapytał tuląc mnie na przywitanie.
- Wypadek na łyżwach.- zaśmiałam się pod nosem, przypominając sobie wczorajszy incydent z Piotrkiem.
- Aha... no dobra.- powiedział obojętnym tonem.- Co zamawiamy?- zapytał zmieniając temat.
- W sumie nie wiem. Ja chyba frappe waniliowe, a Ty?
- Małą z mlekiem bez cukru.- siedział w miejscu i wyciągnął telefon.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Nie miałam zamiaru się ruszać. No mógłby ruszyć swoje ospałe dupsko i nam zamówić.
- Już zamówiłaś?- zapytał na chwilę odrywając pusty łeb od telefonu.
- Chyba śnisz?- zaśmiałam się i spojrzałam na niego gniewnie.
- Co ty niby chcesz pokazać?- westchnął i poszedł do kasy.
Po chwili wrócił i w ciszy nadal zajmował się swoim sześcio calowym ekranikiem. Mnie miał głęboko w poważaniu.
- To po co się tu spotkaliśmy?- zapytałam cicho.
- Yyy... wiesz. W sumie to chciałem ci powiedzieć, że rezygnuję z Twojego pomysłu. Zarys fajny, ciekawy, ale ja nie kręcę takich romantycznych smentów.
- Ah tak? W takim razie po cholerę kazałeś mi pisać kwestie?! Mam już przygotowane scenariusze dla aktorów!- krzyknęłam, a wszyscy siedzący w kawiarni patrzyli na mnie jak na dzikuskę.
- Nie rób scen...- warknął Janek.
- Jakie nie rób scen?! Oszalałeś?! Mieliśmy za dwa dni robić casting! Mieliśmy się pytać aktorów, czy zagrają!- nadal używałam nienaturalnie podniesionego głosu.
- Co z tego? Ja nigdy takich filmów nie ngrywałem. To nie moja bajka.- mówił patrząc w telefon.
- Niech Cię ten telefon pochłonie.- zabrałam swoje rzeczy i zaczęłam się zbierać.
- Ej, a kto za to zapłaci?- zapytał patrząc na mnie.
- Pierdol się.- wyciągnęłam z torebki 20 złotych i położyłam przed Jankiem. Chwilę później byłam już w drodze do domu.
Jednak postanowiłam pojechać do Poli. Zajechałam do cukierni po 3 ogromne ptysie i pojechałam do przyjaciółki.
- A ty co tu robisz?!- zapytała owinięta kocem, zdezorientowana żyrafa.
Twarz miała całą czerwoną jak burak. Ewidentnie jestem nie w porę.
- Czyli wpadłam w złym momencie.- zaśmiałam się.- Mam ptysie!- pokazałam jej papierową torbę z cukierni, a na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Chodź.- złapała mnie za dłoń i zaciągnęła do środka.
- Wolniej, mam potłuczoną kostkę.- zwróciłam jej uwagę.
- Sory.- zamknęła za mną drzwi i razem poszłyśmy do kuchni.- Daj nam 3 minuty.
- Mogę dać nawet 5.- powiedziałam uśmiechnięta, a rudowłosa uciekła do sypialni.
Czekałam na nią równe 3 minuty z zegarkiem w ręku.
- To co ciekawego masz?- zapytał Krystek.
- Ptysie.- mruknęłam z ręką na ustach.
- Dawaj!- dorwał się do słodkości.
Z szafki wziął trzy talerzyki, z szuflady trzy łyżeczki i rozdał każdemu po jednym zestawie.
- To opowiadaj, co się dzieje?- zapytała zmartwiona Pola.
- Janek zerwał umowę.- powiedziałam z sztucznym uśmiechem i łzami w oczach.
- Czemu?!- obydwoje prawie zadławili się deserem.
- Bo jest dupkiem.- warknęłam.- Uważa, że on takiego romantycznego gówna nie nagra.- załamałam się.
- Nie łam się. Pokażesz mu, że będzie tego żałował! Ten scenariusz zdobędzie i Orła i Oscara!- pocieszyła mnie Pola.
- Myślisz?- zapytałam cicho.
- Ja to wiem.- uśmiechnęła się, na co ja cicho się zaśmiałam.
Opowiedziałam im przebieg spotkania z Jankiem. Nie sądziłam, że z niego taki ch*j. Współczuję jego przyszłej żonie...
Po trzech godzinach spędzonych na rozmowie z przyjaciółmi postanowiłam załatwić formalności związane z planowanym castingiem. Chyba nigdy nie było mi tak strasznie wstyd. Zadzwoniłam też do aktorów, których poprosiłam, o jak najszybszą decyzję w sprawie filmu... Byli w szoku, że to tak się skończyło, ale cóż...
Stanęłam przed windą, na której drzwiach widniała cudowna wiadomość!
Awaria! Prosimy o korzystanie ze schodów!
Super...
Kiedy cudem doszłam na moje ukochane 7 piętro myślałam tylko o tym, żeby położyć się na łóżku i byczyć się przez całą resztę dnia. Przed drzwiami czekała jednak na mnie niespodzianka...
///\\\///\\\
Tak tylko wyjaśnię. Nie- to nie jest Janek Komasa, domyślam się, że on by tak się nie zachował. Imię dałam dlatego, bo widziałam worek na śmieci Jan niezbędny soł... Tak wyszło 😂
Miłego czytania!!!
Edit: watt mnie nie lubi i przyciął rozdział...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top