[𝟐𝟓] 𝐒𝐥𝐮𝐠𝐡𝐨𝐫𝐧

˜"*°•.˜"*°• ponowny spadek wyświetleń •°*"˜.•°*"˜

zobacz czy nie przegapiłeś poprzedniego rozdziału <3

01.02.2021 - zobaczymy kiedy skończę ten rozdział [ napisałam już 500 słów, wtf ] [ edit z godziny później; 1100 słów, pojebało mnie ]

_____________

" Twoja matka była jedną z moich ulubionych uczniów, zobacz, jest tam na samym przodzie "

Potter zajął swoje standardowe miejsce koło Hermiony, trzecia łatwa od przodu po prawej stronie. Rozłożyli swoje rzeczy, usiedli i czekali aż zjawi się Black, którego nie widział po zakończeniu śniadania. Wręcz wyparował albo jego wzrok był już naprawdę, bardzo, bardzo słaby, co nie byłoby zdziwieniem.

— Dzień dobry!

Okularnik zmrużył oczy, zmarszczył brwi, gdy to nie Regulus pojawił się przy stoisku nauczyciela, lecz sam Horacy.

— Oh, nie mierzcie mnie tak wzrokiem, kochani, rozumiem, że spodziewaliście się Profesora Blacka, jednak zajmę jego miejsce na trzy dni, ponieważ jest bardzo zajętym człowiekiem i mądrym i ważnym.

Emanował ciepłem, radością, optymizmem, z zapachu wynikało, że był betą, co pasowało do jego zachowania. Trochę na wadze stary człowiek, włosy zdecydowanie nie były w fazie młodości, raczej w fazie łysienia, kto wie, może były sztuczne.

~*~

— Kłamaliście... — wyszeptała, patrząc z obrzydzeniem na rodziców. — Całe życie mnie okłamywaliście — powiedziała odważnie jedenastolatka. — Jestem inna, dostawaliście listy, specjalną listę traktowania mnie, odsuwaliście od siebie, ponieważ baliście się, że mogę wam coś zrobić — mówiła ze łzami w oczach.

Lily obróciła się na drugi bok we śnie, wypuszczając raz głośniej powietrze, czym zwróciła uwagę leżącego obok niej Jamesa, który czekał aż rozbudzi się do końca, obudzi ją i ogarną się na cały dzień.

— Jesteś dziwakiem! — wykrzyczała Petunia, kiedy oczy rudowłosej zaświeciły złoto. — Jesteś dziwakiem, Lily — cofała się powoli do tyłu, gdy jej siostra ze swej dłoni wyczarowała kwiatka. — Powiem wszystko mamie!

Zielonooka zacisnęła jedną dłoń na pościeli, oddychając szybciej.

— Nie potrzebuję pomocy od szlamy — warknął Snape, patrząc na nią złowrogo.

— W takim razie poradź sobie sam — opuściła swoją różdżkę i pozostawiła Ślizgona Huncwotom.

Nagłe poruszenie ciała Potter wzbudziło niepokój Okularnika.

Zapłakana nastolatka dorwała się do stacjonarnego telefonu, trzymając w dłoni papierek z napisanym pochyle numerem telefonu, który podał jej Remus, mówił, że może zadzwonić do niego kiedy tylko potrzebuje, jeśli ma jakikolwiek problem, nawet w nocy. Obiecał jej to tak wyraźnie, że uwierzyła w to. Starała się kontrolować swój płacz, jednakże emocje były zbyt silne. Wybiła odpowiedni numer, przyłożyła słuchawkę do ucha. Oparła się plecami o ścianę, słysząc po drugiej stronie jedynie sygnały. Jej serce zabiło szybko, kiedy usłyszała, jak słuchawka się unosi.

— Remus?

Wiedziała, że to on, jakimś cudem rozpoznała go, może przez jego ledwie słyszalny niewyraźnie szept, skierowany nie do niej. Miała zamiar opowiedzieć mu, jak została we własnym domu kolejny raz upokorzona w tym samym dniu, lecz nagle cisza zapadła, szept przepadł, jedynie co słyszała, był swój własny oddech. Z zaniepokojeniem wybiła ponownie numer, jednakże nikt nie odebrał.

Okularnik potrząsnął delikatnie ciałem ukochanej, kiedy ta prawdopodobnie miała koszmar, ponieważ ów stan, który przed sobą widział wskazywał na to. Nie musiał długo czekać aż ta otworzy oczy, a z nich wyleci parę łez. Kobieta niewiele myśląc, przytuliła go. Wdychała jego zapach, szlochając cicho, gdy znów napotkał ją ten sam sen, przypominający jej dzieciństwo czy też, jak sprawa z Remusem, trzeci rok szkolny.

To działo się w kółko, nie potrafiła tego zatrzymać. Udawała, że wszystko było w porządku, omijała ten temat, gdy kręconowłosy go rozpoczynał, teraz wiedziała, że ten zmusi ją dziś czy jutro, nie później.

Spowolniała swój oddech, zaciskając powieki, przywoływała najlepsze wspomnienia, jednakże te złe atakowały ją mocno.

Spojrzała z szerokim uśmiechem na Pottera, który trzymał ją blisko, mocno, patrząc na nią zakochany. Schylił się, muskając jej usta. Dziewczyna złapała go za kark, przyciągając do głębszego, namiętniejszego pocałunku. Kiedy odsunęli się od siebie nie dostrzegła twarzy ukochanego, lecz...

— Obrzydliwa szlama.

Minęło tyle lat, a wciąż uderza to tak samo. Może przez sekret, jaki kryła w sobie od piątej klasy? O którym nie wie nikt, prócz niej samej. Prawdopodobnie wie sam Merlin, skoro ów sytuacja w przeszłości wydarzyła się, a takie nie zdarzają się często, powstają o tym wręcz legendy i mity, jak to by brzmiało, że jest właśnie jedną z tych legend i mitów?

Jak to by brzmiało, że ona i Snape zostali połączeni dwoma najsilniejszymi więziami, drugimi połówkami za dzieciństwa i bratnimi duszami, kiedy ta już była bratnią duszą Jamesa? Jak to by brzmiało, że te dwie, cholernie, mocne więzi zostały przełamane za jednym razem?

Brzmiałoby to niemożliwie.

~*~

— Nie zapomnijcie powtórzyć materiału z dzisiaj! — rzekł głośno Horacy z uśmiechem, patrząc na znudzonych lekcją uczniów.

Mężczyzna obrócił się do własnego kociołka, machnięcie różdżką wystarczyło, aby kociołek wyparował i znalazł się we schowku, w którym trzyma dużą ilość owych kociołków czy też butelek wypełnionych po same brzegi.

— Idźcie, dołączę do was później — mruknął Harry.

Granger stanęła w miejscu, patrząc na niego przez chwilę, próbując domyśleć się, co ten kombinuje, jednakże natarczywy i proszący wzrok nastolatka przekonał ją, by czym prędzej opuściła pomieszczenie.

— Przepraszam — zaczął, kiedy nie było nikogo innego w sali, oprócz ich dwójka.

Slughorn odwrócił się zdziwiony. Zmierzył ucznia wzrokiem, nie musiał długo się głowić, aby wiedzieć, kim był chłopiec.

— Potter Harry, jak mniemam? — Okularnik skinął głową. — Co sprawiło, że zostałeś? Nie wyganiam cię oczywiście, jednakże bardzo mało uczniów posiada do mnie sprawy, chyba że chodzi o poprawę ocen.

— Mam pytanie, co do wcześniejszych pana nauk w Hogwarcie, szczególnie o jedną osobę.

— Tak? — były Ślizgon wyczekiwał jego dalszej wypowiedzi.

— Florence Potter.

— Kto? — mężczyzna zdezorientował się. — Florence Potter?

— Lily Potter — zmienił szybko Harry, w środku był tak mocno zdziwiony, że ten nie wie kim, jest zmarła kobieta.

— Ah, Lily, twoja matka — westchnął Slughorn. — Zresztą o jakiejś Florence też słyszałem, ale to nie w Anglii, zapewne mój słaby słuch sprawia, że słyszę coś innego — zaśmiał się. — Twoja matka była jedną z moich ulubionych uczniów, zobacz, tam jest na samym przodzie — do jego dłoni przyleciała ramka.

Harry z zaciekawieniem przyjrzał się jej.

— Była to jedna z imprez, które wyprawiłem, ta jest wyjątkowa, bo jest moja ulubiona. Do dziś pamiętam, kiedy twoja matka, pomimo tego, że jest mugolaczką była tak świetna w eliksirach.

— Moja przyjaciółka również jest mugolaczką i jest najlepsza na rok-

— Oh, nie odbierz tego źle, Harry — przerwał mu mężczyzna. — Twoja mama była, jak już mówiłem, jedną z moich ulubienic, piękna magia — mruknął, przyglądając się poruszającej fotografii. — Frankie — mimowolnie przypomniał sobie o rybie. — Lily była i jest utalentowaną czarownicą, mógłbym stwierdzić, że lepsza od wielu czystokrwistych. Może i dziś była nasza pierwsza lekcja, zrobiliśmy doprawdy banalny eliksir, ale czuję w tobie co samo co niej, zamiłowanie do tego przedmiotu.

— To prawda — parsknął cicho Gryfon. — Moja mama wpoiła mi miłość do eliksirów, nauczyła mnie wielu rzeczy, w końcu jest samą Mistrzynią Eliksirów, jest moim najlepszym nauczycielem.

— W to nie wątpię, Lily zawsze miała dar do przekazywania nauki, byłaby wspaniałą nauczycielką, jednak jedną z jej wad było trzymanie w sobie wielu rzeczy, czasem wyżywała się na eliksirach, nosiła, a może i do dziś nosi wiele sekretów, które są znane tylko jej.

____________

kolejny — 02.03.21r. o 16:00

;]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top