*26
*ZRÓBCIE COŚ DLA MNIE I POSŁUCHAJCIE NUTKI MINHO WYŻEJ. MA MAŁO WYŚWIETLEŃ, A JEST PIĘKNA. WPROWADZI WAS TEŻ W NASTRÓJ DO ROZDZIAŁU*
Obudziłam się bardzo wcześnie rano i nie mogłam uwierzyć w to, że dzień ślubu zbliża się w tak szybkim tempie. Już dziś rodzice SooHo mają dotrzeć do zamku i zobaczyć po długim czasie syna. Zobaczą też nową stolice, która w tej porze roku wygląda pięknie. Dzięki mnie jest tu bardziej kolorowo i przede wszystkim zielono. Mam nadzieje, że im się tu spodoba. Z tego co wiem prace nad ich domostwem się niedawno skończyły, ale niestety nie mogę go zobaczyć gdyż mam wiele ważnych spraw do załatwiania. Nad moją głową stoi praktycznie wszystko. Całe szczęście, że Wook mi w tym pomaga.
-Jesteś dziś bardzo zamyślona- przyznał So , który zapewnię cały czas mi się przyglądał.
Na jego słowa otrząsnęłam się z myśli i kontynuowałam sprawdzanie listy potraw, które będą na uczcie po ślubnej. Jako dobra królowa nie mogłam zapomnieć o poddanych. Dla nich też coś przygotowałam....
-A czy to dziwne, że jestem zamyślona?- zapytałam nawet na niego nie patrząc
-Aż tak myślisz o tym ślubie?- zapytał i usłyszałam jak prycha pod nosem
-To będzie bardzo ważny dzień. Dla mnie, dla SooHo , dla rodziców i dla ludu- powiedziałam i spojrzałam na niego spod byka.
-Taa...bardzo ważny dzień, ale nie myśl o nim tak często...widzę, że się martwisz, że on nie wyjdzie
-Boję się. Chce by wszystko było idealnie- powiedziałam i spojrzałam mu w oczy, by mnie zrozumiał.
Z tego co wiem nigdy nikogo nie kochał. Nigdy nie ściągał też maski...Chciałam by ją ściągną w dniu ślubu, bo może dlatego, żadna na niego nie patrzy. On chowa za nią połowę swojej twarzy i może dlatego jest też bardziej przerażający.
-I tak będzie. Dopilnuję tego. Ten dzień zapamiętasz do krańca życia. SooHo cie kocha i nawet jeśli coś pójdzie nie tak, on i tak z tobą będzie- powiedział, a mi aż serce zabiło mocniej
-No proszę, ktoś tu jednak umie być romantyczny- powiedziałam, a on się spłoszył
-Zapomnij, że to powiedziałem- warknął i odwrócił ode mnie wzrok
-Zorbie to jak zdejmiesz maskę- zaszantażowałam
-Nie
-No to rozpowiem wszystkim, że miękniesz i powinni przestać nazywać cie wilkiem tylko od dziś zostaniesz szczeniaczkiem- powiedziałam i zaczęłam go dźgać palcami w ramie i bok. So wytrzeszczył oczy i złapał mnie szybko za dłonie.
-Nie zrobisz tego- powiedział i spojrzał na mnie nieco wystraszony
-Już mnie chyba znasz, zrobię to- powiedziałam słodkim głosem i uśmiechnęłam się dumna z tego, że udało mi się go wystraszyć.
Z takim uśmiechem odłożyłam podpisaną ze zgodą listę na bok i zamierzałam iść na główny plac by spotkać się z Wookiem, który był odpowiedzialny za przygotowanie ołtarza. Kiedy byłam już pośrodku sali usłyszałam chrząknięcie chłopaka. Odwróciłam się i spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem. Stał na podwyższeniu niedaleko tronu i patrzył na mnie z niepewnością. W jego oczach dostrzegałam lęk i strach. Powolnym ruchem jego ręce powędrowały w górę.
Już wiedziałam co chce zrobić, więc podeszłam nieco bliżej. Moje oczy przestały tak często mrugać, jakbym nie chciała przegapić tego co on zaraz zrobi.
-Obiecaj ,że się nie wystraszysz- powiedział i zaczął odwiązywać maskę
-Obiecuję- powiedziałam i czekałam z wytchnieniem. Gdy So prawą dłonią zdjął maskę, dokładnie mu się przyjrzałam. Między nami zapadła cisza.
Twarz którą ukrywał nie była w cale taka straszna. Nie obrzydzała mnie, ani nic tych rzeczy. Jedynie co czułam patrząc na nią to smutek. Wiele razy słyszałam, że to matka mu to zrobiła...
-Nic nie powiesz?- zapytał i spojrzał na mnie wyczekująco
-Te blizny można zakryć, wystarczy trochę pudru- powiedziałam, a on pokręcił głowa i nałożył z powrotem maskę - Dzień mojego ślubu , będzie też dniem, w którym ty pożegnasz się z tą maską raz na zawszę. To jest rozkaz- powiedziałam patrząc jak do mnie podchodzi.
-Tak, pani- powiedział po chwili namysłu i uśmiechnął się do mnie jakby w głębi serca dziękował mi. Może miał dość tej maski...
-Królowo! Już przybyli!!- krzyknął nagle Jung, który wleciał zdyszany do sali tronowej.
Spojrzałam na niego z radością i miałam ochotę biec na dziedziniec pałacu , by przywitać rodziców SooHo. Cieszyłam się, że dotarli tu bezpiecznie. Już nie mogę się doczekać gdy ich zobaczę...Mam też nadzieję, że wybaczyli mi naszą ostatnią rozmowę.
Razem z Jungiem, So , czterema strażnikami i dwiema damami dworu wyszłam na zewnątrz i szybkim krokiem szłam w stronę dziedzińca. Już z daleka zobaczyłam taż służbę pana Kim. Kiedy mnie zobaczyli uśmiechnęłam się szeroko, a oni padli na kolana. Wtedy właśnie zobaczyłam SooHo, który ściskał się mocno ze swoimi rodzicami i siostrą. Kiedy zobaczyłam ich wszystkich razem, przystanęłam i uśmiechnęłam się pod nosem. Było mi też trochę smutno przez to, że ja już nigdy nie uścisnę brata i ojca, który niestety postradał zmysły.
-SooNi, ależ ty wypiękniałaś!- krzyknął z daleka pan Kim
Podniosłam głowę i spojrzałam w ich stronę z uśmiechem. Podeszłam do nich i od razu zostałam porwana w ich ramiona. Nie spodziewałam się tego, że powitają mnie tak jak kiedyś. Kątem oka widziałam jak moja straż wyciąga miecze, więc dałam im znak, by ją natychmiast schowali. Kiedy to zrobili, odkleiłam się od przyszłych teściów i SooYeon, która miała łzy w oczach. Ona także się trochę zmieniła.
W jej oczach widziałam łzy, ale nie smutku tylko radości. Jej cera zmieniła się na bardziej promienną, a sylwetka nie przypominała już dziecięcej. Nie mogę się doczekać aż będę mogła z nią porozmawiać w cztery oczy. Całe szczęście, że dziś mogę sobie zrobić wolne od rządzenia.
-Zmieniłaś się- odezwała się SooYeon i obróciła mnie do okoła mojej osi- piękna suknia- dodała
-Zwracaj się do SooNi z szacunkiem. To jest od dziś twoja królowa- odezwał się SooHo, który obiął mnie w pasie i przyciągnął do siebie
-Przestań SooHo. Traktujcie mnie tak jak kiedyś, gdy żyliśmy w Silli- powiedziałam z uśmiechem, który oni odwzajemnili.
-No cóż ciężko będzie nam się przyzwyczaić- stwierdziła matka chłopaka, a jej mąż jej przytaknął
-Na pewno się mylisz. Mi było łatwo się tu zaaklimatyzować. Znam tu każdy kąt i mógłbym chodzić tu z zamkniętymi oczami- powiedział, a my się zaczęliśmy śmiać.
Od dnia gdy Yo zmarł chłopak mógł z pomocą Monga pisać do rodziców. Opisywał im każdy dzień, więc wiedzieli, że był niewidomy i, że ponownie zaczął widzieć. Wspierali go i byli szczęśliwi gdy dowiedzieli się, że żyję i że zapraszamy ich na nasz ślub.
-No dobrze. Po długiej podróży jesteście wyczerpani, więc służba zaprowadzi was do pokoi i pomoże się odświeżyć . Potem zjemy coś i pokażemy wam wasz nowy dom- powiedział SooHo, który już teraz używał władczego, pełnego dumy głosu. Widziałam jak zaimponował tym swoim rodzicom, a siostra wywróciła oczami.
Kiedy mój narzeczony dał znać służbie by tak właśnie zrobili, oni czekali na to bym skinęła głową. No cóż SooHo jeszcze nie ma nad nimi władzy, więc to mnie się słuchają, ale można powiedzieć, ze jego zdanie się tutaj liczy i nikt nie mija go bez ukłonu godnego króla.
Gdy służba odprowadziła rodzinę chłopaka do pałacu ja odeszłam od SooHo i podeszłam do So i Junga. Miałam do nich prośbę odnośnie służby pana Kim.
-Zabierzcie ich wszystkich do domostwa, które budował SooHo i dopilnujcie by coś zjedli
-Mamy cie zostawić samą?- zapytał Jung,a ja kiwnęłam głową
-W pałacu nic mi nie grozi- zapewniłam i spojrzałam na SooHo, który czekał, aż do niego wrócę
-Wrócimy tak szybko jak się da- powiedział So i odszedł, by zebrać wszystkich ludzi
-Nie śpieszcie się- powiedziałam, ale oni i tak pewnie tego nie usłyszeli.
Odwróciłam się od nich i podeszłam do SooHo. Chłopak dumnie złapał mnie za dłoń i zaczął mnie prowadzić w stronę ogrodów. Często gdy tylko mogliśmy, chodziliśmy na takie spacery. Nie potrzebne były nam rozmowy, wystarczyliśmy tylko my. Cieszyłam się, ze mu się tak tu podoba. Z dnia na dzień widzę to jak się zmienia. Nadal mi dokucza i jest taki jak z Silli, ale dorasta. Ja pewnie także się zmieniłam....
-Już nie mogę się doczekać, gdy w końcu zostaniemy małżeństwem- powiedział nagle i zatrzymał się
-Aż tak ci się spieszy do tronu?- zapytałam z uśmiechem, bo wiedziałam, że odpowie mi tak by mnie zdenerwować
-Oczywiście. Od dziecka chciałem być królem
-I nim będziesz...Będziesz wspaniałym królem- powiedziałam,a on spojrzał mi głęboko w oczy
-A to wszystko dzięki tobie. Gdyby nie już parę razy bym umarł. Gdyby nie ty nadal był bym w Silli i nadal bym podrywał wszystkie dziewczyny jakie bym spotkał. Gdyby nie ty moje życie nie było by takie ciekawe...Gdyby nie ty...
-Dobra, rozumiem. Kochasz mnie ,że nie mogę sobie wyobrazić, tak?
-Tak, właśnie to chciałem ci powiedzieć- odpowiedział mi i uśmiechnął się tak, że mogłam zobaczyć jego proste białe zęby.
Odwzajemniłam jego uśmiech i stanęłam na palcach, by móc go pocałować. Chłopak bym nie straciła równowagi, obiął mnie w pasie i przyciągnął do siebie jednocześnie pogłębiając nasz pocałunek. Był on jak zawsze namiętny i pełen miłości. Gdy oderwaliśmy się od siebie, przez minute patrzeliśmy w swoje oczy i słuchaliśmy naszych oddechów. W końcu ruszyliśmy dalej przed siebie i gdy doszliśmy do najpiękniejszej części ogrodu, usiedliśmy na naszym miejscu i spojrzeliśmy w bez chmurne niebo.
-Pamiętasz jak siedzieliśmy na wzgórzu w Silli?- zapytał cichy głosem i przytulił mnie do siebie mocniej
-Tak pamiętam- zaśmiałam się na same wspomnienie tego dnia
-Wiesz, że nasz ślub, będzie właśnie w ten dzień?- zapytał, a ja przytaknęłam. Tak prawdę mówiąc to wyszło to przez przypadek
-Ming mówił, że wtedy nasze zodiaki dobrze współgrają, więc...To chyba nie przypadek, że się w tedy poznaliśmy- powiedziałam, a on złapał moją dłoń
-Wiesz nadal pamiętam, że w ogóle ci się nie oświadczyłem...- powiedział ze spuszczona głową
Kiedy to powiedział chciałam od razu przyznać mu rację. To rodzice powiedzieli o ślubie w dzień gdy odbył się mój fałszywy pogrzeb...jednak SooHo nie prosił wtedy o moją rękę, tylko przyznał się przed rodzicami ,że mnie kocha. Myślałam wtedy, że zrobi to na świętym wzgórzu, ale wtedy tylko wspomniał o ustaleniu daty...Nigdy w prost mnie nie zapytał i nie podarował mi także pierścionka.
-To prawda, nigdy tego nie zrobiłeś
-Więc chce to zmienić- powiedział i podniósł się na nogi. Wyciągnął z ukrytej pod szatą kieszeni , małe, drogie pudełeczko i kleknął przede mną na kolano. Spojrzał na mnie swoimi pięknymi, przeszywającymi mnie na wskroś oczami i chrząknął, by w końcu powiedzieć te słowa, na które czekałam.
-Mirua, SooNi Ranko...Moja ukochana, czy wyjdziesz za mnie?- zapytał głosem jakby bał się, że odmowie.
Wyglądał uroczo w takiej postaci, więc nie kryłam swojego delikatnego uśmiechu. Patrząc mu w oczy i przypominając sobie te wszystkie chwile z nim, w moich oczach pojawiły się łzy szczęścia i wielkiej ulgi. Zaczęłam mu przytakiwać , bo brakło mi słów, by mu odpowiedzieć. Sooho odetchnął cicho z ulgą i pokazał mi pierścionek, który był skromny, ale piękny.
-Tak SooHo, wyjdę za ciebie- powiedziałam i obiełam go klęczącego.
Chłopak stracił równowagę i przez to się wywróciliśmy i przeturlaliśmy kawałek po niewielkim wzgórzu. Śmialiśmy się, a gdy się zatrzymaliśmy Sooho mnie pocałował. Wtedy usłyszałam oklaski i chichoty, które należały do książąt i rodziny SooHo...Należały one do naszej Rodziny.
_______________________________
Jejku...głupio się przyznać, ale podoba mi się ten rozdział. Miałam na niego wenę, więc mam nadzieję, że wam się również podobał. Dajcie znać w komentarzu na co jeszcze czekacie :)
Trochę smutno mi gdy myślę o tym, że to powoli koniec... Chyba gdy opublikuję ostatni rozdział będę musiała sentymentalnie obejrzeć ponownie Hwaranga :)
Następny rozdział juz wkrótce ,więc czekajcie.
Mam nadzieję, że spędzacie miło święta, i że ten rozdział umilił wam ten poświęcony na czytanie czas :) Życzę wam dużo słodyczy i udanego śmingusa dyngusa !!!
MUSIAŁAM XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top