Step by step // D.Ricciardo × L.Stroll
Późny, sierpniowy wieczór. Monte Carlo, Monaco, bo gdzie indziej mógłby na krótki odpoczynek przylecieć kierowca F1, Daniel Ricciardo.
O, o wilku mowa. Właśnie idzie cichą, klimatycznie oświetloną uliczką i wchodzi do niewielkiego klubu, z którego sączą się kolorowe światła, muzyka, hałas i zapach papierosów.
Zamyka za sobą drzwi i rozgląda się, być może spotka kogoś znajomego. I tak się właśnie dzieje - na jego twarzy od razu rozciąga się słynny uśmiech i szybko przebija się przez tłum do blatu przy barze.
-Scotty James, nareszcie cię dopadłem! - woła do mężczyzny, który na dźwięk swojego imienia odwraca się i uśmiecha, a następnie wita z Danielem - sto lat cię nie widziałem, co u ciebie? - kierowca formuły 1 siada obok swojego kolegi.
-Nic specjalnego, stary. Nareszcie udało mi się wyrwać od Chloe - rzuca, śmiejąc się, Scotty.
-A co, nie wytrzymujesz już z panną Stroll?
-Nie no, nie przesadzajmy. Po prostu czasami ma humorki. Jej brat jeździ z tobą w F1, prawda?
-Tak, Lance. Nie miałem nigdy okazji lepiej go poznać. Ale wydaje się być słodki.
-Sprawiasz, że kwestionuję twoją orientację.
-Chciałbyś - Daniel uderza lekko kolegę w ramię.
-No nie wiem, nie jestem jakoś szczególnie zainteresowany - Scotty wybucha śmiechem, Daniel również.
-Ej, stary. Nie chcesz może gdzieś na tydzień się urwać? Akurat wolne mam teraz, a nie za bardzo chce mi się do Australii wracać - proponuje po chwili Ricciardo.
-A wiesz że to zajebisty pomysł? Wchodzę w to bez wahania. Tylko pewnie będę musiał wziąć Chloe, żeby się nie obraziła.
-Na luzie, przynajmniej poznam ją wreszcie.
-Dobra, to ustalimy resztę później. A teraz pozwól, że postawię ci drinka.
***
Samolot na Malibu. Lecą nim Daniel, Scotty, Chloe oraz Lance, którego jego siostra na siłę wyciągnęła z domu, żeby wreszcie zaczął się socjalizować.
Bilety trafili tak, że Daniel siedzi obok mlodego Strolla. Początkowo nie rozmawiają ze sobą, Ricciardo przegląda coś w telefonie a Lance siedzi lekko skulony, słuchając muzyki. Po około pół godziny Australijczyk odrywa wzrok od ekranu i patrzy na Kanadyjczyka.
-Wszystko dobrze?
-Co? - pyta lekko przestraszony Lance, szybko ściągając słuchawki.
-Pytałem czy wszystko okej. Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył - śmieje się.
-Nie nie, wszysto jest dobrze - odpowiada Stroll - po prostu wydaje mi się, że Chloe zabrała mnie z wami z litości, bo nigdy nigdzie nie wychodzę.
-Oj tam, spokojnie, będzie dobrze. Może znajdziesz tam jakąś piękną dziewczynę - porozumiewawczo szturcha Lance'a. Po chwili jednak widzi, że kolega jeszcze bardziej się zakłopotał i odwrócił wzrok - hm?
-No bo... No bo gejem jestem - wyrzuca z siebie szybko Stroll.
-No to znajdziesz sobie chłopaka - śmieje się Daniel, ani trochę nie wzruszony wyznaniem kolegi. Lance uśmiecha się widząc, że nareszcie ktoś podszedł do tego tak naturalnie i nie uznał go za dziwactwo.
***
-Lance, no dawaj, nie bądź ciota, napij się - przekrzykuje muzykę Daniel, podchodząc do schowanego w kącie Kanadyjczyka - no weeź, ze mną się nie napijesz?
-Nie lubię alkoholu - mruczy pod nosem młodszy chłopak, ale Ricciardo ignoruje to i wpycha mu szklankę w rękę.
-Dobra młody, nie pieprz już - odpowiada Daniel i siada blisko kolegi. Lance czuje od niego silny zapach alkoholu - Australijczyk zdecydowanie dużo już wypił i z trzeźwością nie ma nic wspólnego.
-No okej - wzdycha Lance i bierze łyk napoju. Daniel uśmiecha się i klepie kolegę po ramieniu. Po jakimś czasie Ricciardo zaczyna gadać coś bez ładu i składu, kładzie głowę na ramieniu Lance'a i zaczyna się do niego przytulać. Stroll stara się ignorować fakt, że siedzi tak blisko z prawdopodobnie najbardziej przystojnym mężczyzną na świecie i jego wewnętrzny gej daje o sobie znać. Postanawia siedzieć tak bez ruchu, żeby przypadkowo nie obudzić śpiącego podchmielonego kolegi.
***
-Zostaw mnie, przestań, przestań! - krzyczy przez sen Lance, jednocześnie budząc się z koszmaru i szybko unosząc się z łóżka. Chwile uspokaja oddech. Gdy już odpuszczają mu silne emocje, czeka na niego kolejny szok - tuż obok niego w łóżku leży uśmiechnięty przez sen Daniel. Stroll doznaje jeszcze większego szoku i prędko się odsuwa, spadając z łóżka. Huk budzi Australijczyka.
-Hmm? Kto tam? - mamrocze przez sen, powoli otwierając zaspane oczy - oj, niedob- – nie dokańcza Ricciardo i szybko biegnie do łazienki zwrócić wczorajszy alkohol. Lance siedzi na podłodze trzymając się za głowę.
-Wstaliście już, alkoholicy? - do pokoju wchodzi Scotty i rozgląda się.
-Jest... Doskonale, tak - mówi Daniel, wypełzając z łazienki. Scotty wybucha śmiechem.
-Strasznie się wczoraj narąbaliście. Ja i Chloe wrzuciliśmy was tutaj. Wiecie jacy wy ciężcy jesteście?
-Dobra dobra, ty też nie chudszy - rzuca Ricciardo z uśmiechem.
-Jaasne. A ty Lance, cieszę się, że dobrze się bawisz, ale - dodaje ciszej, nieznoszącym sprzeciwu tonem - nie wpadnij w to znowu. Nikt z nas nie ma zamiaru znowu się z tobą użerać.
-Tak, wiem Scotty, przepraszam - odpowiada cicho Stroll, a Scotty potakuje głową i wychodzi z pokoju.
Daniel patrzy lekko zdziwiony na młodszego chłopaka.
-O co mu chodziło?
-On... Chodziło mu o to... Ja kiedyś... - próbuje powiedzieć Lance, ale łamie mu się głos. Australijczyk siada obok niego i kładzie dłoń na jego ramieniu.
-Nie stresuj się. Spokojnie.
-Po prostu no... Kiedy byłem młodszy miałem chłopaka. Z początku było nawet fajnie, ale potem stawał się coraz bardziej toksyczny. Wciągnął mnie w bardzo dziwne towarzystwo. Uzależniłem się od alkoholu i narkotyków. Ojciec był tak wściekły, że odmówił pomocy mi i chciał wyrzucić mnie z domu. Chloe i Scotty pomogli mi wyjść z tego - wyrzuca z siebie szybko młody chłopak i wypuszcza powietrze z ulgą. Po chwili po jego policzku zaczynają płynąć łzy. Daniel przytula go mocno do siebie.
-Hej, nie płacz. Jest dobrze. Każdy czasem podejmuje złe decyzje. Ale pokonałeś to, prawda? Jesteś silny. Mało komu to się udaje - Daniel próbuje go pocieszyć, ale Lance jedynie kręci głową.
-To bez przerwy wraca do mnie. Ciągle to rozpamiętuję i nie potrafię tego zatrzymać. Czuję się skażony, głupi, zepsuty...
-Lance, przestań, dobrze wiesz, że to nieprawda. Nie wmawiaj sobie tego.
-Ale...
-Zakazuję ci tak mówić, szanowny panie Lance Stroll.
Lance delikatnie śmieje się pod nosem i podnosi wzrok. Łapie kontakt z oczami Daniela. Jego tęczówki są takie piękne...
-Już lepiej? - pyta Australijczyk, patrząc z troską na młodszego kolegę.
-Tak... Z tobą tak - odpowiada Stroll. Obaj mężczyźni uśmiechają się do siebie.
***
Koniec tygodnia na Malibu. Znajomi niestety muszą już pakować się na powrót do domu.
Daniel próbuje domknąć swoją walizkę. Ostatni tydzień minął mu szybko i w dość szalonej atmosferze, ale zdecydowanie tego nie żałuje. Szczególnie relacji, jaka powstała między nim a Lance'em, pomimo początkowej nieśmiałości młodszego chłopaka.
Australijczyk po chwili namysłu postanawia odwiedzić Strolla w jego pokoju.
-Hej hej, jak tam, młody? - pyta się, wchodząc do pokoju Kanadyjczyka.
-O, hej - odpowiada młodszy, lekko przestraszony nagłym wejściem Daniela - jest spoko, tylko trochę szkoda że już musimy wracać.
-Co poradzisz, takie życie - wzdycha Ricciardo, kładąc się na łóżku Lance'a - co powiesz na ostatni spacer po plaży?
-No... Ja-
-Dobra nie pieprz już, chodź - odpowiada za niego Daniel, łapie Lance' za łokieć i wybiega z nim z pokoju.
Po chwili wybiegają na plażę. Daniel bez przerwy podaża przed siebie, śmiejąc się i ciągnąc za sobą Strolla, który zdecydowanie nie wie o co chodzi.
Australijczyk zatrzymuje się się dopiero wtedy, gdy dociera do pustej części plaży.
-Poczekaj chwilę, zmęczyłem się - dyszy Lance, łapiąc oddech po niespodziewanym sprincie. Zmęczony kładzie się na piasku i wystawia twarz do słońca.
Daniel śmieje się z młodszego chłopaka i kładzie się obok niego. Lance powoli otwiera oczy i łapie kontakt wzrokowy z Australijczykiem.
-No, więc dlaczego mnie tu zaciągnąłeś, psychopato? - pyta się, zasłaniając oczy ręką od słońca.
-Szczerze... Sam nie wiem. Chciałem pogadać. Chyba. Ale nie wiem jak - zaczyna plątać się Ricciardo.
-W sensie? - Lance jest mocno zdziwiony, w żołądku czuje lekki skurcz ze stresu.
-Po prostu... No... Kurwa czemu to takie trudne.
-Nie bój się, przecież cię nie zabiję. Co, nie wiesz jak zagadać do jakiejś dziewczyny tutaj?
-Niee, nie chodzi o dziewczynę. O chłopaka.
-Tak? - wnętrzności Lance'a robią niezwykle bolesne salto.
-Mhm.
-No to... Nie bój się mu tego powiedzieć. Po prostu to z siebie wyrzuć.
Daniel mierzy wzrokiem Lanca, zatrzymuje się na ustach Kanadyjczyka. Następnie szybko nachyla się i całuje go.
Po chwili odsuwa się i siada obok. Trwają w milczeniu.
-Więc... Eee... To znaczy że to o mnie chodziło? - pyta moment później Lance, cały roztrzęsiony, powoli trawiący to, co właśnie się stało.
-Na to wychodzi - odpowiada Daniel, uśmiechając się delikatnie.
***
-No cóż, tutaj musimy się rozdzielić - wzdycha Scotty i klepie Daniela po ramieniu - dzięki za ten tydzień, stary. Musimy to kiedyś powtórzyć!
-No ja myślę! - odpowiada Daniel, śmiejąc się. Następnie łapie kontakt wzrokowy z Lance'em, stojącym z boku. Powoli podchodzi do niego.
-Więc... Do zobaczenia w padoku? - pyta Lance, lekko zestresowany.
-Oczywiście - mówi cicho Daniel. Następnie nachyla się do Strolla i krótko go całuje - to do zobaczenia - rzuca na odchodne, uśmiecha się, po czym wsiada do taksówki, zostawiając młodszego chłopaka z głupawym uśmiechem na twarzy.
~~~~~~~~~~~~~
Powracam!
One shot zamówiony chyba już z rok temu przez klocuchh , nareszcie udało mi się to napisać (nie umiałam sobie wyobrazić Daniela z kimś innym niż Max...)
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top