I'm lost // M.Verstappen × J.Holder
-Dlaczego twoje weekendy wyścigowe zawsze muszą być wtedy, gdy moje? - jęknął Max, zamykając kalendarz.
-Kiedyś uda ci się mnie odwiedzić, jeśli tak bardzo o tym marzysz - zaśmiał się rozmówca - przeżyjesz to jakoś.
Max Verstappen i Jack Holder. Czy istnieje na tym świecie trwalsza przyjaźń, która, tak jak ta, działała bez szwanku od dzieciństwa aż po dorosłość? Z pewnością ciężko jest taką znaleźć. Max i Jack byli wielkimi szczęściarzami. Jedynym minusem był fakt, że byli z dwóch różnych światów - Max był kierowcą Formuły 1, Jack był żużlowcem. Nigdy nie mogli się złożyć co do odwiedzenia się na swoich wyścigach.
-Jasne, że dam radę, nie miej mnie za kogoś, kto zaraz się rozpłacze - odparł Max, na co oboje się roześmiali.
-Dobra Maxie, muszę wyłączać telefon, samolot zaraz startuje. Do usłyszenia niedługo, chłopie.
-Cześć!
***
-JAK TO MIAŁ WYPADEK?! CO?! NIC MU NIE JEST?! MASZ MI NATYCHMIAST POWIEDZIEĆ!
-Max, uspokój się, albo niczego się nie dowiesz. Jack miał wypadek na torze, trochę za ostro pojechał z Patrykiem Dudkiem. Jest w szpitalu, diagnozują go.
-To niech robią to do cholery szybciej!
-To im to powiedz, wiesz? Dobrze, że w ogóle mają co ratować. To był naprawdę poważny wypadek, a ja serio nie chciałbym stracić brata.
-A ja nie chciałbym stracić przyjaciela, Chris.
-Dobra, nieważne. Kiedy będziesz mógł przylecieć?
-Mam wyścig w ten weekend, więc najszybciej za dwa dni... Cholera jasna.
-Spokojnie, nic mu się nie stanie. Trzymaj się tam, idę zobaczyć co u Jacka.
-Dobra. Na razie.
***
-Szukam Jacka Holdera, jaki numer sali? Błagam, to bardzo ważne, jestem jego przyjacielem.
Pani zza biurka spojrzała na Holendra podejrzliwie, jakby nie wierzyła mu, ale podała numer sali. Max podziękował i jak najszybciej tam popędził.
W sali zastał Chrisa siedzącego na krześle i smutno patrzącego na swojego brata. Verstappen od razu podbiegł do łóżka, widząc, że Jack nie śpi i rozgląda się dookoła.
-Boże, Jack, żyjesz... Jak się czujesz? Wszystko dobrze? Co się sta- - przerwał, gdy zobaczył przerażony wzrok poszkodowanego - hej, wszystko dobrze?
-Kim... Kim ty jesteś? - spytał powoli i niemrawo Jack. Max rzucił mu zdziwione spojrzenie, które po chwili przeniósł na Chrisa.
-Max, słuchaj... To ciężkie dla wszystkich, ale... Jack stracił pamięć. Nikogo nie poznaje. Dobrze, że może mówić i ruszać się. Ciężko mi to mówić, ale mogło skończyć się gorzej...
Holender patrzył jeszcze chwilę na niego w kompletnym osłupieniu, po czym opadł na krzesło. Wbił pusty wzrok w ścianę.
-Jack... - powiedział po pewnym czasie, lekko zachrypniętym głosem - przepraszam, że nie było mnie z tobą... Wiem, że mnie nie pamiętasz, ale jestem Max Verstappen, twój przyjaciel, chyba najlepszy. I zrobię wszystko, żeby ci pomóc - Holender złapał Australijczyka za dłoń i spojrzał na niego z załzawionymi oczami. Jack odwzajemnił spojrzenie, nic nie rozumiejące, lecz ufne.
***
-A tutaj my na imprezie. To było po tym, jak wygrałem swój pierwszy tytuł mistrzowski. Strasznie się upiłeś i musiałem się wynosić na rękach.
-Jesteś mistrzem świata? - spytał Jack, robiąc wielkie oczy, na co Max się zaśmiał.
-Tak jakoś wyszło. Nawet dwa razy - rzucił Holender w odpowiedzi i przewrócił kartkę w albumie ze zdjęciami. Uwielbiał wspominać stare czasy. Samo spędzanie czasu z Jackiem było bardzo przyjemne.
-Wow. Ja na pewno nie jestem tak wspaniały jak ty.
-Żartujesz sobie? Wygrałeś niejeden wyścig! - zawołał Max - zresztą, uważasz, że jestem wspaniały? - zapytał Verstappen, rzucając przyjacielowi znaczące spojrzenie.
-Jeszcze nie wiem. Może kiedyś pozwolisz mi się dowiedzieć.
***
-Czy ta cała siłownia jest niezbędna? Jestem już straasznie zmęczony...
-Jak nie będziesz trenował to nie będziesz wygrywał. A chyba właśnie o tym marzysz, prawda?
-No tak, tak, wiem... - westchnął Jack. Na początek podszedł do bieżni. Dobrze wiedząc, że strasznie się spoci, zdjął koszulkę i zaczął bieg.
Nie umknęło to uwadze Maxa. Holender stanął z boku i na chwilę zapatrzył się na ciało swojego kolegi. Obserwował każdy ruch jego mięśni. Był taki piękny...
Nie. Przestań. To jest twój kolega, a ty po prostu razem z nim trenujesz. Cokolwiek z tobą jest, ogarnij się. Jack to twój kolega. Kolega...
***
-Nigdy mi się nie uda! Pieprzony wypadek! Nigdy nie wrócę do tego sportu taki, jak kiedyś! - krzyknął w furii Jack i rzucił swoim kaskiem o ziemię. Usiadł pod ścianą i ukrył twarz w dłoniach.Max, stojący obok, przez chwilę nie wiedział co robić. Pocieszyć go czy pozwolić mu się wypłakać? Po krótkim zastanowieniu postanowił zrobić obie te rzeczy. Przykucnął na przeciwko Jacka i oparł dłonie na jego kolanach. Na dłuższą chwilę zapatrzył się na chłopaka.
-Nie możesz się poddać, Jack. Nie po tym wszystkim. Nie pozwól twoim słabościom cię pokonać - powiedział zdecydowanym głosem Verstappen, jednocześnie myśląc, że ostatnia rzecz przydałaby się jemu samemu...
-Max, dobrze wiesz, że nic z tego nie ma sensu...
-Ma sens. Uda ci się. Zrobisz to. Dla mnie - odparł natychmiast Max, łapiąc Jacka za brodę i unosząc jego twarz do góry, aby na niego spojrzał. Ich spojrzenia spotkały się.
-Dla ciebie? - zapytał cicho Australijczyk, wpatrując się głęboko w morskoniebieskie oczy Maxa.
-Dla nas - kompletnie tracąc nad sobą kontrolę, Holender zaczął gładzić kolegę po policzku. Jack momentalnie się zarumienił, co od razu zostało zauważone. Ponownie spojrzeli sobie w oczy.
Max wziął głęboki wdech, żeby uspokoić delikatny ucisk w żołądku.
-Wiem, że będę tego żałował, więc zabij mnie za jakąś minutę, proszę - rzucił do Holdera, po czym przysunął jego twarz do swojej i złączył ich usta w czułym pocałunku.
***
-Iiii Jack Holder przecina linię mety jako pierwszy! Zwycięstwo! To jego pierwsza wygrana od czasu okropnego wypadku sprzed dwóch lat!
Gdy zwycięzca wyhamował swój pojazd, jak najszybciej zjechał z toru i pobiegł do pewnej osoby, która cieszyła nie mniej niż sam Jack.
Australijczyk momentalnie dopadł Maxa i uwiesił mu się na szyi. Verstappen przytulił go mocno do siebie.
-Dałeś radę! Zrobiłeś to! A nie mówiłem, że ci się uda?!
-Mówiłeś, mówiłeś - zaśmiał się Jack i potargał Maxowi włosy w ramach małej zemsty. Wymownie spojrzał na jego usta, co chłopak od razu zrozumiał.
-Wiesz, tu jest mnóstwo ludzi... Nie boisz się, że...
-Jeśli mam być szczery, to mam to w dupie, kochanie - powiedział zdecydowanym tonem Holder, po czym przysunął się do Holendra i złączył ich usta w pocałunku.
~~~~~~~~~~~
Shot z zamówienia od lance_stroll
Mam nadzieję że jako tako wyszedł i się podobało ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top