Część 8


Jonghyun POV

Po tym jak syn prezydenta został postrzelony firma mojej matki znacznie ucierpiała. Moon JoonYoung skrytykował nasz sposób działania i oczywiście sprawił tym , że niektórzy zaczęli zrywać z nami umowy. Wkurzyłem się jak nigdy, bo to spowodowało, że moja matka zaczęła się denerwować. Ciągle siedziała w firmie i starała się wszystko naprawić. Oczywiście ja jej pomagałem, ale co ja tam wiem...To nie do końca  mój konik. Nie umiem tak jak matka błagać kogoś o coś. Ja nie jestem taki " potulny" jak ona.

-Jonghyun mamy sprawę- usłyszałem głos Sehuna , który wszedł do pomieszczenia, które było zaaranżowane na coś w stylu biura.

-W jakiej sprawie, wiesz że staram się jakoś pomóc matce- powiedziałem nie odrywając wzroku od laptopa

-Tu chodzi o tą blondynę- powiedział, a ja od razu się nią zaciekawiłem.

Mimo, że syn prezydenta oddalił nas od tej sprawy ja postanowiłem znaleźć tę osobę, która go postrzeliła. Dobrze wiem, ze musiała być to dziewczyna z blond włosami, która wtedy widziałem i nie wierze, że znalezione przez policję dowody są prawdziwe.

-Co z nią?- zapytałem unosząc na niego wzrok

-Mówiłeś , że widziałeś ją w tej okolicy, ale niestety wszystkie kamery zostały automatycznie wyłączone na dokładnie 30 minut..- zaczął Sehun pokazując mi zhakowane nagrania z kamer

-Czyli tyle mieli na zrobienie tej całej akcji- stwierdziłem i przyznałem w myślach, że nie mamy do czynienia tutaj z początkującymi zbrodniarzami...

-Tak, ale co jest najlepsze... Spójrz na te auto, jest w nim blond włosa piękność i jakiś chłopak- powiedział wskazując mi auto, które wyglądało na bardzo znajome. Kiedy mu się przyjrzałem od razu poczułem dumę

-Nieźle Sehun...Mamy ich. Musisz sprawdzić dokąd jechali

-Się robi- powiedział chłopak i wyszedł zostawiając mnie samego.

Zaśmiałem się pod nosem, ale tak szczerze nie wiem dlaczego. Nie wiem dlaczego ta sprawa tak bardzo mnie zainteresowała. Mimo to postanowiłem odwiedzić matkę i powiedzieć jej o tej dziewczynie. Licze na to, że dzięki odkryciu Sehuna pan Moon wybaczy nam zwłokę i wszyscy klienci do nas wrócą... Muszę tylko schwytać te dziewczynę i znaleźć więcej dowodów.

Zamknąłem laptop i chwyciłem w dłonie swoje kluczyki do motoru. Wstałem z obrotowego krzesła i zarzuciłem na siebie swoją jeansową kurtkę. Szybko pożegnałem się z chłopakami z gangu i odjechałem z pustych magazynów, by jak najszybciej dostać się do biura matki.

Kiedy tylko tam wszedłem od razu posmutniałem. Matka tonęła w papierach i ciągle wykonywała jakieś telefony. W jej głosie czuć było zdenerwowanie i przez to czułem się winny. Wszedłem nieśmiało do środka i usiadłem na kanapie czekając aż skończy. Gdy to zrobiła od razu podeszła do mnie i mnie uderzyła w lewy policzek...

-Nie tak cie wychowałam Jonghyun!- krzyknęła patrząc na mnie z góry- Zrobiłeś to specjalnie, bo nie chciałeś przejąć firmy? Wiesz jakie mamy teraz problemy? Liczyłam na ciebie, a ty... nawet nie wiesz jak się na ciebie zawiodłam- powiedział i ciężko usiadła na sofie naprzeciwko mnie. Czułem się głupio , ale  rozumiałem jej złość

-To nie tak...Ten starzał naprawdę był najbardziej niespodziewanym momencie...Mamo ja znajdę tego kto to zrobił- powiedziałem i chciałem już zacząć jej wszystko dokładnie opowiadać, ale matka uciszyła mnie ręką

-To na nic. Policja już ma podejrzanego i wszystkie dowody wskazują na niego. To już nie nasza sprawa- powiedziała i zaczęła odchodzić do swojego biurka

-Ale..- zacząłem lecz znowu nie dała mi dokończyć

-Nie Jonghyun!! Daj spokój już i tak zniszczyłeś nam życie. Nasza firma przez twój błąd bankrutuje! Jeszcze trochę, a pracownicy zaczną się zwalniać- powiedziała, a w jej oczach pojawiły się łzy. 

Podszedłem do niej i przytuliłem ją. Wiedziałem jak ta firma wiele dla niej znaczy. Dla niej i dla ojca, który niestety już umarł. Całe życie razem tworzyli te firmę, by wyjść na szczyt. Z tego co wiem oboje pochodzili z biednych rodzin i gdy się poznali od raz razu obiecali sobie, że ich dzieci nie będą tak żyli. I faktycznie udało im się to. Kiedy byłem mały nie narzekałem na brak pieniędzy. Mieliśmy skromne mieszkanie, ale na modne ubrania, dobre telefony, auta i inne takie mieliśmy pieniądze. Teraz jak o tym pomyśle czyje się jak idiota...

-Naprawie to- powiedziałem pocierając jej plecy

***

Sooyoung POV

Następnego dnia ojciec przekazał mi świetną wiadomość. Nasza akcja wypaliła i sam prezydent odwiedził nas by mi pogratulować. Czułam się zaszczycona, bo to była pierwsza moja misja, która dowiodła, że jestem godna przejęcia gangu ojca. Mój tata pękał z dumy , w zasadzie to wszyscy członkowie gangu byli zadowoleni. Ten dzień był naprawdę cudowny , ale tylko do pewnego momentu.

Razem z Kaiem spędzałam czas w ogrodzie opalając się  nad basenem. Chłopak przygotował dla nas drinki i po wzniesieniu toastu od razu zaczęliśmy się relaksować. Kai ciągle gadał mi o różnych rzeczach, a ja słuchałam go i świetnie się czułam w jego towarzystwie. Razem z chłopakiem nie krępowaliśmy się nawet rozmawiać o różnych zboczonych rzeczach i oboje nawet to lubiliśmy. W pewnym momencie naszych rozmów Kai usłyszał czyjeś kroki i od razu odwrócił się w stronę rezydencji.

-To Jackson- powiedział i wstał z leżaka

-Jackson?- zadziwiłam się, bo nie spodziewałam się go tutaj akurat dziś

-Czego tu chcesz?- zapytał chłopaka Kai, a ja w tym momencie poprawiłam swoje okulary przeciw słoneczne i włosy, które musiały się trochę roztrzepać

-Chciałem pogratulować naszej Sooyoung. Słyszałem, ze sam prezydent to zrobił, więc nie cichłem być gorszy

-Obejdzie się- powiedziałam nawet się do niego nie odwracając

-Nie chce cie widzieć. Wiec lepiej stąd idź- powiedział do Jacksona Kai i prawdopodobnie zaczął go ode mnie odpędzać

-Słuchaj to, że jesteś jej ochroniarzem nie znaczy, ze możesz mnie tak odganiać- warknął Jackson, a ja uśmiechnęłam się pod nosem wiedząc, że Kai pomyślał o tym samym

-Właśnie na tym polega praca ochroniarza- powiedział z Kpiną Kai

-Sooyoung możesz go zatrzymać, serio chce pogadać- jęknął Jackson, który chyba nadal stawiał opór mojemu przyjacielowi

-A o czym dokładnie. Nie che by ktokolwiek popsuł mi dzisiejszy dzień- odezwałam się i powoli zaczęłam się podnosić z leżaka. Kiedy stanęłam na nogi seksownie poprawiłam swoje bikini i zaczęłam podchodzić do chłopaków, którzy przez chwilę pożerali mnie wzrokiem.- Dobra Kai zostaw go- dodałam 

Chłopak posłuchał mnie i puścił koszule Jacksona, która przez to była teraz pognieciona. Jackson otrząsnął się i poprawił ją, by jakoś wyglądać. Dopiero wtedy w oczy rzuciła mi się droga butelka szampana ozdobiona wielka czerwoną kokardą. 

-Świetnie , a teraz było by jeszcze super jakbyś nas zostawił samych- powiedział z uśmiechem Jackson, a Kai spojrzał na mnie i odszedł dopiero gdy mu przytaknęłam.

Kiedy chłopak wrócił do rezydencji Jackson podszedł do mnie znacznie bliżej i spojrzał na mnie kuszącym wzrokiem. Z trudem się powstrzymywałam y się na niego nie rzucić. Musiałam jednak wygrać, więc od razu się od trzasnęłam i zaczęłam iść w stronę leżaków. Idąc czułam na swoich pośladkach wzrok Jacksona i mi się to strasznie podobało.

-Daruj sobie gratulację. Już mam ich na dziś dość- odezwałam się jako pierwsza i usiadłam na swoim wcześniejszym miejscu

-Jeśli to zrobię twój tata będzie zawiedziony. Sam przekazał mi te wiadomość. Był strasznie z ciebie dumny- powiedział miłym tonem, a to była nowość.

-W końcu dałam mu do tego powód- przyznałam i mu przytaknęłam

-Nawet i bez tego on jest strasznie z ciebie dumny. Soo nie raz mi mówił, że idealnie zajęłaś miejsce swego brata. Jesteś godną następczynią- powiedział patrząc mi prosto w oczy

-Mówisz to tylko po to by mi się przypodobać?- zapytałam przypominając sobie nasz zakład

-Mówię szczerze- zaśmiał się, a ja o dziwo do niego dołączyłam. Sama nie wiem dlaczego, ale nic złego się przecież nie stało.

-To co może się napijemy?- zaproponował, a ja się zgodziłam.

Jackson z uśmiechem na ustach zaczął otwierać szampana, który wybuchł w typowy dla niego sposób i od razu zaczęliśmy się nim oboje delektować nie używając żadnych kieliszków. Piliśmy z butelki na zmianę i w ogóle nie byliśmy tym obrzydzeni. Po kilku łykach Jackson zaczął opowiadać mi jakieś żarty, które czasami były strasznie żenujące, a czasami takie, że oboje nie mogliśmy przestać się śmiać. Wtedy Jackson zyskał u mnie wielkiego plusa. Nie był nachalny tylko zachowywał się jak zwykły chłopak. W tej chwili wydawało mi się nawet , że  ogóle zapomnieliśmy o swojej umowie...

-A ! mam jeszcze coś dla ciebie- powiedział nagle i z kieszeni swoich spodni zaczął coś wyciągać. 

Nie widziałam co to , bo nim to zobaczyłam, chłopak wstał i ustawił się za mną. Po chwili poczułam jak Jackson zakłada mi na szyję skromny naszyjnik, który mi się spodobał. Był to zwykły łańcuszek  z  kryształkami, ale kiedy on mi go założył stwierdziłam ,że będzie mi pasował do każdej okazji.

-Jest piękny- powiedziałam i odwróciłam się do chłopaka

-Nie za skromny?- zapytał jakby z obawą

-No za niego jeszcze mojego serca nie kupisz- zaśmiałam się i stanęłam naprzeciw niego. Jackson od razu przeniósł swój wzrok na moje piersi i łańcuszek od niego

-Pasuję ci, ale nie kupiłem go tylko dla naszego zakładu. Jak już mówiłem ja naprawdę cie kocham i zamierzam ci to udowodnić- szepnął i przybliżył swoją twarz do mojej

W przypływie emocji i podniecenia jakie w tym momencie poczułam nie mogłam się opanować i stając nieco na palcach pocałowałam go. Oplotłam jego szyję swoimi dłońmi i pocałowałam go tak jak czasami całowałam Kaia. Jednak gdy Jackson zaczął to odwzajemniać, a nawet pogłębiać ten pocałunek, czułam się zupełnie inaczej. Kai był moim przyjacielem, a Jackson nim nie był. I pewnie dlatego teraz czułam się inaczej..w zasadzie czułam jeszcze większe podniecenie i chciałam czegoś więcej z sekundy na sekundę. Gdy Jackson w pewnym momencie obiął moją talie i zaczął swoimi dłońmi macać moją pupę od razu oprzytomniałam. Oderwałam go od siebie i odeszłam  by mnie z powrotem do siebie nie przyciągnął.

-To przez alkohol, zapomnijmy o tym- powiedziałam zła na siebie

-Znowu to robisz- westchnął Jackson- Znowu mnie prowokujesz, a później zbywasz. Jesteś wredna- powiedział z zadowoleniem

-Widać lubisz gdy tak robię. Chyba wygram nasz zakład- powiedziałam cicho

-Mi jakoś na nim nie zależy- szepnął Jackson- Wybacz Soo, ale muszę już uciekać. Pewne sprawy nie mogą czekać, pozdrów ojca i było miło

Dodał z uśmiechem i zaczął mnie powoli mijać. Kiedy był blisko mnie puścił mi oczko i nim zareagowałam klepnął mnie w pośladek. Odwróciłam się i od razu pokazałam mu środkowy palec. Chłopak widząc go od razu się uśmiechnął  i pomachał mi na pożegnanie. Nie wiem czy zdawał sobie sprawę z tego jak mnie w tej chwili wkurzył...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top