Część 20
Otworzyłam oczy , bo usłyszałam jak drzwi od pokoju się otwierają. Przez to ,że wokół było ciemno nie widziałam dokładnie, kto wszedł, ale rozpoznałam , że był to mężczyzna, czyli dokładnie mówiąc był to Jonghyun, bo kto inny. Podążałam za nim wzrokiem i dokładnie przyglądałam się temu co robi. Chłopak najpierw podszedł do szafki i wyciągnął z niej jakąś paczkę, która przypominała mi paczkę papierosów. Następnie wyszedł na balkon i wpatrując się w panoramę miasta zaczął palić.
Podniosłam się na ramieniu i wpatrując się w niego zaczęłam myśleć o tym co on mi powiedział. Zaczęłam wierzyć w to, że Jonghyun odpuścił sobie zemstę. Zaczęłam wierzyć, że chłopak boi się mojego ojca i nie chce ryzykować. Gdyby jednak to zrobił mój ojciec faktycznie zamienił by jego życie w piekło. Domyślałam się, że zrobił by wtedy to o czym wspomniał Jonghyun. Mój ojciec zabił by wszystkich członków jego gangu, wszystkich przyjaciół, a na koniec zniszczył by firmę jego matki. Nie jestem pewna czy zabił by matkę chłopaka, ale z pewnością powiedział by jej o tym kim tak naprawdę jest jej syn.
Wzdychając naprawdę uwierzyłam Jonghyunowi i jeszcze bardziej zaczęłam go też rozumieć. Może nie powinnam go aż tak nienawidzić. Jak sam powiedział to nie była jego wina.. To nie on spowodował wypadek, w którym zginęła moja mama i Kangyoung. Chyba przesadzam... Zachowuję się dosłownie jak dziecko, które nie potrafi wybaczyć. Może powinnam zaufać ojcu, może on nie myli się co do Jonghyuna. Zawszę było tak , że mój ojciec nie mylił się do ludzi. Jedynym wyjątkiem był oczywiście Jackson, który zdradził naszą rodzinę...
Wiedząc , że już nie zasnę , podniosłam się i zakładając na siebie cienką kołdrę wyszłam a balkon, by dołączyć do Jonghyuna. Chłopak gdy tylko mnie usłyszał i zobaczył jak podchodzę obok niego wystawił do mnie rękę z paczką papierosów. Oczywiście odmówiłam i podpierając się na barierce zaczęłam patrzeć przed siebie. Jonghyun zrobił to samo. W ciszy palił papierosa i od czasu do czasu na mnie zerkał. Byłam mu wdzięczna , że nie dmuchał mi dymem przy twarzy, tylko odwracał głowę, by dym szedł w przeciwną stronę. W pewnym momencie odwróciłam się do niego i zaczęłam przyglądać się jego twarzy. Przez chwile pomyślałam o tym, że jest on przystojny. W zasadzie już tak kiedyś o nim pomyślałam , ale teraz ponownie to zrobiłam...Nie chciałam by mnie przyłapał na wpatrywaniu się w niego, więc odchrząknęłam i odwróciłam od niego swój wzrok...
-Obudziłem cię?- zapytał nagle Jonghyun
-Tak jakby, słyszałam jak wchodzisz, a w obcych miejscach mam lekki sen
-Wybacz...Moja mama wróciła i chcąc nie chcąc musiałem iść do swojej dziewczyny- powiedział żartując sobie z naszego udawanego związku
-No tak- powiedziałam uśmiechając się pod nosem- Jonghyun przepraszam, że no wiesz...
-Że?- dopytał spoglądając na mnie
-No...nie powinnam tak na ciebie naskoczyć. To faktycznie nie ty brałeś udział w wypadku...- powiedziałam i zauważyłam na twarzy chłopaka ledwo co zauważalny uśmiech
-Najwyższa pora. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło- powiedział, a ja dźgnęłam go łokciem w żebro
Jonghyun zaśmiał się wtedy bardziej, a ja razem z nim. Jednak to trwało tylko chwile. Kiedy przestałam się śmiać od razu zaczęłam myśleć o Kaiu. Bałam się o jego stan zdrowia i naprawdę wolałabym być obok niego. Problem w tym, że nie mogłam. Nie chciałam ryzykować, że gdy tam pójdę Jackson to wykorzysta. W momencie gdy o tym pomyślałam telefon chłopaka zaczął wibrować. Jonghyun wyjął go z kieszeni i odebrał niemalże od razu. Kiedy tylko usłyszałam głos swojego ojca po drugiej stronie, od razu na niego spojrzałam i zaczęłam wsłuchiwać się w ich rozmowę .
-Gdzie jest Sooyoung ?- zapytał tata
-Stoi obok mnie. Jest bezpieczna- odpowiedział patrząc na mnie
-Powiedz jej, że namierzyliśmy Jacksona. Jeśli będzie chciała może odwiedzić jutro Kaia...Tylko masz przy niej być.
-Jest pan pewny? Może lepiej przeczekać jeszcze kilka dni?- zapytał, a raczej chciał przekonać do tego mojego ojca
-Nie znasz mojej córki... nie wytrzyma tak długo - powiedział ojciec śmiejąc się tym swoim śmiechem.
Kiedy to usłyszałam zaczęłam przytakiwać, by dać Jonghyunowi do zrozumienia to , ze mój tata miał rację. Jonghyun westchnął i przytaknął odurzając. Wiadomość o tym , że mogę odwiedzić Kaia , i że Jackson jest pod obserwacją chłopaków z gangu, polepszyła mi humor. Przestałam słuchać dalszej rozmowy Jonghyuna i mojego ojca i zamiast tego znowu zaczęłam patrzeć na panoramę miasta. Przypomniałam sobie wtedy jak często z Kaiem wychodziliśmy na dach budynku i obserwowaliśmy gwiazdy. Najlepsze momenty to były te, kiedy chłopak w pewnym momencie zaczął mnie łaskotać. Dobrze pamiętam każdą chwile z nim i nie mogłam pozwolić na to by o nich zapomnieć. Kiedy Jonghyun schował telefon do kieszeni od razu zauważył na mojej twarzy uśmiech.
-Co się tak szczerzysz? - zapytał
-A nie mogę?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-Cieszysz się na wizytę w szpitalu? Dziwna jesteś... ale po części cię rozumiem... Ten Kai jest chyba szczęściarzem
-Jeśli chodzi ci o to , że jest moim chłopakiem to nie...Nie jest nim- odpowiedziałam , a on przytaknął
-Idź już spać- powiedział , a ja się nie zgodziłam- A mam cię zaprowadzić do łózka ?- zapytał drugi raz , a ja spojrzałam na niego spod byka i ustępując wróciłam do łózka i poszłam spać.
***
Następnego dnia obudziłam się z jakimś dziwnym uczuciem. Czułam jakby coś złego właśnie się stało. Otworzyłam oczy i przekręciłam głowę czując jak coś , albo ktoś chucha mi w kark. Kiedy się odwróciłam i zobaczyłam śpiącego obok Jonghyuna od razu wyskoczyłam z materaca i krzyknęłam budząc go. Chłopak jęknął i odwracając się na plecy zaczął przecierać twarz dłońmi. Kiedy miałam się go zapytać o co chodzi i dlaczego on tu jest, do środka weszła jego mama, która musiała się przerazić moim nagłym krzykiem..
-Co się stało?- zapytała od razu po uchyleniu drzwi
-Ja..- zaczęłam , ale przerwał mi Jonghyun
-Wystraszyła się pająka- odpowiedział ziewając, a ja uśmiechnęłam się do kobiety tak by w to uwierzyła.
Kobieta przytaknęła i mówiąc , że wychodzi po zakupy, zostawiła nas samych. Nie było sensu rozmawiać z chłopakiem , więc zaczęłam się ubierać i ogarniać do wyjścia. Kiedy byłam gotowa zaczęłam pośpieszać chłopaka, który wszystko robił jakby w zwolnionym tempie. To było trochę podejrzane, a w szczególności to , że kiedy zadzwonił do niego telefon, chłopak aż wyszedł na klatkę schodową by tam z kimś porozmawiać. Przez chwile chciałam go podsłuchać, ale wybiłam sobie to z głowy i tego nie zrobiłam. Kiedy Jonghyun wrócił od razu wyszliśmy z domu i ruszyliśmy do szpitala. Szliśmy pieszo , bo jak to chłopak uważał samochód by się zbytnio rzucał w oczy, a tak znikniemy w tłumie.
Nie protestowałam i już po kilku minutach byliśmy w budynku. Znałam już drogę do sali Kaia, więc czym prędzej tam poszłam i gdy byłam tuż przed drzwiami, uśmiechnęłam się i weszłam do środka. Miałam nadzieje zobaczyć Kaia już wybudzonego, ale zamiast tego zastałam puste łózko, które zaścielała jedna z pielęgniarek. Stanęłam jak wryta i dopiero po czasie do niej podeszłam.
-Przepraszam, ale gdzie jest pacjent , który tutaj był?- zapytałam, a ona odwracając się z uśmiechem zapytała kogo mam na myśli - No chodzi mi o pacjenta Kim Jongin'a - odpowiedziałam , a ona spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem
-Przepraszam w takim razie, ale nie kojarzę tego pacjenta. Nie pomogę pani- powiedziała i zerknęła w kartę przymocowaną do łózka, która zabrała - Z tego co tu pisze, pacjent, który tu był zmarł dziś nad ranem...Przykro mi- powiedziała i wyszła nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Słysząc to co powiedziała, straciłam równowagę i upadłam na podłogę. Jonghyun , który to usłyszał od razu do mnie podbiegł i pomógł mi wstać. Kiedy podprowadził mnie na krzesło na korytarzu, od razu na nim usiadłam i schowałam twarz w dłoniach. Zaczęłam płakać na samą myśl o tym, że Kai nie przeżył. Byłam zła na siebie, że mnie przy nim nie było...Byłam zła na to , ze mu nie podziękowałam, ani nie powiedziałam ile tak naprawdę dla mnie znaczył. Moje serce bolało mnie jak cholera, a Jonghyun widząc moje załamanie nie wiedział co ma zrobić. Chłopak usiadł obok mnie i delikatnie zaczął pocierać moje ramiona. Domyślał się chyba co musiało się stać...W pewnym momencie nie wytrzymałam i wtuliłam się w jego ciało. Obiełam go i zaczęłam płakać w jego pierś. Chłopak nie odsunął mnie od siebie. Pozwolił mi płakać i moczyć jego błękitną koszule.
-Przykro mi- szepnął głaszcząc mnie po głowie
_____________________________
Zostawię to bez komentarza...Mam tylko nadzieję , że mnie nie zabijecie za to co się tu stało
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top