Nigdy, przenigdy...

Nudzi mi się, więc macie rozdzialik.

Wydarzenia w one-shocie nie pokrywają się z wydarzeniami w NY.

•°•❀❀•°•

Wszystko działo się szybko. Za szybko. Oczywiście, że była na niego wściekła. Jak mogłaby nie być? Ufała mu. Bezgranicznie. A on zawiódł ją w tak istotnej sprawie jaką była ochrona Paryża.

Drobna dziewczyna włóczyła się po wielkim oraz nieznanym mieście w strugach deszczu. Nie patrzyła przed siebie. Mogłaby wpaść nawet pod samochód i tak by się tym nie przejęła. W takiej sytuacji to byłoby jak wybawienie. Potrzebowała odpoczynku od codziennego zgiełku. 

Ściskając w dłoni pierścień, powoli przetwarzała całą sytuację. Opuścił ją. I choć minęło zaledwie kilkanaście minut od tego wydarzenia czuła pustkę. Zupełnie jakby ktoś wyrwał z jej piersi serce. Tak też było.

Zawibrował telefon w drugiej dłoni nastolatki. Zapewne to była Alya. Martwiła się o swoją przyjaciółkę. Odrzuciła ponownie połączenie. Wiedziała, że w ten sposób nie załatwi tej sprawy, lecz w tej chwili potrzebowała samotności. Musiała sobie wszystko przemyśleć. To miał być wyjazd jej marzeń. A zamienił się w koszmar. Nawet wyjazd Adriena nie był aż tak dołujący jak strata swego partnera. Wszystkie jej codzienne problemy ustąpiły temu jednemu.  

Przysiadła na krawężniku przykładając biżuterię do piersi jakby to był najcenniejszy skarb. Granatowa grzywka opadała jej na oczy, a strumień łez snuł się po jej rumianych policzkach. Czuła się taka wybrakowana. Opuszczona. Nie kochana. Uzupełniał ją. A bez niego była nikim.

- Uważasz, że mogłabym ci jeszcze kiedykolwiek zaufać?

Te kilka bolesnych słów echem odbijało się w głowach dwójki młodych istot.

Oddając pierścień czuł jak miliony noży wbija się w jego serce. A każdy oddech brał z coraz to większym trudem. Jej słowa zraniły go, ale najgorsze było to, że miała rację. Nie powinien nigdy wyjeżdżać, a przez swój egoizm naraził tysiące osób na śmierć.

- Proszę, wybacz, mój przyjacielu - zwrócił się do czarnego kwami, w których oczach można było dostrzec połyskujące łzy. Przekręcił pierścień na palcu, po czym jednym zwinnym ruchem go ściągnął - zrzekam się ciebie, Plagg.

Te słowa uderzyły w nią jak grom z jasnego nieba. Nigdy by się tego nie spodziewała po blondynie. Jeden zły ruch przekreślił ich współpracę. Przez chwilę zastanawiała się czy to nie przypadkiem zły sen.

- Nie będę ryzykował. Jestem Panem Pecha, wszystko niszczę. Nie przebaczył bym sobie gdyby ktoś przeze mnie zginął. Jesteś lepszą bohaterką Moja Pani. Żegnaj.- Biorąc głęboki oddech, wystawił rękę z przedmiotem w stronę swojej Lady.

Lecz gdy tylko ujrzała dłoń bez czarnego lateksu, oprzytomniała. Chwilę później na podłożu leżał pozostawiony czarny pierścień z zieloną łapką kota.

- Zaczekaj! - Jej krzyk odbijał się od ścian kanałów niezliczoną ilość razy. Chciała za nim pobiec, przytulić i nigdy, przenigdy nie puszczać. Zamiast tego słyszała jedynie oddalające się kroki swego partnera.

Pobiegł przed siebie, pierwszy raz nie odczuwając pokusy poznania jej tożsamości. Nie zasłużył na miano bohatera. Gdyby nie była androidem mógłby wyrządzić nieodwracalne błędy.

Ocknęła się dopiero gdy duża tafla wody uderzyła w jej twarz przez jadące auto. Jej bezbronne ciało zadrżało mimowolnie z zimna. Postanowiła wrócić już do hotelu.

Nie pamiętała jak dotarła do upragnionego celu. Spojrzała zamglonym wzrokiem na szczyt schodów. Stali tam wszyscy jej przyjaciele. Z Aeon na czele. Uśmiechnęła się smutno, po czym ślimaczym tempem pięła się ku górze.

Chciała ominąć gromadę uczniów, lecz zatrzymała ją dłoń na ramieniu.

- No na reszcie, wiesz jak się o ciebie mar... - przerwała spoglądając na twarz przyjaciółki - Mari, co się stało?

Ona jedynie rzuciła krótkie spojrzenie brunetce i wyszarpała się z żelaznego uścisku.

Wylądowała w łóżku i przykryła się szczelnie kołdrą. Po jakimś czasie usłyszała głośniejsze kroki.

- Mari... Czy to przez Adriena?

Nie chciała z nią rozmawiać, ale wiedziała, że mulatka nie da jej spokoju.

- N-nie... Straciłam naj-najważniejszą os-sobę.

Tak. Dopiero teraz zrozumiała ile dla niej znaczył. Lecz było już za późno na cofnięcie czasu. Nie mogła pojąć dlaczego los tak się nad nią mścił.

Cholerna szczęśliwa Biedronka.

- Jasne.

Po opuszczeniu pokoju przez Alyę, dwa stworki wyleciały z torebki i przytuliły się do policzka dziewczyny.

- Wszystko się jakoś ułoży - pocieszała ją Tikki.

Zawiodła się, lecz nigdy, przenigdy nie chciała go stracić.
Przysięgła sobie, że odnajdzie go, choćby zajęło by jej to wieczność.
Niestety tych okropnych wspomnień nie wymaże żadna nadludzka siła...

Nigdy, przenigdy...

Nie opuszczaj mnie...

Nie przestanę cię kochać...

Nie będziemy walczyć przeciwko sobie.

•°•❀❀•°•

Mam nadzieję, że się podobało.

Tak jak pisze w opisie książki, zbieram zamówienia. Mogą to być shipy, lub zwykle wydarzenia. Jeżeli macie jakieś specjalne wymagania, to piszcie na pv.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top