Dwa oblicza
Brzmienie gitary rozdarło powietrze na pół. Niebieskowłosy chłopak właśnie siedział smutny i zdradzony na jednej z ławek w parku. Mimo iż wokół było kolorowo, dzieci się śmiały, motyle latały, on nie potrafił udzielić tego entuzjazmu.
Kolejne wspólne spotkanie przepadło. Obiecała, że więcej razy to się nie powtórzy, że później mu wszystko wyjaśni. Jednak każdy wie, że historia lubi zataczać koło. W tym przypadku również tak było.
Podejrzewał, że jego dziewczyna go zdradza, ale w głębi serca nie wierzył w to. Ona była zbyt idealna, aby posunąć się do takiego czynu.
"Musi być jakieś wyjaśnienie" - pomyślał.
Wziął do ręki komórkę i wybrał właściwy numer. Z braku cierpliwości stukał nogą o kostkę brukową. Zacisnął usta w wąską szparkę, kiedy zdał sobie sprawę, że nie zamierza od niego odebrać. Wstał urażony i miał już się rozłączać, kiedy nad jego głową przeleciała Biedronka - obrończyni Paryża i schowała się za pobliskim murkiem. Różowe światło rozbłysło po całej przestrzeni.
Już miał się odwrócić, aby przypadkowo nie odkryć jej tożsamości, ale zauważył wychodzącą stamtąd Marinette. Niezdarnie otworzyła torebkę i odebrała.
~ Halo? - jej dźwięczny głos było słychać po drugiej stronie słuchawki.
- Gdzie jesteś?
~ Wiesz...rodzice potrzebowali pomocy. Wybacz, naprawdę jest mi przykro, że znowu nie wyszła nam randka.
Widział z daleka jej zagubioną minę. Uśmiechnął się pod nosem.
- Nic się nie stało. Naprawdę. Będzie jeszcze wiele okazji. Kocham cię najmocniej na świecie.
~ Ja ciebie też. - Rozłączył się.
Włożył dłonie do kieszeni i wyruszył w drogę powrotną do domu.
Zatrzymał się przy wieży Eiffla i z ukrycia obserwował Czarnego Kota. Po chwili pojawiła się Biedronka. Chwilę rozmawiali, po czym zniknęli za budynkami miasta.
Nigdy by nie pomyślał, że jego słodka Mari jest tą odważną dziewczyną. Rozumiał teraz jak ciężkie musi prowadzić życie. Zamierzał być bardziej wyrozumiały i wspierać ją kiedy tego potrzebowała.
Był z niej dumny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top