Rozdział 30

Idziemy powoli po torach w kierunku szkoły i szukamy wajchy, dzięki której zmienimy trasę pociągu. Jordan powiedział nam, że Jeźdźców nie da się zatrzymać, a Douglas chce stworzyć nadprzyrodzoną armię. Jedynym sposobem by to powstrzymać jest właśnie zmiana trasy pociągu, a znalezienie jej nie jest takie łatwe. Może być wszędzie, obok szpitala, przy szkole, posterunku albo gdziekolwiek indziej w Beacon Hills.
Moje przemyślenia przerywa czyjaś ręka, która delikatnie mnie obejmuje. Odwracam głowę w stronę tej osoby i widzę zatroskane oczy Stiles'a. Czuję też od niego mocne zmęczenie, gdyby nie ta cała sytuacja kazałabym mu iść się położyć, ale jeśli to zrobi może być znowu porwany przez Jeźdźców.

— Wszystko okej? — pyta cicho.

— Tak — uśmiecham się słabo — Po prostu... Chciałabym by to się w końcu skończyło. Boję się, że Douglas'owi się uda, a wtedy to będzie koniec dla wszystkich.

— Nawet tak nie mów — zatrzymuje się i mnie przytula — Obiecuję ci, że wszystko wróci do normy. Nie uda mu się.

— Jesteś zbyt pozytywny — obejmuję go.

— Ktoś musi być.

Przygrywam wargę i unoszę głowę by na niego spojrzeć. Jego oczy są przepiękne, mogłabym się na nie patrzeć godzinami. Widać w nich pewność siebie i sama zaczynam wierzyć, że to się może udać, jednak z tyłu głowy i tak nie jestem pewna. Co się stanie jeśli pociąg przyjedzie?

— Nie myśl tak dużo o tym — całuje mnie w czoło.

— To dość trudne w obecnej sytuacji.

— Wiem, ale musimy być spokojni. Panika w niczym nie pomoże.

— Gołąbki! — odwracamy się w stronę Liam'a — Nie mamy zbyt dużo czasu, chodźcie.

Stiles splata nasze dłonie i idzie do dwójki przyjaciół. Nie dziwię się, że jest taki spokojny, od samego początku był porwany, a my tu siedzieliśmy i zastanawialiśmy się co mamy robić. Patrzyliśmy jak w szkole i na ulicy jest coraz mniej ludzi, aż przestaliśmy widzieć kogokolwiek.

— Czy ktoś wie jak się łączy światy? — pyta Scott, gdy do nich podchodzimy.

— Nie możemy się między nimi przemieszczać — mówi Stiles i patrzy na mnie — Nic nie mów!

— Nic nie mówię — odwracam wzrok.

A chciałam. Oni nie mogą się przemieszczać, ja mogę. Nie wiem jeszcze co bym miała zrobić i muszę się dowiedzieć jak najszybciej.

— Corey też potrafi — Liam się zatrzymuje — Możecie zabierać ludzi. Corey u Scott'a wciągnął Jeźdźca do naszego świata.

— A jak ja bym niby miała to zrobić, skoro wychodzę z mojego ciała? — unoszę brwi.

— Nie wiem, ale to może chodzić cały czas o was. Może to dzięki wam udaje mu się zabierać wszystkich ludzi.

To ma coraz więcej sensu.

— Nie — odpowiadam po namyśle — Corey mu jest potrzebny do zbierania ludzi. Ja do otworzenia tego całego portalu.

— Tak, masz rację — Liam się przez chwilę zastanawia — Musimy go znaleźć.

— Przejdę do świata Gonu — mówię od razu — Ja go najszybciej znajdę.

— Nie mam mowy, nigdzie nie idziesz — Stiles od razu się do mnie zbliża —
Wiem z doświadczenia, że to nie jest miłe uczucie.

— Stiles...

— Ja to zrobię — mówi Liam — Wy zajmijcie się Douglas'em.

Nie odpowiadam. Z jednej strony czuję ulgę, ale z drugiej chcę to zrobić. Liam nagle rusza i biegnie w stronę szkoły. Patrzę na niego zdezorientowana i nie wiem czy mam biec za nim czy zostać tutaj.

— Zaraz wrócę! Nie dajcie się porwać — krzyczy i znika w mgle.

To było dość dziwne. Liam pewnie wpadł na jakiś pomysł, ale wolał gdzieś pobiec zamiast nam powiedzieć co wymyślił. Cóż, chyba nie mamy wybory tylko na niego poczekać.

— Też tacy byliśmy? — pyta Stiles.

— Gorsi — od razu odpowiadam i delikatnie się uśmiecham — I nadal tacy jesteśmy.

Jeśli miałabym sobie przypomnieć wszystkie nasze wybryki to zabrakło by mi czasu. Było ich tak dużo i teraz zapewne wpadlibyśmy na lepsze pomysły.

— Nie marnujmy czasu — patrzę na ziemię — Tory idą w stronę lasu i szkoły, rozdzielamy się?

— Nigdy w życiu — Stiles odwraca się w stronę lasu — Tam coś będzie, szkoła jest zbyt łatwa.

Kiwam głową i powoli idę w stronę lasu. Jestem zestresowana, nie wiemy co tam znajdziemy. Przy wajchy może stać cała armia Jeźdźców by nas powstrzymać.

— Jeszcze jedno — Stiles odwraca mnie w swoją stronę i mocno całuje w usta — Tak na wszelki wypadek.

— Damy radę — uśmiecham się.

Nie wiem czy mam wierzyć w te słowa. Trzech nastolatków na całą armię? To mało możliwe, ale nie mogę wpaść w panikę. Stiles ma rację, to w niczym nie pomoże tylko pogorszy naszą sytuację.
Stiles jeszcze raz mnie całuje i idziemy za Scott'em. Mgła jeszcze bardziej pogarsza sytuację, a zbyt wielka cisza jest nie do zniesienia. Nie słychać nawet naszych kroków albo to ze mną jest coś nie tak.
Nagle Scott chwyta nas za ręce i ciągnie za jedno drzewo. Moje serce bije strasznie szybko, a ręce zaczynają się trząść. Nigdy jeszcze tak nie miałam, nie byłam tak zestresowana jak teraz.

— Patrzcie — pokazuje na wajchę, wokół której jest pusto — To nie może być takie łatwe.

— Może jest.

— To może być pułapka — mówię, a moje ręce zaczynają się robić mokre.

Stiles od razu rusza do wajchy i wyciąga rękę. Uśmiecham się widząc, że już prawie ją ma, ale nagle na jego ręce ląduje lasso i odciąga do tyłu. Mój uśmiech znika i odwracam się w bok widząc Douglas'a, jak mogłam go nie wyczuć?
Mężczyzna ciągnie za lasso, a Stiles znika w zielonym dymie. Do moich oczu napływają łzy i nie potrafię się ruszyć. Widzę jak celuje z pistoletu w stronę Scott'a, ale nie jestem w stanie nic zrobić. Słyszę strzał i Scott też znika.
Nie wiem co zrobić, stoję tak i patrzę na Douglas'a, który powoli do mnie podchodzi. Strach nie pozwala mi się ruszyć.

— Spokojnie, tobie nic nie zrobię — ociera moją łzę — Jesteś mi potrzebna.

Nie odpowiadam, popycham go, a ten cofa się kilka kroków do tyłu. Nie mogę się załamać, nie w takim momencie.
Panika w niczym nie pomoże.
Słyszę słowa Stiles'a.
Wbijam pazury w ramię z cichym jękiem i skupiam się na bólu, przez co strach pomału się oddala.
Bez zastanowienia biegnę w stronę wajchy, ale coś popycha mnie na ziemię i upadam kilka metrów dalej. Nade mną zawisa Douglas ze swoim uśmieszkiem i patrzy na mnie zwycięsko.

— To i tak nic nie da, zostaniesz tu ze mną — mówi zadowolony.

Kątem oka dostrzegam obok nas broń, która musiała my wypaść podczas upadku.

— Nie wydaje mi się — chwytam za broń i przystawiam ją sobie do głowy - Jeszcze cię dopadnę.

Zanim jest w stanie wyrwać mi broń, strzelam. Zamykam oczy i czuję mocny ból głowy. Czuję jak kula, którą się trafiłam rozpływa się w mojej głowie.
Przez chwilę wydaje mi się, że lecę w dół i nagle upadam na coś twardego. Głośno jęczę, gdy czuję ból w całym ciele.
Nie jestem w stanie otworzyć oczu, ból głowy jest zbyt mocny. Nie wiem gdzie jestem, nie jestem w stanie nic wyczuć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top