Rozdział 3
Siedzę wkurzona, a zarazem zestresowana na krześle. Czuję na sobie co chwilę wzrok Malii, czyżby Lydia jej wszystko powiedziała? Pewnie tak.
Mój kontakt z Malią jest najgorszy ze wszystkich i nawet nie wiem czym to jest spowodowane. Nagle zaczęłyśmy się nienawidzić, ale później zaczęłyśmy się znosić i tak jest do teraz. Nigdy przedtem nie zastanawiałam się czemu tak jest i dopiero teraz o tym tak głębiej myślę.
Nie przypominam sobie, żeby Malia coś mi zrobiła, a ja jej. Chyba będę musiała z nią pogadać, ale to dopiero kiedy dowiem się o co chodzi z moją „pustką".
Przygryzam wargę na myśl, że ta pustka może zostać ze mną do końca życia i patrzę na Lydię. Dziewczyna znów spogląda na mnie tym przerażającym wzrokiem i jest nieobecna.
— Lydia? — macham jej ręką przed twarzą, ale nie reaguje.
Nagle dziewczyna zatyka uszy przerażona, a mnie ogarnia strach, że może być to z mojej winy.
— Lydia — mówię jej imię głośniej.
Dziewczyna wybudza się z transu i patrzy po całej klasie jakby kogoś szukała. Nie wiem co jej się dzieje, ale mam nadzieję, że już wszystko z nią okej.
— Gdzie ona jest? — pyta, dalej się rozglądając.
— Kto? — dziwię się.
— Ta kobieta — patrzy na mnie — Siedziała na twoim miejscu.
— Nikt tu nie siedział — szepczę.
Słyszymy dzwonek i w tym samym momencie Trener otwiera drzwi, Lydia szybko wychodzi z klasy, a ja od razu za nią, ale zatrzymuję się przy jednej szafce. Nie przypominam sobie, żeby reszta stada miała taki numer, jednak dlaczego wydaje się taka znajoma?
Podchodzę bliżej szafki i delikatnie ją dotykam.
— Wiesz może, gdzie są książki z wilkołakami? — słyszę w głowie jakiś głos i szybko odsuwam się od szafki, wpadając na kogoś.
— Przepraszam — patrzę się na osobę, którą okazuje się Scott.
— Twoje oczy — patrzy na mnie przerażony.
Zamykam je szybko wiedząc, że zmieniły kolor i próbuję się uspokoić. Jestem jeszcze bardziej przerażona, nie wiem co się dzieje. Najpierw Lydia widziała jakąś kobietę i jeszcze ja usłyszałam głos jakiegoś chłopaka. Jest bardzo znajomy, ale nie umiem sobie przypomnieć od kogo.
Otwieram powoli oczy i widzę, że Scott oddycha z ulgą.
— Przepraszam, po prostu jest to dla mnie dziwne — wzdycha – Nie wiem jak się czujesz, ale jeśli ci to nie przejdzie to coś z tym zrobimy, okej?
— Ale Scott... Ja po prostu wiem, że coś straciłam — odwracam wzrok.
— Dasz radę — przytula mnie — Tylko kilka dni.
Nie odzywam się, mam wrażenie jakby to ktoś inny powinien mnie tulić, a nie Scott.
— Powinnaś pogadać z Mason'em — odsuwa się ode mnie – Liam mówi, że chodzi i każdego się pyta czy ktoś nie zaginął.
— Dzięki — uśmiecham się do chłopaka i słyszę dźwięk dzwonka — Idź na lekcje, ja będę szła. Nie chcę znowu, żeby zamknęli mnie w klasie.
Krótko żegnam się ze Scott'em i wychodzę z budynku. Widzę Lydię, która idzie przed siebie i nie widzi zbliżającego się samochodu. Bez zastanowienia biegnę w jej stronę i w ostatniej chwili odciągam od drogi.
Czuję dziwny dreszcz, widząc przejeżdżający biały jeep. Od zawsze podobały mi się właśnie takie samochody i czuję do nich jakiś sentyment.
— Zgłupiałaś? —pytam się wkurzona — Chciałaś się zabić?
— Nie — patrzy na mnie —Przypominałam sobie.
— Co? — serce bije mi szybciej na te słowa.
— Ktoś mnie ciągnął w stronę jakiegoś samochodu, słyszałam głos jakiegoś chłopaka, który coś mówił...
— Co mówił? — nie odzywa się — Co ten chłopak ci mówił?!
— Przekaż Lily, że zawsze będę ją kochać.
Otwieram usta i robię krok w tył.
Miała mi przekazać, że on mnie kocha, ale kto? Nie przypominam sobie o jakimś chłopaku, oprócz Derek'a, który mówił, że mnie kocha. Nawet moi byli mi nigdy takiego czegoś nie mówili.
Przecież bym pamiętała takie coś, musiało jej się coś pomylić, to nie jest możliwe.
— Ja... Muszę jechać.
Szybko odchodzę od dziewczyny, mimo jej krzyków nie zatrzymuję się. Muszę być sama, to teraz będzie najlepsze.
***
Jest już pierwsza w nocy, a ja siedzę w samochodzie i cały czas myślę o słowach Lydii. Nie umiem przestać, to jest silniejsze ode mnie.
Mam pełno nieodebranych wiadomości i połączeń od Scott'a, Lydii, Liam'a i kilka od Malii, co mnie nieźle dziwi. Wiem, że powinnam je odebrać, ale chcę być sama, teraz kontakt z nimi mi w niczym nie pomoże.
Od tamtego ranka czuję się jak nie ja i nie wiem co mogę z tym zrobić. Próbuję myśleć o czymś innym, ale temat zawsze zbacza na Lydię, która miała mi przekazać, że ktoś mnie kocha. Może to jakieś stworzenie, które później wymazuje pamięć i przez to rudowłosa nie pamięta.
Nie, to niemożliwe, chyba.
— Nie wariujesz — szepczę pod nosem — To świat wariuje.
Kładę się wygodniej na tylnych siedzeniach i zamykam oczy. Nie wiem ile już tak leżę, ale znowu pojawia mi się ta szafka ze szkoły.
Podchodzę do niej i otwieram ją, jednak nic w niej nie ma. Jest cała czarna, jakby za tym miał być inny świat. Próbuję włożyć tam rękę, ale jakaś bariera mi nie pozwala i lekko odciąga mnie do tyłu.
Odsuwam się jeszcze bardziej i zamykam na chwilę oczy, ta czerń mnie przeraża.
Otwieram je znowu, a teraz znajduję się w pustym lofcie. Nie umiem się ruszyć, coś mnie sparaliżowało, a przed twarzą widzę jakąś postać w kapturze. Chwyta mnie za gardło i unosi wysoko do góry, przez co zaczynam się dusić. Próbuję tą osobę kopać, drapać, ale nic nie wychodzi, jakby tego wszystkiego nie czuła.
Brakuje mi powietrza, a ból przeszywa całe moje ciało.
Siadam na siedzenie z krzykiem.
— To był tylko koszmar — mówię do siebie, próbując złapać powietrze, jednak nie umiem.
Próbuję się uspokoić, ale mi nie wychodzi i cały czas czuję jakby ktoś próbował mnie udusić. Ostatnimi siłami wychodzę z samochodu i upadam na kolana. Jestem tu kompletnie sama, na parkingu obok jakiegoś sklepu i nikt nie będzie w stanie mi pomóc.
Walę mocno pięścią w ziemię i czuję jak moje kości się gruchoczą. Biję jeszcze tak kilka razy, ból pomaga w przemianie i w ataku paniki mam nadzieję, że też pomoże.
,,Przekaż Lily, że zawszę będę ją kochać".
Słyszę te słowa cały czas w głowie, co nie pomaga mi się uspokoić. Zanoszę płaczem co jeszcze bardziej utrudnia mi oddychanie. Nie mam siły wstać by po kogoś zadzwonić. Bez zastanowienia, ostatnimi siłami mocno krzyczę, a łzy spływają po moich policzkach.
Upadam na ziemię i odwracam się na plecy, patrząc pusto w gwiazdy. Uspokoiło się wszystko, jednak łzy nadal spływają mi po policzkach. Czuję się jak wariatka, nie wiem co się ze mną dzieje.
Hej!
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale przez problemy prywatne nie byłam w stanie nic napisać i musiałam zrobić sobie przerwę.
Rozdziały spróbuję dodawać jak najczęściej, jednak nie obiecuję, że będą co tydzień, bo nadal mam małe problemy.
Mam nadzieję, że rozumiecie.
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top