Rozdział 27

OGŁOSZENIE!
Na moim profilu spytałam się was z kim byście chcieli nową książkę, bo możliwe, że będę pisać. Więc odpowiadajcie!

Zamykam za Lydią właz i opieram się o ścianę. Zaraz przypomnę sobie Stiles'a, jest to jednocześnie ekscytujące i przerażające. Co jeśli przypomnę sobie tylko te złe chwile? Albo w ogóle mi się nie uda? Chociaż Stilinski'emu się udało, tylko że to jest jego syn, kocha go całym sercem, a ja? Mówią i czuję, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń, jednak czy naprawdę coś dużego by sobie przypomnieć.
Biorę głęboki wdech i patrzę na przyglądających mi się przyjaciół.

— Bierzmy się do roboty.

Odpycham się od ściany i staję przed wielką kapsułą, w której kiedyś przesiadywał Parrish.

— Jak zimno w tym jest? — wyczuwam od Malii stres.

— Dość dużo, jak dla ogara —przygryzam wargę.

—Na pewno mocniejsze niż lodowata kąpiel — obok mnie staje Lydia —Miejmy nadzieję, że to się uda.

— I jak nam to niby pomoże? — Malia jest coraz bardziej niecierpliwa.

— Niska temperatura wprowadzi nas w trans, Lydia nas będzie prowadzić — czuję gulę w gardle, gdy to mówię.

Musi się to udać. Otworzymy kolejne przejście i wszystkich uratujemy.
Otwieram drzwiczki i od razu ktoś chwyta mnie za nadgarstek. Odwracam się w kierunku Scott'a, który patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem.

— Ja wejdę pierwszy.

— Nie — od razu zaprzeczam — Ja i Stiles byliśmy sobie najbliżsi, powinnam ja wejść.

Chłopak mnie puszcza i delikatnie kiwa głową. Lydia podchodzi i wciska przycisk start, a ja czuję gęsią skórkę, gdy chłód do mnie dochodzi. Przełykam głośno ślinę wiedząc, że będzie jeszcze niższa.

— Nie będzie aż tak źle — śmieję się nerwowo i wchodzę do środka.

Odwracam się w kierunku przyjaciół, a Malia od razu zamyka za mną drzwi. Na razie nie jest tak zimno, ale na moim całym ciele pojawia się gęsia skórka.

— Możesz przez to umrzeć, nie wiadomo czy w pełni się zregenerowałaś...

— Ufam ci, Lydia — uśmiecham się do zdenerwowanej przyjaciółki — Zawsze masz dobry plan.

Przyjaciółka przygryza wargę i zaczyna coś przekręcać, a w ''trumnie'' od razu robi się zimniej.  Zaczynam się trząść i nie skupiam się na rozmowie przyjaciół tylko na próbie ogrzania się, mimo to i tak nie wychodzi.
Nie mam zamiaru znowu umierać, zrobię wszystko by wyjść stąd cała i pamiętać o Stiles'ie.

— Lily, myśl o nim — słyszę głos Lydii — Wyobraź go sobie.

Kiwam tylko głową, nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa. Moje oczy robią się coraz cięższe, wbijam sobie pazury w udo by nie zasypiać, ale jest to coraz trudniejsze. Czuję jakby moja krew zamieniała się w lód, a delikatny ruch palcem spowoduje jego złamanie.

— Traci przytomność — mówi przerażona — Lily, jeśli zaśniesz to cię stracimy, rozumiesz? Nie rób tego!

Przed oczami zaczynają pojawiać mi się mroczki. Próbuję skupić się na słowach Lydii, ale mi się nie udaje.
Nagle całe zimno znika, a ja znajduję się w bibliotece. Rozglądam się zszokowana i wstaję, nie wiedząc co zrobić.

— Jestem Stiles — odwracam się wystraszona za znanym mi głosem, ale nikogo nie widzę — Ładne imię.

Rozglądam się za chłopakiem, ale teraz znajduję się na parkingu ze szpitala. Przede mną widzę jakąś niewyraźną postać. Serce bije mi strasznie szybko, nie spodziewałam się, że tak to będzie wyglądać.

— Mówiłem ci już, że bardzo cię kocham?

— Tak... — słowa same ze mnie wychodzą.

Chcę zrobić w jego stronę krok, ale czuję zawroty głowy. Przymykam oczy i biorę kilka głębokich wdechów, a gdy je znowu otwieram jestem w jednym z pokoi Scott'a.

— Lily, odezwij się proszę! —
słyszę głos Lydii.

— Jestem — z moich ust wypływa para — Kochał mnie.

Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć, a po moim policzku spływa łza.

— Nie! Nigdy mi nie zależało!

Obok drzwi znowu ktoś stoi i wymachuje rękoma, ale twarz jest niewyraźna.
Pamiętam ten moment. Po znalezieniu przemienionego Derek'a przyjechaliśmy do domu Scott'a. Pokłóciłam się wtedy ze Stiles'em, bo po zerwaniu zaczął chodzić z Malią. Wtedy oddałam mu naszyjnik, który od niego dostałam.
Chwytam się za puste miejsce na szyi, teraz już wiem czego mi tak brakuje.

— Idziemy na uczelnie w tym samym mieście, więc możemy zamieszkać razem — robi krok w moją stronę i robi się coraz bardziej wyraźniejszy —Chodź bym miał jeździć na drugi koniec miasta...

— Bo dla mnie jesteś najważniejsza — szepczę razem z nim.

Robię krok w jego stronę, jednak nadal jest dość niewyraźny. Jestem pewna, że ma brązowe włosy i to tyle. Nie jestem w stanie rozpoznać koloru oczu, niczego.

— Nie widzę go — mówię, mając nadzieję, że dotarło to do stada — Jest... Niewyraźny.

— Skup się — słyszę Scott'a — Gdzie jesteś?

Rozglądam się i znajduję się w lofcie. Na kanapie siedzi Stiles i mimo niewyraźnej twarzy wiem, że mi się przygląda. W całym lofcie są porozwieszane lamki i na podłodze pełno płatków róż, dodatkowo na stole i innych miejscach rozpalone świeczki.
— W lofcie — mówię drżącym głosem — Czternasty luty, wróciłam z zakupów i byłam tak zaskoczona tym wszystkim, że upuściłam reklamówki i rozbiłam jajka. Umówiłam się ze Stiles'em, że nie będziemy odprawiać Walentynek, bo te święto jest bez sensu.

— Czym zaskoczona? — pyta Malia.

— Przygotował dla mnie niespodziankę.

Patrzę na bruneta, który powoli wstaje z kanapy i do mnie podchodzi.

— Wiem, że mieliśmy ich nie odprawiać, ale chciałem ci znów pokazać, jak bardzo mi na tobie zależy.

— Robisz to codziennie — uśmiecham się i kładę dłoń na jego policzku, a twarz staje się znowu coraz bardziej wyraźniejsza.

— Więc dziś to zrobię dwa razy bardziej — chwyta delikatnie moją dłoń na swoim policzku i ją całuje.

Uśmiecham się i chcę go przytulić, ale się rozpływa, a ja jestem w lesie.

— Nie — po policzkach znowu spływają mi łzy — Stiles!

— Jesteśmy w tym razem — odwracam się słysząc za sobą jego głos.

Widzę całą jego twarz, te pieprzyki, uśmiech, oczy, wszystko. Ten piękny uśmiech, jak mogłam o tym zapomnieć.
Jednak Stiles pojawił się tak szybko jak zniknął.

— Zawsze będę cię chronić — znowu słyszę jego głos, ale nigdzie nie widzę — Kupiłem nam pizzę.

Wszystkie wspomnienia nagle pojawiają się w mojej głowie. Widzę każdą scenę, całego Stiles'a. Przez natłok tego wszystkiego zaczyna boleć mnie głowa.

— Lily, odpowiedz! — gdzieś z dala słyszę głos Lydii.

Nie jestem w stanie odpowiedzieć.
Chwytam się za głowę i upadam na ziemię, patrząc przed siebie. Stiles wychodzi zza drzewa, jest blady, a oczy ma strasznie sine.

Nogitsune.

— Go już nie ma, Lily — mówi zachrypniętym głosem — Jestem ja!

Zamykam oczy i zaczynam krzyczeć. Czuję jak ktoś chwyta mnie w talii i mocno do siebie przytula, a ja cała trzęsę się z zimna. Zaczynam się wyrywać, bojąc się, że jest to Nogitsune.

— To ja, Lydia — od razu się uspokajam, jednak nadal się trzęsę — Dajcie koc!

Upadam na ziemię i zaczynam płakać ze szczęścia.
Pamiętam go, pamiętam Stiles'a. Wszystkie nasze wspomnienia, jego dotyk, jego miłość do mnie.
Udało się.

OGŁOSZENIE!
Na moim profilu spytałam się was z kim byście chcieli nową książkę, bo możliwe, że będę pisać. Więc odpowiadajcie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top