Rozdział 23

Patrzę pusto na ciało Jeźdźcy. Chce mi się rzygać, to było tak bardzo obrzydliwe. Ten widok jak zjada część mózgu będzie śnił mi się po nocach.
Nie mogę uwierzyć, że wydarzyło się to naprawdę. Wszystko szło zgodnie z naszym planem i nagle pojawił się jakiś gościu i go zabił. To nie powinno się wydarzyć, powinniśmy być bardziej uważni, przez to mamy jeszcze dodatkowy problem, nie wiem dlaczego zjadł kawałek mózgu Jeźdźcy, ale nie oznacza to nic dobrego.
I co się wydarzyło ze mną? Po co mu niby będę potrzebna? Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Pierwszy raz aż tak bardzo się obawiam co wydarzy się dalej. Ten ból wywołany przez Jeźdźce może się jeszcze powtórzyć i boję się, że będzie jeszcze gorszy. Łamanie kości nie bolało tak bardzo.
Spoglądam na Theo, który od wyjścia pana Douglas'a w ogóle się nie odezwał. Czuję od niego strach i ból, nie był w stanie nic zrobić i chyba wie jak teraz to się skończy. Mnie nadal bolało ciało, ale umiałam już się ruszać chociaż z lekkim trudem.

— Co tu się stało? — słyszę za sobą przerażony głos Scott'a.

Odwracam się w jego kierunku i nie jestem w stanie nic powiedzieć. Przygryzam środek policzka tak, że czuję krew.

— Coś ty zrobił?! — do Theo podbiega Hayden i szarpie go by stanął.

— To nie on —szepczę — Chociaż bym wolała, bo wysłalibyśmy cię od razu pod ziemię.

Opieram się o ścianę i patrzę na resztę, ale widzę, że mnie nie słuchają.

— To był Douglas, wasz nauczyciel — mówi Theo — Zjadł mu mózg.

W jego oczach widzę łzy. Nigdy nie spodziewałam się, że Theo, który zabijał z zimną krwią będzie miał zaraz się rozpłakać.

— Mieliście rację — Liam spogląda na mnie i na Scott'a — Odsyłamy go.

Też z miłą chęcią bym go odesłała, ale uratował mi życie. Może nie w jakiś dobry sposób, bo inni są w niebezpieczeństwie, ale zrobił to.

— Liam... — Scott nie daje mi dokończyć.

— Zjadł mu szyszynkę.

— To nie był Theo — mówię głośniej — Douglas zmusił go by zniszczył ścianę.

— Nie zapominaj o jednym — Theo prostuje się z bólem na twarzy —Powiedział, że ty mu się przydasz kiedy indziej.

— Co? — Scott odwraca się w moją stronę.

— Nie wiem — wzdycham — Może chodzi o to, że jestem w stanie dostać się na drugą stronę i w jakiś sposób będę mu potrzebna. Ten Jeźdźca... Nie wiem co zrobił, ale poczułam jakby ktoś wbijał we mnie noże. Wiedział kim jestem.

Scott opiera się o ścianę obok i przeczesuje wkurzony włosy. Jest zdezorientowany tak samo jak my wszyscy i nie wiemy co chce zrobić ten facet. Każdy wie, że oznacza to kolejne kłopoty.

— Jego bicz zniknął — mówi Mason.

— Cholera — biję w ścianę, a moje ciało przechodzi ból — Gdyby ten Jeźdźca mnie nie osłabił...

— To nie twoja wina — Scott chwyta mnie za ramię — Dowiemy się o co chodzi.

— Dowiemy?! Nie dowiedzieliśmy się jak możemy ich powstrzymać! Niby jak mamy wszystkich uratować skoro gówno wiemy! — odpycham alfę — Za niedługo zostanie tu tylko Lydia, a my będziemy nie wiadomo gdzie!

— Lily...

— Nie! Mam dość.

Wychodzę z pomieszczenia i idę prosto przed siebie. Nie wiem gdzie idę, mam to gdzieś. Scott i reszta nie idą za mną za co im dziękuję, zabiłbym chyba każdego kto by mi teraz wszedł w drogę.
Czuję się taka bezsilna, nie wiem co mam robić. Nie dowiedzieliśmy się niczego o Jeźdźcach, a teraz dodatkowo okazuje się, że Douglas jest jakimś stworem i po coś zabił Jeźdźce. Nie wyjdzie z tego nic dobrego. Dodatkowo w jakiś dziwny sposób działają na mnie Jeźdźcy, nie wiem jak zrobił to, że czułam tak ogromny ból, ale jeśli to się powtórzy to będę tylko osłabiać stado.
Wyjechać nie mogę, nie chcę siedzieć zestresowana w mieszkaniu i nagle o nich wszystkich zapomnieć, żyć sobie jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
Muszę się jakoś dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, nawet jeśli miałabym umrzeć.
Podnoszę głowę i widzę, że stoję przed domem Stilinskich. Nogi mnie same tu zaprowadziły i sama nie wiem czemu.
Przygryzam wargę i patrzę na zapalone światło w salonie. Nie wiem czy wejść czy lepiej by było stąd odejść. Z lekkim wahaniem wchodzę po schodach i pukam do drzwi.
To głupi pomysł.
Odwracam się i szybko schodzę ze schodów, ale ktoś otwiera drzwi.

— Lily? Co ty tutaj robisz? — słyszę za sobą głos Claudii.

— Przepraszam za najście — drapię się zmieszana po głowie.

— Wchodź, jest zimno.

Odwracam się i idę z powrotem do drzwi. Coś mnie tam ciągnie.

— Dziękuję.

— Noah jest na górze, jeśli do niego przyszłaś — uśmiecha się, a mnie przechodzą dreszcze.

Kiwam tylko głową i kieruję się do góry. Idę powoli, w powietrzu unosi się kurz co mnie trochę dziwi, bo w tym domu zawsze było czysto.
Zatrzymuje się na szczycie schodów, jedna ze ścian jest rozwalona. Co tutaj się stało? Szybkim krokiem podchodzę do dziury i widzę, że jest to pusty pokój, a pod oknem siedzi Stilinski z jakąś bluzką.
Pukam cicho w ścianę, a Stilinski od razu wstaje.

— Dobry wieczór — próbuję się uśmiechnąć — Przepraszam, że przychodzę o takiej porze, nie wiem co mnie...

— To był jego pokój — nie daje mi dokończyć — Przyszła tu Lydia i rzuciła we mnie tą bluzką i nagle pokazała mi się w rękach — patrzę na mężczyznę zdezorientowana — On naprawdę istnieje, a ja głupi nie wierzyłem.

Bez słowa zabieram mężczyźnie bluzkę. Taką samą jaka ma nasza drużyna z lacrosse'a tylko z nazwiskiem Stilinski. Czuję, że zaraz się rozpłaczę, to ta ściana, przy której rozerwałam trochę tapety. Stilinski ją rozwalił i okazuje się, że był to pokój Stiles'a.

— A jednak — tym razem udaje mi się uśmiechnąć.

Jedyna dobra rzecz, która dzisiaj się wydarzyła. Nie wiem jakim cudem, ale jednak. Czuję spokojniejsza czując coś co należy do Stiles'a. Jeszcze zapach perfum jest taki znajomy...

— Miałem syna! — jego uśmiech się zmniejsza — Jak mogłem zapomnieć o własnym synu — podchodzi do szafki i w nią uderza, a na podłogę spada włóczka i pinezki.

— Spokojnie, nie wszyscy wierzyli —zaczynam zbierać pinezki drżącymi dłońmi — Po co pan to tu przyniósł?

— Nie przyniosłem — schyla się by zabrać włóczkę do ręki.

Zaraz serce wyskoczy mi z piersi. To co tutaj się dzieje jest niemożliwe.
Chcę spojrzeć na Stilinski'ego, ale ten gwałtownie wstaje i idzie na drugi koniec pokoju. Zdezorientowana odwracam się i widzę, że na ścianie nagle pojawiła się tablica, do której szeryf wbija pinezkę. Wkładam szybko resztę pinezek do opakowania i podchodzę do mężczyzny, który z zainteresowaniem patrzy na tablicę, na której znajduje się moje zdjęcie.

— Zależało mu na tobie — mężczyzna odwraca głowę w moją stronę.

— Na to wygląda — wycieram szybko łzę — Po co mu to było? — unoszę wyżej opakowanie.

— Robię to samo — zabrał jedną pinezkę i przybił nią kawałek włóczki do tablicy.

Zaczyna tak robić wszędzie, za każdym razem gdy się odwracam w pokoju pojawiają się nowe rzeczy. Łóżko, biurko, wszystko co ma każdy nastolatek w pokoju.

— To jest niemożliwe — uśmiecham się i daje łzą spływać po policzkach.

Niesamowite, nagle w pustym pokoju pojawiają się meble, ciuchy, jakieś książki. Dotykam jedną z linek i przypomina mi się ważna rzecz.

— Czerwony oznaczał nierozwiązane sprawy — mówię cicho i patrzę na tablice.

Są na niej wycinki z gazet i jakieś zwłoki. Wokół mojego zdjęcia są tylko bilety z kina i jakieś powyrywane karteczki z narysowanymi sercami, moimi sercami.

— Stiles się wdał w pana — odwracam się do uśmiechniętego mężczyzny.

— Jak to jest w ogóle możliwe? —
rozgląda się po pokoju — Naprawdę miałem syna... Matko... Wywaliłem stąd Lydie, a ona to wszystko widziała.

— To dzięki niej — uśmiecham się i wycieram łzy.

Stilinski podchodzi do drugiej tablicy i ściąga jakieś zdjęcie. Podchodzę do niego bez słowa i widzę na zdjęciu Claudię i jakieś dziecko. Mój boże, to jest Stiles. Rozglądam się po tablicy, ale nie widzę żadnego innego jego zdjęcia. Tylko jeszcze ze mną Scott'em, Lydią i Malią uśmiechniętych na tle mojego nowego domu.

— Co wy robicie? — odwracam się wystraszona w kierunku Claudii i zaskoczona widzę, że już nic nie ma.

— To pokój Stiles'a! Mieliśmy syna — mówi ucieszony Stilinski.

— Nie gadaj bzdur, ten pokój jest pusty — rozgląda się — Mówiłam ci, że pewnie tamci właściciele nam o nim nie powiedzieli.

— To naprawdę jego pokój, przed chwilą było tu łóżko — pokazuję na puste miejsce przy ścianie — A tu tablica.

— Dość! — patrzę na zdziwiona na kobietę — Nie widzisz, że zbyt bardzo nakręcasz Noah'a?

— Nikogo nie nakręcam — marszczę czoło, a emocje znowu we mnie buzują — Przed chwilą tu wszystko było! Sama widziałam!

— To dlaczego nic nie ma co?!

— Bo ty tu jesteś — mówi cicho Noah.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top