.
Poziom, na jaki moja nienawiść do samej siebie wskoczyła, to inny wymiar karuzeli spierdolenia.
Nie mam cholernego pojęcia, co się ze mną kurwa dzieje. Nienawidzę być jebaną, 19-latką, która jest beksą niczym zasrana 5-latka.
Nienawidzę swojego wyglądu. Z góry do dołu. Nienawidzę całej siebie i tego, jakie geny zostały mi przekazane. Wstydzę się ich. Gardzę sobą. Wszyscy mną gardzą. Nikt nie lubi osób mojego pokroju. Nikt w społeczeństwie nie patrzy poważnie na taką osobę. Jestem pieprzoną hipokrytką, gdzie najpierw czuję się jak silly nastolatka, gdy tylko w pobliżu nie ma moich rodzicieli, którzy spłodzili i wysrali takie gówno jak ja na świat. Tak, porównałam swoje narodziny do srania, bo wiem, że poród takiej abominacji jak ja nie był niczego wart.
Głęboko w dupie mam dzień swoich urodzin. Żałuję, że kurwa dożyłam mojego obecnego wieku. Byłam zbyt głupia, tak szybko wierząc, że kurwa wszystko teraz pójdzie zajebiście jak po maśle. Nie kurwa. Nie pójdzie.
Nie zasługuję na niczyje wsparcie. Jakichś znajomych zdobyłam jedynie będąc tym klaunem w składzie. Czuję się kurwa źle, żaląc się komukolwiek. Nie dość, że zawracam wówczas niepotrzebnie gitarę, to wtedy ukazuje się ta strona mnie, która jest po prostu atencjuszką. Obserwacje zdobyłam głupotą.
Nienawidzę swojego charakteru. W tym zapyziałym wieku, nie wolno mieć problemów, bo inaczej jestem chora psychicznie i muszę wylądować na oddziale zamkniętym w psychiatryku, nawet z powodu zwykłego lania łez.
Jestem w 100% pewna, że wszystko byłoby lepsze, gdybym urodziła się znacznie później i jako syn. Nie córka. Nie jestem, nie byłam i nie będę powodem do dumy moich starych. NIGDY. To surrealistyczne marzenie.
Popełniam pomyłki. Traktuję je, jako coś niewybaczalnego w tej rodzinie. Szczególnie swoje. Gdy do takowej pomyłki dojdzie, automatycznie zostaję skazana na pogardę, wyśmianie i wypominanie mi tego przez wiele, wiele lat.
ZABIJCIE MNIE.
Moje myśli nagle potrafią stać się destrukcyjne. W okresie podstawówki, miałam epizody gdzie myślałam o skoku z mostu lub wjebaniu się pod pędzące samochody.
Od kiedy skończyłam podstawówkę, myślałam, że to się skończyło.
Właśnie. Myślałam.
Niedawno potrafiłam myśleć o wypiciu detergentu, a kilka dni temu o zajebaniu sobie w łeb jakimś twardym przedmiotem typu pręt, łom czy coś w tym stylu.
NIENAWIDZĘ SIEBIE.
CO SIĘ ZE MNĄ KURWA DZIEJE?!
Już nawet rozmawiając z rodzicami muszę wziąć głęboki wdech i wydech i z pewnym trudem się uspokoić, bo mi się zacznie łamać głos.
W losowym momencie dnia potrafię przypomnieć swoje wszystkie dotychczasowe porażki, skumulowane w mojej pamięci, po czym w moich oczach zbiera się jebane tsunami łez, smarkam jak bachor, który wyjebał się na kolanko, zaczynam mieć wrażenie, że się duszę i nabieram szybkich wdechów i wydechów.
USUŃCIE MNIE.
JESTEM SKAZANA NA PORAŻKĘ.
STOCZĘ SIĘ, JAK POJEDYNCZE JEDNOSTKI W MOJEJ RODZINIE, KTÓRE JUŻ Z TEJ RODZINY WYPARTO.
MAM OCHOTĘ NAWET SCHLAĆ SIĘ DO NIEPRZYTOMNOŚCI
CHCĘ BY KAŻDY O MNIE ZAPOMNIAŁ I ZACHOWYWAŁ TAK, JAKBY NIC SIĘ NIE STAŁO.
NIE MAM POJĘCIA CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE. Wariuję? A może to co innego? MAM SERDECZNIE DOŚĆ TEGO WSZYSTKIEGO.
Chcę dostrzać zastrzyk znieczulający. Znieczulający w takim sensie, że będę osobą, która żyje, ale nie odczuwa żadnych emocji. Nie chcę czuć już tego wszystkiego. Chcę być po prostu pustym człowiekiem, bez jakichkolwiek uczuć.
Skasujcie mnie ze swej pamięci.
Proszę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top