-18-
Po śmierci dziadka nic nie było takie same. Dzięki Minho, Krisowi i panu Wang jakoś sobie radziłam. Po pogrzebie starałam się jakoś wrócić do normy, ale przebywając sama w mieszkaniu ciągle myślałam o dziadku i nie mogłam żyć tak jakbym tego chciała. Minho i Kris często mnie odwiedzali, do pracy jeszcze nie wróciłam i można by powiedzieć, że pan wang dał mi płatny tygodniowy urlop. Nie chciałam go , bo mi nie służył. Wolałam wrócić do pracy i skupić się na niej niż być sama w domu, z tymi wszystkimi wspomnieniami. Każda nawet najmniejsza rzecz w domu przypominała mi o tym, że dziadka już nie ma. Często płakałam wieczorami i tak był i teraz. Siedziałam w salonie i patrząc na zdjęcie dziadka i babci płakałam jak głupia. Starałam się to powstrzymać i udało mi się to gdy usłyszałam jak ktoś zapukał do drzwi. Wytarłam swoje policzki i poprawiając swój wygląd, poszłam otworzyć. Okazało się, że był to Minho, który wszedł do środka i od razu zauważył, że płakałam. Przytulił mnie i podał i teczkę, która bez słowa wzięłam i przeszłam z nią do salonu. Oboje usiedliśmy na kanapie i spojrzeliśmy na siebie.
-Co to jest?- zapytałam powoli zaglądając do wnętrza teczki
-Akt przekazania firmy- odpowiedział Minho z lekkim niezadowoleniem
-Prezes przekazał komuś firmę?- zapytałam, a on przytaknął i westchnął. - O co chodzi, czemu jesteś niezadowolony?- zapytałam przyglądając mu się. Chłopak wtedy przygryzł swoją dolną wargę i kiwnął głowa bym sama zobaczyła o co chodzi. Wróciłam wzrokiem do teczki i zaczęłam czytać akt. Nie wierzyłam kiedy zobaczyłam tak nazwisko swoje i Minho....
-Że co?!!!
-Prezes przekazał firmę nam- powiedział Minho upewniając mnie, że to co przeczytałam nie było moimi zwidami
-Ale jak to, dlaczego akurat nam?- zapytałam czytając dalej, a chłopak wtedy zaczął mi mówić o tym co powiedział mu prezes.
Minho już u niego był, pytał dlaczego nam przepisał całą firmę. Dlaczego zrobił to tak nagle i dlaczego nie chciał zaczekać aż my kogoś znajdziemy?. Pan Wang odpowiadał mu tylko, że nie wyobraża sobie kogoś innego na miejscy prezesa, i że tylko nam w 100% ufa. Przyznał tez , że długo nad tym myślał i zostawiając firmę pod nasza opieką, tylko nas testował. Zaufał nam i podjął według niego najlepsza decyzję. Słuchając tego zaczynałam rozumieć po części pana Wanga, ale nie byłam chyba na to gotowa. Nie byłam gotowa na przejęcie firmy, ale cieszyłam się, że nie byłam w tym całkiem sama...
-Czyli nie zmienimy jego zdania?- zapytałam i spojrzałam w jego stronę
-Wątpię. Oprócz naszej dwójki on nie ma nikogo...Sama dobrze to wiesz
-A Jackson? Jego syn?- zapytałam przypominając sobie o chłopaku
-Wiesz jaka jest z nim sytuacja- powiedział wzdychając- Ojciec ma go dość. Ostatnio słyszałem, że odwołał detektywa. Nie chciał ci mówić, bo sama wiesz.
-Czyli zostałam sama z tą sprawą?- zapytałam sama siebie
-Odpuść. Nie uda ci się samej zdobyć dowodów. Kris wszystko porządnie zaplanował
-Minho! Ja nie mogę odpuścić!! Jackson siedzi tam za nic ...Jestem pewna, że ten SMS był prawdziwy- powiedziałam kręcąc głową tak by chłopak zrozumiał, że ja nie odpuszczę
-Wiem, że go kochasz, ale wątpię , że znajdziesz dowód na jego winę w niecały tydzień
-Tylko tydzień? To już tak szybko zleciało?- zapytałam nie dowierzając
-Tak, tylko tyle ci zostało do przedawnienia sprawy
Kiedy Minho to powiedział zaczęłam czuć obawy. Bałam się , że mi się faktycznie nie uda. Byłam zła, że przez pracę nie miałam zbytnio czasu na szukanie tych dowodów. Jak teraz sobie o tym myślę to jestem mega na siebie zła. Kiedy Minho poszedł, a ja zostałam sama, postanowiłam następnego dnia spotkać się z Jacksonem. Potrzebowałam tego spotkania i od razu zadzwoniłam by umówić się na widzenie z nim.
***
Wchodzę do malutkiego pomieszczenia i od razu siadam na krześle. Przede mną jest szyba z małymi dziurkami, półka na której stoi telefon i kartka z długopisem. Patrząc przed siebie widzę puste miejsce i drzwi przez które zaraz ma wejść Jackson. Zaczęłam się bawić palcami , bo bardzo się stresowałam. Nie wiedziałam jak Jackson zniesie to, że nie uda mi się mu pomóc. Nie wiem też jak zareaguję na to, że pracuję dla jego ojca i to ja przejmę jego firmę razem z Minho, a nie on. Jackson na pewno poczuję się dotknięty tym wszystkim, a mam tylko 20 minut by powiedzieć mu o tym i ewentualnie uspokoić...
Kiedy o tym pomyślałam drzwi po drogiej stronie szyby otworzyły się. W ich progu pojawił się Jackson i policjant. Kiedy chłopak usiadł zobaczyłam na jego twarzy uśmiech. Widziałam tez jak chłopak przez ostatnie miesiące się zmienił. Jego włosy były nieco dłuższe i miał lekki zarys, który moim zdaniem dodawał mu kilka lat. Strażnik zostawił nas samych i dopiero wtedy postanowiłam się odezwać.
-Cześć Jackson- powiedziałam, a on zaśmiał się bezgłośnie pod nosem
-Tylko tyle masz mi do powiedzenia po tylu miesiącach?- zapytał z lekką złością- Myślałem, że jak mi uwierzyłaś, to częściej będziesz mnie odwiedzać- dodał odwracając ode mnie swój wzrok w stronę ściany po boku.
-Byłam zajęta, przepraszam- powiedziałam szczerze. On miał rację , powinnam częściej go odwiedzać, ale ...- Byłam zajęta. Jackson muszę ci coś powiedzieć- zaczęłam, a on nagle uderzył pięścią w półkę, która również mogła służyć jako niewielki stolik. Gdy to zrobił , podskoczyłam i lekko się od niego odsunęłam.
-Ja wszystko wiem. Ktoś mi już o wszystkim powiedział- odezwał się i spojrzał na mnie z wyrzutem- Pracujesz w firmie ojca. Myślałem, że jednak się na to nie zgodzisz...zawiodłaś mnie
-Jackson to tylko praca, dzięki której ..- zaczęłam się jakoś bronić. Chciałam powiedzieć chłopakowi, że chciałam nakłonić jego ojca do wybaczenia mu. Nie przyjęłam tej posady tylko dla swoich korzyści, ale on nie dał mi dokończyć
-Dzięki której zostałaś jej prezesem. Zajęłaś moje miejsce- powiedział
Jackson miał rację. Zajęłam jego miejsce i to dosłownie. To ja odziedziczyłam firmę. Co prawda razem z Minho , ale jednak. To ja mam teraz lepszy kontakt z panem Wang niż Jackson. To mnie bardziej lubi i zdarzało się, że ojciec Jacksona często nazywał mnie swoją córka...Teraz dopiero to sobie wszystko uświadomiłam. Uświadomiłam sobie, że popełniłam błąd. Czuje się teraz jak pasożyt, który zarezerwował na rodzinie Wang...
-Masz rację...Zajęłam twoje miejsce. Ale nie robiłam tego dla siebie. Przez cały ten czas starałam się zmusić twojego ojca do odwiedzin ciebie. Cały czas szukałam dowodów na twoją niewinność. Cały czas starałam się tobie pomóc, ale życie się skomplikowało Jackson.- powiedziałam , a w moich oczach pojawiły się łzy. Chłopak kiedy usłyszał moje słowa i zobaczył moje łzy , nieco złagodniał jakby chciał usłyszeć co mam mu dalej do powiedzenia.
-Co się stało?- zapytał obserwując jak łzy spływają po moich policzkach
-Twój ojciec zaczął chorować, musiałam wraz z jego asystentem przejąć jego obowiązki. Później przestałam spotykać się z Krisem, bo nie miałam na to czasu. Wtedy również mój dziadek zachorował i trafił do szpitala. Całymi dniami ciągle się martwiłam i byłam przepracowana. To dlatego cię nie odwiedzałam....Twój ojciec słysząc plotki na swój temat, postanowił wtedy przepisać firmę na mnie i na Minho, swojego asystenta. Tylko nam ufał, a kiedy chciał nam to powiedzieć...Mój dziadek, on...zmarł. Umarł kilka dni. Przyszłam do ciebie by ci to wszystko powiedzieć. Teraz myśl sobie o mnie co chcesz. Chciałam ci pomóc Jackson, ale to zbyt trudne. Twoja sprawa za kilka dni będzie przedawniona. Nie znajdę dowodów na twoją niewinność. Przykro mi Jackson, naprawdę mi przykro- powiedziałam szczerym głosem.
Wytarłam łzy i przez chwile na niego patrzyłam. Starałam się zapamiętać dokładnie jego twarz. Bałam się, że już tu nie wrócę. Bałam się , że chłopak mnie znienawidzi i nie będzie chciał się ze mną widywać. Czułam , że jest na mnie zły. Nic nie mówił i nawet nie patrzył wprost na mnie. Nie chciałam marnować czasu, więc podniosłam się z miejsca.
-Żegnaj Jackson- powiedziałam cicho i zaczęłam odchodzić do drzwi. Wtedy chłopak jakby wybudził się z transu. Szybko wstał ze swojego krzesła, zwalając je na posadzkę i uderzył pięścią w szybę, by mnie zatrzymać
-Sooyeon !- zawołał, a ja słysząc swoje imię, odwróciłam się do niego - Powinienem być teraz przy tobie...Przepraszam- powiedział zupełnie innym tonem niż kilka minut temu.
-To teraz nie ważne...
-Twój dziadek niezajęty, a ty mówisz, ze wszystko jest okey? Powinienem być przy tobie i cię teraz wspierać...- mówił waląc lekko czołem w dzieląca nas szybę. Widząc to podeszłam do niej bliżej i położyłam na niej swoją dłoń. Jackson widząc to , w te same miejsce położył swoją.
-Jak stąd wyjdę, wynagrodzę ci te wszystkie lata. Do tego czasu żyj tak jak chcesz i bądź szczęśliwa, okey?- zapytał i pogroził mi palcem
-To już nie jesteś na mnie zły?- zapytałam, a on zaśmiał się pod nosem
-Nie mogę być na ciebie zły... nie mogę cie winić, bo ...ja cie kocham Sooyeon. Kocham cię i wszystko co moje jest twoje. Chce byś tylko żyła szczęśliwie i dowiedziała mnie co jakiś czas- powiedział patrząc mi w oczy
Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale zabrakło mi słów. Patrzyłam na Jacksona i nawet nie drgnęłam. Dopiero gdy przyszedł do niego strażnik i zaczął go zabierać, dopiero wtedy wybudziłam się z transu.
-Ja ciebie też kocham Jackson!- krzyknęłam, a on odwrócił do mnie tylko głowę i po chwili zniknął za drzwiami
________________________________
Cieszę się, że książka przypada wan do gustu. Mam nadzieję, że tak jak do tych czas będziecie chcieli kolejne rozdziały. Jeśli tak, to zapraszam do oddawania głosów i w szczególności do komentowania. Z góry dziękuję i do następnego ! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top