🥀~Rozdział 23~🥀

🥀~Atak paniki~🥀

Perspektywa Livianny

Słowa tną jak brzytwy, one najczęściej są w naszej pamięci, wracają kiedy najbardziej chcemy podnieś się na duchu. Wystarczy jedna fraza, żeby wywalać lawinę wspomnieć i przykrych rzeczy. Nie zawsze jest tak, ale często nie mamy na to wpływu. Spokój ducha tylko nielicznym się to udaje...

Nie byłam aż tak bardzo zaprzyjaźnioną z resztą rodziny. Siostra mojej mamy uważała się za arystokratkę i bardzo często jak przyjeżdżała trzeba było pamiętać o ważnych, gdy się ich nie przestrzegało była awantura. Może to bolało, ale niestety trzeba było się przystosować.

Wcześniej udawało mi się od razu zapomnieć o tym, ale teraz chodziłam po dachu i cały czas nie mogłam się uspokoić. Bałam się, może przez to wszystko co teraz na mnie spadło. Najgorsze, że nie mogłam się pożegnać z mamą. Brakowało mi jej samej obecności, nie mówiła dużo, ale nie czułam się samotna. Nie powinnam tak mówić, bo przecież miałam obok siebie Blooda, ale to nie było to samo.

Nadal nie mogłam zapomnieć o swoim przyjacielu, który na pewno bym tam gdzieś. Czułam to całym sercem. Byłam jeszcze ciekawą Ci się stało z przyjaciółką Blooda. Czy naprawdę już jej nie było, że mówił o niej w czasie przeszłym, czy tak się pokłócili, że postanowili ze sobą rozmawiać?

— Livianno? — zapytał Blood, ale mi to nie pomogło wręcz przeciwnie, przypomniało fale wspomnień, którą chciałam zapomnieć.

Wiem, że to było moje imię, ale lubiłam jak ktoś je zdrabniał, źle mi się kojarzyło, gdy coś źle zrobiłam często tak się do mnie zwracała ciocia że swoim karcącym spojrzeniem.

— Proszę uspokój się — wyznał, a ja pokręciłam głową.

— Ja... Ja nie wiem co się ze mną dzieje — wyszeptałam i objęłam się ramionami.

Blood spojrzał na mnie po czym podszedł i przyciągnął mnie do siebie. Wtedy wszystko pękło, zaczęłam płakać i nie przejmowałam się, że zmoczę mu koszulkę. Potrzebowałam tego, nie miałam sił już udawać silnej.

— Wiesz, że możesz na mnie zawsze liczyć? Teraz wydaje ci się wszystko straszne, nie pozwolę Ci zrobić krzywdy. Nawet jeśli sam miałbym zginąć. Nikt cie nie znajdzie. Może ta maska nie wiele daje, ale zawsze to coś. Nie zmienić swojego koloru włosów, ale może na pierwszy rzut oka cie nie rozpoznają, gdyby cie dorwali — powiedział w moje włosy, a ja lekko się uśmiechnęłam.

— Dziękuję, ale ty też uważaj na siebie. Nie chcę, żeby coś Ci się stało przeze mnie. Już i tak wiele zrobiłeś — powiedziałam i podniosłam na niego wzrok.

Nie chciałam go stracić, stal się dla mnie kimś ważnym i jego strata spowodowała już cały upadek...

***************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top