12. Agresja rodzi agresję
W bojowym nastroju młodszy aspirant Bielski wrócił do swojego lokum. Skórzaną pilotkę odwiesił na czarnym, metalowym wieszaku, buty schował do szafki wykonanej z wiśniowego drewna. W kuchni przygotował sobie czarną kawę. W czasie gotowania wody w czajniku, mężczyzna z szafy w swojej sypialni wydobył srebrną, metalową walizkę. Znajdował się w niej saksofon. Złoty, klasyczny saksofon, który otrzymał w prezencie od rodziców na 25 urodziny. Przełożył czarną pętle przez głowę, po czym przyłożył ustnik do ust. Zaczął improwizować.
Pozwolił ponieść się emocjom. Wyrzucił z siebie cały stres, który w nim był. Ciążyły w nim same negatywne emocje, a nie chciał ich zapijać ich w alkoholu. Wiedział, jak skończył jego bliski, reagując w ten sposób na stres związany z pracą i rozpadem wieloletniego małżeństwa. Teraz wujek nie ma nikogo bliskiego, tylko Gutek od czasu do czasu odwiedza go, jeżeli znajdzie go po drodze w jakiejś spelunie razem z innymi bezdomnymi zatraconymi w nałogu alkoholowym.
Na dyktafon nagrał to, co wypuścił z siebie. A wypuścił dużo. Sam nie spodziewał się aż 20 minutowego nagrania. Zadowolony z efektów odłożył cenny instrument do walizki i ponownie udał się do kuchni. Zastał tam już zimny czajnik i niezrobioną kawę. Delikatnie rozdrażniony ponownie włączył czajnik i czekał, aż zagotuje się w nim woda. Po przygotowaniu kawy zasiadł na kanapie w salonie i chwycił swoją zaczętą, acz nie przeczytaną książkę. Oddany lekturze położył się spać po 2 w nocy.
Następny dni w pracy mijały wszystkim owocnie. Policjanci z dnia na dzień byli bliżej rozwiązania śledztwa. Gutek postanowił cieszyć się każdą chwilą. Wiedział, że już niedługo będą musieli przywitać w zespole nową policjantkę, która szczególnie mu do gustu nie przypadła. Biedny nawet nie zdawał sobie sprawy, że spotka się z Elżbietą dzień szybciej, niż było to zaplanowane.
- Dzień dobry!- usłyszał melodyjny, kobiecy głos, przez który po jego plecach przebiegł lodowaty dreszcz.
- Jezu...- warknął, biorąc głęboki wdech.- Tylko nie ona.- wymamrotał, obracając się na krześle w stronę dobiegającego odgłosu.
Tak się niefortunnie składało, że tylko on z ich wydziału był w biurze. Piotr wraz z Martą pojechali do prywatnej kliniki, gdzie znajdował się właściciel muzeum z podejrzeniem zawału serca. Aspirant zmierzył młodą policjantkę wzrokiem. Dostrzegł przerażenie w jej oczach. Strach przed aspirantem przeszył ją na wskroś, co Bielski postanowił wykorzystać.
- Zobaczymy, dla kogo dobry.- mruknął, podnosząc się z krzesła. Powolnym, acz zdecydowanym krokiem podążał do przerażonej do szpiku kości Bennet.- Przyszłaś może przyznać się do winy? Od początku cię podejrzewałem.- mówiąc to stał naprzeciw niej.- No powiedz, co taka lalunia robiłaby w środku nocy w obcym mieście? Myślałaś, że ta biedna kobiecina chciała cię zaatakować? Zgwałcić?- wymieniał z uporem maniaka. Widząc napływające do jej oczu łzy, nie postanowił się zatrzymać.- Nie schlebiaj sobie. Nikt nawet kijem nie chciałby cię ruszyć, złotko.- dodał, podśmiewując się pod nosem.
Aspirant Bennet nie odpowiedziała nawet słowem na jego słowa. Wcisnęła mu różową teczkę w dłonie, po czym obróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia. Jej wcześniejszy nastrój został doszczętnie zniszczony przez Bielskiego. Obiecała sobie, że nie będzie się przejmować jego uwagami, czy docinkami. Jednak to, co powiedział do niej na samym końcu było dla niej ciosem poniżej pasa. Przez całe nastoletnie lata była ona dręczona przez swoich rówieśników ze względu na wygląd. Na studiach była przekonana, że nikt nie zwracał na to uwagi. Okazało się wręcz przeciwnie. Chłopak, w którym była zakochana postanowił się z nią umówić. Nie pojawił się jednak na spotkaniu. Wszystko to było zakładem o pół litra wódki. Od tamtej pory przestała ufać mężczyznom. Po opuszczeniu komisariatu policjantka wróciła do swojego wynajmowanego mieszkania, gdzie zaszyła się na kolejne długie godziny.
Aspirant z zaciekawieniem zerknął do teczki. Usiadł na swoim fotelu i oddał się lekturze.
- Jak?!- krzyknął, ponownie zerkając na kartki.
Na papierze dziewczyna rozrysowała drzewo powiązań między ofiarami, a członkami zarządu muzeum. Jak się okazało, przewodnikiem oprowadzającym Bennet po muzeum jest syn właściciela. On natomiast miał romans z matką pierwszej ofiary. Żona właściciela siedzi w zakładzie psychiatrycznym, ponieważ nie poradziła sobie ze zdradą męża i jej najlepszej przyjaciółki od najmłodszych lat.
- To ona miała rację, co do tej szczęki...- powiedział z niedowierzaniem, czytając dalej.
Na kolejnej kartce załączone było zdjęcie korespondencji mailowej z archeologami, którzy potwierdzili, że szczęka znajdowała się u nich w ciągu ostatnich paru miesięcy, jednak teraz, wraz z umową, powinna znajdować się na wystawie. Jeżeli znajduje się ona gdzieś indziej, to z pewnością nie u archeologów.
- Szczwana lala...- bąknął pod nosem, a zza jego pleców wyłonili się Piotr z Martą.
- Co ty tam mamroczesz?- zapytał Piotr, a Gutek błyskawicznie schował za sobą teczkę.
- Nic takiego...- zarechotał nerwowo. Marta popatrzyła na niego podejrzliwie, on natomiast posłał jej delikatny uśmiech.- Mam przełom. Miałem właśnie do was dzwonić.- dodał, ukradkiem wsadzając teczkę do śmietnika.
- Co takiego? Bo jak stary tu dzisiaj przyjdzie i dowie się, że nie ruszyliśmy dalej, to nam łby pourywa.- oznajmił komisarz, rozkładając się na szezlongu.
Bielski wziął głęboki wdech i podszedł do białej tablicy, gdzie dosłownie przerysował cały rysunek Elżbiety. Opisał wszystkie powiązania, jakby to on to odkrył. Nie zważał na swoje sumienie, które nie dawało mu spokoju. Opowiadał, czerpiąc radość z pochwał dobiegających od komisarza. Próbował nie zwracać uwagi na Martę, która nadal przyglądała się Bielskiemu. Wiedział, że ona coś podejrzewa. Wolał jednak się tym na razie nie przejmować.
- Na dodatek skontaktowałem się z archeologami, którzy zaprzeczyli temu, aby szczęka ponownie się u nich pojawiła.- dodał, oddychając miarowo. Czuł, że każdy nieostrożny ruch może wyłonić jego kłamstewko na jaw.
- Czyli jedziemy po naszego synalka.- westchnął komisarz, niechętnie podnosząc się z leżaka.- Niestety my od ojca nie wiemy nic. Jest nieprzytomny.
- No trudno. Dowiemy się więcej, gdy już się przebudzi.- szatyn wzruszył ramionami i popędził po kurtkę.
Obydwoje, w towarzystwie psiego komisarza, ruszyli do mieszkania młodego Zborowskiego. Niestety tam go nie zastali. Na pomoc w odnalezieniu chłopaka wyszła sąsiadka, która uprzejmie doniosła, że młody mężczyzna wyszedł z mieszkania dosłownie chwilę przed ich przybyciem. Powiedział kobiecie, że wybiera się do kliniki, aby zaopiekować się ojcem.
- Ruchy!- krzyknął komisarz, na co wszyscy ruszyli się z miejsca.
W okamgnieniu znaleźli się ponownie w samochodzie. Prawie łamiąc wszystkie przepisy drogowe przybyli do prywatnej kliniki. Znaleźli Joachima przy łóżku ojca. Stał przy stojaku na kroplówki ze strzykawką w dłoni. Już brał zamach, by wbić igłę i wstrzyknąć zawartość do woreczka. Policjanci jednak w porę go zatrzymali. Podejrzany przyznał, że Jana zabił przypadkiem, sądząc że to była Janina. Ojca chciał zabić za to, że przez niego matka trafiła do zakładu psychiatrycznego. Wszystko miał zaplanowane. Zaginiona szczęka znajdowała się w jego sypialni w jednej z szuflad drewnianej komody.
Sprawa zakończona sukcesem. Nie pozostało nic innego, jak świętować! Policjanci udali się w trójkę do pubu w centrum miasta, by butelką piwa uczcić zamknięte śledztwo. Spędzili wieczór w cudownych nastrojach. Każde z nich odetchnęło z ulgą, gdy tylko zasiedli za barowym stołem. Mogli nareszcie uwolnić umysły od sprawy, która zdawała się nie mieć końca...
///\\\///\\\///\\\///\\\
Witajcie!
Postanowiłam zrobić Wam prezent z okazji dnia Świętego Mikołaja ❤️🎅🏼
Bierzcie i dzielcie się tym potokiem słów (oraz wrażeniami w komentarzach)
Do zobaczenia niebawem... ❄️☃️🎅🏼
Wasza Bielska 🤍🤶🏼
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top