11. Felieton porażek...

Rozdrażniony tą sytuacją komisarz wrócił wraz z Alexem na komendę, gdzie czekała go kolejna niespodzianka, tym razem mniej przytłaczająca...

Wchodząc z owczarkiem do pomieszczenia ich wydziału widział, jak dwójka policjantów wymienia między sobą spojrzenia. Marta już nabierała powietrza w usta, aby przekazać Piotrowi radosne informacje, kiedy przed nią chciał się wepchnąć Bielski. Wstrzymał się jednak, ponieważ przypomniał sobie, jak śmiertelnie obrażony jest na Górskiego.

- Będziemy mieli nową koleżankę w zespole.- oznajmiła radośnie Grabska, co niezwykle zdumiało Piotra.- To ta dziewczyna, która dzisiaj była u nas na komisariacie.- wyjaśniła, chcąc przegonić wszystkie pytania komisarza.

On jednak mimo wyjaśnień miał w zanadrzu kilka pytań, które powstały w jego głowie zaraz po oznajmieniu przez koleżankę tej radosnej nowiny.

- A ile ona już pracuje w policji?- zapytał komisarz, a aspirant jedynie prychnął pod nosem.

- Dwa lata.- odparła ze stoickim spokojem Marta.

Gustaw oniemiał. W trakcie dwóch lat pracy w policji młodsza od niego dziewczyna zdołała dostać więcej awansów niż on. Strasznie się tym przejął, a informacja ta bardzo go rozdrażniła.

- Kiedy ma do nas dołączyć?- dopytywał Piotr, a Marta chętnie odpowiadała na każde jego pytanie, dotyczące nowej współpracowniczki.

- Że też komendant się zgodził...- jęknął najmłodszy.

Wszyscy pozostali policjanci zostawili uwagę aspiranta bez zbędnego komentarza. Cisza, która zapadła po wypowiedzi Bielskiego spowodowała powrót mundurowych do ich obowiązków. Każdy z nich, sącząc kolejną kawę, robił wszystko w miarę swoich możliwości, aby pchnąć śledztwo do przodu.

Mijały kolejne godziny, a śledztwo stało w miejscu. Jeden z policjantów doskonale wiedział, czego mógłby się złapać, aby pchnąć sprawę do przodu, jednak obiecał sobie zachować milczenie.

- Skoro nowa koleżanka już na starcie jest wychwalana pod niebiosa, niech się wykaże i dokona kolejnego przełomu w śledztwie...- pomyślał Bielski.

Wskazówki na zegarze wiszącym na jednej ze ścian pomieszczenia zataczały kolejne okrążenia. Policjanci jednak nie posunęli się nawet o pół kroku do przodu. Każdy z nich miał już tego śledztwa po kokardki. Wiedzieli, że nie znajdując żadnych konkretnych poszlak, nigdy nie zamkną tej sprawy.

Sumienie młodego policjanta nakazywało mu zmianę jego nastawienia do całej sprawy. Czuł również presję czasu. Widząc wskazówki, ustawione na godzinie 18:00 wiedział, obawiał się że nie wyrobi się na spotkanie z zespołem. Mimo wcześniejszego nakazu Piotra, czuł i wierzył gdzieś w sercu, że komisarz pozwoli mu pójść na dzisiejszą próbę zespołu. Postanowił więc wziąć się do roboty. Zaczął od billingów telefonu denatki. Z nich wynikało, że miała ona nadzwyczajnie częsty kontakt z właścicielem muzeum.

- Nie stawił się na przesłuchaniu...- Gustaw szepnął pod nosem, po czym chwyciwszy za telefon udał się na stronę. Oczy dwójki pozostałych policjantów były skierowane na niego, jednak nikt nie miał siły zapytać mężczyzny gdzie i po co idzie.

Gustaw wykonał kilka połączeń do właściciela muzeum, jednak za każdym razem połączenie było zrzucane... W tym momencie nie wiedział co począć: obawiał się, że jeżeli starsi funkcjonariusze dowiedzą się o tym, że Zborowski nie pojawił się na komendzie, nie dość, że się na niego zezłoszczą, to na dodatek będą kazali zostać mu po godzinach i odnaleźć kontakt do mężczyzny. Ostatecznie postanowił poinformować Martę i Piotra o zaistniałej sytuacji.

- Szefie...- zaczął niepewnie, a błękitne oczy komisarza pokierowały się na szatyna.- Zborowski nie zjawił się rano na przesłuchaniu.- dodał, oczekując już tylko najgorszego.

- Wiem.- odparł Górski. Bielski poczuł, jakby zapadł się pod ziemię.

- Nie można się do niego dodzwonić. Połączenia są bez przerwy zrzucane.- tłumaczył, jednak Górski przerwał mu gestem dłoni.

- Jutro to sprawdzimy.- powiedział, zerkając na zegarek.- Jedziemy z Alexem do domu. Ty, Marta, też możesz już wracać.

- A Gutek?- zapytała zaskoczona.

- Gucio zadeklarował się, że lubi pracować za dwoje. Niech się chłopak wykaże.- komisarz uśmiechnął się pyszałkowato, chwycił Alexa za pętlę i bez słowa pokierował się do wyjścia.

Marta jedynie spojrzała na aspiranta współczującym wzrokiem. Postanowiła przed wyjściem przygotować koledze gorącą kawę. Nie mogła zostać tego wieczoru po godzinach w pracy, ponieważ miała zobowiązania kulturalne na mieście. Uznała, że pomoże Gutkowi na tyle, na ile może.

Wiedziała, że Bielski ostatnio trochę się pogubił. Dostrzegła to w jego zachowaniu, jego wyglądzie. Między nim i współpracownikami co raz częściej dochodziło do sprzeczek dotyczących kompletnych błahostek. Ostatnimi czasy Bielski potrafił przyczepić się o źle postawionego kwiatka w biurze, czy niedokładnie domytej podłogi, na co wcześniej w ogóle nie zwracał uwagi.

- Trzymaj się...- szepnęła, stawiając kubek z kawą na biurku aspiranta. Następnie bez słowa wyszła z komisariatu.

Gustaw wziął głęboki wdech, przeklął pod nosem i wziął się do pracy. W ciągu godziny obdzwonił wszystkie szpitale w województwie. Niestety w żadnym z nich nie było nawet śladu Zborowskiego.

Bielski szykował się z zamiarem zadzwonienia do kolejnego szpitala, gdy nagle do pomieszczenia wszedł Górski. Machnął na aspiranta, aby ten odłożył telefon. Zaskoczony aspirant wykonał polecenie przełożonego i spojrzał na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy.

- Zbieraj się. Próba się bez ciebie nie odbędzie.- oznajmił Piotr, rzucając w stronę młodszego jego kurtkę, którą zdjął z wieszaka, wchodząc na komisariat.

- Ale...- zdziwiony ledwo złapał rzuconą odzież.

- Nie ma żadnego ale. Dzisiaj poniosło i mnie i ciebie. Wyszło nie tak jak powinno, za co przepraszam.- powiedział poważnie.- Nie powinienem się tak wobec ciebie wyrażać.

- Ja też przepraszam szefie... Po prostu ona...

- Nie tłumacz się.- przerwał komisarz, a Bielski delikatnie się speszył.- Wiem, nie jest łatwo bez Lucyny i domyślam się, że reagowałbyś alergicznie na każdą jedną dziewczynę, która miałaby zająć jej miejsce.- powiedział, co dało Gustawowi do myślenia.

- Ma szef rację.- westchnął, a wyglądem przypominał zbitego psa, który błaga o litość swojego oprawcę.- Spróbuję...- chrząknął.- Spróbuję być dla niej milszy.

- Trzymam cię za słowo.- machnął na niego palcem.- Ruszaj się, bo twoi znajomi długo czekać nie będą.- mówiąc to Piotr cicho zaśmiał się pod nosem.

Z szerokim uśmiechem na twarzy Gustaw zamknął laptop, założył kurtkę i razem z komisarzem opuścił biuro oraz komisariat.

- Ale jutro oczekuję kawy przygotowanej jeszcze przed moim przyjściem- roześmiał się komisarz, odblokowując drzwi od swojego samochodu za pomocą pilota.

- Jedna już na ciebie czeka. Kubek stoi na moim biurku. Sam nie zdążyłem wypić.- zaśmiał się Bielski zapinając suwak w kurtce.

- Guciu, ja oczekuję świeżej kawy, jeszcze dymiącej. A te siki Weroniki to sam sobie rano wypijesz.- oznajmił, na co Gutek zareagował głośnym śmiechem.

- Masz to szefie jak w banku.

- Ale co? Świeżą kawę, czy to, że wypijesz tę starą?

- Najpewniej obydwa.- odpowiedział uśmiechnięty szatyn.

Po tej radosnej wymianie zdań, która rozładowała burzową atmosferę wiszącą w powietrzu jeszcze od popołudnia, policjanci rozeszli się w swoje strony, żegnając się wcześniej krótkim uściskiem dłoni. Komisarz wraz z oczekującym go Alexem pojechali do domu, gdzie zaraz po przekroczeniu progu sypialni obydwoje rzucili się na łóżko. Bielski natomiast z szczerym uśmiechem na ustach udał się na spotkanie zespołu. Zatrzymał swój samochód na parkingu przy wejściu do teatru. Przy jednym ze śmietników znajdujących się w okolicy drzwi wejściowych ujrzał swój zespół. Mężczyźni stali, jeden obok drugiego, a między palcami dostrzec można było żarzące się jeszcze papierosy.

- Cześć, chłopaki!- krzyknął aspirant, ledwo wydostając się z samochodu. Gdy wysiadł od razu udał się w stronę mężczyzn. Przywitany został dymem papierosowym, który przez wiatr poleciał prosto na niego. On jedynie kaszlnął.

- Cześć, Bielski.- burknął jeden z nich, który akurat nie trzymał papierosa w ustach.

- Co wy tacy osowiali? Przecież dzisiaj wybieramy okładkę na nasz pierwszy krążek!- powiedział uradowany, przez co wzrok wszystkich członków zespołu skupił się na nim.

- Okładka już wybrana.- odparł mężczyzna stojący najdalej.

- Słucham?- zaskoczony Bielski nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.- Wy chyba zapomnieliście, że ja też należę do tego zespołu.

- Wiesz... bywasz z nami tak rzadko, że zdarzało się o tobie zapomnieć.- westchnął kolejny, strzepując nadmiar popiołu z papierosa.

- Ty siebie słyszysz?- Gustaw lekko się uniósł.- Przez te wszystkie lata nie przeszkadzała wam moja praca i to, że nie mam, tak jak na przykład ty.- tu wskazał na mężczyznę zabierającego wcześniej głos.- Regularnych godzin pracy.

- Nie przeszkadzało nam to dopóki nie stwierdziliśmy, że chcemy iść do przodu.- do Bielskiego podszedł najdalej stojący mężczyzna i położył dłoń na jego ramieniu.- Stary, my chcemy się rozwijać. Grywać częste koncerty, jeździć po Polsce, albo nawet jeździć za granicę. Chcemy, żeby to było naszym źródłem dochodu, a nie tylko zwykłym hobby.

- Ale wy wiecie, że ja nie mogę rzucić ot tak pracy. Mam zobowiązania, rozgrzebane śledztwo...

- Wiemy, spokojnie. Dlatego mamy też już kogoś na twoje miejsce.- oznajmiając to zza nich wyłoniła się postura młodego mężczyzny, ubranego w czarny, długi płaszcz i kapelusz dopasowany pod kolor.

Informacja przekazana przez jednego z członków zespołu złamała Bielskiemu serce. Mężczyźni znali się jeszcze z czasów liceum. Połączyła ich wspólna miłość do jazzu. Pewnego zimowego dnia, po koncercie bożonarodzeniowym, jeszcze wówczas chłopcy, postanowili założyć wspólny, czteroosobowy zespół jazzowy. Matka jednego z nich pracowała w zarządzie teatru, dzięki czemu po zajęciach w szkole chłopcy mogli chodzić do teatru na próby. Spędzili tak wiele, wiele godzin. Każdy z nich ma za sobą wiele nieprzespanych nocy, które spędzał nad biurkiem, aby doszlifować utwór do perfekcji. Zespół miał za sobą wiele wzlotów i upadków. Wiele szczęśliwych dni, jak i tygodni ciszy. Zawsze, po każdej burzy wewnątrz składu, wychodziło słońce, a na niebie ukazywała się tęcza. Tym razem jednak jest to niemożliwe.

- Poznaj...

- Nie, nie mam zamiaru nikogo poznawać. A was, nie chcę już znać.- rzucił rozgoryczony Gustaw.-Nie chcieliście ze mną nawet porozmawiać na ten temat! Zrobiliście wszystko za moimi plecami. Wszystko!

- Ale jesteś uwzględniony na naszej płycie. Dostaniesz część dochodów ze sprzedaży.

- Tę płytę i pieniądze możesz sobie w buty wsadzić, będziesz wyższy.- rzekł, po czym bez pożegnania udał się do swojego auta. Z łzami w oczach zapiął pas i odpalił silnik samochodu. Następnie ruszył w kierunku centrum.- Bielski, nie rozklejaj się.- mówił sam do siebie, czując napływające łzy.- Jeszcze za mną zatęsknią... Będą na kolanach błagać, żebym do nich wrócił.- mówiąc to, stawał się co raz bardziej pewny siebie.- A ja im powiem, że mogą mnie w dupę pocałować.- dodał, uśmiechając się zwycięsko.

///\\\///\\\///\\\///\\\///\\\

WRACAM!!!

Z nową siłą i energią do działania. Nie wiem ile ta siła będzie mi towarzyszyć, ale obiecuję, że będę wykorzystywać każdą minutę!

Mówcie mi, co u Was? Bardzo się za Wami stęskniłam i nie mogę doczekać się waszej aktywności!!!

Z tego miejsca chciałabym życzyć duuuużo szczęścia i połamania pióra wszystkim Ósmoklasistom i Ósmoklasistkom <3 z doświadczenia mogę tylko powiedzieć, że w szkole średniej raczej nikt nie patrzy na wynik egzaminu...

i jeszcze chciałabym zadedykować ten rozdział -nederre ponieważ to Biedactwo rozchorowało się przed samymi egzaminami. Przesyłam dużo miłości i zdrówka, Kochana!

Widzimy się w kolejnych rozdziałach!

Kocham najmocniej i przesyłam ogrom całusów!

have a blessed sunday!

bielska 🤍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top