✩ XII ✩


Po lekcjach wybłagałem Karl'a by przyszedł do mnie. Jego mamę to nie interesowało, więc mógłby zostać na noc. Jestem niewiele wyższy więc pożyczę mu coś na jutro.

Mimo wszystko szatyn i tak przekonał się dopiero, gdy powiedziałem, że odwiedzimy moją mamę.

- Czy ty czasami nie lubisz jej bardziej ode mnie? - Zapytałem urażony.

- W żadnym wypadku Nicky - Odpowiedział uśmiechnięty, po czym wtulił się w moją klatkę piersiową.

- Zdajesz sobie sprawę, że jesteśmy pod szkołą, a nie w moim domu? - Zaśmiałem się, a chłopak chyba dopiero teraz przypominając sobie o osobach trzecich miał zamiar się odsunąć, jednak skutecznie mu to uniemożliwiłem.

- A czy teraz ty zdajesz sobie z tego sprawę? - Zapytał wracając do obejmowania mojej talii.

- Zdecydowanie tak - Odpowiedziałem z uśmiechem.

Po chwili ruszyliśmy spod szkoły, udając się końcowo w stronę domu szatyna. Stwierdził, że nie będzie kradł mi ciuchów i weźmie po prostu trochę swoich rzeczy, by na następny raz mieć co ubrać.

Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Przydadzą mu się u mnie swoje rzeczy, skoro nocuje tam kilka razy w tygodniu.

Weszliśmy do jego domu, ignorując hałasy w kuchni. Chłopak chciał przemknąć się niezauważony, ale mu się to nie udało.

- Wreszcie jesteś. Nie widziałam Cię kilka dni - Powiedziała jego matka, wrzucając coś do zlewu. - I przyprowadziłeś kolegę?

- Dzień dobry..? - Przywitałem się, nie będąc pewnym co powiedzieć.

- Tak, tak. To jest Nick - Odparł szybko. - Nocuję dzisiaj u niego, i tak nie ma cię w domu 24/7 więc myślę, że to nie problem.

- A może zapytałbyś o pozwolenie? I grzeczniej do matki, to ty znikasz na całe dnie - Odrzekła.

- Jasne. Jakbyś nie chlała po najgorszych kątach miasta to może byś chociaż zauważyła, że znalazłem przyjaciół. Zawsze liczysz się tylko ty -

Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę swojego pokoju, nie czekając nawet na odpowiedź.

Szybko poszło?

- Nie za ostro? - Zapytałem opierając się o parapet i krzyżując ręce na piersi. Podniosłem lekko jedną brew, spoglądając na szatyna.

- Zdecydowanie nie - Odpowiedział, wyciągając z szafy jakąś torbę. - Nie jest taka milutka na jaką wygląda.

Otworzył drugą stronę szafy i zaczął wyciągać z niej ubrania.

- A już na pewno nie gdy jest pijana - Dodał po chwili od niechcenia i wrzucił wszystko do torby.

Podszedłem do niego i złapałem jego ręce, uniemożliwiając mu ich poruszenie. Przyciągnąłem szatyna do siebie, zakładając jego dłonie na swoją szyję i objąłem go w talii usadzając go na swoich udach. Chłopak wtulił się we mnie, pociągając cicho nosem.

Bolało go to. Mimo tego jak krótko się znamy, widziałem że mu na niej zależało.

- Jest złą matką i jestem pewny że to wie, ale nie dam Ci przez nią cierpieć. Już nie - Powiedziałem stanowczo i wtuliłem swoją głowę w szyję niższego.

- Dlaczego jesteś dla mnie dobry? - Zapytał w końcu załamującym się głosem. - Do tej pory każdy miał mnie gdzieś i istniałem tylko gdy coś ode mnie chciał..

Wsadziłem kawałek dłoni pod jego koszulkę i zacząłem delikatnie gładzić jego plecy.

- Bo zasługujesz na dobro - Szepnąłem, czym spowodowałem nieliczne ciarki na karku chłopaka.

***

- Możemy wyjść przez okno? - Zapytał Karl, biorąc wypełnioną ciuchami torbę do ręki.

- Jasne. Połamiemy się i wylądujemy na sali obok mojej mamy - Powiedziałem zabierając od niego bagaż, a wolną ręką splatając nasze dłonie. - Dasz radę.

Szatyn uśmiechnął się lekko w moją stronę. Oddałem uśmiech i pociągnałem go lekko za sobą w stronę drzwi. Ledwo zeszliśmy po schodach, a już było słychać głośne kroki w naszą stronę.

- Słuchaj Karl, przepraszam. Przesadziłam - Zaczęła kobieta, stając przed nami. Spojrzała kątem oka na nasze złączone dłonie, a potem z powrotem na nas.

- Zdecydowanie przesadziłaś - Odpowiedział chłopak.

- Możemy porozmawiać? Na osobności? - Zapytała, a Karl spojrzał na mnie.

- Porozmawiajcie. Wezmę twoją torbę i pójdę do szpitala, przyjdź potem - Uśmiechnąłem się do niego i puściłem jego rękę.

Chłopak uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie lekko w policzek, stając na palcach. Buzia zaczęła mnie piec, więc szybko się pożegnałem i wyszedłem z jego domu. Przetarłem oczy, wciąż nie rozumiejąc mojej reakcji.

Co jest do cholery dziwnego w tym, że pocałował mnie w policzek?

Dlaczego muszę tak reagować?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top