✩ IX ✩

Wróciliśmy do mojego domu w szybkim tempie. Mimo, że to ja byłem bez bluzy, to szatynowi było zimniej. Gdy tylko weszliśmy wyciągnąłem ze swojej szafy dwie bluzy. Jedną dałem Karl'owi, a drugą zatrzymałem dla siebie.

- Chcesz iść się wykąpać? - Zapytałem widząc jak trzęsie się z zimna. Ciepła kąpiel dobrze by mu zrobiła.

- Nie chce Ci robić problemu - Powiedział ściągając z siebie przemoczoną bluzę i odkrywając nagi tors.

- Przestań. Idź wziąć ten ciepły prysznic póki jeszcze nie jesteś chory - Odparłem również ściągając bluzę.

Obaj dobrze wiedzieliśmy gdzie powędrował wzrok drugiego.

- No dobra.. - Mruknął w końcu. Wyciągnąłem z szafy szare dresy i dałem je chłopakowi.

Szatyn wykąpał się dosyć szybko, więc zaraz po nim poszedłem ja. Gdy wychodziłem wyjąłem coś z szafki i pokazałem Karl'owi, wchodząc do pokoju.

- Czy to..? - Zaczął, jednak zawahał się.

- Żyletka - Dokończyłem za niego. Podszedłem do okna i otworzyłem je, po czym wyrzuciłem narzędzie za płot.

Zamknąłem spowrotem okno i odwróciłem się do lekko uśmiechającego się chłopaka.

- Jestem śpiący - Powiedziałem siadając obok niego na łóżku.

Chłopak delikatnie popchnął mnie na poduszki i położył swoją głowę na moim torsie od razu mnie rozgrzewając.

Zdałem sobie sprawę, że nie wiedział o tym co stało się z mamą.

- Karl..? -

- Tak? -

- Stan mojej mamy się pogorszył. To dlatego wybiegłem. Jej organizm jest wyniszczony i może nie przeżyć - Szepnąłem. Ta informacja wciąż mnie bolała, ale czułem, że nie jestem w tym sam.

Niższy podniósł się do pozycji siedzącej patrząc na mnie smutno.

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - Obiecał, po raz piąty tego dnia łącząc nasze dłonie.

- Możemy iść jutro normalnie do szkoły? Nie chce tu siedzieć - Powiedziałem również podnosząc się do pozycji siedzącej i lekko jeżdżąc kciukiem po jego dłoni.

- Jeśli chcesz to pójdziemy - Odparł uśmiechając się lekko.

Chciałem przyciągnąć go do siebie i przytulić, ale szatyn chyba miał lepszy pomysł. Podniósł się i usiadł na moich kolanach, ponownie lekko popychając mnie na poduszki i kładąc się na mnie. Objąłem go mocno ramionami i poszedłem spać.

Dlaczego to zwykłe zachowanie powodowało tak miłe uczucie?

***

Następnego dnia gdy przebrałem się w coś w czym mogę iść do szkoły, poszliśmy do domu Karl'a. Jego matka leżała na kanapie, chyba śpiąc. Weszliśmy cicho do jego pokoju, by mógł się przebrać.

Jego pokój był bardzo przytulny. Ściany w kolorach jasnego beżu i bieli. Przy prawej ścianie stało niewielkie łóżko, przy lewej szafa i biurko, a przy drzwiach niewielka komoda. Podobało mi się.

Chłopak powiedział bym się rozgościł, a sam poszedł do łazienki się przebrać. Odłożyłem plecak na podłogę i podszedłem do biurka. Stało na nim jedno zdjęcie, które przedstawiało jego i jego matkę, gdy jeszcze był mały. Jest równie uroczy co wtedy.

W pokoju panował wielki porządek, co było totalnym przeciwieństwem mojego.

Podszedłem powoli do okna opierając się rękami o parapet. Stałem tak przez jakiś czas, dopóki nie poczułem jak szatyn przytula mnie od tyłu. Jego drobne ramiona delikatnie zacisnęły się na mojej talii, przyprawiając mnie o dreszcze.

- Dlaczego tu z tobą jestem? - Zapytałem, odwracając się do niego.

- Co masz na myśli? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Jesteś zbyt dobry. Nie wiem czym sobie na Ciebie zasłużyłem.. - Powiedziałem, a chłopak znów się do mnie przytulił.

- A ja nie wiem czym zasłużyłem na Ciebie - Odparł cicho. - Musimy się zbierać jeśli nie chcemy się spóźnić.

Wyszliśmy z jego domu około siódmej trzydzieści. Mieszkał trochę dalej od szkoły niż ja, więc przy takim czasie doszliśmy do szkoły kilka minut po dzwonku. Niestety pierwszej lekcji nie mieliśmy razem, więc musieliśmy się rozejść. Wszedłem do klasy przepraszając za spóźnienie i od razu usiadłem obok Clay'a.

- Nie sądziłem, że przyjdziesz - Zaczął blondyn. - Jak się czujesz?

- Lepiej niż wczoraj - Powiedziałem. - Clay.. Muszę z tobą pogadać.

- Jasne. Po tej mamy okienko, pójdziemy na dach pogadać jeśli chcesz - Odrzekł, po czym zabrał się za przepisywanie notatki z tablicy.

Przez większość lekcji nic nie robiłem. Przyszedłem tu tylko po to by nie musieć siedzieć sam w domu. Nie pozwoliłbym Karl'owi opuścić dnia w szkole przeze mnie, więc musiałem iść z nim.

Po lekcji od razu ruszyliśmy na dach. Blondyn rzadko tam przebywał, więc musiałem go zaprowadzić. Usiedliśmy przy krawędzi i milczeliśmy przez chwilę, nie będąc pewni jak zacząć rozmowę, raczej rzadko się sobie zwierzaliśmy.

- Słuchaj Clay. Muszę Ci się do czegoś przyznać.. - Zacząłem w końcu. - Pamiętasz jak znalazłeś mnie kiedyś w łazience z pociętymi rękami..? - Chłopak pokiwał smutno głową. - Obiecałem Ci, że już nigdy tego nie zrobię, i naprawdę chciałem dotrzymać tej obietnicy, ale tak dużo się ostatnio działo, ja.. Ja nie dałem rady..

Wyższy spojrzał na mnie zranionym wzrokiem.

- Nick.. Obiecałeś.. - Wyszeptał.

- Wiem.. Przepraszam.. Tak strasznie Cię przepraszam.. Wyrzuciłem ją, przysięgam. Nie mam więcej. Nie zrobię tego - Przyrzekłem mu.

- Jak mam Ci uwierzyć, że naprawdę ją wyrzuciłeś? - Zapytał spuszczając wzrok.

- Karl. Widział jak ją wyrzucałem - Powiedziałem spoglądając na niego równie smutnym wzrokiem.

- On.. wie..? -

- Domyślił się.. Przysięgłem wam obu, że już tego nie zrobię - Mruknąłem, a chłopak lekko mnie przytulił. Właśnie tego potrzebowałem.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top