𝒙𝒙𝒊﹒ instead of saying goodbye. . .

▬▬▬▬▬▬▬▬

“instead of saying goodbye,
say see you later. ”
▬▬▬▬▬▬▬▬

SZMARAGDOWA TAFLA energii opuściła moje ciało, a do nozdrzy dostał się zapach krwi. Z obolałym ramieniem, spojrzałam na swoją wciąż krwawiącą ranę. Uśmiech wymalował się na mojej twarzy, rozumiejąc, że wygrałyśmy.

Odwróciłam się w kierunku dziewczyn, serce momentalnie przyspieszyło swój rytm bicia, chcąc wydostać się z klatki piersiowej. Z oddali obserwowałam, jak Athena zanosi się łzami, bujając się na boki z przytuloną do swojej piersi głową, bezwładnie leżącej brunetki.

Freya? — zapytałam głośniej, stawiając ociężałe kroki na trzęsących się nogach. — Freya

Nie umiałam iść, a chciałam biec. Chwilę mi zajęło, zanim doszłam do dziewczyn. W szoku obserwowałam kałużę krwi, w jakiej byłyśmy. Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach, sama upadłam na kolana, zabierając bezwładne ciało w swoje ramiona. 

Athena nie wytrzymała, szloch wydobył się z jej ust, gdy zauważyła swoje zakrwawione dłonie. Unosząc się do góry, przyłożyła dłoń, zasłaniając tym czynem swoje usta, aby kolejny szloch się z nich nie wydarł. 

Wzrokiem spojrzałam na opadnięte powieki. W ramionach nie trzymałam przyjaciółki, a jedynie ciało. Klatka piersiowa nie podnosiła się, ani nie opadała. Zamknięte usta umazane były wypływającą z nich krwią, a twarz pozostawiona w spokojnym świetle. 

Głos ugrzązł mi w gardle, mocniej dociskałam jej pozbawione oporu ciało. Freya nie żyje, powtarzałam w swojej głowie, gdy obraz przed oczami rozmazywał mi się, w każdym możliwym kierunku. 

Nie wiem, jak opisać stan, w jakim byłam. Nie umiałam mówić, w jakimś stopniu oddychać, ani ruszyć się z miejsca. Wszystko było dla mnie katorgą, dodatkowym bólem, który powstrzymywał mnie przed każdą możliwą czynnością.

— J–ja. .  — chrząknęłam, zwracając na siebie uwagę klęczącej w oddali blondynki. 

— Ty, co? — szepnęła, pomiędzy przerywanym szlochem. Jej oczy obserwowały martwe ciało Freyi, gdy ja nawet nie umiałam na nie patrzeć. Nie odpowiadałam, co zmartwiło dziewczynę. — Isla, ty co? 

— Ja. . . Zadzwonię po Steve'a. — Wyjaśniłam z trudem, kładąc jej ciało do kałuży krwi.

— Dlaczego jesteś, do cholery, taka spokojna?! — Oburzyła się, podchodząc bliżej. Jej błękitne oczy pełne były smutku i agresji. — Oni zabili Freye. Twoją przyjaciółkę, a ty nawet nie uroniłaś łzy. 

Ale ona nie wiedziała. Pomimo ciszy i spokoju, jaki był na zewnątrz, umierałam w środku pełna złości i nieokiełznanego smutku. Mój mózg był przygotowany, aby oddać się pustce, jaka mnie ogarnęła, ale serce? Ono nie było gotowe, aby pozwolić jej odejść. Nie w taki sposób. 

— Isla, do cholery, powiedz coś! — Athena krzyknęła, stojąc tuż nade mną. Wciąż otępiałym wzrokiem wpatrywałam się w martwe, pozbawione duszy, ciało. 

Nie byłam w stanie odpowiedzieć, nie byłam w stanie się ruszyć, ani oddychać. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu. 

Isla

Przekręciłam głowę w jej kierunku, powoli otwierając usta. Chciałam się odezwać, czując ucisk na gardle. Nie mogłam złapać powietrza, a jedynie co byłam w stanie zrobić, to przeczołganie się, aby być z dala od martwego ciała. 

— Muszę zadzwonić do mojej mamy, nie do Steve'a. — szepnęłam, wstając z klęczków. Otrzepałam kolana, a krew na dłoniach wtarłam w koszulkę. — Straciła drugą córkę. Musi o tym wiedzieć. 

Stałam w milczeniu, obserwując załzawionymi oczami, jak wdowa i bogini przygotowują martwe ciało do spalenia.

Wciągnęłam powietrze nosem, ponownie zwracając się twarzą w kierunku martwej dziewczyny, otoczonej kamieniem i drewnem. Rudowłosa kobieta rozłożyła dłoń nieżywej nastolatki, opuszkami palców przejechała po wewnętrznej części dłoni, wspominając jej uśmiechniętą twarz. Zaraz potem, wypuszczając ciężkie powietrze, ułożyła w jej dłoni obol, który przykryła drugą ręką Freyi. 

— Odpoczywaj, słodka. — Spuściłam wzrok, czując, jak kolejne łzy napływały do moich oczu. Athena podeszła bliżej mnie, dłonią obejmując mnie w talii. Głowę oparła o moje ramię, gdy zaciskałam swoje dłonie blisko ust, aby nie wydobył się z nich żaden szloch. 

Oczy rudowłosej kobiety wypuściły drobne łzy, które krętymi drogami spływały po jej policzkach. Kilka łez bezpośrednio chlapnęło na sine dłonie, pozostawiając jedynie po sobie jakiś ślad.

Pochyliłam głowę niżej, przymykając swoje zmęczone powieki, westchnienie pełne bezsilności opuściło moje usta w momencie, gdy wdowa zjawiła się u mojego boku, łapiąc za moją dłoń. Drugą zaś ujęła Athena. — Zrobimy to razem. 

Słowa skierowałam do blondwłosej bogini, która jedynie kiwnęła głową. Gdy jej palce owinęły się między moimi, wyprostowałam dłoń, wystawiając przed siebie. Oblizując wargi, pomyślałam o wzniecającym się przede mną ogniu.

Uczucie pustki zaczęło mnie ogarniać, gdy odczułam ciepło w pobliżu. Unosząc ciężkie powieki, obserwuję, jak pomarańczowy ogień tańczy na wietrze. Athena odchodzi wraz z Natashą na bok, pozostawiając mnie samą z myślami. 

— Nigdy, nie powinno się mówić, żegnaj. Jeśli nie zamierzasz kogoś spotkać ponownie. — Wypowiedziałam, przerywając pojedynczymi pociągnięciami nosem. Przygryzłam wnętrze policzka, nie wiedząc, co mogłabym jeszcze powiedzieć.

Silne dłonie zacisnęły się na moich ramionach, dodając mi odrobinę otuchy, którą w tym momencie potrzebowałam. Powoli odwróciłam się do tyłu, patrząc na spokojną twarz Steve'a, który obdarzył mnie osłabionym przez smutek uśmiechem.

— Zamiast żegnaj, możesz powiedzieć do zobaczenia. — Zaproponował, puszczając moje ramiona, aby stanąć obok mnie. Ujmując moją dłoń, wplótł swoje palce między moje, w ten sposób nie pozwalając mi upaść.

Uchyliłam wargi, patrząc na niego przez łzy. — Przyjechałeś? — Zapytałam drżącymi głosem, nie zdejmując z niego swojego spojrzenia.

— Nie chciałem, żebyście zostały z tym same.— Wyjaśnił, wykrzywiając usta w słabym uśmiechu. — I chciałem się pożegnać. 

Kiwnęłam głową, rozumiejąc jego słowa. Smutny uśmiech błądził po mojej twarzy, gdy wciąż wpatrywałam się w człowieka, który zastępował mi ojca.

Nie powiedział nic więcej, jedynie wzmocnił swój uścisk, jakby chciał utrzymać mnie na nogach. Jego błękitne tęczówki wyrażały znacznie więcej, niż nic niewarte słowa.

Wzrokiem ponownie spojrzałam w kierunku ognia, biorąc sobie słowa Steve'a do serca. Trudziłam się, aby wypowiedzieć te słowa z jakimś przekonaniem, że tak będzie. 

— Do zobaczenia, Freya.

Steve powoli zaczął puszczać moją dłoń, chcąc się oddalić. Spojrzałam na niego ze smutkiem, gdy poczułam gwałtowny chłód, w momencie gdy jego palce przestały oplatać się wokół moich. Uchyliłam usta, wypuszczając stłumione łkanie.

Nie byłam w stanie się odezwać, bo każde słowa uciekały mi z głowy, w momencie gdy otwierałam i zamykałam usta. Myśli roznosiły się po umyśle, gdy jego sylwetka z każdą sekundą zaczęła się oddalać.

I choć pamiętałam, że był po stronie okrutnego człowieka, wciąż potrzebowałam jego wsparcia. — Steve

Blond włosy mężczyzna się odwrócił, przechylając głowę na bok. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, więc nie chciałam stracić ani jednej chwili. Po prostu wbiegłam w jego ramiona, oplatając swoje ręce wokół jego ciała. — Zamierzamy się jeszcze zobaczyć, prawda? — zapytałam, opierając głowę o jego klatkę piersiową. 

Steve objął moje ramiona, a wolną dłonią gładził roznoszone przez wiatr włosy.

— Oczywiście. Do zobaczenia, Isla. 

Niszczyłam wszystko, co było w zasięgu mojego wzroku. 

Łzy ponownie wypełniły moje błękitne oczy, w momencie, gdy drzwi od dawnego pokoju zamknęły się za mną hukiem. Złość we mnie narastała, gdy smutek spływał wraz ze łzami po zapuchniętych od płaczu policzkach. 

Zacisnęłam dłonie w pięści, obserwując szaleńczym wzrokiem cały pokój. Nerwy zaczęły puszczać, gdy zaczynałam bardziej wgłębiać się w wydarzenia sprzed kilku chwil. 

Casspian nas zdradził, pomyślałam, zaciskając zęby. Freya nie żyje, fuknęłam z płaczem, powtarzając te słowa w swojej głowie. Nie umiałam trzymać tego dłużej w sobie, machnęłam agresywnie ręką w powietrzu, zrzucając szklane dodatki i doniczki z parapetu. 

Zaraz potem, zaczęłam zrzucać wszystko, co tylko znajdowało się w zasięgu moich rąk. Ściągałam obrazy ze ścian i rzucałam nimi na drugi kąt pokoju, rozerwałam wszystkie zdjęcia, jakie tylko widziałam. 

Wszystkie, poza jednym.

Poza tym, gdzie całą czwórką byliśmy szczęśliwi. Łapiąc za koniuszek papierowego zdjęcia, zaczęłam rozrywać je w miejscu, gdzie powoli ukazywała się sylwetka zdrajcy.

Łkanie opuszczało moje usta, gdy pociągając nosem. Pukanie do drzwi wprawiło mnie w chwilowe otępienie, przez co upadając na kolana, spoglądałam na popękane dookoła mnie, kawałeczki szkła.

— Isla?  

Zapytał przepełnionymi troską głosem, który odbił się od ścian pomieszczenia, i uderzył we mnie ze zdwojoną siłą, doprowadzając do jeszcze większej reakcji. 

Ktokolwiek stałby teraz obok mnie, uznałby moje zachowanie za szalone. 

Wolne kroki zaczęły się do mnie zbliżać, gdy opuściłam głowie na swoje kolana. Pociągnęłam nosem, ponownie wybuchając nieopanowanym płaczem. — To jego wina. — Zaciśniętymi pięściami uderzyłam w szkło.

Pietro klęknął przede mną, ujmując moje zaciśnięte pięści w swoje dłonie. Przyłożył je do swoich ust i pocałował, nie spuszczając ze mnie zmartwionego wzroku. 

— Rozumiesz? — Zapytałam szeptem, gdy łzy zaczęły rozmazywać widoczność przed moimi oczami. — Jak on mógł nas zdradzić, jak on mógł mnie zdradzić, Pietro. 

On nie odpowiedział, jedynie owinął swoją rękę wokół mojej talii, wciągając mnie na swoje kolana. Drugą zaczął gładzić powoli moje plecy, rysując na nich wzorki, opuszkami swoich palców. 

Zaczął kołysać się na boki, szepcząc kojące słowa do mojego ucha, gdy wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi, owijając dłonie wokół jego karku. Był wszystkim, czego w tym momencie potrzebowałam, by choć trochę uspokoić swoje roztrzęsienie. 

— Oddychaj powoli, jestem tutaj z tobą. 

I nigdzie się nie wybierał. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top