𓆩 1 𓆪
Piekło zawsze było istnym chaosem. Nic nie można było na to poradzić, nawet z pomocą hierarchii wśród demonów, prostego podziału na tych wyższych rangą oraz tych zdecydowanie niższych. Wszystko, co trzeba było wiedzieć, to przy kim udawać posłusznego. Pozornie nie panowały tu żadne zasady, no chyba, że akurat była kontrola i pojawiał się ktoś z góry. W takim przypadku trzeba było porzucić swoje typowe zajęcia i wziąć się w końcu do roboty, a przynajmniej udawać, że wykonywało się swoje obowiązki. Poza tym można było korzystać z czasu wolnego, oddając się swoim ulubionym zajęciom, sprawdzając co jakiś czas, czy nie planowana była kontrola.
Nikogo nie dziwiły ciągle pożary i wybuchy. Pijane demony szwędały się w każdym kącie Piekła, mamrocząc lub śpiewając coś pod nosem, ewentualnie zaczepiając innych, w tym również dusze potępione. Krzyki i rechoty to nieodłączny element krajobrazu. Żadna roślinność nie była w stanie się tutaj ustać, a już na pewno nie w obecności rozbrykanych, niezwykle psotnych i niepokornych istot, jakimi były demony. Jeśli chcesz mieć u siebie zieleninkę, musisz załatwić papierkową robotę i udać się na Ziemię, ale wiadomo jak to było z urzędami różnego typu i załatwianiem dokumentów... Wszelkiego rodzaju zniszczenia nie były tutaj nowością, a wręcz niektórzy robili zawody w tym, kto wysadzi w powietrze większą ilość rzeczy w określonym czasie. Również najgłupsze i najdziwniejsze psoty były tutaj normą. Jeśli jakiś demon danego dnia nie wdał się w żadną bójkę, nie schlał się, nie rozwalił niczego, zwykle patrzono na niego z odrazą. Co to za demon, który nie psocił? Tak być nie mogło! Nad nimi przecież nikt nie był w stanie zapanować!
To wszystko wyjaśniałoby, dlaczego powrót do Piekieł w tym momencie wywołał w pewnym demonie niesamowite zdziwienie. Gdyby tylko pozwolił swoim gałkom ocznym wypaść z oczodołów, teraz był na to dobry moment, ale z pewnością nie pierwszy tego dnia.
W całym swoim istnieniu nie widział czegoś tak bardzo oszałamiającego. To było nie do pomyślenia. Gdyby nie rozlewajaca się wszędzie czerwień, obecność kilku demonów w oddali wraz z jęczącymi duszami potępionych, a także typowych dla tego miejsca gruzów i ognia, pomyślałby, że przez przypadek pojechał windą na górę i właśnie znalazł się u konkurencji. Czymś nienormalnym było zobaczyć tutaj porządek, pracowitość u demonów i oddanie obowiązkom. Możnaby było zrzucić to na kontrolę, ale oni aktualnie uwijali się jak mrowki. Demony brzydziły się ciężką pracą i zwykle robiły wszystko na odwal, nawet podczas kontroli. Nikogo to nigdy nie dziwiło. To była po prostu norma. Teraz jednak to wyglądało całkiem inaczej. Wszystko zdawało się być wywrócone do góry nogami. Zapanował tutaj najprawdziwszy porządek, jakiego nigdy tu nie było. Czyżby anioły pojawiły się w Piekle i przejęły władzę nad wszystkim?! Zapowiadały to już od dawna, ale nikt tak naprawdę nie brał sobie ich słów do serca i nie traktował ich ani trochę poważnie!
Demon złapał się za głowę, widząc ten dziwny stan rzeczy. Nie wiedział, co się stało, ale to raczej nie było nic dobrego (w demonicznym tego słowa znaczeniu). Wszystko tutaj było tak, jak być powinno, problem w tym, że to wcale nie powinno tak wyglądać! Nigdzie nie było demonów-meneli, ani jeden przedstawiciel tej grupy nie leżał gdzieś w jakimś rowie, a to nie było normalne! Ani jeden! Nawet taki o najniższej randze! Żaden z demonów nie latał sobie w powietrzu, będąc całkowicie poza kontrolą kogokolwiek! Ani jednego "ptaszka", który by wpadał na drzewa! Dodatkowo wszyscy wzięli się po prostu do pracy, prowadzili dusze potępione do ich miejsca docelowego. Wszystko zdawało się pracować tak, jak (wcale nie) powinno! Wrzaski były głośniejsze niż zwykle, więc albo kary stały się nagle surowsze, albo każdy demon naprawdę przykładał się do wypełniania obowiązków!
Nie było go tutaj zaledwie tydzień! W czasie 7 dni jego nieobecność i pobytu na Ziemi, żeby kusić ludzi, miała tutaj miejsce chyba jakaś rewolucja, która wstrząsnęła całym Piekłem! To było coś niemożliwego! Czyżby Lucek w końcu zaczął pilnować czegokolwiek? Nie, na pewno nie. Ten stary pijak przez większość czasu spał, a drugą jego część spędzał na zapijaniu swojego kaca. Nie było nawet opcji, że po wiekach przypomniał sobie o swoich obowiązkach, odnalazł stare bicze i uruchomił machinę ich pracy. Pozostawała tylko jedna opcja... możliwość, która mroziła plazmę w żyłach i wywoływała lęk większy, niż widok wody święconej...
Czyżby ktoś inny przejął władzę?! To też zdawało się niemożliwe. Nikt przez 7 dni nie stworzyłby wszystkiego na nowo. Nikt z demonów nie mógł w tak krótkim czasie osiągnąć takich zmian! Musiałby skrzyknąć większość, sprostać ich postulatom, wywołać ogromne zamieszanie, pozbyć się przeciwników i zasiąść na tronie, wprowadzając nowy porządek. Problem polegał na tym, że żaden demon nie zgodziłby się z własnej woli na takie zmiany, jakie właśnie zostały zaprowadzone! Nikt normalny nie byłby za zaprowadzeniem tu porządku! Zniesienie chaosu było dla nich wszystkich nie do pomyślenia. Nowa władza oznaczała zmiany, a na to nie zgodziliby się tak łatwo.
Musiał przetrzeć oczy, aby upewnić się, że na pewno to wszystko widział. Istniała możliwość, że któryś debil właśnie zabawiał się jego kosztem, zsyłając na niego wizje rodem z najmroczniejszych koszmarów prawie każdego demona. Ale im dalej szedł, tym bardziej uświadamiał sobie, że to działo się naprawdę. Teraz chyba zaczynał rozumieć używane przez ludzi określenie "Piekło na Ziemi". Tutaj chyba zostało wprowadzone "Niebo w Piekle", które powodowało zgrzytanie zębami i o wiele głośniejsze krzyki skazanych. Stało się tutaj coś okropnie dobrego i okrutnie przewrotnego. Jedyną rzeczą, która wciąż była obecna i tylko trochę głośniejsza - wycie. Znakomicie! To był jedyny znak na to, że Piekło, jakie znał, wciąż prosperowało. Szkoda tylko, że wszystko inne było postawione do góry nogami.
Podszedł do pierwszej lepszej grupki. Dwa rogate i ogoniaste demony, które prowadziły kilka nowych owieczek w ich cudownym stadzie. Diabły wyglądały na zmęczone, ale nadal uwijały się ze swoją pracą, aby wykonać obowiązki przed końcem zmiany. Z kolei miny potępionych wskazywały na to, że czuli się oni niezwykle pewnie. Tak naprawdę trudno im się było dziwić, ich "oprawcy" należeli do leniwych istot. Przypomniał sobie jednak, że nastąpiły zmiany. Zbyt trudno było przyjąć to do wiadomości!
- Ej! - krzyknął do demonów, żeby zwrócić na siebie ich uwagę.
Ta dwójka nawet na niego nie spojrzała, jakby przestraszeni szli dalej przed siebie. Na szczęście dogonił ich i dołączył się do grupki, zmierzającej w stronę głównej bramy.
- Co tu się stało? - zapytał.
Jeden z nich spojrzał na niego wybałuszonymi ze zdziwienia oczami, a potem rozejrzał się dyskretnie.
- Jesteś nowy? - odezwał się tamten ściszonym głosem. - Czy z windy pod Niebem spadłeś?
- Kuszenie - wyjaśnił.
- Zazdroszczę. Tu się takie rzeczy podziały, że strach o tym mówić.
- Aż tak źle? - przeraził się. Skoro nie chcieli o tym opowiadać i wyglądali na aż tak wystraszonych, musiała tu co najmniej zapanować demokracja albo coś równie niepasującego do tego miejsca.
- Lepiej nie pytaj. - Pokręcił głową z rezygnacją. Wciąż rozglądał się nerwowo, w obawie przed czymś. - Najlepiej w ogóle siedź cicho.
- Anioły? - zgadywał. Potrzebował jakichkolwiek informacji. Musiał koniecznie wiedzieć, czego się spodziewać. Zbliżali się już do bramy, więc trzeba było poznać prawdę jak najszybciej i pomyśleć nad powrotem na Ziemię.
Demon pokręcił głową, krzywiąc się, a potem przełknął głośno ślinę i wyszeptał:
- Postrach Piekieł.
To niewiele wyjaśniało, ale pewne było, że władzę przejął ktoś okrutny albo bardzo zdeterminowany we wprowadzaniu zmian i ładu. Tylko kto był do tego zdolny? Żaden z demonów raczej nie wykazywał takich zainteresowań i nie był aż tak "zepsuty". Skoro nie był to też nikt z góry... Czyżby to ktoś z ludzi? Niemożliwe. Nikt nie byłby w stanie zyskać tutaj władzy, a już tym bardziej posłuchu. To wszystko musiał być tylko świetny, choć nieśmieszny żart!
Podeszli do bramy. Typowy dla tego miejsca tłok i ciągnąca się kilometrami kolejka, została zastąpiona wężykiem składającym się z kilkunastu dusz. To robiło się coraz bardziej popaprane (i to wcale nie w dobrym tego słowa znaczeniu). Na dodatek kilka demonów stale siedziało przy biurkach i zajmowało się papierkową robotą. Zwykle zostawała tu tylko jedna osoba, żeby sprawiać pozory pracy. Dziś jednak wszystkie miejsca były zajęte i kolejka żwawo przesuwała się do przodu.
Zauważył, że przedstawicielka ludzi stała z boku i przyglądała się ich pracy z zaciekawieniem. Bez większego namysłu złapał ją za ramię, zaciskając pazury wokół jej chudej ręki. Zdawała mu się być trochę inna od pozostałych, ale przecież ludzie byli bardzo różni.
- Nie... - jęknął cicho jeden z demonów, a potem zaczął obgryzać paznokcie.
Inni jego koledzy wstrzymali oddech i patrzyli na wszystko szeroko otwartymi oczami. Byli tym wręcz przerażeni.
- Chodź mała owieczko, chyba się zgubiłaś - powiedział bez cienia rozbawiania i pociągnął ją w stronę kolejki.
Obdarzyła go takim spojrzeniem, z którego wręcz ciskało gromami. Skrzywiła się i przesunęła wzrokiem od jego stóp aż po czubek rogów. Stanęła w miejscu jak wryta, nic sobie nie robiąc z jego próby zaciągnięcia jej w odpowiednie miejsce. Nie zdziwił się, że wykazywała jakiś opór. Takie sytuacje zdarzały się dość często. Niektórzy nawet próbowali stąd uciekać. Inni myśleli, że wciąż mieli swoje immunitety i byli ponad prawem. Ona jednak wyglądała na niezwykle pewną siebie i biła od niej aż zbyt ogromna stanowczość. Nie pomagał wcale fakt, że nikt nie zwracał na nią uwagi, nie starał się jej wskazać odpowiedniej drogi, a wręcz inne demony zdawały się... bać jej? Patrzyli na tę kobietę z przerażeniem i może trochę ze współczuciem na niego...
- Ja ci coś powiem, mała owieczko - odezwała się, odrzucając od siebie jego rękę. - Lepiej to sobie zapamiętaj, bo nie będę się powtarzać.
Był szczerze zagubiony w tym, co się tu działo. Ona zdawała się być kimś więcej, niż tylko zwykłą potępioną duszą, ale zarazem nie była bytem nieśmiertelnym. Czuł, że coś było z nią nie tak, ale nie wiedział nawet, jak to wyjaśnić.
- Nie obmacuj nikogo, bez zgody tej osoby - powiedziała, gestykulując z ogromną irytacją. Wkurzona kobieta nigdy nie była dobrym znakiem. - Inaczej możesz szybko stracić te swoje paluszki. Po drugie: może najpierw zapytaj kim jestem, zamiast pochopnie stawiać mnie na równi z tymi śmieciami. - Swoim długim, pomalowanym na czarno paznokciem wskazała na grupę potępionych.
- Ty mała szmato! - zbulwersował się jeden z wskazanych przez nią ludzi. Chciał ją zaatakować i ręce już go świeżniły, żeby ją uderzyć, ale dwójka demonów złapała go za ramiona i mocno trzymała. - Jestem ważnym politykiem i nie masz prawa tak o mnie mówić! Jesteś tylko głupią kobietą! Lepiej idź do garów! Taka jak ty nie powinna się nawet odzywać! Twoim zadaniem jest służyć mężczyznom!
Gdy wszeszczał swoje obelgi, ona z iście szatańskim uśmiechem podeszła do niego powoli. Demony rzuciły go przed nią na kolana, ale wciąż trzymały tego śmiecia, żeby nie próbował rzucić się na nią. Kobieta pochylił się i popatrzyła na niego z pogardą.
- Pokazałabym ci, co potrafi "głupia kobieta" - mówiła powoli, bawiąc się przy tym świetnie - ale nie będę brudziła sobie rąk zwykłym gównem.
- Ty...!
Jego wrzaski zostały ucięte nagle wraz z pstryknięciem jej palców. Wszystko wskazywało na to, że miała tu nie tylko posłuch, a więc musiała wzbudzać strach, ale także jakimś cudem posiadała moc... Było w niej coś przerażającego. Przecież powinna być tylko zwykłą ludzką kobietą...
Facet szarpał się, próbował uwolnić się z rąk demonów, aby móc dosięgnąć do niej. Gdyby wściekłość można było zamienić w energię, on sam świeciłby teraz jaśniej niż Słońce. Aż miło było popatrzeć, jak się pienił, złościł i próbował pokazać, że miał tutaj jakąkolwiek władzę. Taki uroczy kąsek do schrupania na raz... Takich najłatwiej złamać.
- Co z nim zrobić? - zapytał jeden z opancerzonych demonów, który pełnił rolę strażnika, a teraz trzymał tego potępieńca.
- Hmmm... - zastanawiała się, przykładając palec do ust. Sądząc po jej minie, wymyśliła coś równie okrutnego niczym śmierć na gilotynie albo coś jeszcze gorszego... - Myślę, że najlepsza będzie nasza ulubiona w ostatnim czasie metoda. Tak, Kobiecy Obowiązek to najlepsze rozwiązanie.
Czym był "Kobiecy Obowiązek"? I dlaczego demony aż zadrżały na dźwięk tej nazwy? Co tu się, na wszystkie diabły razem wzięte, stało przez ostatni tydzień?!
- I koniecznie przedwczesny poród, żeby szybciej zakwiczał! - krzyknęła uradowana, gdy dwa demony prowadziły tego potępieńca w stronę bramy. Na jego nadgarstkach pojawiły się kajdanki, a ciągnące się za nim łańcuchy grały piękną melodię, zwiastującą sprawiedliwość. Gdyby tylko mogła, słuchałaby tego w nieskończoność.
Jaki znowu poród? Teraz był tym wszystkim jeszcze bardziej zdezorientowany, niż przed podejściem do głównej bramy. Co tu się właśnie odwalało? Jeśli to był koszmar, teraz był dobry czas na wybudzenie! Ona zdawała się być aktualnie kimś ważnym i do tego zmierzała w jego kierunku...
- Wracając do sprawy - powiedziała, zatrzymując się krok przed nim. Dłonie miała schowane za plecami, jakby miała zamiar wyciągnąć stamtąd nóż i go nim dźgnąć. Tak naprawdę nie zdziwiłby się, gdyby tak zrobiła.
- Ja nawet nie wiem, co tu się dzieje! - krzyknął w akcie desperacji. Widział współczujące miny, jakie mu posyłano. Był świadkiem zdarzeń sprzed chwili i teraz musiał się jakoś ratować! Ta kobieta była nieobliczalna w swojej furii.
- Nie? - zdziwiła się. Przesunęła wzrokiem po reszcie demonów, ale żaden nie chciał nawiązać z nią kontaktu wzrokowego.
- Dopiero wróciłem z kuszenia!
- Oh... dużo cię w takim razie ominęło, mój drogi. Mam w takim razie nadzieję, że po prostu wykonywałeś swoje obowiązki i nie chciałeś mnie tylko zmacać.
- Nie! - wrzasnął przerażony. Nie wiedział, co znaczyła nazwa wyroki, który dostał tamten, ale inni ewidentnie się tego bali. Widocznie teraz kary się zmieniły i były zbyt okrutne nawet jak na nich, więc nie chciał jej podpaść. - Nie jestem inkubem!
- Więc kim jesteś? - zapytała podejrzliwie.
- Na pewno nie interesuję się kobietami! Jestem tylko zwykłym demonem namawiającym do złego! Ja tylko źle podpowiadam ludziom!
- Nie interesujesz się kobietami - powtórzyła zamyślona. Jeden z demonów, który znajdował się bezpośrednio za nią, uderzył się w czoło z otwartej dłoni, bo domyślał się, do czego to zmierzało. - Więc... wolisz przystojne demony?
Nie żeby w piekle był jakikolwiek problem z byciem homo. Ich nie obchodziło, kto z kim i w jaki sposób, a raczej brali pod uwagę inne występki. Oni tu nawet nie trzymali osób homo za to, kim ci ludzi byli. Nieheteronormatywni pojawiali się tu tylko wtedy, gdy istotnie za życia byli okrutnymi ludźmi. Cała reszta tęczowej społeczności trafiała prosto na górę i żyła sobie w swoim raju z dala od tych, którzy ich nie tolerowali. Tak, Niebo było podzielone na strefy, żeby nie wywoływać niepotrzebnych zamieszek.
Problemem było to, że demony nie pozwalały sobie na romanse ze swoją rasą. Żaden z nich nie chciał być zdominowany w jakikolwiek sposób przez innego. Nawet żeńskie demony wolały uwodzić sobie ludzkich mężczyzn, bo oni byli łatwiejsi do kontrolowania. Nie wspominając już o parach jednopłciowych, szczególnie u męskiej części piekielnego społeczeństwa, która była zbyt dumna na coś takiego. Takie rzeczy nawet tutaj były wyśmiewane, choć nie gardzili oni ludźmi, którzy byli homo za ich upodobania. Chodziło o to, że żaden z demonów nie chciał uchodzić za uległego i słabego. To za bardzo uderzało w ich dumę.
- Ja cię oczywiście nie hejtuję - dodała, widząc jego zmieszanie. - Chcę tylko się upewnić.
Gdyby tylko jego karnacja nie była w dość ciemnym odcieniu szarości, pewnie teraz na jego policzkach pojawiłyby się różowe plamy. Na szczęście z takim kolorem skóry było to praktycznie niemożliwe.
- Nie musisz się wstydzić - próbowała go zachęcić, lekko się przy tym uśmiechając. Nadawała się na sukuba. - Możesz powiedzieć prawdę. Jeśli któryś z nich się zaśmieje, będzie miał ze mną do czynienia.
Ogarnął wzrokiem wszystkie inne demony w pobliżu, które przysłuchiwały się ich rozmowie. Nie wiedział, na ile mógł jej zaufać. W końcu wcześniej ją uraził! Być może po prostu go podpuszczała, bo chciała zrobić z niego pośmiewisko w ramach kary. Z drugiej jednak strony dobrze jej z oczu patrzyło. Zdawała się być całkiem szczera, a nawet dość miła...
- Być może - przyznał, patrząc w ziemię między sobą a tą kobietą.
- Jeśli będą ci dokuczać, przyjdź do mnie. - Puściła mu oczko, a potem odwróciła się do reszty. Wszyscy z nich pochylili pokornie głowy. - Niech ktoś zajmie się wyjaśnieniem wszystkim, wracającym z ziemi, zmian, jakie zaszły. Nie chcę więcej takich sytuacji, zrozumiano?
- Tak jest, pani! - odezwali się chórkiem.
- Wspaniale. A teraz żegnam!
- Do zobaczenia, Lady Kad! - pożegnali ją.
Obserwowali, jak kobieta odchodzi od nich pewnym siebie krokiem. Kierowała się w stronę miasta i naprawdę nie zdziwiłby się, gdyby szła właśnie do zamku, aby zasiąść na tronie. Po drodze każdy napotkany demon kłaniał się przed nią albo chociaż wykonywał pełen uznania gest skinięcia głową. Zdawało się, że w sumie była tu lubiana, choć wciąż wzbudzała we wszystkich strach.
Gdy zniknęła im z oczu, w końcu mogli spokojnie wrócić do pracy. Przestali podążać za nią wzrokiem, a zamiast tego skupili się na obowiązkach. Strażnicy wrócili pod bramę, aby pilnować porządki i być w pogotowiu w razie wypadku. Demony zajmujące się papierkową robotą wróciły do sprawdzania informacji na temat skazańców i odsyłali ich do odpowiedniego miejsca.
Tylko dwa z nich zaczęły pękać ze śmiechu. Oczywiście, że z niego. Nie było wielkim zaskoczeniem, gdy przeniósł na nich wzrok i zobaczył Borutę wraz z Rokitą. Ta dwójka akurat należała do jednym z najbardziej bezmózgich demonów. Czasem odnosił wrażenie, że oni w ogóle nie używali umiejętności myślenia, a nawet nie posiadali narządu, którym mogliby to robić. Kompletna pustka pod kopułą, a może nawet znalazłyby się nierówności pod sufitem. Byli tak okrutnie głupi, że czasem robiło mu się ich żal. Zwykle niczego się nie bali, a zamiast cokolwiek robić, skupiali się na piciu i wyśmiewaniu z każdego. Najlepszą metodą na ich zaczepki było po prostu ignorowanie. Gdy nie poświęcało im się uwagi i nie wpadało w złość z powodu ich słów, przestawali. To już nie było dla nich zabawne, gdy obiekt ich żartów nie reagował w żaden sposób.
Postanowił po prostu zbyć ich śmiechy i nieprzyjazne teksty rzucane w jego stronę. Musiał znaleźć kogoś, kto wyjaśni mu to wszystko, co się tu działo, więc po prostu zaczął kierować się w stronę miasta. Przy bramie nie miał co liczyć na pomoc, bo ci tutaj byli zbyt zajęci pracą, aby z nim porozmawiać. Ona niby kazała im wyjaśnić mu zmiany, ale żaden z nich jakoś nie był do tego chętny. Może nie taki diabeł straszny, jak go malowali, skoro nie obawiali się kary za niewykonanie jej rozkazu...
- Idziesz już na skargę? - zawołał za nim jeden z nich. Jego wypowiedź ociekała kpiną i chęcią popchnięcia go ku wściekłości.
Ignorował to i bardzo starał się trzymać swoją złość w ryzach. Tak bardzo nienawidził tu wracać, czuł się w tym miejscu po prostu źle. Prawie wszystkie demony były okropnie wredne i tępe, a przebywania z nimi uwłaczało nawet jego inteligencji.
- Czy może raczej idziesz się poskarżyć swojemu chłopaczkowi? - dodał drugi, rżąc żałośnie.
Nie dało się zaprzeczyć, że to była przesada i naprawdę w tym momencie zaczął rozważać rozmowę z tamtą kobietą, która była tu przed chwilą. Może ona naprawdę byłaby w stanie mu pomóc? Obawiał się jednak, że to by tylko pogorszyło sprawę, a on wyszedłby po prostu na mięczaka. Musiał sam sobie z tym poradzić, jak to robił do tej pory.
Wykonał jeden ruch dłonią, a wokół jego palców pojawiły się iskry. Usłyszał pisk tamtych dwóch. Nie musiał się nawet odwracać, żeby wiedzieć, że mieli poprzypalane ogony i próbowali właśnie ugasić ogień, który ich łaskotał w te ich spasione zady.
Uśmiechnął się pod nosem, a jeden z mijanych przez niego demonów pokazał mu kciuka w górę. Nie od dziś było wiadomo, że tamta dwójka sprawiała problemy każdego dnia. Co chwilę zmieniali swoją ofiarę i zaczynali dokuczać kolejnej osobie, więc każdy miał już ich dość. Niewiele mogli z tym zrobić, bo tamci nie przejmowali się groźbami i zwykle mścili się, jeśli ktoś stawiał im opór. Skarżenie do kogoś o wyższej randze nie wchodziło w grę ze względu na dumę bla, bla, bla.
Szedł krętymi uliczkami, które znał już na pamięć. Starał się wybierać jak najszybszą trasę do swojego celu, ale czasem musiał się z kimś przepychać w ciasnym przejściu albo szukać okrężnej drogi, bo coś mu przeszkadzało. Zauważył, że wszędzie było mniej śmieci, miasto zdawało się być o wiele czystsze niż gdy był tu ostatnio. Nie wiedział, jak to się stało, jakim cudem ktoś zmusił demony do takiego posłuszeństwa i SPRZĄTANIA. Większość z nich nie dbała ani trochę o otoczenie, żyli po prostu w ciągłym brudzie, kompletnych ciemnościach i czuli się z tym dobrze. Część z nich nie potrafiła funkcjonować w choć trochę czystym miejscu, to było dla nich za bardzo nieznane i niekomfortowe. On sam jednak nie potrafiłby żyć w takim miejscu i utrzymywał porządek. Może wynikało to z faktu, że jednak był demonem, który nie znajdował się na samym dnie hierarchii. Nie dorównywał oczywiście Lady Lilith, ale zdecydowanie uchodził za jednego z tych bardziej inteligentnych. Niektórzy wręcz uważali go za odmieńca. Nigdy nie był tak okrutny jak większość z nich, nie potrafił znieść syfu, ale starał się robić wszystko, żeby tylko nie wyróżniać się spośród nich i nie być obiektem kpin.
Po kilkunastominutowym spacerze dotarł w końcu do niewielkiego domku z czarnej cegły, który był już trochę podniszczony. Nie wyróżniał się niczym wśród innych bardzo do niego podobnych budynków. Nie mógł uchodzić za najpiękniejszy, ale z pewnością nie można powiedzieć, że był w najgorszym stanie, naprawdę zdarzały się okropniejsze domy. Tutaj wszystko albo było podniszczone chociaż trochę albo nie dawało się nazwać już niczym więcej niż gruzami. Witamy w Piekle...
- Asta! - krzyknął zaraz po przekroczeniu progu, aby zawiadomić, że już wrócił.
Nie usłyszał w odpowiedzi niczego i to go odrobinę zaniepokoiło. Pod jego nieobecność zaszły tutaj potężne zmiany, więc może osoba, którą chciał tu zastać, była teraz w innym miejscu. Albo po prostu chwilo nie było jej tutaj. Miał nadzieję, że szybko udał mu się odnaleźć tego konkretnego demona. Nie posiadał przecież nikogo innego, do kogo mógłby zwrócić się o pomoc. To była jedyna osoba, z którą miał dobre relacje i z własnej woli chciał się przyjaźnić.
Obawiając się tego, co mógł znaleźć w domu i zachowując ostrożność, wszedł głębiej. Rozejrzał się po salonie, ale nie zastał tam nikogo. Wszystko zdawało się być takie, jakie zostawił tu przed wyjazdem. Czuł jedynie typowy dla tego miejsca zapach ziół i innych medykamentów. Tak bardzo za tym tęsknił, okrutnie brakowało mu tej cudownej i tak bardzo mu znajomej woni, gdy był na Ziemi. Teraz w końcu mógł poczuć się jak w domu. Miał nadzieję, że to była podpowiedź dla niego. Przecież ten zapach nie byłby w stanie utrzymywać się aż tak silnie, gdyby osoba, której szukał, odeszła stąd. Wiedział, że zioła musiały być niedawno pokrojone i zmieszane. Zbyt dużo razy towarzyszył przy tym procesie, aby teraz się pomylić. Ten demon musiał gdzieś tu być. Może ukrywał się ze strachu? Niemożliwe, przecież by go poznał po głosie.
Udał się do kuchni, ale tam również nikogo nie było. Zauważył tylko deskę do krojenia, na jej powierzchni znajdowały się wciąż resztki ziół, a obok leżał nóż. Dostrzegł też kilka fiolek porozrzucanych po blacie i na stole. Niektóre z nich były już wypełnione lekarstwami, a inne wciąż pozostawały puste i oczekujące na swoją kolej.
Pokręcił głową z niedowierzaniem, ale delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Ten bałaganiarz po raz kolejny zostawił swoje rzeczy na widoku i nie posprzątał ich po skończonej pracy.
Tak, to miejsce mógł nazwać swoim domem. To wszystko było tak przyjemnie znajome. Jego jedyny powód do powrotów tutaj, zamiast wyniesienia się na Ziemię i rozpoczęcia nowego życia wśród ludzi.
- Asta! - zawołał po raz drugi. Spodziewał się, że ta konkretna osoba mogła znajdować się właśnie w swoim cudownym laboratorium w piwnicy, a tam wolał się nie zapuszczać.
Demon, wyglądający na bardzo młodego, wyskoczył zza drzwi, prowadzących na dół i rzucił się na niego. Jak zwykle pełen energii i szalonych pomysłów, przez co nieprzewidywalny, a także bardzo zaskakujący.
- Bel! - krzyknął, uwieszony na jego szyi. Był zbyt blisko ucha przybyłego przed chwilą demona, ale naprawdę nie miał zamiaru pozbawić go słuchu. On tylko okazywał swoją radość. - W końcu wróciłeś! Już się bałem, że nie pozwolą ci na to! Albo coś ci zrobią po powrocie! Na wszystkie kręgi Piekła! Nawet sobie nie wyobrażasz, co tu się zadziało!
- Ej, Asta, spokojnie - powiedział, odsuwając go od siebie. Zwykle był przez niego witany z nieskrywaną radością, ale nigdy nie była ona aż tak wielka. Nawet wtedy, gdy nie było go tutaj miesiąc.
Spojrzał wprost w czerwone ślepia otoczone czernią białek. Blada skóra zdawała się być teraz nieco zarumieniona na policzkach, a z oczu wręcz sypały się iskierki radość. Jeden z kosmyków krwiostoczerwonych włosów opadał na czoło i zalegał na nosie. Czarne rogi wyrastające z głowy zdawały się nie być dłuższe ani o milimetr, a niewielkie smocze skrzydła trzepotały delikatnie z radości.
- Co tu się stało? - zapytał.
Astaroth skrzywił się na to pytanie, a potem w ramach swojego oburzenia skrzyżował ramiona na piersi i odwrócił wzrok od drugiego demona. Właśnie obraził się za to, że Belial zamiast przywitać go, jak należało, wolał najpierw zapytać o inne rzeczy. Nie wyraził nawet odrobiny radości na jego widok!
- Na wielką Lilith! - odezwał się, wzdychając. Nie dość, że pod jego nieobecność miała tu miejsce jakaś potężna rewolucja, to jeszcze teraz Asta strzelił focha! Gorzej byłoby chyba tylko wtedy, gdyby dowiedział się, że teraz nawiązali współpracę z aniołami. To byłoby całkiem nie do pomyślenia. - Ja dopiero wróciłem i nawet nie wiem, co się tu stało. Wszystko zostało wywrócone do góry nogami. Asta, okaż litość!
- No dobra - oznajmił obojętnie i machnął przy tym dłonią, jakby właśnie próbował odgonić od siebie swoją złość.
Na razie jednak nie wyjaśnił nic więcej, a zamiast tego zaciągnął go po prostu do salonu i posadził na kanapie. Stwierdził, że lepiej będzie, gdy on po prostu usiądzie. To zdecydowanie były takie informacje, że lepiej było nie słuchać ich na stojąco. Sam z kolei nie był nawet w stanie ustać w jednym miejscu, a zamiast tego krążył po pomieszczeniu.
- To było tydzień temu, a dokładnie jakoś godzinę po twoim wyjeździe - powiedział mocno przy tym gestykulując. Zdawał się być trochę nerwowy, ale to nie było nic dziwnego. On akurat zawsze był bardziej emocjonalny niż cała reszta. - Pojawił się tutaj ktoś całkowicie niespodziewany. Winda zjechała z góry i zatrzymała się u nas.
To było bardzo niepokojące. Czasem zdarzało się, że w wyniku błędu ktoś został wysłany w złe miejsce - tylko wtedy anioły spotykały się z demonami, poza przypadkowymi spotkaniami na Ziemi. Ci pierwsi musieli schodzić tutaj albo ci drudzy byli zmuszeniu udać się w górę. Takie sytuacje jednak miały miejsce bardzo rzadko. Nie było innego powodu, dla którego nieśmiertelne byty nieskażone złem pojawiały się tutaj. Dla nich nawet krótkotrwały pobyt w Piekle był czymś niezwykle odrażającym, więc zwykle wysyłali jednego z tych niższych rangą aniołów. Podlotek nie mógł się im przecież sprzeciwić i musiał pokornie wykonywać ich rozkazy.
- Pojawił się tutaj Gabriel - kontynuował Astaroth.
- Że niby... Archanioł Gabriel? - zapytał niedowierzając w to, co słyszał. Co ktoś taki robił tutaj?! Czyżby zbliżał się koniec świata?!
- Nie! Święta krowa! - wykrzyknął, a głos ociekał mu sarkazmem. Patrzył z irytacją na swojego towarzysza i to był jasny znak, że wciąż był zły na niego. - No oczywiście, że Archanioł! Ten dupek Gabriel we własnej osobie!
Powiedzieć, że był tą informacją oszołomiono, to tak, jakby nic nie powiedzieć. Aktualnie zmartwienie fochem drugiego demona zostało przysłonione szokiem i niepokojem o to, co się stało pod jego nieobecność. Teraz to zdawało się być najbardziej pilne, a sprawą z niższym demonem mógł zająć się nieco później...
- Czego on tu chciał? - zapytał.
- Przyprowadził pewną interesującą osobę - oznajmił tajemniczo. Jeśli chciał jak najbardziej to przedłużać i trzymać go w niepewności, szło mu świetnie. Nie spieszył się nawet z wyjaśnieniami, mówił w sposób dość powolny jak na niego. Zwykle był bardziej podekscytowany możliwością opowiadania o czymś albo w ogóle rozmowy z kimś. - Początkowo była u nich, ale zauważyli, że coś z nią jest nie tak, dlatego postanowili ją odesłać tutaj.
Bardzo go korciło, aby zapytać, dlaczego akurat została tutaj przyprowadzona w asyście kogoś tak ważnego. Starał się jednak siedzieć cicho, aby nie pogarszać swojej już i tak kiepskiej sytuacji. Nie zamierzał narażać się na gniew Asty. Mógł jedynie liczyć na jego litość i chęć do wyjaśnienia mu wszystkiego. Pozostało mu słuchać go uważnie, czekając cierpliwie na rozwinięcie.
- Byłem przy bramie, gdy przyszli. - Zatrzymał się na moment w zamyśleniu, a potem kontynuował spacer po salonie. Już trochę się uspokoił. - Gabriel przyprowadził ją tutaj i nic nie wyjaśniając, po prostu wrócił na górę.
Głupi tchórz. Obawiał się zamienić z nimi chociaż jedno słowo. Czy naprawdę sądził, że jest kimś o wiele lepszym i ważniejszym od nich? Przeklęty narcyz, który był uważany za kogoś wspaniałego.
- Ona sama też niewiele chciała powiedzieć. Była po prostu wściekła. Potem kilka nałożonych na siebie zdarzeń doprowadziło do aktualnego stanu rzeczy.
- Chyba ją spotkałem... - oznajmił niepewny, czy powinien w ogóle o tym wspominać.
Asta w reakcji na to, zaczął wpatrywać się z niego szeroko otwartymi oczami i z lekko rozchylonymi wargami. Znali się na tyle długo, aby wiedział, że Belial miał tendencję do pakowania się w kłopoty. Był po prostu pechowcem. Teraz mógł jedynie mieć nadzieję, że tym razem w nic się nie wpakował.
- Myślałem, że jest zwykłym potępionym - dodał ciszej. Schylił głowę, bo wiedział, że Asta nie będzie z tego zadowolony.
Sądząc po jego minie, naprawdę nie był zadowolony. Delikatnie rzecz ujmując - był załamany jego zachowaniem. Aż musiał upaść na kolana i złapać się dramatycznie za głowę.
- Niech Lilith ma cię w opiece! - wykrzyknął zrozpaczony. - Nie! Nawet Piekielna Królowa cię nie uratuje! Postrach Piekieł ci nie odpuści!
- Asta... - próbował coś powiedzieć, żeby go uspokoić.
Młodszy demon poderwał się nagle z podłogi i zaczął biec w stronę pokoju. Krzyczał coś o potrzebie ucieczki i ukrywania się przed gniewem Postrachu. Chciał szukać torby, pakować ich rzeczy i planować odejście stąd jak najszybciej, pod osłoną nocy, zniknięcie z Piekła i podróż na Ziemię albo na inną planetę, żeby nie można ich było znaleźć...
- Asta - powiedział łagodnie. Zatrzymał go w miejscu, przytrzymując niższego za ramiona. Zbliżył się do niego, żeby spojrzeć mu prosto w jego krwiste ślepia.
Demon uspokoił się nieznacznie i zamrugał szybko. Nie wiedział, co dokładnie zaszło niedawno pod bramą, ale nie sądził, żeby było to coś, co nie skończyło by się karą dla nich.
- Była zła na mnie - powiedział, żeby wyjaśnić wszystko. - To akurat prawda.
Astaroth zamknął oczy, jakby to miało pomóc w czymkolwiek. Jeśli czegoś nie widać, to nie istnieje, prawda?
- Ale jakiś potępiony mizogin jej podpadł bardziej niż ja. Skazała go na coś dziwnego... Kobiecy Obowiązek?
- Oh... - mruknął, krzywiąc się. Po raz kolejny widział, jak reagowano na to w ten sposób.
- Co to jest? - zapytał jeszcze bardziej zaciekawiony tym.
- Nawet nie pytaj. - Pokręcił głową. - Opowiedz, jak udało ci się uniknąć kary.
- Wyjaśniłem, że nie wiedziałem, kim ona jest. Zapytała, czy chciałem wykonać swój obowiązek, czy po prostu... um... pomacać ją.
Asta zaśmiał się w tak bardzo typowy dla siebie sposób. Jego szczery śmiech zawsze był niezwykle serdeczny, a na dodatek zaraźliwy. Tym razem również wywołał uśmiech na jego twarzy. Wiedział dokładnie, co go tak bawiło.
- Ty? Chcieć dotknąć kobietę? - zapytał z niedowierzaniem.
- Wtedy powiedziałem, że nie interesują mnie kobiety.
- Oh - jedynie to zdołał wydobyć ze swojego gardła. Domyślał się, jaka mogła być na to reakcja innych demonów.
- Zapytała, czy jestem gejem. Namówiła mnie do teoretycznego przyznania się. Potem powiedziała, że gdyby ktoś mi dokuczał z tego powodu, mam ją powiadomić o wszystkim.
- To takie typowe dla niej, by bronić pokrzywdzonych - stwierdził, obejmując go w ramach okazania swojego wsparcia. Wiedział, że Bel doświadczył tego dnia dużo emocji i chciał mu pomóc w rozładowaniu ich.
- Powiesz mi więcej o niej?
- Tak, ale najpierw musimy zająć się czymś innym - mruknął niższym niż dotychczas głosem. Usta miał niebezpiecznie blisko jego szpiczasto zakończonego ucha. - Nie widziałem cię przez tydzień, daj mi się nacieszyć.
- Aż tak tęskniłeś? - droczył się. Sam również oczekiwał na tę chwilę, gdy w końcu będzie mógł się z nim zobaczyć. Starał się jak najszybciej wyruszyć w podróż powrotną, żeby tylko móc go już spotkać.
- Łóżko - oznajmił, ciągnąć go do pokoju, do którego wcześniej chciał biec, żeby ich spakować.
Teraz już nie było wątpliwości, że Asta mu wybaczył wcześniejsze zachowanie albo przynajmniej zapomniał o tym chwilowo. Gdyby rzeczywiście był zły, karałby go w najgorszy możliwy sposób, a to, co mu właśnie proponował było główną nagrodą po jego pracy na Ziemi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top