🄿🄾 🄿🅁🄾🅂🅃🅄
❞Sᴋᴏʀᴏ ᴡʏsᴛᴀʀᴄᴢʏ ᴘʀᴏsᴛʏ ɢᴇsᴛ, ᴛᴏ ᴘᴏ ᴄᴏ ᴡɪᴇ̨ᴄᴇᴊ sᴌᴏ́ᴡ?❞
Tᴇᴅ Dᴇᴋᴋᴇʀ, Mʀᴏᴄᴢɴᴀ ᴋᴏʟᴇᴋᴄᴊᴀ
Harry sam nie wiedział, jak Draco ma zamiar to zrobić. Zawsze wiedział, że ten chłopak nie może mieć równo pod sufitem, ale mógłby chociaż informować swojego (chyba) chłopaka, o tym, jak ma zamiar się włamać do domu jego wujostwa. Albo przynajmniej podać godzinę. Wtedy Harry nie chodziłbym cały dzień, jak na szpilkach, wzdrygając się na każde skrzypnięcie podłogi i każdy zgrzyt drzwi. Ciotka Petunia już kilka razy popatrzyła na niego, z tym dziwacznym wyrazem swojego końskiego ryja, wyciągając do przodu szyję, aby zobaczyć, co znowu wystarczyło tego dzieciaka. Wuj Vernon również musiał zauważyć jego zdenerwowanie, ponieważ kilka razy wymruczał pod wąsem „cholerny, strachliwy chłopak". Bliżej wieczora Harry'ego zaczęły nawiedzać myśli, że Dracowi mogło się coś stać. Podczas kolacji chłopak był nawet bardziej niż niespokojny i bardziej niż szczęśliwy, kiedy usłyszał skrzypienie podłogi i dokładnie wiedział, że to z jego pokoju. O mało co, a zadławiłby się swoją niewielką porcją sałatki. Dudley zaczął się śmiać. A kiedy ciotka zaczęła mówić o tym, że zaraz po kolacji wychodzą na niewiadomo, jak bardzo nieważne, ale na tyle ważne, żeby się na nim pojawić przyjęcie, Harry'emu serce podskoczyło do gardła, bo po prostu zobaczył twarz Dracona w szklance z sokiem wuja.
—Coś się znowu stało? Zobaczyłeś ducha? — spytała Petunia, tracąc powoli cierpliwość.
— Ja... Źle się poczułem, chyba pójdę już spać— wymamrotał Harry, podnosząc się z krzesła.
— Zaczekaj. Nie mam zamiaru wchodzić potem do tego twojego pokoju. — Ostatnie słowo wydawało się Harry'emu zostać wypowiedziane przez ciotkę z jadem. — Za pół godziny wychodzimy i nie mam zamiaru powtarzać ci zasad. Dobrze je znasz i mam nadzieję, że obędzie się bez żadnych problemów z twojego powodu.
— Znam je, a jeśli już skończyłaś to mogę iść do siebie? Naprawdę źle się czuję, a widok jego gęby pełnej sera nie poprawia mi samopoczucia.
Brunet obrócił się na pięcie i ruszył na schody, nie zważając na podniesiony głos ciotki, który kazał mu wrócić. Nagle po całym domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Petunia, wiążąc pod nosem wiązankę przekleństw dotyczącą Harry'ego i ludzi, którzy muszą dzwonić do drzwi w nieodpowiednich godzinach, podreptała do korytarza i otworzyła drzwi. Stał w nich młodzieniec o bladej cerze i platynowych włosach. Postawa nienaganna, a ubrany był w garnitur nieprzesadnie dopasowany. Stalowe tęczówki błyszczały, a uśmiech na twarzy był uprzejmy. Petunia znała takich jak on. Nie mówił o tym, jak wysoką ma pozycję społeczną, ale oczekiwał szacunku samą swoją postawą.
—Witam, mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Czy zastałem pana Pottera w domu? Mniemam, że zastałem, ale uprzejmość nakazuje mi zapytać... Widząc pańską minę mogę się domyślać, że Harry nie powiedział pani, jak i zapewne pańskiemu mężowi, o moim planowanym przyjeździe, co mnie nie dziwi na wzgląd, że go o to prosiłem, jednak proszę wybaczyć. Moje maniery musiały, jak zwykle gdzieś uciec... Nazywam się Dracon Lucjusz Malfoy i jestem chłopakiem pańskiego siostrzeńca. Mieliśmy spędzić miło wieczór na kulturalnej rozmowie. Mam nadzieję, że to nie problem, jednak widząc pański strój — Zlustrował kobietę, która patrzyła na niego w niedowierzaniu, od góry do dołu. — wybiera się pani z mężem i synem na, jak się domyślam, przyjęcie, dlatego proszę się nie martwić i spokojnie się bawić, dopilnuję, żeby dom nie ucierpiał podczas państwa nieobecności. Ponadto oczekuję, że wpuści mnie pani do domu, jak cywilizowanego człowieka uwzględniając to, że nie próbowałem w żaden nieodpowiedni sposób dostać się do państwa domu. A myślę, że rozumie pani, co mam na myśli mówiąc „nieodpowiedni". Poza tym jestem tutaj jeszcze w jednej sprawie, którą chciałbym zachować między nami. Ostatnio mój chłopak strasznie schudł. Myślę, że może mieć to związek z przebywaniem tutaj, bo w szkole pilnuję, żeby jadł regularnie, ale tutaj... Myślę, że nie stosuje pani wobec niego kar głodowych ani innych takich kar, mogących mu zaszkodzić. Mogłoby mieć to niekomfortowe skutki dla państwa. Gdyby ktoś się dowiedział o takim traktowaniu go, mogłoby się to źle skończyć. I broń Merlinie, że to groźba. Ja jedynie chcę panią poinformować o takiej istniejącej możliwość... Więc wpuści mnie pani? — zapytał, kończąc swoją wypowiedź i uśmiechając się, równocześnie prezentując nienaganną postawę.
Kobieta patrzyła szeroko otwartymi oczami w chłopaka. Kilka razy otwierała i zamykała usta próbując powiedzieć chociażby słowo. To, że chłopak mówił w taki kulturalny i formalny sposób wprawiało ją w zakłopotanie.
— Vernon... - wydusiła wreszcie. — Vernon chodź tutaj. Vernon!
— Nie wrzeszcz tak. Co się dzieje, Petuniu? Kto to? — zadał ostatnie pytanie, kiedy zobaczył w drzwiach blondyna.
— Witam uprzejmie, pana, panie Dursley.
— To jest chłopak Harry'ego — oznajmiła Petunia nieobecnym tonem.
Vernon popatrzył na niego swoimi szeroko otwartymi małymi oczkami. Zaczął oddychać szybciej, jakby dostał dużej zadyszki po maratonie.
— Nie róbmy przedstawienia... Niech on wejdzie, ale już. — Głos też był bardzo zdenerwowany. — Chłopcze, zejdź tu, natychmiast — zawołał rozdygotany mężczyzna, w kierunku schodów. — Może wejdzie pan do salonu? On zaraz przyjdzie. Herbaty? Petuniu, idź zrób panu herbaty, pewnie jest pan zmęczony podróżą...
— Proszę, niech się pani nigdzie nie wybiera, nie chcę herbaty — powiedział blondyn, po raz któryś uprzejmie się uśmiechając i po raz któryś przerażając nim kobietę.
Dursley'owie nie mieli pojęcia, czego się można po nim spodziewać i woleli nie ryzykować kolejnym fatalnym skutkiem, jakim mógłby być kolejny ogromny język albo kolejny świński ogon u Dudley'a. Tym razem woleli, żeby nic niepożądanego nie stało się ich Dudziaczkowi. Usiedli razem z gościem w salonie, oni na kanapie, a on na fotelu. Krępująca cisza zalegała w pomieszczeniu. Ciotka zaczęła nerwowo bawić się palcami, a wuj odchrząknął nerwowo.
— Chłopcze! — zawołał po raz kolejny, nie mogąc wytrzymać dłużej. — Chłopcze, zejdź tu, natychmiast!
Rozległ się dźwięk schodzenia po schodach, a chwilę później można było usłyszeć głos Harry'ego.
— Niech zgadnę. Dudley'owi nie zmieścił się cały ser w jego tłustej gębie i jeśli jestem głodny to mogę zjeść to, co zosta... — przerwał, widząc Dracona w salonie i rozdygotane wujostwo. Poczuł jak jego serce opada do żołądka, otworzył szerzej usta i oczy ze zdziwienia. — Draco? Co ty tu...?
— Harry twój chłopak przyszedł — przerwała nerwowo Petunia. — Może wy już pojedziecie na górę, a ja przygotuję wam kanapki. Harry, jak wyjdziemy i będziesz głodny możesz zjeść coś z lodówki.
— Ja.. Co?
Harry był zupełnie zbity z tropu.
— Oczywiście, pani Dursley.— Dracon podniósł się z fotela i udał się w stronę drzwi i Harry'ego. — Panie Dursley — skinął głową i chwytając zdezorientowanego chłopak za rękę, pociągnął go ku schodom.
♂♀♀♂
—Coś ty im zrobił? —zapytał Harry, kiedy zajadał się razem z Draconem tacą, naprawdę dobrych, kanapek, które dostał od ciotki.
—Nic. Po prostu przeprowadziłem z nimi kulturalną rozmowę — odparł niewinnie blondyn.
— Po prostu? Człowieku, moja ciotka przyniosła mi zjadliwe jedzenie i powiedziała, że jeśli będę głodny mogę sobie wziąć, co mi się podoba, z lodówki. To tak, jakby Merlin użyczył ci swojej różdżki.
Chłopak wzruszył ramionami.
— Jak się tu dostałeś?- dopytywał brunet.— Chyba nie teleportowałeś się im na środku pokoju?
Draco parsknął śmiechem.
— Zadzwoniłem do drzwi.
— Tak po prostu? — spytał niedowierzająco, na co chłopak skinął głową. — Co ty jeszcze robisz „po prostu", bo zaczyna mnie to przerażać...
— Pomyślmy — powiedział chłopak, odsuwając od siebie talerz.
Dźwignął się na łokciach i usiadł bliżej Harry'ego.
— Mogę wiele rzeczy robić po prostu. Mogę cię po prostu pocałować. — Musnął wargami policzek Harry'ego.
— Dotykać. — Przejechał zewnętrzną częścią dłoni po policzku chłopaka.
— Mogę cię mieć, być z tobą, kochać cię...— wymieniał po kolei, wpatrując się głęboko w zielone tęczówki chłopaka. — A jeśli pozwolisz mogę po prostu się z tobą kochać.
— Oni... na dole... —wyjąkał chłopak.
Draco uśmiechnął się, przesunął do Harry'ego i złożył pocałunek na jego suchych wargach.
— Więc, po prostu, rzucimy zaklęcia uciszające, jeśli aż tak boisz się, że będziesz za głośno —zaśmiał się blondyn.
♂♀♀♂
data publikacji: 10.12.2016
data poprawek I:19.02.2019
data poprawek II: 17.08.2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top