🄽🄸🄶🄷🅃🄼🄰🅁🄴🅂 🄾🄵 🅃🅁🅄🅃🄷 - 🅃🅆🄴🄽🅃🅈🅃🄷🅁🄴🄴
Pół godziny później Magnus szedł szkolnym korytarzem do Wieży Przestrzeni, gdzie mieściły się sypialnie jej członków i sala treningowa, w której grupa zadaniowa miała treningi. Z Reezem rozstał się przy wejściu do szkoły. Chłopak mówił, że niedługo przyjdzie do Magnusa, ale musi coś załatwić. Natomiast Bane ostrożnie wdrapał się po schodach. Jego ciężkie kroki zdawały się symbolizować trud położenia, w jakim się znalazł. Uważał, że to co zrobił Alec powinno mieć swoje konsekwencje i to on, jako osoba odpowiedzialna za grupę bliskich mu ludzi — niczym ojciec; głowa rodziny — ma obowiązek dopilnować, aby sprawiedliwości stało się za dość. Z drugiej jednak strony w jego sercu rodziło się uczucie dziwnie ciepłe i obce, świadczące o braku obojętności, a wręcz o gorliwie domagającym się uwagi uczuciu do Alexandra. Czy się zakochał? Nawet jeśli — miłość wymaga poświęceń w różnej formie. Nie mógł pobłażać nieodpowiednim zachowaniom, nieważne, że jego serca zakrwawi.
Magnus zamiast do swojego pokoju udał się do jadalni, w której zauważył zaświecone światło. Zastał tam dziewczyny pijące coś co mogło być kawą lub smołą.
— Gdzie... — próbował zagadnąć.
— W łazience, Sam próbuje z nim pogadać odkąd wróciliśmy. Nie chce wyjść. — Głos Ameris był nużący, ale o dziwo dziewczyna podniosła wzrok. — Lepiej do niego pójdź.
Tak zrobił.
Zauważył Sama, opierającego się o ścianę obok drzwi łazienkowych. Z wewnątrz pomieszczenia słychać było szum wody.
— Nie wychodzi odkąd przyszliśmy — mówi chłopak, a Magnus kiwa głową.
— Słyszałem.
— Zamknął się na klucz. — Sam westchnął. — On potrzebuje rozmowy, Magnusie. To jego pierwszy raz.
— Wiem.
Sam odbił się dłońmi od ściany i podszedł do Magnusa. Poklepał go po ramieniu.
— Powodzenia. — I odszedł.
Magnus westchnął i nachylił się ku klamce. Podważył ją i przekręcił luźną śrubkę do środka. Po korytarzu rozniósł się nienaturalnym echem szczebiot zamka. Chłopak stanął na równe nogi i oznajmił Alecowi, że wchodzi.
Wystarczyło otworzyć drzwi, żeby Magnus zauważył bałagan panujący w łazience. Po lewej stronie od wejścia stała komoda, której szafki obecnie były niepoodmykane, a niektóre ręczniki i piżamy (które są dostępne w czterech rozmiarach) wystawały, jakby ktoś w pośpiechu próbował coś znaleźć. Nad komodą wisiała niewielkich rozmiarów apteczka, z której również coś wystawało. Tym razem był to bandaż.
Magnus automatycznie odwrócił wzrok w poszukiwaniu Aleca. Nie było to trudne. Chłopak leżał obok wanny. Bane natychmiast znalazł się obok niego.
Wyglądał źle. Leżał pół-nagi i zapłakany. Jego zakrwawiona górna garderoba leżała obok niego, a na policzku widniała czerwona smuga. Był to żałosny widok.
— Jestem taki słaby — zajęczał, a Manus w mig pojął, że nie może potraktować go tak, jak nakazuje mu serce.
— Jesteś — przyznał mu rację chłopak aż w klatce piersiowej mu coś zapiekło. — I będziesz póki nie weźmiesz się w garść.
Alexander pragnął się skulić pod ciężarem tych słów. Siedział jednak sztywno i w bezruchu. Magnus wykonał w jego kierunku dwa kroki, które zdawały się być badawcze, niepewne. Widząc Aleca chciał się wycofać — spróbować wyciągnąć wbity do połowy gwóźdź w trumnie, w której obecnie znajdował się zagubiony chłopiec o niebieskich oczach. Nie mógł czy nie chciał? Co kierowało Magnusem Bane'm w tej jednej chwili? Jaką może podjąć decyzję i czy będzie ona zgodna z wolą tego młodego mężczyzny?
Wtedy — kiedy Magnus bił się w myślach, jak postąpić, jaki ruch wykonać, aby nie skrzywdzić Alexandra i postąpić, jak się od niego wymaga — Lightwood podjął decyzję za niego. Łamiącym się głosem przyznał rację starszemu chłopakowi i obiecał, że „weźmie się w garść".
I chociaż po poznaniu późniejszych faktów można snuć domysły o tym, że nie była to dobrowolna decyzja, że to ON (istota znienawidzona przez Alexandra) nim tak pokierował, to ja — mało znaczący podmiot, o którym za chwilę zapomnisz — z ręką na sercu przyznam i potwierdzę, że Alec chciał tego, a i że było to dla niego korzystne.
Alexander przeprosił i skruszony oznajmił, że posprząta. Magnus natomiast zapragnął cofnąć całe to zajście i wrócić do momentu, kiedy miał Aleca w swoich ramionach. Chciał znów poczuć jego zapach i ciepło ciała; wpleść palce we włosy i poczuć ich strukturę — miękkość i jedwabistość. Och, jak bardzo chciał otrzeć mu łzy i przytulić go mocniej niż wtedy. Znów chciał z nim tańczyć, poruszać w znany tylko im rytm. Mieć go blisko, słyszeć jego oddech i widzieć ten blask w oczach. Żałował w tym momencie paru wypowiedzianych słów, bo nawet zapewnienie, że to nic nie znaczy, absolutnie nic by nie zmieniło.
Alec ponownie przeprosił i poprosił o to, aby Magnus już odszedł i się nie martwił. Przyprawiło to Magnusa o porządną porcję zniesmaczenia do samego siebie. Przystał na propozycję Alexandra — bo po cóż burzyć coś, co powinien zrobić i co dotarło do winowajcy? Na rzecz jego poczucia winy, bo za bardzo go lubi?
Nonsens.
W dziwnej atmosferze poczucia winy odszedł, natrafiając na Reeza, który postanowił, że pomimo komplikacji, libacja powinna się trwać. Pozostawił blondyna w dobrym nastroju, upominając o umiarze (nie zabroni swoim przyjaciołom zabawy, wiedział, że będą chcieli się odprężyć w inny sposób niż on), ponieważ rano czeka ich trening . Magnus odszedł, aby zapomnieć o swoim bólu, co uważał za niemożliwe.
Natomiast Alexander dotrzymał słowa. Działając, tak jakby w amoku, doprowadził łazienkę i siebie do porządku. Nie odważył się spojrzeć w lustro z obawy, że zobaczy w nim potwora, ale kiedy przypadkiem zerknął w jego stronę, widział przerażonego młodego mężczyznę z tatuażem. Po skończonej pracy wrócił do swojego pokoju i zapłakał w poduszkę, wcześniej upewniając się, że zamknął drzwi.
Jego szloch był absurdalny, przykry i stłumiony, jakby to nie on płakał, a ktoś obok. I nie ma pewności, czy Alec był złamany czy upadły w tamtym momencie, wiadomo, że usnął. A jego sen był taki, jak płacz; absurdalny, przykry i stłumiony, jakby to nie on śnił.
data publikacji;23.07.2019
data ponownej publikacji;14.06.2023
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top