🄽🄸🄶🄷🅃🄼🄰🅁🄴🅂 🄾🄵 🅃🅁🅄🅃🄷 - 🅃🄷🄸🅁🅃🄴🄴🄽
Sala wyglądała upiornie. Była ogromna, a posadzka w niej biała, jak śnieg. Białe, śliskie, gładkie i nieskażone w żadnym punkcie podłoże. Alexander dziękował w myślach Magnusowi za te buty, bo bez nich już kilka razy jego twarz miałaby bliskie spotkanie z tą nieskażoną powłoką. Pomieszczenie było w kształcie okręgu i przypominało szklaną kopułę. Ściany a także sufit wydawały się być szkłem. Alec rozejrzał się, a jego wzrok spoczął na podeście naprzeciwko drzwi wejściowych, na którym stała ława i pięć wymyślnych krzeseł. Każde z nich zostało zajęte przez członków rady. Po prawicy podestu znajdowały się trybuny. Oparcia tych siedzeń były misternie ozdobione i zapewne były piekielnie niewygodne. Po lewicy natomiast rząd figur. Były to różne postacie. Kobiety, mężczyźni. Uzbrojeni, jak i również nieposiadający broni. Młodzi, starzy. Wszelkie poróżnienie. Nie dało się dopatrzyć dwóch takich samych postaci.
Poniekąd Alexandrowi bardzo się to podobało. Każda z figur jest inna, bo każdy człowiek, tudzież pół demon jest inny. Nie ma nikogo o takich samych zainteresowaniach, takim samym wyglądzie, więc dlaczego posągi też nie mogą mieć miedzy sobą wyraźnych różnic?
Jednak wracając do wyglądu sali to elementem, który wywierał największe wrażenie był witraż znajdujący się za ławą Rady. Był on wielki na kilkanaście metrów. Zachowany w odcieniach szarości, czerni i czerwieni. Jedynym kolorystycznie niepasującym fragmentem były niebieskie oczy gigantycznej, czerwonej postaci. Znajdowała się ona na środku. Jej sylwetka przypominała Alexandrowi dżina z bajek. Głowa przyozdobiona została byczymi rogami. Przedstawiona na witrażu forma wydawała się silna i potężna. Wokół niej panował mrok. Szare twarze przedstawione przy płycie, z której wyłaniał się ten stwór, wręcz krzyczały, aby je uratować.
Alec oderwał się od dziwnej sceny. Spojrzał na Magnusa, który stał przed nim i poczuł niewyobrażalny lęk. Przecież w rękach Magnusa znajdowała się jego szansa na przeżycie.
— Rada nie oczekiwała twojego przybycia, panie Bane — wysyczała kobieta, ubrana w jadowicie zieloną togę. Zajmowała środkowe krzesło.
— Owszem, ale przyszedłem tu za sprawą Alexandra Lightwooda, nieokreślonego, którego skazaliście na śmierć.
Alec spojrzał na trybuny, na których wzmogły się podniecone szepty. Byli to ludzie starsi od niego, może w podobnym wieku, a ubiór niektórych z nich przywodził mu na myśl przebrania karnawałowe.
Chłopakowi nagle zaczęło się robić niewyobrażalnie duszno. Może to stres — tłumaczył sobie i poprawił materiał koszulki przy gardle. W uszach zaczęło mu świszczeć i w głębi jego głowy dało się słyszeć ciągnący się w nieskończoność pisk. Zmrużył oczy i chwycił za własne uszy trącając głową na wszystkie strony, jakby próbując się wyzbyć nieproszonego hałasu. W jednej chwili — niezwykle krótkim czasie — oczy zapiekły go, a złapanie chociażby jednego oddechu zdawało się niemożliwe. Poczuł przeraźliwy ból w oczodołach, jak gdyby ktoś wbił w nie rozżarzone pręty i kręci z radością patrząc na ofiarę, jaką był Alec cierpiący. Chłopak chciał wydać krzyk, ale się dusił. Czuł, jak wokół robi się zimno i mrocznie, jak nad nim rozpostarła się szata mroku i zguby. Chyba padł na tę zachwycającą posadzkę, bo poczuł ból głowy i pleców oraz chłód i twardość. Piekły go płuca — brak tlenu — głowa niedomagała, a sam nie potrafił określić, co tak naprawdę mu dolega.
Jako wszechwiedzący narrator mogę to zdradzić, ale wtedy cała otoczka tajemnicy znikłaby z opowiadania, jak rozpływający się dym papierosowy, więc przetrzymam to jeszcze chwilę dla siebie. Wspomnę tylko, że Alexander nie mógł określić, co dokładnie się z nim działo, bo zbyt wiele receptorów w jego ciele odczuwało tylko jedno — nieprzyjemne, znienawidzone uczucie bólu.
Jakby popatrzeć na to całe zajście z boku to można by wymienić kilka etapów tego, co miało miejsce pod szklaną kopułą. Najprawdopodobniej, gdyby do kogoś należało opisanie tej niespodziewanej sytuacji to w raportach znalazłaby się notka o podobnej treści:
"Na początku każdy zaplanowany element zostaje skrupulatnie wykonany z listy — wszyscy przybywają, zajmują odpowiednie miejsca i proces może się zacząć. Gdy jednak pseudo—adwokat Alexandra zaczyna wypowiadać się w jego imieniu, nieokreślony zaczyna wykonywać nieprzewidziane ruchy swoimi dłońmi; kolejno jego ciało zachowuje się w sposób antagonistyczny do prawidłowego. Nieokreślony upada — jego ciało pokrywają świecące na czarno znaki, z których wydobywa się widoczny dym o kolorze bliżej niezidentyfikowanym. Przestrzeń — Magnus Bane — podchodzi do leżącego niedaleko niego i próbuje wszcząć działania mu pomagające, co skutkuje wybuchem energii i pęknięciu szklanej powłoki nad głowami zgromadzonych. "
Jest jednak jeden haczyk w pismach takich, jak te wyżej, bo niby wszystko się zgadza, ale człowiek ma świadomość, że jednak nie wszystko zostało napisane. Tu nie jest inaczej. Magnus jak tylko mógł chciał ochronić Aleca przed... najwyraźniej samym Alexandrem. Chwycił go za ręce i starał się w jakimkolwiek możliwym stopniu go opanować. Używał swojej energii, ale to nic nie dało — wycofał się. Wtedy przewodnicząca całej Rady — dyrektorka uderzyła w Aleca wiązką ciemnozielonego światła, za którą szkło pokruszyło się na głowę zebranych. Ale nikt nie będzie się czepiał tego, że dyrektorka to zrobiła, ponieważ ma wysokie stanowisko. Uczeń - szara komórka w systemie szkolnictwa, dlatego nie jest problemem , aby to on poniósł odpowiedzialność za takie szkody.
Alexandrowi jaśniej, jakby się zrobiło przed oczami, gdy poczuł, że koło niego jest Magnus. Skąd to wiedział? Jego moc, niczym płachta, okryła jego ciało i oddzieliła od zagubienia i to nie była żadna metafora. Alexander w tej ciemności nie mógł się odnaleźć tracił swoją tożsamość i gubił się, bo nie miał pojęcia, gdzie jest i co się z nim dzieje. I właśnie w momencie największej bezsilności poczuł ten ciepły materiał i po prostu widział, że to Magnus, wiedział, że może temu zaufać. Chciał się chwycić tego bezpieczeństwa, ale był zbyt wolny. Wszystko ustało i znów był sam w mroku. Kolejnym uczuciem, którego doświadczył był dobrze znany ból.
I wtedy otworzył oczy.
Siedział na korytarzu, na jednym z krzeseł ustawionych wzdłuż ściany, a jego głowa oparta była o Magnusa. Poderwał głowę do góry, ale Magnus tylko powiedział uspokajającym głosem:
— Jeszcze piętnaście minut. Sprawa się im jedna przeciąga. Możesz jeszcze pospać.
Uśmiech Bane zdawał się być bardzo krzepiący, ale Alec tylko zapytał, ile spał — minę miał przy tym poważną.
— Niedługo — odpowiedział zastanawiając się. — Na pewno nie dłużej niż dwadzieścia minut. Wszystko w porządku? — zapytał, dostrzegając, że Ligthwood nadal jest spięty.
— Zły sen — mruknął.
Magnus zmarszczył brwi, ale po chwili potrząsnął głową i oparł się.
— Jeśli chcesz nadal możesz używać mojego ramienia, jako poduszki — zaproponował z miłym uśmiechem.
Alec lekko rozluźnił się na tę propozycję i odwzajemniając uśmiech ułożył głowę na chłopaku.
data ponownej publikacji; 2.06.2022
słów;1036
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top