🄽🄸🄶🄷🅃🄼🄰🅁🄴🅂 🄾🄵 🅃🅁🅄🅃🄷 - 🅃🄷🅁🄴🄴
— Magnus — zaczął niepewnie Reez. — Seal nie może podejść do kamienia.
Chłopak podniósł wzrok znad czarno oprawionej księgi i spojrzał prosto w szare oczy Reeza. Widząc w nich szczery strach i niepokój wstał z leśnej ściółki i podszedł do czerwonowłosej dziewczyny. Siedziała pod jedną z sosen wyraźnie zmęczona. Trzymała się za brzuch, jakby bardzo ją bolał. Pot lekko pokrył jej czoło, a kiedy Magnus dotknął jej ramienia i spojrzał w zaczerwienione tęczówki wiedział, że plan diabli wzięli.
— Seal? — zapytał łagodnym głosem.
— Przepraszam.
Skuliła się bardziej ciągle trzymając się za brzuch.
— Magnus, nie mamy...
— Sam, nawet nie kończ. Nie jestem ślepy — powiedział nadzwyczaj spokojnie.
Wstał i spojrzał na pozostałą trójkę przyjaciół. Sam patrzył na całą scenę, czekając na decyzję lidera. Ameris ssała kciuk, a Reez, mimo że Magnus nie dostrzegał zaciśniętych pięści i targających nim nerwów z powodu Seal, stał oparty o drzewo. Zdawał sobie sprawę, że bez kogokolwiek z Przestrzeni nie otworzą przejścia do chłopaka, którego muszą znaleźć. Magnus był w kropce. Potrzebował planu. I to od zaraz.
— Ma ktoś jakiś metal z Zachodniego Miasta? Reez?— To pytanie wszystkich zdziwiło.
Spytany chłopak zastanowił się chwilę i z westchnieniem stwierdził:
— Około pół roku temu zgubiłem jedną z bransolet. Nie noszę ich od tamtego momentu na misje.
Magnus spojrzał na pozostałych, jednak wszyscy pokręcili głowami.
— Świetnie, więc musimy, jakoś sobie poradzić innymi sposobami.
Chłopak wyciągnął z pod koszulki mały medalik.
—To jedyny metal jaki mamy. Powinien utrzymać energię przez pewien czas, ale musi mieć jakąś podstawę. Poszukajcie jakiegoś głazu lub jakiegoś innego solidnego materiału...
— To nie wypali — stwierdził Reez. Nie ruszył się nawet z miejsca. — Chcesz zrobić przewodnik, który podtrzyma energię, tak? Na wzór tego, jakie jest przy przejściu w Akademii?
Tęczówki Magnusa ściemniały.
— Masz lepszy pomysł? Gdybyśmy chcieli zrobić to tak, jak na początku, to dla twojej wiadomości w Przestrzeni że starszych mamy jeszcze tylko To, a on jest za mały, żeby nam pomóc. Zabiłoby go to.
—Może ktoś inny...
— Nie — przerwał Rezzowi Magnus. — Jeśli zaangażujemy w to kogokolwiek innego, to dyrekcja się dowie, że nasza grupa jest bezużyteczna. Doskonale wiemy, że to nieprawda, ale oni i tak usuną nasze zgłoszenia do komisji i to będzie koniec. Chcecie tego?
— Świetnie, więc idę poszukać ci kamienia — wymruczał i wzbił się w powietrze wykonując podstawowy ruch Sklepienia, czyli odrzucenie zgiętych w łokciach rąk w stronę pleców i wyprostowanie ich wzdłuż ciała.
— Gdzie ty lecisz?! — zawołał Sam.
On jednak nie zawrócił. Nawet się nie obejrzał zwyczajnie uniósł się i zniknął między koronami drzew. Magnus pokręcił głową i wymienił z przyjaciółmi spojrzenia. Znali marność sytuacji. Bane powiedział Ameris i Samowi, żeby zaczęli się przygotować, natomiast sam poprosił o chwilę i usiadł obok Seal.
— W porządku? — zapytał chwytając ją za rękę.
— Przepraszam, ta cała sytuacja to...
— Jeśli masz zamiar przepraszać, lepiej nic nie mów.
Milczała chwilę. Ameris i Sam odeszli od nich dalej, dając im tym samym trochę czasu na osobności.
— Zawiodłam — powiedziała w końcu Seal.
— Przecież to normalne, że masz wyładowania energii. Każdy je ma. To cud, że miałaś ich tylko kilka w tak młodym wieku. To niezwykłe, Seal. Po prostu to zły czas.
Palcami gładził jej dłonie, które były szorstkie z paroma zgrubieniami. Seallian nie była dziewczęca, w sposób o którym myśli większość. Uwielbiała treningi i walki. Była wybuchowa, ale też uparta i ciągle dążyła do obranego celu. Teraz kiedy nie wywiązywała się ze swoich obowiązków czuła się koszmarnie. Magnus puścił oczko w jej stronę i dziewczyna wiedziała, co za chwilę zrobi. Delikatnie pocałował ją w usta.
— Musimy udawać nawet tutaj? — zapytała cicho, gdy go od siebie odsunęła.
Magnus zaśmiał się.
— Muszę mieć pretekst, żeby nie przygotowywać kręgu.
Czerwonowłosa uśmiechnęła się podle, a potem zgięła w pół z bólu. Po chwili fala energii opuściła jej ciało. Ból przyszedł nagle i bez ostrzeżenia. Wyładowania były czymś naturalnym. Wzburzona w ciele młoda i jeszcze nie ujarzmiona energia próbowała się odpowiednio ułożyć i znaleźć najkorzystniejszy przepływ. Póki tego nie zrobi przepływa nieuporządkowana w we wszystkich kierunkach, napinając mięśnie i chwilowo uciskając narządy. W tym czasie nagromadzona w niektórych częściach ciała siła napiera i uwalnia się zostawiając po sobie pustkę. Wyładowania przychodziły niespodziewanie i trwały kilka dni. Wówczas energia uspokajała się i tymczasowo nie domagała się innego ułożenia. Jest to odwieczny element nauki kontroli energii. Pół demony nauczone były żyć z tym przez pierwsze lata swoich zmagań w akademiach.
Seal spojrzała na Ameris i Sama, którzy odmawiali modły do rodziców o bezpieczne przejście do ludzkiego świata. Zawsze miała ochotę zaśmiać się w głos widząc modlące się pół demony. Nie rozumiała tej paradoksalnej idei. Za każdym razem, gdy o coś proszono, raz się udało, a raz nie i nie miało to według niej żadnego związku z modlitwami. To wszystko zależało od nich — od tego, czy dobrze się przygotowali i czy dadzą z siebie wszystko. Po cóż się modlić, myślała dziewczyna, skoro to i tak nic nie daje? Ojcowie prawdopodobnie tego nie słyszą i szydzą, widząc szopkę, którą pół demony odstawiają. Gdyby kiedykolwiek obchodziłby ich los swoich dzieci to odezwaliby się albo dali jakieś znaki. Zdaniem Seal oni nie zasługiwali i nigdy nie zasłużą na oddawanie czci. Nigdy nie przejmowali się losem tych, których spłodzili, a to jak dzieci się przed nimi płaszczą jest upokarzające. Rosnąca w dziewczynie gorycz do Ojców, spotęgowała uczucie własnej niemocy.
— Ech, to jakiś kiepski żart. Czemu w takim momencie? To może się nie udać. A jeśli nawet to przejście i tak będzie za małe dla nas wszystkich — wyrzuciła.
— Wiem — odparł spokojnie Magnus, delikatnie gładząc jej lewą dłoń.
— Prawdopodobnie tylko jedno z was będzie mogło się przedostać do niego — kontynuowała dziewczyna.
— Wiem.
— I... już myślałeś kto to będzie?
— Tak? — Spojrzał na nią i oboje rozumieli, że niepotrzebnie prowadzili tą rozmowę. Była tylko i wyłącznie prowadzona pod publikę.
Tylko dlaczego taka była? Czy nie mogli normalnie poprowadzić rozmowy? Dlaczego udawanie związku ma swoje zobowiązania?
— Dobrze wiem, że to będziesz ty, ale i tak się boję.
Dziewczyna wtuliła się w niego, obserwując jak Sam i Ameris wstają i zaczynają rozglądać się po okolicy, rozmawiając ze sobą, a Magnus miał ochotę się zaśmiać, co też po chwili zrobił.
— O mnie? — zapytał nadal z uśmiechem, widząc jednak twarz dziewczyny spoważniał na parę sekund. — Nie masz się czego bać.
— Magnus, ja mówię na poważnie jesteś moim przyjacielem i to najbliższym, mam prawo się o ciebie martwić.
Chłopak przytulił ją.
— Wiem, ale...
— Jest coś czego nie wiesz, Bane? — przerwała mu Seal.
— Wiele... Może — podjął — żebyś czuła się lepiej weź to.
Chłopak odsunął się i zdjął z szyi drugi wisiorek. Był to zwykły, dość długi i bardzo wąski kawałek skóry, na którym zawieszony był niewielki mieczyk z wagą zamiast rękojeści. Zawieszka była zrobiona z twardego żelaza kutego na Zachodzie Piekielnego Miasta. Zdjął ją i zabrał do kieszeni, natomiast łańcuszek ze skóry oddał Seal.
— Nigdy tego nie zdejmujesz — stwierdziła dziewczyna. — Masz to od zawsze, zanim jeszcze poszliśmy na pierwsze śniadanie.
— Mam pretekst, żeby tu wrócić. — Magnus uśmiechnął się.
?¿?
Alec przemierzał korytarze swojego liceum. „Angielski", pomyślał. Kiedyś to miejsce wydawało mu się lepsze. Głównie dlatego, że był z nim Jace. Chłopcy byli przyjaciółmi od dzieciństwa, jednak sytuacja zmieniła się rok temu, kiedy ten popularny blond-dupek Jace zakochał się w rudowłosej Clary Alecniepamiętanazwiskaalezaczynałosięnaliterę„f", z którą chłopak wyjechał do Anglii. Pamięta ich pożegnanie i to jak obaj się rozpłakali, a należy uwzględnić to że blondyn nigdy (przeważnie nigdy) nie płakał. Po tym szkoła stała się katorgą; osamotnione przerwy, nudne lekcje, zerowe życie towarzyskie. Drugi rok był naprawdę trudnym okresem i nie chodziło jedynie o utratę przyjaciela, Seth też przyczynił się do nazwania tego czasu „trudnym". A teraz jedynie trzy lekcje i dom; prace domowe, pomoc mamie w porządkach i koniec końców czas dla niego, który spędzi na czytaniu książek lub oglądaniu kreskówek. Pozwolił sobie nawet pomarzyć o jutrzejszym dniu, gdy stanie przed drzwiami sklepu pani Shu, otworzy drzwi, a dzwonek przy wejściu zabrzęczy wesoło. Przywita się z Lee, który zapewne będzie stał za ladą i powita go skinienie głowy, mówiąc, że już woła mamę. A potem porozmawia z panią Shu i może dostanie pracę, bo kto wie? Może to będzie jego szczęśliwy dzień? Alec z lekkim roztargnieniem wrócił do rzeczywistości i powolnym krokiem mijał ludzi, którzy tak bardzo się od niego różnili. Gdy nareszcie podszedł pod klasę i oparł się o ścianę, rozejrzał się dokładniej.
Szkoła była podzielona na grupy i samotników. Istnieją ci dziwni, którzy trzymają się razem, ci z podobnymi zainteresowaniami, ci popularni i samotnicy. I wedle tego podziału wszystko było w porządku. Zero zamieszania i niezgodności. Dźwięk dzwonka rozbrzmiał. Tłumy ludzi rozchodziły się w kierunku swoich klas, a nauczyciele wychodzili z pokoju nauczycielskiego. Alec obrócił się w stronę drzwi i cierpliwie czekał aż zostanie wpuszczony do sali. Niestety po incydencie w klasie biologicznej i zniszczonym kościotrupie postanowiono, że każda sala jest zamknięta aż do końca przerwy i przyjścia nauczyciela. Kiedy pani Rosses w końcu się pojawiła ludzie z tyłów zaczęli strasznie napierać na przód kolejki do klasy. W klasie Alec zajął swoje standardowe miejsce, a zanim lekcja się zaczęła pani Rosses oznajmiła, że dzisiaj zajęcia poprowadzi jej gość. I wtedy Alec zobaczył go po raz drugi tego dnia.
?¿?
Magnusa rozpierała duma głównie dlatego, bo im się udało i wylądował w dość dobrym punkcie — parkingu szkoły Alexandra Lightwooda. Mimo że Reez nie był przekonany co do planu Magnusa okazał się bardzo szybki i zwinny, i dzięki temu już w niecałą godzinę wszystko było gotowe. Kolejne pół godziny było dla wszystkich męczarnią. Jednak w końcu wszystko się udało i mimo że z opóźnieniem, i tylko Magnus mógł przedostać się przez przejście z powodu jego małych rozmiarów wreszcie przedostał się do ludzkiego świata , gdzie prawdopodobnie każdy pół demon się urodził. Tak, jego naprawdę rozpierała duma, ale nie dało się ukryć, że to dopiero teraz zaczynały się schody. Trzeba znaleźć Alexandra i co najważniejsze przekonać go, aby z nim poszedł. I o dziwo już na początku nie było trudno go zauważyć. Wokół niego unosiła się przeraźliwie wielka aura energii, której nie dało się zignorować. Jakim cudem pół demon mógł tak długo wytrzymać w tym świecie?
Alec szedł w stronę budynku. Poza niebieskimi strugami mocy, które otaczały go wyglądał zwyczajnie. Magnus szybko podbiegł do chłopaka i chwycił go za rękę, aby ten nie mógł iść dalej. Był to spory błąd. Alexander niemal od razu wyrwał się i zaczął iść dalej wcześniej mówiąc mu, że to chyba jakaś pomyłka i nie odwracając się już do niego wszedł do szkoły. Całe szczęście, że uczęszczał w akademii na kurs iluzji i dziś w końcu zrobi z tego jakiś pożytek. Poczekał aż zabrzmi dzwonek na lekcje, a następnie wszedł i próbował znaleźć kogokolwiek wyglądającego na nauczyciela. Błądził po wyłożonej piaskowymi płytkami podłodze, mijał pomalowane na zgniłozielony kolor szafki i szarobiałe ściany. Pustki w tym miejscu były okropne. Dlaczego nie jest tak jak w filmach, gdy podczas urywania się z lekcji zza rogu wyskakuje nauczyciel, żeby złapać uciekiniera?
?¿?
Alec sam nie wiedział, co denerwuje go bardziej; fakt, że to ten sam gościu, co rano, czy to że on ma ich uczyć (no niby z nauczycielką u boku, ale nie zmienia to tego, że ten facet może być zboczeńcem), chyba obie te sprawy, bo nerwy grały cały koncert Beethovena na orkiestrę symfoniczną. Alec siedział blisko biurka nauczyciela, pierwszej ławce po lewej stronie sali od okna. Postanowił zachowywać się normalnie w końcu to może się okazać nieistotne i po prostu bezpodstawnie histeryzuje. Wyją zeszyt i usiadł prosto, próbując słuchać.
— Nazywam się Newtgnus Pane i przyjechałem z Akademii Językowej w Australii.
„Kłamie", pomyślał Alexander. „To nie jest prawda, bo Australijczycy mają inny akcent... i taka akademia nie istnieje."
— Przyjechałem na zlecenie mojego mentora, który już w tym roku przechodzi na emeryturę, żeby pogłębić wiedzę młodzieży szkół średnich na temat starożytnych języków i dzieł, które zostały w nich zapisane. Niestety pismo musiało się gdzieś zapodziać i szkoła niestety nie otrzymała wiadomości o moim przyjeździe — urwał na chwilę, jego wzrok zatrzymał się na Alecu. — Ale nic straconego, gościnność waszej dyrektorki okazała się wielka i dzisiaj zamiast lekcji języka angielskiego spędzicie czas na słuchaniu o tym, czym zajmuje się nasza akademia.
„Uwierzył, czy nie", zastanawiał się Magnus.
— A więc...
— Nie nauczono pana, że zdania nie zaczyna się od "a więc..", chyba, że ma pan zamiar coś podsumować? — Wszystkie głowy z z wytrzeszczonymi gałami patrzyły na cichego Alexandra Lightwooda, który po raz pierwszy powiedział coś tak niemiłego do kogokolwiek, a przynajmniej tak wydawałoby się, że pierwszy raz.
— Alexandrze — oburzyła się nauczycielka, a chłopak spojrzał jedynie na jej gościa.
— Nie — zaczął Newtgnus — on ma całkowitą rację, jednak w mowie potocznej jest to raczej dopuszczalne, mój drogi. — Uśmiechnął się. — Kontynuując: chciałem wam opowiedzieć o ostatnim znalezisku, którym jest księga, pochodząca z wieku około trzech tysięcy lat przed Chrystusem, prawdopodobnie zbiór bajek dla dzieci, coś na wzór Kopciuszka lub Śpiącej Królewny...
— Chyba ma pan na myśli baśnie — zauważył Alec, którego ręce złożone były na piersi. — Bajka to krótki utwór wierszowany zawierający morał, a jak się nie mylę to...
— Alec!
Nauczycielka była prawdę mówiąc poruszona tym jak jej najbardziej spokojny i grzeczny uczeń zwraca uwagę komuś, kogo należy darzyć szacunkiem. Nie mogła pojąć tego, co się działo z tym chłopakiem. Klasa wyglądała również na wstrząśniętą. Kto by się spodziewał takich odzywek, które co jak co nie były jedynie spostrzeżeniami, gdyż chamsko wytykały błąd, po spokojnym na pozór Alecu. Nadal były one mądre i denerwujące, ale równocześnie drwiące z studenta Akademii.
— Chciałem mówić bardziej przystępnym słownictwem. W naszej codziennej mowie używamy niewłaściwych sformułowań, ale każdy rozumie o co w nich chodzi, jeśli więc zacznę mówić zbyt po „nauczycielsku" to nikt poza tobą nie zrozumie, Alexandrze. — To jak wypowiedział jego imię miało moc. Nieważne, jak głupio to brzmi. To miało moc. Dziwną, nieokreśloną, wprawiającą jednocześnie w zakłopotanie moc.
— Rozumiem — odparł powoli niebieskooki. — Zwyczajnie po studencie jakiejś nieznanej światu akademii spodziewałem się więcej.
Z tyłów sali dobiegło głośne „uuu", wyrażające uznanie i zachęcające do dalszej bitwy tej dwójki.
— Jeszcze jedna taka odzywka, a wylądujesz na dywaniku dyrektorki, Ligthwood.
— Spokojnie, pani Rosses. To pewnie hormony, a poza tym wie pani, jak to jest w tym wieku, gdy rzuci dziewczyna. — Magnus uśmiechnął się miło w stronę nauczycielki.
Klasa zareagowała rechotem. Alec powinien być wdzięczny, że Pane odwiódł nauczycielkę od pomysłu wysłania go do dyrektorki, ale nie potrafił. Był zły, że ten Newtgłupek mu pomógł. I jeszcze ten uśmieszek, który wręcz krzyczał do niego: „Hej, dziękuj mi, bo cię uratowałem!". On nie mógł tego tak zostawić.
— Tylko, proszę pana, jest tyci problem. Ja wolę chłopców, a ostatnio żaden ze mną nie zerwał.
Nieważne, czy to prawda, czy nie.
Wzrok Magnusa pociemniał, a głowie warczało mu tylko jedno: debil. Jak Alexander nie mógł zrozumieć , że to chodziło o ratowanie jego przeklętego tyłka. Amelia Rosses już otwierała swoje wąskie usta żeby coś powiedzieć, ale Magnus był szybszy.
— W takim razie — podjął od nowa, wiedząc, że teraz to już walka między nimi — to sposób zwrócenia mojej uwagi na pana, Alexandrze.
Klasa ponownie zrobiła „uuu". Taka lekcja była sto razy lepsza niż angielski.
Alec chcąc nie chcąc przyjrzał się Newtgnusowi („Co za idiotyczne imię", pomyślał). Miał czarne włosy, które nie były jakoś wyrafinowanie ułożone; zwykła czupryna zdobiła zgrabną twarz. Lekko skośne oczy koloru bliżej nie określonego (coś pomiędzy zielenią a żółcią, trudno stwierdzić) przyciągały spojrzenia. Był wysoki, a już na pewno wyższy od nauczycielki, która przy nim wyglądała, jak dziecko. Postura wskazywała, że ćwiczy (chociaż bardziej można to było poznać po opinającej tors i ramiona koszulce). Nie był brzydki, ale nie był też pięknością świata.
Kiedy Magnus nie otrzymał odpowiedzi uśmiechnął się chytrze i myśląc, że wygrał zaczął mówić dalej.
„Za dużo myślę.", zbeształ się w myślach niebieskooki. Był zbyt wzburzony by trzeźwo ocenić, że zachowywał się nad wyraz dziecinnie jak na niego.
— Dobrze, skoro mogę już kontynuować to chciałbym opowiedzieć jedną z baśni — powiedział to słowo bardzo wyraźnie - którą udało nam się w większości przetłumaczyć. Już sam tytuł jest ciekawy, a jest nim „Wybór". Historia zaczyna się w małym miasteczku, wiosce, gdzie każde dziecko w określonym wieku musi zacząć uczęszczać do szkoły innej niż dotychczas. Głównym bohaterem i narratorem tej historii jest chłopiec, który urodził się w wiosce, ale się w niej nie wychował. Powodem jest śmierć rodziców. Pod skrzydła przyjęła go rodzina biedaków, nie mogących zapewnić mu powrotu do szkoły, sam chłopiec przez prawie całe życie o niczym nie wiedział. Zdarzyło się jednak, że szkoła przypadkiem dowiedziała się o tym chłopcu i postanowiła go sprowadzić do wioski, aby wykształcić na Mędrca, Wojownika lub Artystę.
Alec słuchał całej tej baśni uważnie, mimo iż wydawała się mu głupia i bardziej przypominała jakieś opowiadanie. Był przeraźliwie wyczulony na błędy w języku angielskim i przeklinał się za to niejednokrotnie. Kiedy słyszał zacinający się głos Magnusa, który nie opowiadał za ciekawie miał ochotę odpłynąć myślami daleko. Wiedział jednak, że taka możliwość nie wchodziła w grę w końcu, gdyby zaczął zadawać, jakieś pytania i akurat jego by zapytał, a on nie znałby odpowiedzi to nauczycielka mogłaby się wkurzyć. Nie chciał mieć kłopotów, więc zdecydował się nawet nie odzywać słowem i słuchać. W końcu, jak stwierdził, jest ponad tego oszusta.
— Wysłano po niego jednego z Wojowników, a kiedy już udało mu się odnaleźć chłopca opowiedział mu o szkole, a dokładniej o tym, co się z nim stanie, jeśli zgodzi się pójść z nim. Najpierw kilkuletnie dziecko trzeba określić i przydzielić mu dom oraz ludzi, z którymi będzie przebywał. Jeśli byłby osobą delikatną, bez większego przekonania, co do tego, że przemoc jest dobrym wyjściem z sytuacji trafiłby do Airvaultu *. Gdyby miał silny charakter, byłby uparty i wysportowany trafiłby do Groundarea'y**. Gdyby wykazywał się logicznym myśleniem i umiejętnością pracy w grupie to Firespace*** byłby dla niego odpowiednim miejscem, a gdyby byłby wielkoduszny i miał duszę artysty trafiłby do Waternestu****. Chłopiec był za duży na taki przydział, jednak obowiązkiem przysłanego do niego Wojownika było opowiedzenie mu o tym. Przed chłopcem stanął trudny wybór. Musiał zdecydować między rodziną , która go wychowała i poświęcała się dla niego a dziedzictwem krwi. Chłopiec stawiał opór. Nie chciał iść do szkoły w wiosce... Niestety tylko tyle udało nam się przetłumaczyć z języka starożytnych mieszkańców... em... — Magnus zatrzymał się i zdawał się nie wiedzieć, co ma dalej mówić. Alec uśmiechnął się triumfalnie pod nosem dowodząc klasie (ale też i samemu sobie), że to oszust. — Karanamików... — wybełkotał w końcu sylabizując wymyśloną na szybko nazwę kraju, państwa, miasta, czy czego tam by nie było.
Alexander miał ochotę prychnąć, powstrzymał się jednak wiedząc, że mogłoby mieć to kiepskie dla niego konsekwencje.
Magnus odchrząknął.
— No dobrze, poproszę was teraz, bo skoro jest to lekcja angielskiego, o napisanie tego, co może czuć chłopiec i jak może się rozwinąć dalej akcja tej historii. Zróbcie tą pracę na kartkach i podpiszcie się. Macie czas do końca lekcji, po dzwonku złożycie je na pierwszej ławce. Powodzenia. — Kiedy skończył usiadł na krześle w pierwszej ławce i zaczął rozmawiać z nauczycielką o „Akademii Językowej".
Alec czuł, że wykonanie tej pracy jest jakimś pretekstem do czegoś, co miało znaczenie, mimo że nikt poza nim samym tak nie uważał. Wpatrywał się w plecy kłamcy, a kartka pozostawała pusta (uwzględnijmy też to, że Alec nawet jej nie wyrwał z zeszytu). To prawdopodobnie może być jedynie tylko paranoja — nic więcej, ale coś, chyba instynkt Alexandra, każe mu mieć się na baczności i zachować czujność. Spojrzał na własną ławkę, potem rozejrzał się po klasie. O dziwo większa jej część pisała. Otworzył zeszyt, wyrwał z niego kartkę i wziął do ręki długopis. Znów spojrzał na plecy Newtgnusa, a po chwili w jego głowie zagościł pomysł. Zaczął pisać. Kiedy skończył przeczytał wszystko od początku w myślach:
Chłopiec stawiał opór. Widział, że to tylko kiepski żart ze strony Wojownika. Został z rodziną i nigdy w życiu nie pożałował swojej decyzji. Dożył sędziwego wieku z piątką dzieci, dwudziestką wnucząt i osiemnaściorgiem prawnucząt na koncie. Koniec.
„I chuj", pomyślał, „Jest? Jest.".
Siedział wyprostowany gapiąc się w zafascynowanych rozmową Magnusa i Amelie. Później swój wzrok przeniósł na tablice i kolejno na pozostałe przedmioty w klasie. Robił tak zawsze, gdy skończył zadaną pracę wcześniej niż inni. Rozglądał się po raz tysięczny znów czytając plakat zatytułowany "Palenie szkodzi" i zastanawiając się, ile jeszcze musi siedzieć w tym miejscu. Zepsuty zegarek był straszliwą karą. Dzwonek był wybawieniem. Kiedy zadzwonił chłopak szybko się spakował, oddał pracę i wyszedł na korytarz mieszając się z tłumem. Teraz wystarczy przeżyć fizykę i wychowanie fizyczne. Potem zostaje mu jedynie powrót do domu i normalności bez tego zakłamanego typka, na którego punkcie zaczyna mieć niewielką obsesję i o którym chce już zapomnieć.
?¿?
Wychowanie fizyczne... Jedni je lubią , drudzy nie, ale pewne jest, że kiedy na nauczyciel ogłosi testy sprawnościowe na ostatniej, siódmej lekcji to wszyscy mają go gdzieś. Bądźmy szczerzy: to kara w najgorszej odsłonie. Kiedy Alec ustawił się wraz z innymi chłopcami na zbiórce po rozgrzewce wiedział, że ta lekcja nie zleci szybko (na co po cichu jednak liczył).
— No dobrze, panowie. Zaliczenia zrobimy nieco wcześniej, żeby potem mieć wolne lekcje — oznajmił ciemnoskóry mężczyzna, na co uczniowie zawyli z rezygnacją i niedowierzaniem. Nie mogli pojąć, kto robi sprawdzian końcoworoczny pod koniec maja. — Na boisko.
Trener Headson był wysokim i ciemnym, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, mężczyzną. Poza ciemnym kolorem swojej skóry miał brązowe wręcz czarne oczy i przeważnie nosił czarne dresy. Jego łysawa głowa mieniła się w majowym słońcu, a na twarzy miał uśmiech. Cała chmara chłopców wyszła za nim i doznała niemałego szoku kiedy zobaczyli, co znajduje się na ich zwyczajnym boisku do nogi.
— Co to jest do...? — zaczął jeden.
— Nie wiem, ale jazda...
— Trenerze, musimy dzisiaj? — zapytał Alec, który też nie mógł uwierzyć w to, co widzi, jednak bardziej nie chciał zdawać testów sprawnościowych, szczególnie na takim sprzęcie.
— Och, dajcie spokój, potem będziecie mi za to dziękować, a teraz według listy ustawić się w kolejce. — Uczniowie mało entuzjastycznie wykonali polecenie, jednak nadal z niekrytym zaciekawieniem rzucali spojrzenia na murawę. — Podsumowanie zrobimy w bardziej wesołej formie, bo na boisku i inaczej niż zazwyczaj. Najpierw tor przeszkód: bieg przez opony, wspinaczka po ściance, podciągnięcie się trzy razy na drążku, później skok przez płotki i sprintem przez całe boisko do linii mety toteż i startu. Jak ktoś nie może czegoś wykonać robi mniej lub wcale. Nie chcę zbierać nikogo z murawy. Zrozumiano?
Kilka osób odpowiedziało „tak", inni pokiwali głowami.
— Skąd trener wytrzasnął taki sprzęt? — zapytał Dean, który nie mógł już wytrzymać.
— Miejscowa hala sportowa w moim rodzinnym miasteczku — wyjaśnił szybko, po czym zmienił temat — a teraz zaczynamy, Matt, ty pierwszy.
Matthew był tym, który w klasie jest najbardziej wysportowany, więc nie było zaskoczeniem, że to on będzie pierwszy i to on pokaże, jak powinno się to robić. Kiedy trener dmuchnął w gwizdek Matt wystartował. Z łatwością przebiegł przez opony, ale wspinaczka, mimo że szła całkiem sprawnie zajęła mu najwięcej czasu. Podbiegł do drążka i bez problemu wykonał trzy podciągnięcia. Skoki przez płotki nie były dla niego trudne, chociaż można było zobaczyć, że jest już mocno spocony. Potem puścił się sprintem. Pot lśnił na czole, a na twarzy widniała determinacja. Gdy dobiegł zmęczenie było wyraźnie widoczne, trener jednak podniósł go na duchu mówiąc, że osiągnął bardzo dobry wynik. Następnym do testu miał podejść Marcel, który nie potrafił nawet w piłkę kopnąć porządnie. Z oponami poradził sobie nawet nawet, chociaż nogi plątały mu się niemiłosiernie. Ścianka do wspinaczki była najtrudniejsza, wspinał się dobre piętnaście minut (może przesadzam), ale w końcu i ta część była wykonana. Podciągnął się raz i nie przeskoczył żadnego płotka, a jego sprint był truchtem. Chłopców dzisiaj na tej lekcji było dziesięciu, a Alec był czwartym z ich w kolejności z listy. Marcel, Matt, który jest ostatni, więc jego równie dobrze można nie liczyć, Dean, Andrew i on, a reszta już się nie liczy. Kiedy Andrew wspinał się po ściance do Aleca przysiadł się Lee, który miał być zaraz za nim.
— Niezły popis dałeś na angielskim — rzucił.
— Wkurzał mnie facet i to wszystko — powiedział lekko lekceważąco Alec.
— Było widać — zaśmiał się. — Szkoda, że nie trwało to dłużej.
Alec przez chwilę patrzył na schodzącego po drugiej stronie ścianki po linie Andrew.
— Nie chciałem trafić na dywanik do dyrki.
Lee pokiwał głową.
— Rozsądnie, w innym wypadku musiałbyś się pieprzyć z tą starą jędzą.
— Co?— Alec był w lekkim szoku.
— Nie słyszałeś? — zdziwił się chłopak. — Howie, z którym mam francuski posuwa ją, żeby nie mieć zawieszenia.
—Chyba zwariował.
— A no, wiesz... W sumie nie głupi pomysł...
— Chciałbyś ją pieprzyć?
Lee udał, że wymiotuje.
— Chyba w snach.
— Nie wiedziałem, że fantazjujesz o naszej dyrce. — Alec udawał zaskoczenie, jednak uśmiech go zdradzał.
— Wal się, stary — powiedział również ze śmiechem. — Wolałbym już pieprzyć face... —przerwał widząc, jak brwi Alexandra uniosły się w geście zaskoczenia. — W sensie... kurwa, nie jestem gejem i nie mam nic do gejów, ale jej bym nie tknął i... Serio, ja nie mam nic do ciebie, czy kurwa coś. — Zaśmiał się nerwowo.
— Jasna — powiedział powoli Alec kiwając głową i z dziwnym uczuciem, że ktoś go przeprasza.
— Ej, chyba to ten gość, co na angielskim, nie?
Alec spojrzał na Lee, a później podążył wzrokiem tam gdzie patrzył chłopak. Rzeczywiście do trenera Headsona zmierzał Newtgłupek. Chłopcy spojrzeli na siebie. Alec kiwnął głową w stronę trenera i obaj wstali podchodząc bliżej.
— ... jeśli to nie problem oczywiście... — dosłyszał Alec z ust Magnusa.
Headson najwyraźniej zdziwiony nie odezwał się przez chwilę.
— Raczej nie widzę problemu — stwierdził w końcu mężczyzna, drapiąc się po głowie.
— Dziękuję, to zajmie niewiele czasu — zapewnił czarnowłosy.
Alec spojrzał ponownie na boisko i zobaczył, że Andrew przeskakuje płotki i jest już w połowie. Potem pokierował wzrok na Magnusa, który patrzył się na niego tymi swoimi dziwnymi oczami. Było w tym coś niepokojącego.
— Czyli teraz ja trenerze? — zapytał Alec, który był tak blisko nauczyciela, że nie było odwrotu.
— No, nie do końca Lightwood. — Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Ten facet chciałby spróbować swoich sił. Damy mu się zbłaźnić, nie? — dodał ostatnie zdanie ciszej.
Po chwili Andrew skończył swój sprint cały zdyszany i zalany potem. Trener, jak każdemu podał mu wynik i zaprosił Magnusa do linii startu. On natomiast stanął tam bez krzty wątpliwości, że może zrobić z siebie błazna. Wysunął do przodu jedną ze stóp, zatarł na znak gotowości dłonie i wystartował. To było coś niesamowitego. Odległość między startem a pierwszą oponą przebył z niewiarygodną szybkością, niezauważalną. Same opony pokonał przeskakując, co dwie, chociaż trudno było dostrzec, kiedy on to zrobił. Uczniowie widząc to powstawali z trawy, aby widzieć lepiej, a ci co stali już zbierali szczęki z ziemi. Alec patrzył się nie mogąc zrozumieć, co się dzieje. Magnus bezproblemowo pokonał ściankę do wspinaczki, jak gdyby się po niej wspiął za pomocą skrzydeł. Na samym szczycie zamiast, tak jak powinien, zatrzymać się i zejść po linie, zeskoczył na materac. Nic mu nie było, zwyczajnie podszedł do drążka i jak zawodowiec podciągnął swoje ciało ponad jego górną część . Następnie nie puszczając się z rąk przełożył nogi między ręce, na których spoczywał cały ciężar. Podciągnął się do góry i wykonał HEFASTO*****. Jego mięśnie były bardzo dobrze widoczne przez biały materiał koszulki. Zdawało się, że ciężkie buty i wzorowane na bojowe, czarne spodnie nie przeszkadzają mu w wykonywaniu takich akrobacji. Odtworzył od tyłu całą kombinację i zszedł, chociaż bardziej wyglądało to, jak start samolotu. Od razu znalazł się przy płotkach, przez które nie miał zamiaru przeskakiwać. Niczym Jakie Chan wykorzystał je, jak chodnik, przeznaczając jeden płotek na swoją stopę. W mgnieniu oka był w połowie, a w dwóch na końcu. Kierowała nim nadzwyczajna dokładność. Został mu sprint, pomyślał Alec. Magnus bez żadnej oznaki zmęczenia przystąpił do szybkiego biegu.
— To niemożliwe — wyszeptał niebieskooki, Magnus stał obok niego.
— Jakim cudem pokonałeś to tak szybko?— zapytał z niedowierzaniem jeden z chłopaków.
— Dużo trenuje odparł Bane. — Powodzenia — powiedział prosto w twarz Aleca i dotknął jego ramienia.
Niczym ręka pchająca gęstą masę, tak właśnie od ramienia po całym ciele, Alec poczuł rozprowadzającą się moc. Przełknął ślinę i zamknął oczy słysząc, jak wydzielina wędruje przez przełyk. Ścięgna na jego szyi zwężały się, a tlen w powietrzu zanikł. Drapiące, wręcz duszące uczucie zaczęło drażnić jego płuca. Najgorsze było jednak silne stężenie czegoś dziwnego w brzuchu, czegoś co chciało się wyrwać. Nieznane coś, uwięzione w środkowym obszarze brzucha boleśnie napinało jego mięśnie i sprawiało, że miał ochotę ryknąć. Uczucie nie mijało a nawet było z każdą sekundą większe. Niespodziewanie każdy mięsień zaczął pulsować w równym i niezrozumiałym tempie. A potem nic. Uczucia, które były bardzo silnie przez niego odczuwane momentalnie znikły niczego po sobie nie pozostawiając. Spojrzał na Magnusa, który miał na twarzy uśmiech. Sam Alec był w dziwnym stanie przyćmienia umysłu.
— No to Alec, na linie. — Głos trenera niby tak blisko, słyszalny był przez mgłę.
Alec zrozumiał, że to trwało krótko, może nawet mniej niż jest w stanie sobie wyobrazić. Mało przytomnie stanął na linii startu, a kiedy trener dmuchnął w gwizdek ostatni raz spojrzał w stronę uśmiechniętego pajaca i wystartował. Poczuł, jak każdy mięsień znów zaczyna pulsować i powtórka z rozrywki. Ogień z brzucha wystartował równo z nim do płuc i gardła, a oddechy były płytsze i szybsze. Dziwna energia uwolniła się. Tlenu było zbyt mało i jego płuca jakby się zmniejszyły, a wtedy znikąd świat zwolnił i ucichł. Bieg do opon wydawał się zajmować zbyt wiele czasu, jednak mięśnie odmawiały szybszej pracy. Gdy w końcu dobiegł starał się jednym susem pokonać przeszkodę, ale jego organizm zbuntował się. Z niewyobrażalną dokładnością w tempie chodu przewędrował przez opony i znów powoli przystąpił do biegu. Po pokonaniu odległości do ścianki zaczął się wspinać i to go zaskoczyło. Patrząc na to, jak ciężko niektórym szła ta część sprawdzianu, Alec miał obawy do tego, czy on sam sobie poradzi. Co prawda to była niska ścianka wspinaczkowa mająca maksymalnie trzy metry wysokości, ale obawa zostawała przy Alecu. Gdy chwycił za pierwszy uchwyt od razu poczuł w sobie siłę i chociaż żółwie tempo go nie opuszczało to bez problemu wspiął się na sam szczyt. I stwierdził, że wysokość nie jest duża. Decyzja była szybka. Skoczył. Poczuł, że wiatr nie drażnił go, ale delikatnie otulał. To były niespełna trzy metry, a Alexander czuł, że lata i szybuje. Czas go oszukiwał, a mięśnie bezustannie pulsowały. Podłoże zbliżało się, ale nie zbyt szybko, to było leniwe i spokojne dające czas na zastanowienie i przygotowanie. Alec nie zdając sobie do końca z tego sprawy wykonał obrót i wylądował na dłoniach. Później dostawił obie stopy na materacu i z pozycji mostka podniósł się do pionu. Wykonywał każdą czynność w takim ślimaczym tempie, że zgadywał, iż jego czas będzie sporo większy niż Marcela. Ból mięśni był ogromny, a zostały mu jeszcze trzy zadania do zrobienia. Nie chciał jednak dać za wygraną. Wolnym truchtem zbliżył się do drążka i bez problemu (ale za to niemiłosiernie wolno) podciągnął się trzy razy. Gdy miał zacząć pokonywać płotki przez jego głowę przeszła ponownie myśl o tym jak bardzo jest powolny. Gdy jednak zaczął przeskakiwać płotek za płotkiem stwierdził, że to co on wyprawia jest nie tyle co niemożliwe jak i śmieszne. Flegmatycznie unosił się nad płotkiem, aby później ewolucyjnie spaść na podłoże i odbić się od ziemi. Z jego perspektywy naprawdę było to żałosne i upokarzające, ale jednocześnie śmieszne i niemożliwe. Gdy w końcu doszedł do momentu, gdzie pozostał jedynie sprint był bliski histerycznego śmiechu bezsilności, a gdy dojrzał wśród twarzy rówieśników Newtgnusa, którego uśmiech zdawał się kpiący nie wytrzymał. Nie obchodziło go nic. Ból był nieważny i nierzeczywisty w porównaniu z kpiną na ustach tego idioty. Pomimo uciążliwego uczucia pulsującego cierpienia w mięśniach przyśpieszył. Zmusił się do tego nie zważając na nic. Tlen w płucach stał się duszącym gazem. W końcu czas przyśpieszył i Alec poczuł wiatr we włosach oraz większą udrękę. Nie chciał na to patrzeć, chciał udowodnić to, że potrafi. Nawet się nie obejrzał, a już w nieubłaganie szybkim tempie zbliżał się do linii mety. Odgłosy wróciły, oddech przyśpieszył równie mocno, co tętno. Był coraz bliżej ludzi... I bliżej... I nagle wszystko się skumulowało. Alec przekroczył linię mety, upadł, a jego ciało... wariowało. Oddech w szaleńczym tempie chciał się unormować, poty zalały całe ciało, a mięśnie ani na moment się nie uspokoiły, ciągle pulsowały. I pojawiły się drgawki.
„Słaby", pomyślał Alec dławiąc się powietrzem.
— Słaby — powtórzył na głos i świat się zamazał wraz z twarzą Magnusa.
?¿?
*{wolne tłumaczenie;powietrzne sklepienie}
**{wolne tłumaczenie;teren ziemi}
***{wolne tłumaczenie; ognista przestrzeń}
****{wolne tłumaczenie; wodne gniazdo}
***** HEFASTO, tzw. "wejście anielskie", wygląda to mniej więcej tak:
data publikacji; 24.03.2019
data ponownej publikacji:11.02.2022
ilość słów: 5302
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top